niedziela, 27 września 2015

Od grubasa do łabędzia

fot. Luka Kwiatkowsky

„Człowiek przez całe życie buduje sobie własną prawdę. I swoją skuteczność opiera na tym, co jest jego prawdą. A prawdą jest to, co wynika z naszych doświadczeń.”

Jacek Walkiewicz


Ola pamięta czasy szkolne. Wryły się jej w pamięć, jak jakiś klin. Nie były to proste doświadczania….
Lubiła się uczyć, lubiła książki. To zawsze było jej pasją. Niesamowite historie różnych ludzi, poszukiwanie świata, zdobywanie nowych doświadczeń. To było takie pasjonujące. Chciała kiedyś zawojować świat. Nauka nie sprawiała jej nigdy żadnych problemów. Ale było jedno ale… Od czasów szkolnych była okropnie gruba. Miała przez to niesamowicie wiele kłopotów. Rówieśnicy w szkole jej nie akceptowali. Wyśmiewali się na każdym kroku.
- Jak jesteś tłusta…
- Jak ci będą mierzyć ciśnienie, to na pewno ta maszynka pęknie… Ty musisz mieć wielkie ciśnienie, jak jesteś taka gruba…
- Nie właź na tą huśtawkę, bo się pod tobą zawali.
Tak bardzo jej było wstyd… Jak oni mogli tak robić… Czuła się gorsza od innych… bardzo… Tak chciała być sprawna, jak i oni. Niestety tusza uniemożliwiała jej poruszanie się. Nie mogła skakać tak jak inni…
Chciała za wszelką cenę dorównać. Katowała się w domu. Grała z kolegami w piłkę, jeździła na rowerze, grała w siatkę, kosza, ping - ponga. Ale tylko w domu. W szkole wszyscy się wyśmiewali.
Nikt nigdy nie wybierał jej do drużyny na lekcjach wf-u. To było takie przykre. Pamięta, jak stała w rzędzie, czekając na swoją kolej. Wszyscy inni już dawno byli wybrani, a ona stała i stała i czekała i czekała…. Jak nie było już kogo wybrać, koledzy wskazywali ją. Więcej już w rzędzie wtedy nie było nikogo. To było takie upokarzające. Na każdej lekcji wf-u to samo… Nienawidziła tych lekcji… To było takie okropne…
Też miała potrzebę ruchu. Nadrabiała to w domu. Dobrze, że miała braci i kolegów. Oni ją akceptowali…
Nie dość, że była gruba, to jeszcze leworęczna… koordynacja ruchowa, to był jakiś koszmar. Zawsze grała lewą ręką. Mieszały się jej kierunki, nogi, ręce. Nigdy nie wiedziała które jest które. Lewa, prawa, lewa, prawa, czy to nie to samo… prawa ręka, lewa noga, lewa ręka, prawa noga… masakra. Zawsze robiła na odwrót.
- Ola, ty stoisz na bramce…
- Dlaczego ja?
- Bo jesteś najgrubsza i najwięcej bramki zajmujesz, hahaha….
Stawała…
- Dobra, jak najwięcej bramki zajmuję, to zobaczycie, że mnie nikt nie pokona. Jak nie mogę z wami biegać, to będę najlepszym bramkarzem…
A oni udowadniali jej, że nawet bramkarzem dobrym nie była… więc uciekała w książki. Tam nikt z niej nie szydził.
Czemu była gruba??? Lubiła jeść. Od kiedy??? Od wieku pięciu lat, gdy to ciocia po raz pierwszy zabrała ja na samotne wakacje. Bez rodziców, braci, dziadków… była sama z ciocią i wujkiem. Oni byli fajni, troszczyli się o nią, ale ona tak bardzo tęskniła za domem… Tak bardzo  się wtedy bała. Płakała po nocach ze strachu, nie mogła usnąć. Ciocia próbowała ją oswoić… ściągnęła młodą dziewczynę, żeby z nią się bawiła, puszczała jej bajki na gramofonie (Ola bardzo lubiła ich słuchać…). I karmiła .Mała się nudziła, więc jadła, jadła, jadła. Wszystko co wpadło jej w ręce. Rodzice mieli ją odebrać za dwa tygodnie. Gdy po nią przyjechali.. nikt jej nie poznał. Nie mogli uwierzyć, że przez dwa tygodnie tak można przytyć.
- Coś ty z sobą zrobiła dziecko! Krzyknęli, jak ją zobaczyli….
A ona tak bardzo się zawstydziła. Nie wiedziała, co jest nie tak. Nie czuła, że wygląda jakoś inaczej… A podobno wyglądała… Po powrocie do domu chcieli, żeby mniej jadła. A ona tak bardzo była głodna. A do tego, czemu ktoś miałby jej zabierać jedzenie… Więc na złość wszystkim wykradała jedzenie z lodówki. I tyła i tyła….
Gdy poszła do szkoły ważyła już wiele… i tak spotkała się z okrucieństwem rówieśników….
- Ola, masz zadanie?
- Mam.
- Daj odpisać.
Dawała. Lubiła pomagać i tak bardzo chciała, żeby ją w końcu zaakceptowali…
Oni odpisywali zadanie i szydzili dalej.
Najlepiej dogadywała się z kolegami. Miała samych braci, więc wiedziała jak się z nimi dogadać. Lubiła konkrety. A dziewczyny ciągle szydziły i się obrażały, nie wiedzieć o co. Koledzy z klasy ją lubili, a to był kolejny powód do zazdrości. Próbowały ją wyeliminować. Jak tak grubaska mogła się podobać!!!
- Masz oceny po znajomości!!! Mawiały.
- Twoja matka jest ważna, to ci i oceny załatwia.
Jakie to było niesprawiedliwie. Jej oceny, to była jej zasługa. Mama przecież za nią się nie uczyła. Przecież ona odpowiadała na pytania nauczycieli, miała zawsze zadania, pomagała rówieśnikom w nauce. Ale to do akceptacji nie wystarczyło. Była jakąś swoistą konkurencją dla dziewczyn z klasy, więc postanowiły ją zbojkotować. Nikt w klasie, z wyjątkiem chłopaków nikt się do niej się nie odzywał. A to powodowało jeszcze większe konflikty. Dziewczyny uważały, że chłopcy powinni stanąć po ich stronie i też się do niej nie odzywać. Ale oni robili swoje i nie przejmowali się docinkami dziewczyn. A Ola za to też obrywała…
Więc doświadczenia szkoły podstawowej wymazała szybko z pamięci. Poszła dalej do liceum. Tam nie było nikogo znajomego. Miała więc szansę zdobyć szacunek i znaleźć w końcu jakichś znajomych. Tak się stało. Była w klasie geniuszy. Nikt jej tam nie potępiał, z jednym wyjątkiem…
Koledzy doceniali jej wiedzę. Dążyła, jak pozostali do perfekcji. Zawsze miała coś mądrego do powiedzenia. Nigdy z nikim nie wchodziła w konflikty. Lubiła się uczyć, była obowiązkowa. Dawała z siebie wiele. Rówieśnicy to cenili. Byli podobni do niej.
Uczyła się dobrze. Nie do końca była w stanie dorównać kolegom z klasy, ale średnią poza cztery i pół miała zawsze. Lubiła przedmioty ścisłe, ale jeszcze bardziej lubiła ludzi. Miała w końcu wielu znajomych. Gdy tylko ktoś potrzebował pogadać, chciał jakiejś rady, przychodził do niej. Uwielbiała to. Czułą się potrzebna. Słuchała, pomagała w nauce, dawała dyskretne wskazówki. Okres dorastania to był taki burzliwy czas. Niewielu znajomych sobie z tym radziło. Pierwsze miłości, zranione serca, kłopoty z dogadaniem się z rodzicami, walka o poczucie wolności i tożsamości. Wszystkie emocje szalały jak wściekłe. Ze skrajności w skrajność. Ona też tak miała. Nienawidziła tego. Każdy problem wydawał się końcem świata, a zamiast myśleć racjonalnie ona albo wpadała w furię albo płakała. Paka znajomych, których wówczas poznała, pomagała. Razem borykali się z problemami dorastania.
Ola lubiła przedmioty ścisłe. Nie cierpiała historii i biologii. Historia ją nie pociągała, bo profesor wymagał pamięciowej znajomości tysiąca dat, a ona tego nigdy nie mogła zapamiętać, a do tego tępił ja za pismo. Nie potrafiła nigdy ładnie pisać. Tak się wściekała, że dostawała oceny z pismo, a nie za widzę!!! W szybkim pisaniu, ręka nie dawała rady. Musiała pisać prawą, a byłą leworęczna. Nikt tego nie rozumiał . Większość nauczycieli twierdziła, że na pewno jest leniwa i nie chce jej się ładnie pisać. To było takie krzywdzące… ona po prostu nie dawała rady. Ręka spinała się jej wściekła, i nie chciała ze żadne skarby pisać ładnych, kształtnych literek. Biologii też nie cierpiała. Życie roślin i zwierząt doprowadzało ją do szału. Ona lubiła naukę o człowieku, a musiała uczyć się tych wszystkich nudnych regułek. Brr….. Matematykę lubiła. Uwielbiała kombinować, wpadać na sposób rozwiązywania zadań. Tam musiała sama tworzyć, wymyślać, a nie kuć głupot na pamięć. Wybrała profil matematyczno – fizyczny, bo tam było najmniej biologii…
Ale… lekcje wf-u pozostały. Profesorka nie cierpiała fajtłap. Wszyscy mieli być sprawni. Grubych tępiła, jak tylko mogła. Ola, mimo tego, że nikt z kolegów już jej nie dokuczał, czuła się jak jakaś poniewierana szmatka. Lekcje wf-u zawsze poprzedzały okropne bóle brzucha. Bała się… Nie wiedziała nigdy jaka przykrość ją czeka, a czekała zawsze… Postanowiła, że udowodni profesorce, że da radę. W domu katowała się niesamowicie. Biegała, ćwiczyła, robiła tysiące brzuszków. Jedynym tego efektem było naciągnięcie mięśni brzucha. To tak bardzo bolało. Wylądowała w szpitalu. Na lekcjach wf-u nie dała rady ćwiczyć. Profesorka o niej zdania nie zmieniła… W klasie maturalnej zachorowała. Drastycznie się odchudzała. Chciała być piękna. Codziennie przeglądała się w lusterku, patrząc z nienawiścią na wszystkie fałdki tłuszczu.
- Jesteś okropna. Wyglądasz paskudnie, nie mogę się na siebie patrzeć. Nie akceptowała swojego ciała. Było takie brzydkie i tłuste.
Ku wściekłości rodziców i babci odmawiała jedzenia. Tak bardzo chciała wyglądać jak modelka. W końcu nerki odmówiły jej posłuszeństwa. Wylądowała w szpitalu. Długo się leczyła. A to tak okropnie bolało… Ale przynajmniej w końcu nie musiała ćwiczyć na tym przeklętym wf- ie.
Szybko nadszedł czas matury. Wtedy pierwszy raz stchórzyła. Na maturze próbnej stres ją zżarł. Nie była w stanie wpaść na rozwiązanie żadnego z zadań. Przeraziła się. W ostatniej chwili, na dwa miesiące przed maturą postanowiła, że będzie zdawać historię. Tam przynajmniej wykuje materiał i jakoś sobie poradzi. Musiała nadrobić sporo materiału. W nauce pomogła jej przyjaciółka. A profesor matematyki się wściekł, że ucieka.
- Będziesz żałować dziecko, zobaczysz.
Ona wtedy czuła, że zmiana przedmiotu do dla niej najlepsze wyjście.
Organizm wstąpił na drogę walki. Nie miała potrzeby ani snu, ani jedzenia. Całymi dniami wkuwała potrzebny materiał do matury. Spała po cztery godziny. Organizm więcej nie potrzebował. Wizja matury ją przerażała. To był pierwszy poważny egzamin, od którego zależało tak wiele… Nie mogła zaprzepaścić szansy, którą dawał jej los. Ambicja pokonała zmęczenie. Była twarda. Nie mogła się poddać. Materiał nadrobiła. Maturę zdała nieźle. Wtedy organizm dał sobie luz. Spała dwa dni, nie mogąc podnieść się z łóżka. Ale ten stan przeszedł. Wróciła do formy. Wielki wysiłek sprawił, że w końcu straciła na wadze. Od października zaczynała studia. Wybrała pedagogikę. Chciała pracować z ludźmi. To ją strasznie pasjonowało. Wiedziała, że to jest to, co chce w życiu robić. Gdy nadszedł czas inauguracji roku akademickiego, opuściła rodzinne pielesze i przeniosła się do wielkiego, nieznanego miasta. Mieszkała na stancji. Wiele zajęć i zmiana trybu życia sprawiły, że tłustości nie powróciły. Jednak długo nienawidziła swojego ciała. Przeglądanie się w lustrze i odnajdywanie jakichś ukrytych fałdek tłuszczu towarzyszyły jej długie lata.
Ale w studiowaniu odkryła pasję. Chłonęła nową wiedzę jak gąbka. Te wszystkie psychologiczne pedagogiczne i socjologiczne wywody były takie ciekawe. W przyszłości będzie mogła w końcu pomagać…
I tak się stało, zaczęła pracować jako wolontariuszka. To było to, co chciała robić. Zaangażowanie w pracę pojawiło się szybko. Inni zauważyli jej zdolności. Zaczęła powoli wierzyć, że jest dobra. Większe poczciwe własnej wartości spowodowało akceptację ciała. Nie czuła się już jak brzydkie kaczątko, stawała się powoli dorosłym ptakiem. Dorosłym ptakiem, który życie miał przed sobą i chciał znowu zawojować świat.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz