"Prawdziwe matki nie są idealne.
Idealne matki nie są prawdziwe."
Masz wyjść z
domu sama...
Myślisz kiedy
ostatnio takie zdarzenie miało miejsce i okazuje się, że najwcześniej 4 lata
temu...
Chyba, że moja
pamięć wycinała te momenty wcześniej. W każdym razie nie przypominam sobie
takich zdarzeń przez 4 lata wstecz. Moje relacje na FB też
Więc...,
pierwsze co trzeba było zrobić, to oswoić z tym siebie, dzieci i męża.
Siebie
ogarnęłaś, z mężem też poszło całkiem nieźle, za to Wiktoru przyjął to, że tak
powiem "średnio"
Ale
postanowiłaś, to robisz... Tym bardziej że małżonek sprezentował ci nową
sukienkę...
Więc myślisz,
super... Wystroje się po raz pierwszy od długiego czasu w suknię i rajstopy.
Niech będzie "na kobieco".
Okazuje się
jednak, że znalezienie rajstop, które będą z tobą kompatybilne, graniczy z
cudem.
Suma summarum,
znajdujesz na dnie szuflady coś co pasuje. I tu przyszedł moment - trza to
ubrać
Twoje ciało
przez lata przyzwyczajone do wygody, nagle miało się wbić w coś, co nieco
jednak uciska. A do tego uświadamiasz sobie, że zapomniałaś, jak się ubiera
rajstopy
Po kilku
podejściach - jest! Masz na sobie rajstopy i nawet nieźle z twą sukienką się
prezentują.
Teraz moment
pakowania. Twój umysł już kombinuje co zabrać "na wszelki wypadek"
Wyciągasz z
torby pieluchy, spodnie, koszulki, chusteczki i parę innych niezbędnych
dzieciowych elementów, po czym okazuje się, że zostana zawartość zmieści się do
całkiem małej torebki.
Jednak
myślisz, kurcze... "normalnie mi jakoś za lekko", więc dokładasz
jeszcze zeszyt, długopisy i olejki eteryczne, bez których ostatnio się nie ruszasz.
Założyłaś
jeszcze naszyjnik - dyfuzor, który jakoś Cię mocno zawołał... i nakrapiasz go
olejkami.
Oczywiście w
tle Wiktoru zadaje stado pytań typu: gdzie wychodzisz i dlaczego bez niego...
Między czasie
jeszcze ogarniasz to zacne stadko, by byli a miarę opanowane przed wyjściem.
Ufff...
W końcu
wychodzisz. Zakładasz kurtkę, buty i stwierdzasz, że normalnie nie da się nosić
małych torebek, bo ich normalnie na tobie "nie czuć". Do tego nie
trzeba nic pchać, bo wózek też zostaje
w domu...
Wsiadasz w
końcu do samochodu przyjaciółki i wyruszacie.
Po drodze trza
jeszcze odebrać paczkę z paczkomatu, czego też jeszcze nie czyniłaś... Ale
myślisz, z Agą dam radę... Trza się oswoić z tym że przez 4 lata świat poza
wioską mógł się nieco zmienić
Przed kawką
wyruszacie jeszcze na zakupy. I tam się dopiero działo...
Pierwsza
nowość: z lekkścią wysiadasz z auta i zastanawiasz się, co ci brakuje.
Uświadamiasz sobie, że jedyne co trza z tego auta wyciągnąć, to twoją mini
torebkę i możesz od razu wejść do sklepu...
Więc
wchodzicie... Aga pyta: bierzemy koszyk, czy wózek?
I tu odpala ci
się jednak potrzeba czegoś "pchania" , więc walisz po wózek, czując,
że Aga właśnie się zastanawia nad tym, jak duże zakupy planujesz robić...
Więc smarujemy
z wózkiem przed siebie...
A w tobie
czucie jakiejś pustki....
Próbujesz
wyczuć, czego brakuje... Odkrywasz, że nikt nie zadaje miliona pytań, nikt się
nie wierci, nikogo w wózku nie musisz zabawiać i masz prócz wózka tylko...
maleńką torebkę..., która zresztą złośliwie ciągle z ciebie spada...
Nawet nie
wiecie jaka to lekkość jechać wózkiem sklepowym, z lekkością podjeżdżać pod
półki z możliwością zatrzymania się, obejrzenia co tam leży i samotnego zastanowienia się, co ci potrzebne, bez ciągłej
potrzeby rozglądania się, czy aby ci ktoś nie ucieka, albo nie ściąga rzeczy
z półek ...
Nagle
odkrywasz, że kurde... Po co ci ten wózek, jak potrzebujesz kupić rajstopy i
rzeczy biurowe głównie, które ciągle złośliwie przez dziury w wózku wypadają na
podłogę...
Między czasie
telefon... Odbierasz, a tam w słuchawce... "Mamusiu kiedy wrócisz??? Bo ja
tu czekam."
Bierzesz to
jednak na klatę... powtarzając sobie w myślach "chłopaki są z mężem,
poradzą sobie..." Coby umysł w końcu zatwierdził...
No i tu
kolejna niespodzianka... Nagle w tle włącza się głos "klienci którzy płacą
za zakupy kartą proszone są, by korzystać z kas samoobsługowych"
I kolejna
panika w tobie... Jednak ją szybko
zagłuszasz, tłumacząc mózgowi, że jak pójdziesz do zwykłej kasy, to cię
przecież nie wywalą
Więc... nie
wywalili, zakupy zrobione, zapłacone "po normalnemu" to jedziecie na
kawkę na mieście...
Myślisz
sobie... Kurde... samotne zakupy, pierwsze od 4 lat, a ty masz panikę w sobie
przynajmniej taką, jakbyś w wieku 50 lat wsiadała po raz pierwszy na rower
A równocześnie
masz w sobie coś w rodzaju dumy!!! Boś zrobiła w końcu coś innego niż na
codzień
Jak już
dotarłaś na kawkę, już czułaś się całkiem swojsko, bo te klimaty twój mózg
zawsze celebrował, to się ucieszył i zapomniał panikować
Jeszcze i tu
się zdarzyło kilka lekcji przyjmowania, zobaczeń i wyczuwania dusz
świetlistych... Ale to już temat na kolejny wpis
Więc, jak się
okazało wypad na "kawkę na mieście" okazał się mega wyzwaniem jednak
Wyzwaniem z
satysfakcją - zrobiłaś to!!!!
Aczkolwiek z
jakiegoś powodu masz w sobie czucie, że to się na stand up się nadaje...
#matka #kawkaNaMieście #samodzielneZakupy #odnaleźćSię #bezDzieci #matkaBezDzieci #rzeczywistośćPo4Latach