fot. Luka Kwiatkowsky |
„I wszyscy powtarzają: takie jest
życie.
I nikt nie pamięta, że życie jest takie,
I nikt nie pamięta, że życie jest takie,
jakie sami zbudujemy.”
Małgorzata
Musierowicz
Gdy
miała szesnaście lat, zaszła w ciążę. Była straszna awantura. Rodzice nie
chcieli jej znać, wypędzili z domu…
Jak ona się wtedy bała. W jednej
chwili straciła marzenia, młodość, szansę na dalszą edukację i rodzinę. Nie
wiedziała co będzie z nią i jej nienarodzonym dzieckiem.
Jej chłopak okazał się
odpowiedzialnym człowiekiem, był od niej starszy o osiem lat.
- Nie przejmuj się – powiedział
wtedy. Jakoś sobie damy radę. Będziemy mieć dziecko, musimy być silni. Wszystko
się jakoś ułoży.
Wyjechali do obcego miasta.
Pobrali się. Zamieszkali tam. Urodził się Wojtuś, potem Jadzia, Monika, Paweł,
Ewa. Dobrzy ludzie zawsze im pomagali. A to dostali ubranka dla dzieci, a to
wózek, a to zabawki. Jakoś było. Jej mąż zarabiał na życie, ona… poświęciła
się. Dla dzieci… Zrezygnowała z marzeń, pragnień. Jej jedynym celem było
zapewnienie domu dla rodziny. Każdy dzień wyglądał tak samo. Rano śniadanie,
poranna toaleta, pranie, prasowanie, sprzątanie, gotowanie, zajmowanie się
dziećmi. Każde było inne. Każde miało inne potrzeby. Najpierw były małe.
Wymagały ciągłej uwagi, potem rosły… i koszty utrzymania też.
- Na co ty tyle pieniędzy
wydajesz? Przecież ja na to wszystko nie urobię – wypominał ciągle jej mąż.
- Jakie nowe buty dla Wojtka,
przecież dopiero kupowałaś!
- Wyrósł…
- Już? Ty chyba oszalałaś.
- Weź się w końcu do roboty, ja
całymi dniami haruję, to ty przynajmniej mogłabyś w domu posprzątać, tyle masz
do roboty – mawiał, jak niechcący zostawiła na stole okruchy po chlebie.
- Oszczędzaj wodę. Czy naczyń nie
można umyć w misce? Musisz dzieci codziennie kąpać? Przecież przez ciebie w
końcu pójdziemy z torbami.
I tak żyła, uważając na okruchy,
myjąc naczynia w misce i oszczędzając każdy grosz. Maż i tak nigdy nie był
zadowolony… Kochała dzieci. Zrobiłaby dla nich wszystko. Nie znała innego
życia, niż to, które miała. Szkoły nie skończyła. Ciąża… wiadomo, musiała
przerwać. Potem nie było już na to czasu.
- Mamo, ja nie chcę mleka.
- Mamo, a Paweł mnie bije.
- Mamo, chcę pić.
Potrzebom dzieci nie było końca.
Wstawanie, odprawianie do szkoły, odrabianie lekcji, karmienie maluchów,
usypianie. I tak całymi dniami. Czasem nie wiedziała, który jest dzień
tygodnia, tak bardzo jej życie zlewało się w jedną, szarą całość. Tak się
starła, żeby nie bałaganiły.
- Musicie po sobie sprzątać.
Przyjdzie tato zmęczony i będzie się złościł. Szybko pozbierajcie zabawki do
pudełka.
Jak mąż wracał z pracy, dzieci
musiały być cicho, dom posprzątany, obiad ugotowany. Wiadomo, ciężko pracował,
potrzebował odpocząć. Ona przecież tylko siedzi w domu. Nie liczyło się to, że
by sprostać wszystkim obowiązkom musiała wstawać codziennie o piątej rano, a
kładła się po północy. Nie mogła mieć żadnych potrzeb. Nie zasługiwała. Usunęła
się w cień. Czuła, że nic nie znaczy. Nie zasługuje na nic lepszego. Była
całkowicie zależna od męża.
- Zasłużyłam sobie na to. Mogłam
wtedy, w wieku piętnastu lat pomyśleć – czasem przychodziło jej do głowy przed
snem. Ogarniał ją coraz większy smutek. Z czasem przestała się uśmiechać,
stawała się coraz bardziej nieobecna.
Ale dzieci dawały jej siłę. Walczyła
o to, by dobrze się uczyły. Wtedy na chwilę zapominała o sobie. Ona zawsze
chciała zdać maturę, dostać dobrą pracę, rozwijać się. Nie wyszło. Może chociaż
dzieciom się uda…
Często przed snem marzyła, że
kiedyś będą wielkimi ludźmi. Że nie pozwoli, by któreś z nich popełniło jej błędy.
Mieszkali w dużym mieście. Z uwagi
na wielodzietność mogli liczyć na pomoc. Dzieci po lekcjach, chodziły na
dodatkowe zajęcia. Przyuczała ich do sprostania obowiązkom domowym. Uważała, że
tak trzeba. Ona, jak wyszła za mąż, nie miała i niczym pojęcia, nie potrafiła
wtedy nawet gotować, za co ciągle obrywała po głowie. Musiała się wszystkiego
uczyć sama.
Gdy podrośli, przestała być
ciągle potrzebna. Miała w końcu trochę więcej czasu dla siebie. Zaczęła wracać
do marzeń z młodości. „Chcę się uczyć, chcę pracować.” Podpowiadało jej serce. Kiedyś
opowiedziała swoją historię Wojtusiowi, jak nie chciał odrabiać lekcji.
- Mamo, to dlaczego nie zaczniesz
się uczyć? Nas zawsze motywujesz do tego byśmy nie zmarnowali życia. Ty też
możesz zadbać w końcu o siebie. My już sobie często sami radzimy. Przecież są
szkoły dla dorosłych. Powiedział jej wtedy.
No właśnie. Dlaczego…? Może warto
zacząć… Muszę porozmawiać z mężem…
- Oszalałaś? W tym wieku, kto cię
do szkoły przyjmie? Kto za to zapłaci?
- Darek, powiedziała do męża,
przecież ty teraz dostałeś awans, a dzieci będą potrzebować coraz więcej. Przecież
trzeba będzie pomóc im kiedyś wejść w dorosłe życie. Pamiętasz, nam nigdy nikt
nie pomógł. Pamiętasz, jak wtedy było nam ciężko? Jak skończę szkołę, to będę
mogła iść do pracy. Z dwóch pensji będzie nam łatwiej.
- A kto zajmie się domem i
dziećmi?
- Poradzę sobie, dzieci już nie
potrzebują tyle uwagi jak wcześniej. Wracają do domu dopiero popołudniu.
Proszę, pozwól mi iść do szkoły.
Wtedy do pokoju wszedł Wojtuś.
- Tato, zgódź się. Mama dla nas
wszystko poświęciła. Pozwól jej w końcu zrobić coś dla siebie.
- No dobrze. Spróbuj, jak tak
bardzo tego chcesz.
I zaczęła się uczyć.
- Co ty poszłaś do szkoły? Ale
jesteś głupia. Jakby mnie mąż całe życie utrzymywał, to nie robiłabym nic. Po
co.
- No tak, jak myśmy się uczyły,
to ty rodziłaś dzieci. Powtarzały jej pseudo koleżanki, które ledwo skończyły
szkołę zawodową. Śmiejąc się z niej za jej plecami.
Było jej strasznie wstyd. Bała
się, że może nie dać rady. Koleżanki nie dodawały jej odwagi.
Postanowiła nie poddać się. Dla
dzieci. Brnęła do przodu.
Dzieci pomagały jej się uczyć.
Zdała maturę. Znalazła pracę. Zaczęła się znowu uśmiechać. Darek docenił to.
Nie wierzył, że sprosta temu wyzwaniu. Ich relacje na nowo stały się serdeczne.
Dzieci do dziś podziwiają tą wielką odwagę matki. Wiedziały, ile wyrzeczeń ją
to kosztowało. Do dziś są kochającą się rodziną. I mimo, że ich drogi się
rozeszły, dzieci wyfrunęły z gniazda, założyły swoje rodziny, wracają do
rodzinnego domu, który z takim oddaniem stworzyła im matka.