wtorek, 29 września 2015

W każdej chwili życia pojawia się ktoś… a los pisze niespodziewane scenariusze teatru życia.

fot. Luka Kwiatkowsky





„Energia jest esencją życia. Każdego dnia decydujesz jak jej użyć - przez znajomość tego, co chcesz i co trzeba zrobić, by osiągnąć cel oraz przez skupienie się na nim.”

Winfrey Oprah






Nawet nie mamy pojęcia, co los nam przyniesie. Nie wiemy, kiedy spotkamy kogoś wartościowego na swojej drodze. Piękne życie stawia nam takich ludzi obok, gdy tylko tego potrzebujemy. To przyjaciele, którzy są, pomagają, trwają, wspierają w trudnym momentach…
Ola miała zawsze szczęście do napotykania dobrych ludzi. Wyczuwała ich i przyciągała do siebie jak magnes. A może to oni ją w jakiś sposób przyciągali… To zostało dla niej tajemnicą… Ale zawsze, każde nowe miejsce wiązało się z nowym, serdecznym człowiekiem. Jak gdzieś lądowała, z tłumu nowo poznanych ludzi wyłaniał się ktoś bliski.
            Anetę poznała w kolejnej pracy. W szkole… współpracowały ze sobą. Poczuły jakąś siłę, moc, były do siebie podobne. Rozumiały się bez słów. Uwielbiały tworzyć coś nowego, uwielbiały, jak coś wokół nich się działo. Pracowały z dziećmi i rodzicami. Trzeba było coś wymyślić, żeby zburzyć marazm nauczania… A to generowało tysiące nowych pomysłów. Jak coś było niecodzienne, nietuzinkowe, inne, przyciągało młodych.. i to było piękne.
A ich nić porozumienia wywodziła się też stąd że tak naprawdę obie poszukiwały swojej drogi…
            Ola była zawsze szalona w swoich pomysłach zawodowych. Aneta, lubiła gdy coś się działo, ale lubiła też to wszystkiego skrupulatnie się przygotować. Ola działała pod wpływem impulsu, szkolenia, wydarzenia, emocji. Aneta na zimno kalkulowała zwariowane pomysły, omawiała z Olą sposoby wprowadzania innowacji w życie. Pisały programy, projekty, planowały akcje, konkursy, imprezy. Obie tak bardzo się uzupełniały.
Obie poszukiwały drogi… Ola z czasem chciała czegoś więcej. Chciała wyjść poza krąg małej wioseczki, rozwinąć skrzydła. Aneta, pragnęła w końcu jakiejś stałości w swoim życiu.
- Ola czy ja kiedyś znajdą swoją przystań? Mam wrażenie, że całe swoje życie gonię jakiegoś króliczka, a on przede mną ciągle ucieka, gdzie pieprz rośnie. Czuję się jakbym kroczyła po równi pochyłej, a ona jakby ciągle była coraz bardziej śliska. Każdy mój krok do przodu, powoduje dwa kroki w tył…
Aneta miała ustabilizowaną sytuację rodzinną. Kochającego męża, dzieci. Stabilność finansową. Brakowało jej samorealizacji.
Skończyła studia – filologię polską. Nie znalazła pracy w zawodzie. Zaczęła pracować w prywatnej firmie. Było jej ciężko. Taryfy ulgowej nigdy nie miała. To nie było to co chciała robić w życiu. Ciążka praca spotkała się z czasem zakładania rodziny. Miała malutkie dzieci. Praca na pełny zegar powodowała… że dla dzieci, czasu brakowało… Nikogo nie obchodziło to, że ma rodzinę, że jej dzieciaki tak bardzo jej potrzebowały. Nieraz po dwunastu godzinach pracy, jak wracała do domu, zamykała się w łazience i płakała z bezsilności. Dzieci prawie w tygodniu nie widywała. Chciała coś zmienić. W jakiejś szkole dowiedziała się, że jeśli zrobi kurs kwalifikacyjny z bibliotekarstwa, to ją zatrudnią. Poszła na kolejne studia. Mąż ją wspierał w jej planach zawodowych. Po roku okazało się, że w szkole zatrudnili.. ale inną osobę. Ona została, ze starą pracą i nowymi kwalifikacjami… na dyplomie.
Ale nie poddawała się. Szukała dalej. Po kilku latach dostała pracę w szkole, w bibliotece. Okazało się, że studiowanie się opłaciło. Dostała pracę, na część etatu. W nowym miejscu też musiała walczyć o przetrwanie… Wchodził nowy przedmiot do szkoły. Podjęła się tego, że to ona będzie go nauczać. Poszła na kolejne, kosztowne studia. No i przez pierwsze lata godzin miała więcej, potem przyszedł niż… było coraz mniej klas, a co za tym szło i coraz mniej godzin….
- Co robić??? Znowu inwestycje w rozwój i krok w tył… Pomyślała z goryczą.
Czuła, że życie zawodowe ucieka jej gdzieś między palcami. Im więcej jej zaangażowanie pochłaniało środków finansowych i jej energii, tym efekty było mierniejsze…
Pojawiała się po raz kolejny, następna oferta doskonalenia. Tym razem musiała pociągnąć dwa kierunki równocześnie. Zupełnie niezwiązane z tym, co do tej pory robiła… Dobrze, że miała swego kochanego męża przy boku. Nie dość, że to on głównie utrzymywał jej rodzinę, to jeszcze pomagał jej w finansowaniu kolejnych i kolejnych studiów. I tak bardzo wspierał.
- Dasz radę Aneta. A może dzięki temu będzie ci kiedyś lepiej. Staniesz na nogach.
On wiedział, że to było dla niej ważne. A kochał ją bardzo. Obowiązki domowe dzielnie dzielili na dwoje. A ona studiowała…
- Ola, ile jeszcze…. Ja już nie jestem młodziutka. A zamiast lepiej, jest gorzej…
- Anetka, dasz radę. Czas często wyrównuje poniesione straty.
- Też tak uważam. Nawet jak jest trudno, to z czasem się okazuje, że wszystko nagle się zaczyna układać.
No i niedługo przyszło kolejne rozczarowanie… Godzin miała mało i wiązała kilka kierunków. Wszystkiego musiała się uczyć. Nowe przedmioty były takie obce. Ale dzielnie brnęła do przodu. Tylko, że sił i wiary w to, że coś w końcu się zmieni miała coraz mniej…
Ola też walczyła. Zawsze chciała się realizować. Tworzyć wielkie rzeczy. A w życiu ciągle musiała borykać się z wiejskimi, tak przez nią znienawidzonymi, stereotypami. Tak bardzo jej obcymi. Ona nie cierpiała schematów, małomiasteczkowego, zaściankowego myślenia. Kochała naukę, moc poznawczą, nietuzinkowych ludzi. Rutyna ją zabijała. I te zaściankowe poglądy też. Chciała tworzyć, nie bardzo wiedziała co. Chwytała się gry na instrumentach, malowania, robótek ręcznych, zaczynała mierzyć się z językiem obcym. Ale to ciągle nie było to. Miotała się z opanowaniem nudnych obowiązków. A pracy nigdy nie brakowało. Tylko sęk w tym, że nie zawsze ta praca ją porywała.
I tak obie walczyły przez całe osiem lat.
Odskocznią bywały projekty i te niesamowite rzeczy, które robiły z młodymi ludźmi. Jak już dało się ich zarazić pasją, potrafili góry przenosić. Robili badania, wygrywali projekty, zakładali zespołu muzyczne, angażowali się w wolontariat, konkursy ogólnopolskie, projekty edukacyjne. Najbardziej pasjonujące było to, jak dawało się pociągnąć do działania tych, którzy nigdy dotąd się do tego nie garnęli. A wtedy wybuchali chęcią tworzenia… Kręcili filmy, organizowali zawody, piekli smakołyki dla podopiecznych domu pomocy społecznej, angażowali się w akcje charytatywne. To było takie niesamowite. W końcu odnajdywali siebie. Jeśli nie w nauce, to w innych rzeczach. Ale każdy z nich miał ukryty w sobie jakiś niepowtarzalny talent. Tylko czasem niełatwo było się do niego dobić. Zamaskowany był skutecznie, przez wiele lat i często nigdy wcześniej nie widział światła dziennego.
Anecie i Oli to dawało siłę do walki ze swoimi problemami. Stawały się one wtedy jakieś mniejsze, bardziej do ogarnięcia, oswojone. A energia młodych i im się udzielała. A tak właściwie, to chyba działało to w dwie strony. Jak one były zaangażowane, młodzi też to czuli. I dawali z siebie wiele.
No i nadszedł w końcu czas spełnienia marzeń. Ich obie dopadło to w jednym czasie. Anetka w końcu dostała pracę na pełny etat, w jej podstawowym, głównym kierunku. Mogła w końcu przestać gonić za tym uciekającym przez tak wiele lat króliczkiem. Długo nie miała styczności z jej głównym kierunkiem, więc trochę się obawiała. Ale co tam… w końcu była na właściwej drodze. Wszystko zaczynało się układać.
Ola zaś wreszcie odnalazła sens w swoim życiu. W końcu odkryła, co tak naprawdę powinna tworzyć. Zaczęła pisać i to okazało się dla niej jakimś niesamowitym wyzwoleniem. Wszystkie strachy, marazm, odeszły w cień. Zaczęła z jeszcze większą pasją rozwijać skrzydła, dokształcać się, poznawać nowych, ciekawych ludzi. Zawzięła się w końcu, że nawet angielskiego się nauczy. Przecież w końcu włada jednym z najtrudniejszych języków świata, więc z urodzenia już powinna być poliglotką.
Ich ciężka praca i samozaparcie zaprocentowały. Los wyprostował im niektóre życiowe drogi, w odpowiedzi na ich wieloletnie zaangażowanie.
- Anetka, udało nam się. W końcu robimy to, o czym marzyłyśmy od dawna.
Wspierają się do dziś. Razem, pokonały wiele przeciwności. Zburzyły wiele rutyniastych murów, które jeszcze kilka lat temu wydawały się być tak wielkie, że nie były do ruszenia. Dziś zostały po tych nich tylko zgliszcza, porozrzucane w artystycznym nieładzie cegiełki, a to co się pojawiło za tymi murami okazało się być jedyne, niepowtarzalne, tajemnicze, nowe i takie pełne pasji…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz