niedziela, 29 listopada 2015

W drogę…

fot. Ewa Kawalec

„Gdy raz podejmiesz decyzję i konsekwentnie zaangażujesz się w jej realizację, musisz już tylko po prostu powtarzać powyższy proces, aż osiągniesz cel, do którego zmierzasz.”

John Fuhrman


            Po porannej krzątaninie i szybkim pożegnaniu z rodzicami Monika pogoniła na pociąg, który miał ją poprowadzić ku wielkiej przygodzie. Przygodzie życia, która miała w końcu dać jej szansę zmierzenia się z własnymi umiejętnościami. Za kilka godzin czekała ją rozmowa kwalifikacyjna. Pierwsza, z prawdziwego zdarzania. Z dala od rodzinnych stron, z dala od bliskich... Zbliżała się godzina prawdy.
- Niedługo okaże się ile tak naprawdę jestem warta. Myślała przez całą drogę Monika.
Przez całą podróż, po raz nie wiadomo już który, układała sobie w głowie swoje przyszłe wystąpienie. Wystąpienie, przed jej przyszłymi pracodawcami. Mimo tego, że całymi dniami ćwiczyła swoją mowę przed lusterkiem, nie do końca była pewna efektów jej przygotowań. Zrobiła to najlepiej, jak umiała. Reszta była już w rękach innych. Wszystko zależało od tego, czy zdoła się wstrzelić w potrzeby potencjalnego pracodawcy.
Po kilku godzinach podróży, z szamocącym się sercem i duszą na ramieniu wysiadła z pociągu.
- No to teraz muszę jakoś dostać się do tej firmy.
Mapka, którą miała przy sobie, wskazywała, że czeka ją przeprawa komunikację miejską. Musiała się tylko dowiedzieć, jak ma dostać się na miejsce.
- Koniec języka za przewodnika! Rewolucję życia czas zacząć! Powiedziała sobie i ruszyła przed siebie.
Okazało się, że nie zaginęła w gąszczu ruchliwych uliczek wielkiego miasta, jak się tego spodziewała. Wszystko poszło nad wyraz łatwo. W przeciągu niecałej godziny była na miejscu. Więc miała przed sobą dobre dwie godziny do spotkania. Miała więc czas, by spokojnie przyglądnąć się nowemu dla niej miejscu. Budynek firmy prezentował się niesamowicie. Był ogromny, piękny. Taki profesjonalny pod każdym względem. Był wczesny ranek, więc mnóstwo ludzi właśnie przychodziło do pracy. Wszyscy tacy zadbani. Eleganckie kobiety, przystojni, zadbani mężczyźni, w garniturach. Monika szybko spojrzała na siebie, sprawdzając, czy aby jej ubiór pasuje do tego miejsca. Starała się bardzo, by jej garderoba była odpowiednia na ten dzień. Staranie dobrany kostium, eleganckie buty, stonowana kolorystycznie bluzeczka, elegancko upięte włosy i płaszczyk.
- Chyba się nie różnię za bardzo od tych wszystkich ludzi tutaj. W Internecie pisało, że to dobrze. „Chcesz się dostać do jakiegoś środowiska, to dołóż starań, by wyglądać jak ludzie z tego środowiska”. Przypomniał jej się cytat z jednej ze stron, które przeglądała.
Odetchnęła z ulga. Przynajmniej tu trafiła. Po raz pierwszy od założenia na siebie kostiumu poczuła się jak kobieta.
W domu, gdy zakładała go na siebie, czuła się jak w przebraniu. Po wielu miesiącach biegania do lumpeksu w butach sportowych, spodniach i luźnej bluzie, w idealnie dopasowanym kostiumie czuła się nieswojo. W lusterku wyglądała zupełnie inaczej niż zwykle. Nawet tato jej nie poznał. Po raz pierwszy od kilku miesięcy poczuła się kobieco. Elegancko i profesjonalnie, ale kobieco. To było dla niej zupełnie nowe doświadczenie. Ale o dziwo, przed wejściem do firmy, gdy porównała się z otaczającymi ją tam ludźmi, poczuła, że ogrania ją jakaś przedziwna moc. Pewność siebie nadchodziła wielkimi krokami.
- Czy to jest możliwe, żeby styl ubierania się dodawał takiej niezwykłej siły? Zastanawiała się.
To uczucie zaczęło jej się podobać. Siedziała na ławeczce nieopodal budynku firmy i wyobrażała sobie, jak to by było, gdyby zaczęła tu pracować. Jej myśli powędrowały w przyszłość. Nagle znalazła się w eleganckim biurze. Ludzie wokół niej sprawiali wrażenie niezwykle kompetentnych. Ciągle ktoś gdzieś się przemieszczał. Wszyscy zabiegani, uśmiechnięci. Ona, siedziała za biurkiem, tworząc miesięczny raport dla szefa…

- Przepraszam, pani też na rozmowę kwalifikacyjną?
Monika została nagle strącona z chmury marzeń. Spojrzała przed siebie. Obok niej stał przystojny, wysoki mężczyzna. Zerwała się z ławki jak oparzona.
- Przepraszam, nie chciałem pani wystraszyć. Pomyślałem tylko, że moglibyśmy zamienić kilka słów…
- Nie… nic nie szkodzi. Zamyśliłam się tylko. Powoli wydusiła z siebie.
- Przyglądałem się pani. Była pani taka nieobecna... Pomyślałam, że pani też na rozmowę. Jakoś przyszło mi do głowy, że razem będzie nam raźniej. Wyglądała pani na bardzo samotną. Nie chciałem pani urazić. Przepraszam.
- Ale nic się nie stało. Nie uraził mnie pan. Po prostu nie zauważyłam pana i trochę się przestraszyłam, jak nagle usłyszałam pana głos. Tak, ja też wybieram się na rozmowę.
- To już za czterdzieści minut.
Monika z niedowierzaniem popatrzyła na zegarek.
- Ojej, jak ten czas szybko płynie. Wydawało mi się, że siedzę tu zaledwie kilka minut. Dobrze, że pan podszedł, bo chyba straciłam trochę poczucie czasu.
- Ha ha ha, to może jakiś znak. Roześmiał się nieznajomy. Czy pani pozwoli, żebym na chwilę się dosiadł?
- Proszę bardzo. Odpowiedziała.

Zaczęli ze sobą rozmawiać. Jakaś dziwna nić porozumienia nawiązała się między nimi. Monika poczuła, że nie jest już sama w tej ważnej dla niej chwili. Tajemniczy nieznajomy sprawił, że poczuła, że ma przy sobie jakąś bratnią duszę.

- Na jakie stanowisko pani aplikuje, jak mogę zapytać? Jeśli to nie jest tajemnicą oczywiście.
- Nie, to żadna tajemnica. Na stanowisko sekretarki.
- Ja staram się o posadę handlowca. Dziś rekrutują na kilka stanowisk równocześnie.
- Tak wiem…
- To może wejdziemy już do środka, by się nie spóźnić?
- Ma pan rację, już czas.
Marzenia, którym się oddała Monika i rozmowa z tajemniczym nieznajomym sprawiły, że całkowicie zapomniała o stresie, który ją zżerał przez całą drogę. Weszli do budynku.
- Pani, chyba musi udać się na pierwsze piętro. Tak tu pisze. Ja mam stawić się na trzecim. Powiedział, spoglądając na wywieszkę na drzwiach.
- Tak, chyba tak. Odpowiedziała Monika.
- Życzę pani powodzenia. Może jeszcze kiedyś się spotkamy…
- Ja panu również życzę powiedzenia. Może… może kiedyś…

Każdy z nich ruszył w swoją stronę. Niedługo po tym Monika znalazła się przez oznaczonymi drzwiami z napisem „Rekrutacja na stanowisko sekretarki”.
Rozejrzała się wkoło. Była tam ogromna ilość osób.
- O rany, oni wszyscy starają się o tą posadę. Ja nie mam na pewno z nimi szans… Ale… dam z siebie wszystko, Wykonam to zadanie najlepiej jak potrafię. Powiedziała sobie w duchu i zajęła miejsce w kolejce oczekujących.


Cdn…

piątek, 27 listopada 2015

Drzwi do nowego świata

fot. Ewa Kawalec

„Wiara we własne siły jest mostem łączącym oczekiwania, działania, wkład i wyniki.”

RosaBeth Kantor


Monika zaczęła przygotowywać się no nowej roli. Roli osoby powstającej z otchłani martwych dusz. Martwych dusz młodych ludzi poszukujących swego miejsca na ziemi. Dostała szansę. Szansę na wyrwanie się z szarości dnia codziennego. Szansę walki o dalsze, lepsze życie, o własny rozwój. Może w końcu dostanie pracę swoich marzeń. Ale… czy dostanie??? Czy będzie dość dobra, by przebrnąć przez proces rekrutacyjny? Była jedną z wielu kandydatów. Firma, która zaprosiła ją na rozmowę była ogromna. Wielka i międzynarodowa. Zajmowała się handlem. Monika musiała zapoznać się z jej profilem. Przeglądała strony internetowe poszczególnych oddziałów. Szukała informacji na forach internetowych. Postanowiła, że da z siebie wszystko, by jak najlepiej wypaść na rozmowie. Znów załapała wiatr w żagle. Wróciła do szlifowania języków obcych. Przypominała sobie, zapomniane już w części, zwroty w obcym języku. Stała przed wielkimi drzwiami do możliwej, nowej i z pewnością pasjonującej, pracy zawodowej.
Postanowiła zrobić wszystko, co tylko było w jej mocy, by jak najlepiej poznać specyfikę firmy. Wróciła do studiowania panelów rekrutacyjnych. Skrupulatnie przygotowywała się do wszystkich możliwych pytań, które mogą paść na rozmowie kwalifikacyjnej. Kolejny raz musiała się zmierzyć z poczuciem własnej wartości. Musiała przeanalizować wszystkie swoje mocne strony i znaleźć odpowiednie argumenty popierające tezę jej wewnętrznej wartości i umiejętności, które nabyła.
- Co ja właściwie powiem tym ludziom, gdy mnie zapytają, dlaczego właśnie mnie mają zatrudnić?
-Co ja mam w sobie takiego, co mogą nie mieć inni?
- Czym ja się wyróżniam?
- Czy właściwie czymś się wyróżniam?
- Czy może jestem tylko życiowym nieudacznikiem, który do tej pory nie mógł znaleźć odpowiedniej do swoich możliwości pracy?
- Gdzie jest ta prawda?
- Gdzie leży klucz?
- Co mam mówić, żeby w końcu ktoś mnie zauważył?
- Ale przecież zaprosili mnie na rozmowę, więc może w mojej aplikacji było coś, co przykuło ich uwagę? Ale co to mogło być? Co może być dla nich istotnie?

Monika biła się z myślami. Raz wpadała w euforię związaną z wizją nowego życia, drugi raz dopadał ją ogromny lęk. Lęk przed tym, że nie podoła, że nie odnajdzie się sama w nowym świecie. Musiała przecież najpierw pojechać na rozmowę aż do Krakowa. A to dla niej, osoby, która nienawidziła wyjeżdżać, stanowiło wielką wyprawę. Trzeba było się tam się gdzieś zatrzymać na czas rekrutacji. Nie znała tego miasta. Wszystko tam było takie nowe.
A potem, jakby przeszła proces rekrutacyjny, to będzie musiała tam właśnie ułożyć sobie życie. Próbować budować swoje własne gniazdko. Samotne gniazdko. Z dala od bliskich.
Czy będzie w stanie sprostać takiemu wyzwaniu? Czy potem będzie w stanie się sama utrzymać?

No tak. Codziennie pojawiały się w jej głowie coraz to nowe pytania. Okropnie się bała. Bała się zmian, bała się przyszłości. Nic nie było pewne. Za to wszystko było nowe i ogromnie tajemnicze. Nie wiedziała czego może się spodziewać, więc i nie była w stanie przygotować się w stu procentach na wszystko, co ją czekało. A ona tak bardzo lubiła wiedzieć, co może przynieść przyszłość. W jej mieścinie zawsze wszystko było poukładane i do bólu przewidywalne. Monika lubiła mieć zawsze zabezpieczone tyły. Lubiła planować. Uważała, że gdy podejmuje się czegoś nowego, musi przemyśleć każdy krok, by zminimalizować wizję kolejnej, możliwej porażki. Nie chciała już więcej porażek.
- Monika, wrzuć na luz. Powiedziała jej kiedyś mama. Daj szansę życiu się dziać. Nie wszystko jesteś w stanie przewidzieć. Czasem trzeba pozwolić działać spontaniczności.
- Mamo, myślisz, że to takie łatwe?
- Nie mówię córka, że to łatwe. Mówię tylko, że życie pisze różne scenariusze. Nie zawsze jesteśmy na wszystkie przygotowani, ale zawsze, gdy coś się wali, bądź gdy do czegoś dążymy, w chwili, gdy już myślimy, że nie damy więcej rady, wstajemy i idziemy dalej. Poszukujemy wyjścia problemów, szukamy nowych dróg. Takie jest życie córka.
- To co ja mam zrobić mamo?
- Monika, na początku z tatą ci pomożemy. Jak tylko będziemy mogli. Pomożemy wejść ci na tą nową drogę.
- A potem?
- A potem dasz sobie radę, zobaczysz. Po prostu słuchaj serca, obserwuj znaki i bądź sobą.
- I tyle? Zapytała z niedowierzaniem zdziwiona Monika.
- Tak Monia, to tyle. Gdy nie jesteś w stanie przewidzieć przyszłości, kieruj się tym, co czujesz i pamiętaj, że nigdy nie jesteś sama na świecie…

Słowa mamy zawsze stawiały ją na nogi. To taka mądra kobieta.
-Jak dobrze że ją mam! Pomyślała Monika.

Dzień wyznaczonej rozmowy nadchodził wielkimi krokami. Monika przygotowywała się do wyjazdu. Studiowała mapki Krakowa. Wynajęła pokój na czas rekrutacji. Nadal analizowała wszystko, co może ją spotkać podczas dalszego procesu rekrutacyjnego.
Im bliżej był wyznaczony termin, tym bardziej się denerwowała. Wzięła sobie kilka dni urlopu w pracy. Właściwie wywalczyła ten urlop. Z czasem właścicielka sklepu zaczęła ją traktować jak swoją własność. Była jedyną osobą, która przetrwała tam więcej niż trzy miesiące. Nikt inny dłużej nie był w stanie znieść panującego tam wyzysku. A ona jednak trwała na placu boju. Wojna jednego żołnierza. Walka o lepsze jutro…
Pierwszy raz w swoim życiu postawiła granice. Pierwszy raz odważyła się powiedzieć, że urlop się jej należy. Nie odpuściła, tak jak robiła to do tej pory. I o dziwo, to zadziałało na nią jak swoistego rodzaju wyzwolenie. Poczuła się nagle przez chwilę jak wartościowy człowiek, a nie jak jakaś miotełka do zamiatania podłogi, sterowalna z zewnątrz. Jej wewnętrzna siła powoli zaczynała wychodzić na światło dzienne.
- Dam radę! Teraz nie ma odwrotu. Tutaj zostać nie mogę. To nie ma więcej sensu. A jak chcę wyjechać, stanąć na własne nogi, to muszę to zrobić najlepiej jak potrafię.

- Mamo, dam radę. Jestem chyba gotowa… Powiedziała dzień przed wyjazdem.
- Wiem Monika, ja jestem tego pewna, że sobie poradzisz. Jesteś silną kobietą, pomimo tego, że robisz wszystko, by sobie udowodnić, że wcale tak nie jest. Ja w ciebie wierzę. Powiedziała jej mama, kładąc jej rękę na ramieniu.


Noc przed wyjazdem Monia była pełna emocji. Każda cząstka jej ciała była podekscytowana, a zarazem przerażona tym, co miało się wydarzyć. Jutro z samego rana wyjeżdża. Wyjeżdża i od tego wyjazdu wiele zależy. Zależy jej przyszłość, zależy jej wiara w samą siebie. Czuła, że to jest właśnie moment, w którym w końcu sama sobie musi coś udowodnić. Udowodnić, że jest już dorosła, że jest w stanie wyfrunąć spod kochających i chroniących ją skrzydeł jej wspaniałych rodziców, wprost w otchłań nowego, wielkiego świata…

Cdn...


środa, 25 listopada 2015

Zaangażowanie wcześniej czy później procentuje

fot. Ewa Kawalec

„Najskuteczniejszy sposób na kształtowanie własnego życia to PRZYSTĄPIĆ do DZIAŁANIA - i trzeba się tylko do tego nakłonić.’

Anthony Robbins

            Monika walczyła o zaistnienie na portalach zajmujących się pośrednictwem pracy przez kilka miesięcy. Raz była pełna nadziei, to znów łapała doła, traciła wiarę w to, że kiedykolwiek uda jej się coś zmienić. Nic nie chciało przychodzić od razu. Ale starała się… starała się nie poddawać.
Miała kochających rodziców, którzy ją wspierali.

- Monika, dasz radę. Nie poddawaj się. W końcu ktoś odpowie na twoje aplikacje. Tylko nie odpuszczaj. Czasem to musi trochę potrwać.
- Mamo, ale czy ja dam radę sprostać temu wszystkiemu, jak to się zadzieje?
- Monika, czego ty się obawiasz dziecko?
- Skąd wiesz, że się obawiam?
- Bo znam cię od lat. Niby walczysz, ale czuję, że czegoś się boisz.
- Wiesz mamo, chyba masz rację. Z jednej strony bardzo chcę coś zmienić, a z drugiej ta wizja mnie tak przeraża, że myślę, że może lepiej mi teraz, gdy nic się wokół mnie nie dzieje. Ale równocześnie czuję też, że ta praca, którą wykonuję mnie wykańcza. Pracuję o wiele poniżej moich możliwości i chyba coraz bardziej się uwsteczniam.
- Widzę córka, że to cię przerasta i powoli rozkłada na łopatki. Ale pomyśl? Czy to jest właśnie szczyt twoich marzeń, to co teraz robisz?
- No chyba nie… A właściwie, to na pewno nie.
- No widzisz. Martwię się o ciebie Monika. Coraz mniej spotykasz się z ludźmi. Dawniej byłaś taka pewną siebie, otwartą i uśmiechniętą osobą. Teraz na twojej twarzy często widzę tylko smutek. Jakby nic cię nie cieszyło.
- Bo chyba mnie nie cieszy mamo. Chyba masz rację.
- Monika, ale ucieczką od własnych uczuć niczego nie załatwisz. Pamiętaj… Ja wiem, musi być ci bardzo trudno. To wszystko trwa bardzo długo, ale nie możesz poddać się, gdy prawie jesteś u celu. Bo coś mi mówi, że jesteś…
- Skąd wiesz mamo? Żadna znaki na ziemi i na niebie o tym nie mówią. Przynajmniej ja tego nie czuję.
Starała się żartować Monika. Uśmiechnęła się spode łba, chociaż wcale nie było jej do śmiechu. Tak naprawdę chciało jej się wyć z tej niemocy.
- Nie wiem skąd to wiem. Coś w środku mi mówi, że twoje zmartwienia niedługo się skończą.

- Ta moja mama jest niepoprawną optymistką. Pomyślała Monika. Zawsze w każdej dziurze znajduje jakieś światło…

- Mamo, czy ty nigdy w życiu nie miałaś ochoty się poddać? Nie walczyć więcej? Czy nie miałaś poczucia, że więcej nie dasz rady?
- Wiele razy tak miałam Monika. Ale zawsze się podnosiłam. Dla siebie, dla twojego taty, dla ciebie. Każdy powód do wyłażenia z otchłani problemów był dobry. I wiesz, powiem ci, że za każdym razem, gdy wydawało mi się, że już więcej nie dam rady, zawsze pojawiał się ktoś, kto podał mi rękę. Czasem to były zupełnie obce osoby.
- Co masz na myśli?
- Wiesz, jak zmarła moja mama, byłam w liceum. Ona była dla mnie taka ważna. Świat się wtedy dla mnie zawalił. Nie chciało mi się żyć. Zawaliłam wtedy szkołę. Nie zadałam matury. Musiałam powtarzać rok. I wtedy, pewnego dnia przyszła do nas sąsiadka. Starsza kobieta. Nigdy nie zamieniałyśmy ze sobą więcej słów niż było to konieczne. Ja tak naprawdę byłam wtedy bardzo zamknięta w sobie.
- Ty mamo byłaś zamknięta? Ty, osoba z tak potężną energią?
- Tak Moniko. Wtedy tak. Nie umiałam się pozbierać. I wtedy ona przyszła do nas do domu. Ojca jak zwykle nie było. Pracował na okrągło, żeby zapewnić nam środki do życia. A może też trochę uciekał wtedy od rzeczywistości… Nie wiem…
Ale wracając do sąsiadki. Gdy wtedy przyszła, zapytała, czy może chwilę ze mną posiedzieć. Zatkało mnie to. Bo po co ona właściwe miała ze mną siedzieć? Nikt się nie przejmował moimi uczuciami. Mamy już nie było… A ona wpadła, jak mi się wydawało, na jakiś szalony pomysł. Ale wtedy było mi wszystko jedno. Powiedziałam jej, że jak chce, to niech siada. I tak przesiedziałyśmy ze sobą w milczeniu dwie godziny. Każda ze swoimi problemami. A potem, jakoś zaczęłyśmy rozmawiać. Nie wiem co to było… Jakaś dziwna więź pojawiła się między nami. Poczułam, że muszę wtedy wszystko z siebie wyrzucić. Wszystko co we mnie siedziało. Cały żal, gniew, bunt, łzy i cierpienie po stracie mamy. I wiesz co? To się okazało wielkim wybawieniem. Dzięki tej kobiecie stanęłam na nogi. Do dziś nie wiem, jak to się właściwie stało. Ona powiedziała mi wówczas, że moje życie jest w moich rękach. Że cały wielki ból, kiedyś stanie się nieco mniejszy. Że wziąć się w garść, to nie znaczy zapomnieć. Ale walczyć trzeba, bo najgorsze, co mogę zrobić, to się poddać. I wiesz… wzięłam się wtedy w garść. Nie wiem jakim cudem ta kobieta wlała we mnie tyle siły. To stało się tak nagle. Zmusiła mnie do myślenia, wyrwała z marazmu. Wzięłam się znowu za naukę. Zaliczyłam rok. Zdałam maturę na piątki. I postanowiłam sobie, że będę silna przez całe życie. Że nigdy się więcej nie poddam, niezależnie od tego co niestanie…
- Mamo, nigdy mi o tym nie mówiłaś…
- Bo to było dla mnie ogromnie trudne. Nikt nie chce wracać do trudnych, raniących serce chwil. Nie chciałam rozdrapywać starych ran… Ale dziś pomyślałam, że może moja historia pomoże tobie…
- Mamo dziękuję. Jesteś wspaniałą kobietą. Kocham cię.
 - Ja też cię kocham córka. Wierzę w ciebie. Pamiętaj.
- Dziękuję mamo. Dziękuje, że jesteś.
Mama przytuliła do siebie dorosłą już córkę. Przelewając w jej serce, za pomocą matczynej, nigdy nie stygnącej miłości, nową siłę.
- Mamo, obiecuję ci, nie poddam się.
- Cieszę się Monika. Tak trzymaj!

Ta rozmowa z mamą dała jej kolejnego kopa. Kopa do działania. Jakimś dziwnym trafem, znów miała siłę do walki. Z powrotem uwierzyła, że jej życie się zmieni, a to wszystko co się zadziało, pewnie było po coś. Z jakiegoś powodu musiała oswoić się z problemem i porażką. Czuła, że jest w tym jakiś ukryty sens. Tylko nie wiedziała jeszcze jaki…

Za dwa dni zadzwonił telefon. Zadzwonili z wielkiej międzynarodowej firmy, mającej swoje oddziały w kilku krajach. Firma ta miała swoje siedziby w kilku większych miastach w Polsce. Szukali asystentki, sekretarki. Zaproponowali jej udział w rozmowie kwalifikacyjnej….

Monika nie mogła uwierzyć, w to co się stało. Odłożyła słuchawkę, stanęła jak wryta.
- Marzenia jednak kiedyś się spełniają… I znów mama miała rację… Ach te jej cudowne przeczucia….

I cały lęk przed zmianą przyćmiła radość. Radość z tego, że po tak długim czasie, ktoś w końcu zwrócił na nią uwagę.

- No to teraz czas wziąć swoje życie we własne ręce… Pomyślała Monika, powili oswajając się z myślą o wyruszeniu w świat w poszukiwaniu lepszego życia.

Cdn…


poniedziałek, 23 listopada 2015

W poszukiwaniu lepszego jutra

fot. Ewa Kawalec

„I z marzeń można zrobić konfitury. Trzeba tylko dodać owoce i cukier.”

Stanisław Jerzy Lec


            Powalczyć o swoje marzenia… Dobrze było powiedzieć. Ale tak naprawdę Monika nie miała pojęcia od czego ma zacząć. Zaczęła przeszukiwać różnorodne portale internetowe zajmujące się pośrednictwem pracy. Chciała znaleźć coś w miarę blisko rodziców. Nie wyobrażała sobie samotnego życia z dala od najbliższych. Była zdolna i ambitna, a równocześnie czuła, że bez wsparcia i pomocy bliskich nie jest sobie w stanie poradzić. Była niezwykle mądrą osobą, ale zawsze brakowało jej siły przebicia i chęci walki o lepsze jutro. Wielkie zmiany ją paraliżowały, bała się ich okropnie. Preferowała spokój i bezpieczeństwo. Ale pewnego dnia na jednej ze stron internetowych przeczytała następujący cytat: „Statki najbezpieczniejsze są w porcie. Ale czy właśnie po to buduje się statki?”
            Ten cytat wprawił ją w zadumę…
- Czy właśnie ja nie jestem takim statkiem w porcie? Zawsze bezpieczna, ale tak naprawdę bez żadnych perspektyw. Rozczulam się nad sobą. Przecież wiedziałam, że w mojej mieścinie pracy nie ma. A jednak tu wróciłam, po skończeniu studiów, oczekując nie wiadomo czego. Nie ma pracy na etacie… Mogłabym próbować założyć formę (chyba). Ale to odpada. Nie poradziłabym sobie z tym wszystkim sama. Na pewno…
I znowu bezpieczna sfera komfortu wzięła górę. Trzeba było poszukać takiego rozwiązania, żeby czuć się w miarę bezpiecznie, a równocześnie w końcu zacząć coś robić ze swoim życiem. Wyjazd do większego miasta wydawał się być dla niej wtedy najlepszym rozwiązaniem.
- Monika, postanowiłaś już coś? Zapytała pewnego dnia mama.
- Właściwie to tak do końca nie wiem mamo. Zaczęłam przeglądać oferty pracy.
(To było takie bezpieczne. Niby coś robię – przeglądam oferty, ale dalej boję się podjąć ostatecznej decyzji.)
- Wiesz, koleżanka mi mówiła, że są takie strony, gdzie można zamieścić swoją aplikację. Słyszałaś o tym? Ciągnęła mama.
Monika stanęła jak wryta. Oto jej rodzicielka, starsza osoba, kobieta, która z komputerem była całkowicie na bakier szukała rozwiązania, prosiła znajomych o radę. A to przecież nie ona miała szukać pracy, nie mama, tylko ona – Monika, młoda osoba z wielkimi ambicjami zakopanymi gdzieś w czarnym lecie, pod jakimś ogromnym drzewem, w głębokim dole… Monika poczuła się, jakby ktoś nagle wylał jej na głowę kubeł zimnej wody.
- Mamo, skąd ty wiesz o takich możliwościach?
- Wiesz, martwię się o ciebie. Postanowiłam popytać znajomych, co można z tym wszystkim zrobić. Koleżanka w pracy powiedziała mi, że jej siostrzenica w ten właśnie sposób znalazła pracę.
- Mamo, ty naprawdę rozmawiałaś z tymi wszystkimi znajomymi?
- Tak. Przeglądałam też oferty w gazetach. Musisz też to zobaczyć. Może coś się pokaże odpowiedniego.
No i mama okazała się być bardziej kreatywna w poszukiwaniu pracy dla córki, niż sama córka. Monika zdała sobie w końcu sprawę z tego, że stojąc w miejscu i przyglądając się życiu z ukrycia nic się nie da zrobić. Samo nie przyjdzie. Już tyle czekała na to, by coś wreszcie się zmieniło. Nie chciało jakoś zmieniać się samo. Potrzebowało nieco jej zaangażowania. A właściwie dużego zaangażowania, odwagi i chyba rzeczy najważniejszych: pozytywnego myślenia i wiary we własne możliwości.
- Monika, jak ty skończyłaś cztery kierunki studiów, to ty przecież musisz znaleźć pracę. W końcu masz cztery zawody, a nie jeden. I do tego pracowałaś jeszcze jako sprzedawca. Więc na starcie masz lepiej niż ci, co skończyli jeden kierunek i żadnego doświadczenia zawodowego nie mają.
- Mamo, ale ja w wyuczonych zawodach, też żadnego doświadczenia nie mam.
- Ale jesteś młoda, ambitna, szybko się uczysz. Wierzę, że sobie z tym wszystkim poradzisz. Nie skupiaj się na tym, czego nie wiesz, lecz na tym, co wiesz i umiesz.
Słowa mamy były takie mądre. Jej rodzicielka lepiej odnalazła się w tej trudnej sytuacji, niż ona sama.
- To jak mama tak może działać, choć wcale nie musi, to czemu ja nie mogę tego zrobić? Zastanowiła się Monika.
Ta rozmowa dała jej ogromnego kopa. Stanęła do walki ze swoimi słabościami i lękami. W gruncie rzeczy największym problemem dla niej okazał się strach przed opuszczeniem rodzinnych stron i Rozpoczęciem życia na własny rachunek. Tak od podstaw, bez niczyjej pomocy. Zawsze była przyzwyczajona do tego, że o pieniądze na utrzymanie martwić się tak naprawdę nie musiała. Bo czy zarabiała, czy nie , na życie im starczało. Nie żyli w luksusach, ale jakoś dawali radę. Rodzice zawsze martwili się o rachunki, zapewniali pożywienie, dbali o dom i rodzinę. Ona całe życie tylko się uczyła. I tak naprawdę, do takiego realnego, samotnego życia przygotowana nie była. Bała się więc tego wszystkiego jak diabeł święconej wody. Realia ją przerastały. A przez to życie urastało do rangi problemu nie do pokonania. Ale żeby ruszyć z miejsca, musiała sobie to wszystko uświadomić. Odpowiedzieć sobie na pytanie, czego tak naprawdę się boi, co takiego hamuje jej rozwój oraz uświadomić sobie to, jakie ma atuty. Nie każdy jest w stanie ukończyć cztery kierunki studiów. Do tego biegle władała językiem angielskim, o czy całkowicie zapomniała wsiąkając w świat używanych ubrań. Tam działała jak przecinak. Codziennie te same obowiązki, rozpakowywanie ubrań, wywieszanie na wieszaki, opatrzenie tego wszystkiego cenami, potem wymiana towaru na nowy i tak w koło. Tam nie musiała używać ani języka, nawet polskiego czasami, a co dopiero mówić o języku obcym. Nie musiała specjalnie zastanawiać się nad tym co robiła.
Ale z drugiej strony czuła, że to ją zaczyna gubić, że po kilku miesiącach takiego życia zaczyna zapominać to wszystko, czego przez lata się nauczyła. Podświadomie wiedziała, że zaczyna się cofać w rozwoju i tak naprawdę izolować się od ludzi. W głębi serca czuła, że poniosła porażkę i było jej z tego powodu ogromnie wstyd. A wstyd z kolei blokował wszystkie jej działania.
Tamtego dnia, mama otworzyła jej oczy na rzeczywistość i na… nią samą. Świat nie był winien tego, że sobie nie radziła. To siedziało w niej. Strach, wstyd, obawa przez możliwą porażką, i brak przygotowania do zwykłego, prozaicznego życia powodowało to, że na rynku pracy nie potrafiła się odnaleźć.
Postanowiła w końcu wziąć się w garść. Jej marne zarobki i traktowanie jej jak jakiejś maszyny do odtwarzania tych samych rzeczy codziennie oraz poczucie, że zaczyna się uwsteczniać wzmocniły słowa mamy.
- Mama ma rację. Internet ma moc. Trzeba w końcu składać aplikacje, a nie tylko czytać oferty i użalać się nad sobą. Jeśli nikomu nie dam znać, że jestem, to przecież nikt tego wiedział nie będzie.
Zaczęła się zastanawiać, jak stworzyć swój profil pracownika, żeby zwrócić na siebie uwagę i pokazać swoje atuty. Nie było to łatwe. Ale w końcu poczuła, że robi ten pierwszy krok. Starannie przemyślała wszystkie zamieszczane informacje dotyczące jej wiedzy, zainteresowań i wszelkich jej zalet, które mogły zainteresować przyszłego, potencjalnego pracodawcę. Rejestrowała się najpierw na portalach w pobliżu swojej okolicy, potem odważyła się na więcej, przerzuciła swoje zainteresowanie na większe miasta…


Cdn…

niedziela, 22 listopada 2015

Czy jak ktoś nam zamknie drzwi przed nosem, znajdziemy odpowiednie okno, by osiągnąć cel?

fot. Ewa Kawalec



„Ludzie rozwijają się tylko z jednego powodu. Albo z desperacji, albo z inspiracji. A najczęściej z obu w tej właśnie kolejności”

Tonny Robbins


            Monika wpadła do urzędu i poprosiła o rozmowę z przełożonym działu, w którym miała odbywać staż. Krępy, szpakowaty i poważny pan zaprosił ją do siebie.
- Co się stało pani Moniko? Wygląda pani, jakby przed chwilą spotkała się pani z duchem.
- Bo chyba tak się czuję… odpowiedziała cicho.
Podczas spotkania opowiedziała całe zdarzenie w urzędzie pracy.
- Pani żartuje? Zapytał zdziwiony kierownik.
- Niestety nie. Tak to wszystko właśnie wyglądało.
- Dobrze, ja spróbuję sam tam zadzwonić. Skontaktuję się z panią, gdy czegoś się dowiem.
- Dziękuję panu…
            Z iskierką nadziei w sercu wyszła z urzędu.
- Może jeszcze mam szansę na ten staż? Może nie wszystko stracone? Myślała w duchu, wracając do domu.
Przez kilka dni z utęsknieniem czekała na telefon. Tak długo nie dzwonił… Po tygodniu otrzymała wiadomość.
- Dzień dobry. Pani Monika?
- Tak, przy telefonie. Dzień dobry.
- Ja dzwonię z urzędu gminy. W sprawie pani stażu. Niestety nie mam dobrych wieści. Urząd pracy nie zgodził się na sfinansowanie stażu. Przykro mi…
- Mnie też.. Odpowiedziała cicho.
Zrezygnowana odłożyła telefon. Jej ostatnia nadzieja na pracę w tym wydziale odeszła. Chcąc pracować, musiała poszukać innej opcji.
- Czy to wszystko musi być takie skomplikowane!? No i co dalej? Ale… zaraz, ta baba powiedziała, że jak znajdę innego pracodawcę, to może dostanę ten przeklęty staż.

Zaczęła szukać dalej. Tym razem zupełnie obniżyła loty. W tej małej mieścinie, w której mieszkała, wielkiego wyboru nie było. Postanowiła kolejny raz odwiedzić okoliczne sklepy. Może tam…
Jeden ze sklepów, handlujących odzieżą używaną zgodził się na przyjęcie jej na staż. Tam pracy nie brakowało.
Kolejny raz odwiedziła panią w urzędzie pracy. Przedstawiła ofertę przyjęcia na staż w sklepie.
- No widzi pani. Teraz, to może pani otrzymać dofinansowanie stażu. Proszę przekazać przyszłemu pracodawcy, że musi wypełnić odpowiednie dokumenty i może pani zaczynać pracę.
Monia stanęła jak wryta.
- I żadnych problemów z dofinansowaniem teraz nie ma?
- Jakich problemów? Nie rozumiem o czym pani mówi. Jak tylko będą dokumenty zgromadzone, może pani zaczynać. To wszystko. Powiedziała urzędniczka.

Monika po raz kolejny wyszła z urzędu wściekła.
- To teraz już mam odpowiednie wykształcenie?! Pracodawca zapewni zatrudnienie?! Przecież tam personel wymienia się jak rękawiczki! Musiałam skończyć aż cztery kierunki studiów, by pracować w szmateksie?!!! To nie jest sprawiedliwe!!!
Wszystko w niej krzyczało. Nie mogła sobie znaleźć miejsca. Wieczorami płakała w poduszkę, wściekła na cały świat. Niby miała pracę. Staż dostała bardzo szybko, ale czy o tym właśnie marzyła? Czy to jest właśnie szczyt jej możliwości? Cztery kierunki studiów, perfekcyjna znajomość języka angielskiego i praca w roli magazyniera w lumpeksie!!! To jest jakaś porażka!!!
Z trudnością przełknęła szkołę życia, którą los jej zgotował. Pracy się nie bała, to nie o to chodziło, że ma pracować fizycznie. Chodziło o ogromną niesprawiedliwość. O to, że są równi i równiejsi. Do tego, parę miesięcy później, staż w urzędzie gminy otrzymała inna młoda osoba, z wiele niższymi kwalifikacjami od Moniki… Ot specyfika małych mieścin, gdzie wszystko jest możliwe, a ręka rękę często myje. Ona znajomości nie miała. Chciała się znaleźć na rynku pracy, wykorzystując swój potencjał. A trafiła, jak trafiła. Chyba można było to porównać do tego, jakby się obudziła nagle z ręką w nocniku. To było parszywe uczucie…
            Mimo wielkiego rozgoryczenia wykonywała swoją pracę najlepiej jak umiała. W końcu to było jej pierwsze doświadczenie zawodowe. Jak zwał tak zwał. Jakiś zawód to w końcu był.
Staż trwał sześć miesięcy. Potem otrzymała propozycję zatrudnienia. Zgodziła się. Nie miała wtedy innej opcji, ani innego pomysłu na siebie. Szybko się jednak okazało, że warunki jej pracy uległy znacznemu pogorszeniu. Pracowała po dziewięć, dziesięć godzin dziennie od poniedziałku do piątku i w każdą sobotę po sześć godzin dodatkowo. Umowę dostała na pół etatu. W żaden sposób nie mogła wywalczyć zaległych pieniędzy za wypracowane nadgodziny. Wtedy zrozumiała, dlaczego pracownicy w tym sklepie tak szybko się zmieniali.
- Przecież tak nie można! To zwykły wyzysk człowieka!
Ale innej możliwości pracy na tym terenie nie było. Dlatego właśnie nieuczciwi pracodawcy byli bezkarni. Wiedzieli, że nikt się nie sprzeciwi, jak chce zarobić jakiekolwiek pieniądze.
- Monika, ty się tu tylko marnujesz. Powiedziała jej matka pewnego wieczoru.
- Mówię ci to z ciężkim sercem, ale nie mogę patrzeć, jak cię tu wykorzystują. Może powinnaś poszukać pracy w jakimś większym mieście? Tam są lepsze perspektywy. Może spróbuj? Co o tym myślisz?
- Wiesz mamo, myślałam o tym, ale tak bardzo chciałam mieszkać z wami, w rodzinnych stronach. Ale tu widocznie nie ma dla mnie miejsca. Przecież nie mogę pozwolić, żebyście mnie utrzymywali do końca życia. Masz rację mamo, najwyższy czas zrobić coś ze swoim życiem i powalczyć o marzenia…



Cdn…

czwartek, 19 listopada 2015

Przebić się przez procedury…

fot. Ewa Kawalec

„-A jakie jest największe kłamstwo świata?
- To mianowicie, że nadchodzi taka chwila, kiedy tracimy całkowicie panowanie nad naszym życiem i zaczyna nim rządzić los. W tym tkwi największe kłamstwo świata.”

Paulo Coelho

- Dzień dobry… Nazywam się Monika Walach. Powiedziała niepewnie wchodząc w drzwi biura, do któregoś kiedyś zaprowadzili ją ze szkolną klasą.
- Dzień dobry, w czym mogę pani pomóc?
- Niedawno ukończyłam studia wyższe, szukam pracy. Chciałam zapytać, czy mam jakieś szanse na otrzymanie stażu?
- Proszę usiąść, porozmawiamy.
I tak zaczęła się Moniki przygoda z urzędem pracy. Podczas rozmowy przedstawiła jakie ma wykształcenie, czym się interesuje. Powiedziała też o jej trudnościach ze znalezieniem zatrudnienia. Dowiedziała się, że jak znajdzie pracodawcę, który zechce ją przyjąć na staż, może otrzymać dofinansowanie.
Teraz była na lepszej pozycji. Jak miała możliwość otrzymania stażu, poczuła się pewniej. Może ktoś się teraz zgodzi na jej zatrudnienie. Przecież pracodawcy nie będzie to nic kosztować, może zyskać pracownika za darmo.
Rozpoczęła kolejny raz wędrówkę po znajomych urzędach w okolicy. Przekazywała informację o ty, że ma możliwość odbycia stażu. W jednym z wydziałów urzędu gminy wydawali się być tym żywo zainteresowani. Jeden z ich pracowników za kilka miesięcy miał odchodzić za zasłużoną emeryturę. Miała więc szansę utrzymać się tam po zakończeniu stażu, jak tylko się sprawdzi. Tak bardzo się ucieszyła. Emocje wzięły górę. Chciała jak najszybciej dopełnić wszelkich formalności. W końcu pojawiło się światełko w tunelu. Miała szansę zdobyć zatrudnienie. Z duszą na ramieniu i językiem na brodzie szybciutko pobiegła do urzędu pracy. Wpadła do budynku szybko łapiąc powietrze. Gdy nieco ochłonęła weszła do znajomego biura.
- Dzień dobry.
- O dzień dobry pani.
- Przyszłam w sprawie stażu. Ostatnio, gdy tu byłam powiedziała mi pani, że jak znajdę pracodawcę który zachce mnie przyjąć, mogę liczyć na sfinansowanie stażu.
- No tak.
- Znalazłam ofertę. Jeden z wydziałów urzędu gminy potrzebuje stażysty. Mam szansę tam zostać po zakończeniu stażu. Jeden z pracowników odchodzi na emeryturę.
- W naszym urzędzie? Zapytała zdziwiona pani.
- Tak.
- No…. to może być problem…. Zaczęła wolno pani za biurkiem.
- Dlaczego?
- No wie pani…, to urząd. Nie rokuje zatrudnienia.
- Jak to nie rokuje? Przecież powiedziałam pani, że mam szansę tam zostać.
- Tak. Mówiła pani, ale my mamy wytyczne… Powiedziała niepewnie urzędniczka.
- Jakie wytyczne?
- Musimy mieć gwarancję zatrudnienia po stażu. A przecież wszyscy wiedzą, że w urzędach nie ma pieniędzy na dodatkowych pracowników. Ale proszę przyjść jutro. Dam pani ostateczną odpowiedź.
- Przecież powiedziano mi, że dostanę zatrudnienie.
- Nic pani dziś nie mogę więcej powiedzieć. Proszę przyjść jutro.
- No dobrze. Powiedziała zrezygnowana Monika. Przyjdę jutro.
- Do widzenia.
Gdy wyszła z tego biura miała jakieś dziwne przeczucia. Zachowanie urzędniczki bardzo się zmieniło, gdy powiedziała, gdzie chcą przyjąć ją na staż. To było jakieś dziwne. Najpierw twierdził, że jak tylko znajdzie pracodawcę, to bez problemu staż dostanie, a tu nagle „Proszę przyjść jutro… Nie mogę nic zagwarantować....” Monika nie bardzo wiedziała, co ma o tym myśleć. No ale jutro, to jutro. Przyjedzie. Może to tylko jakieś jej zła percepcja rzeczywistości. Może jej się tylko wydawało, że zachowanie urzędniczki było jakieś dziwne.
Jutro się okaże. Wzięła głęboki oddech i wolnym krokiem ruszyła w stronę domu. Do końca dnia nie mogła sobie znaleźć miejsca. Złe przeczucia nie dawały jej spokoju. Wszystko zdawało się być takie niepewne. Całą noc nie mogła zmrużyć oka.
- Kiedy w końcu będzie to jutro? Ja chyba oszaleję z tej niepewności! Kołatało jej w głowie.
            Następnego dnia, z samego rana, udała się do urzędu. Zastukała do drzwi.
- Proszę.
- Dzień dobry, przywitała niepewnie kobietę siedzącą za biurkiem.
- A to pani. To już pani jest? Zapytała chłodno.
Cała jej przyjemna osobowość z czasu poprzednich wizyt Moniki w tym biurze, gdzieś nagle zniknęła. Pani stała się oschła i bardzo nieprzyjemna. Monika nie miała pojęcia czemu. Ale podświadomie przeczuwała jakieś złe wiadomości. Stała więc przez biurkiem urzędniczki, czekając jak na wyrok.
- Niestety, nie możemy sfinansować pani stażu w urzędzie.
- Dlaczego?
- Mówiłam pani, NIE ROKUJE ZATRUDNIENIA. Powiedziała urzędniczka wolno i dobitnie.
- Ale…
- Proszę pani… Przerwała urzędniczka. Powiedziałam, że muszę to skonsultować. Nie dawałam pani żadnej gwarancji. Takie mamy zasady. Zresztą, ten wydział nie odpowiada do końca pani kwalifikacjom. Musi pani poszukać innego pracodawcy.
- Jak to nie odpowiada? Zapytała zdziwiona Monika. Przecież jeden z moich kierunków to prawo administracyjne.
- Ale nie gwarantuje zatrudnienia. Zaczęła się mieszać urzędniczka.
- Przecież pani tłumaczę od wczoraj, że tam zostanę, jak tylko się sprawdzę. Próbowała ciągnąć Monika.
- Proszę panią. Decyzja jest nieodwołalna. A teraz pani wybaczy, nie mogę więcej czasu pani poświęcić. Do widzenia.
Monika wzburzona wypadła z gabinetu. Złość mieszała się z ogromnym żalem.
- Co jest grane? Czemu oni mnie tak traktują? Czemu ta urzędniczka zachowywała się tak dziwnie?
Nie umiała opanować emocji. Gdy wyszła z budynku, łzy popłynęły jej po twarzy. Usiadła na pobliskiej ławce.
- Co ja mam teraz robić…?
Jej nadzieja na znalezienie pracy pękła jak bańka mydlana. Mogła pracować w zawodzie, to tak wszystko ładnie zaczęło się układać. A okazało się, że dalej stoi dalej w tym samym miejscu. Postanowiła, że tak łatwo się nie podda. Postanowiła jeszcze raz porozmawiać z przełożonym wydziału urzędu gminy…

Cdn…


środa, 18 listopada 2015

Walka o wejście na rynek pracy


fot. Ewa Kawalec

„Trzymaj się z dala od ludzi, którzy tłamszą twoje marzenia. Mali ludzie zawsze to robią. Jednak naprawdę wielcy sprawiają, że Ty także możesz stać się wielki."

Mark Twain

            Monika była niezwykle pracowitą, ambitną i zdolną dziewczyną. Odkąd pamięta uwielbiała się uczyć, poznawać nowe rzeczy, poszukiwać. Wiedza, jakby sama wychodziła jej do głowy. Liceum ukończyła z wyróżnieniem.
- Monika, ty kiedyś zawojujesz świat. Jesteś niezwykle uzdolniona. Powiedziała jej wychowawczyni w liceum.
- Chciałabym pani profesor…
Tak, jej marzeniem było zdobyć dobry zawód, znaleźć niezłą pracę i wejść w dorosłe życie z podniesiona głową. Rodzice wspierali ją w jej działaniach. Od maleńkości wpajali jej to, że wiedza jest kluczem do sukcesu. Monika tak w to wierzyła…
W ich domu było skromnie, nigdy się za bardzo nie przelewało. Żyli oszczędnie. Ale dla całej rodziny nauka była na pierwszym miejscu. To była ogromna wartość.
Więc Monika wierzyła, że gdy tylko posiądzie odpowiednią wiedzę, poradzi sobie w życiu. Wiedziała, że na lokalnym rynku pracy jest bardzo trudno o zatrudnienie, wiec postanowiła dołożyć wszelkich starań, by wykształcić się wszechstronnie. Rodzice zresztą powiedzieli jej, że jak tylko zechce się uczyć, oni fundusze na to wygrzebią choćby spod ziemi. Bardzo kochali swoją córkę, zawsze jej kibicowali. Marzyli o tym, by poradziła sobie ze wszystkim.
Zaczął się czas wyboru kierunku studiów. To był dla Moniki niezwykle trudny czas. Z wszystkiego była dobra. Radziła sobie z każdym przedmiotem i każdy lubiła, więc wybór był dla niej ogromnie trudny.
- Co ja mam wybrać? Co ja najbardziej lubię? Co mi sprawia przyjemność?
Wszystko sprowadzało się do jednego: lubiła wszystko. Z żadną dziedziną wiedzy nie miała do tej pory problemów.
- Może pójść w ekonomię? Może języki obce? Ale czy dam radę? A właściwie, czemu nie spróbować? A może porywam się z motyką na słońce?
Tak bardzo potrzebowała wtedy porady kogoś, kto by choć troszkę wskazał jej kierunek. W szkole doradztwo zawodowe polegało jedynie na tym, że zabrano ich całą klasą do urzędu pracy, żeby pokazać im, gdzie mogą się zarejestrować jako bezrobotni, jak tylko otrzymają świadectwo dojrzałości. Monika nie chciała zasilać szeregów osób bez pracy. Postanowiła sobie wtedy, że nie będzie tu nigdy przychodzić. Sama da sobie radę.
- To może jednak ekonomia? Pomyślała.
- To dobry kierunek. Może on pomoże mi znaleźć zatrudnienie.
Zaczęła studiować. Radziła sobie całkiem nieźle, więc postanowiła rozpocząć następny kierunek. Otworzyli nowy profil: bezpieczeństwo wewnętrzne. Nikt do końca wtedy nie wiedział z czym to się je.
- To nowość, więc powinnam znaleźć pracę po tym kierunku. Tak obiecali. Powtarzała sobie.
Czas licencjatu szybko zleciał. Niedługo trzeba było zacząć się starać o pracę. Monika zaczęła śledzić oferty. Nic nie odpowiadało jej kwalifikacjom. W mieścinie, w której mieszkała wszystkie służby dawno były obstawione, urzędy również, a firm prywatnych praktycznie nie było. Dominowały maleńkie rodzinne interesy, gdzie nie potrzebowali nikogo ani po ekonomii, ani po bezpieczeństwie wewnętrznym. Monika dobrze znała język angielski, ale w jej okolicach mówiono zaledwie w ojczystym języku. Jedyne oferty, jakie wpadały jej w ręce, dotyczyły pracy w dyskontach i sklepikach. Nie wiadomo dlaczego, oferty te ciągle były. Niby przyjmowali do pracy, a za kilka dni, ogłoszenia te pojawiały się nadal. Monika nie do końca wiedziała wtedy, czemu tak się dzieje.
- No i co ja mam teraz robić? Nie bardzo mam szansę tu się zaczepić. Może powinnam kontynuować naukę. Zawsze to kolejne dwa lata nie będę musiała stawać przez drzwiami rynku pracy. I walić w nie, żeby ktoś mi je otworzył.
Tak też uczyniła. Rozpoczęła kolejne dwa kierunki, związane w pracą urzędnika. Mały urząd gminy w jej rodzinnej okolicy, w końcu kogoś może przyjmie. Więc rozpoczęła studia magisterskie na kolejnych dwóch kierunkach: prawa administracyjnego i pracy socjalnej.
Wywiad, jaki sobie prywatnie przeprowadziła w rodzinnych stronach wskazywał, że parę osób w urzędzie gminy, w niedługim czasie wybierze się na emerytury. To była dla niej jakaś szansa…
Jak poprzednio czas studiów minął szybko. Dwa lata zleciały jak z bicza trzasnął. Wracała do swojej miejscowości szczęśliwa, z kolejnymi dwoma dyplomami w kieszeni.
- No teraz to na pewno znajdę gdzieś pracę. Z tyloma kwalifikacjami przecież muszę.
Ale w środku była przerażona. Okropnie się bała momentu, gdy zacznie poszukiwania pracy. Nie bardzo wiedziała jak ma się za to wszystko zabrać. Zaczęła przeglądać strony internetowe z tego zakresu. Uczyła się, jak dobrze przygotować dokumenty aplikacyjne, jak przygotować się do rozmowy kwalifikacyjnej, jak dobrze się zaprezentować.
Rozesłała setki dokumentów aplikacyjnych w okolicy, w której mieszkała. Odpowiadała na ogłoszenia w gazetach, na stronach internetowych. Odwiedzała okoliczne instytucje, zostawiając swoje CV. Niestety, bez żadnego odzewu. Często w małych firemkach, które odwiedzała, słyszała, że nie chcą jej zatrudnić, bo jest młoda i z pewnością niedługo wyjdzie za mąż, będzie rodzić dzieci, a im nie trzeba pracownika, który z na pewno niebawem zacznie być nieopłacalny. To było takie krzywdzące! Monika z trudem powstrzymywała się, żeby nie wykrzyczeć tym pracodawcom, co i nich myśli.
- Jakim prawem oni zakładają, że nie mogą mnie zatrudnić, bo jestem młoda i będę zaraz rodzić dzieci! Przecież ja nawet chłopaka nie mam obecnie!
Zamążpójście, to była ostatnia rzecz o której myślała wtedy Monika. A tym bardziej nie było jej w głowie, jak powiadali ci ludzie, rodzenie dzieci!
- No nie!!! Co mam teraz robić? Co jest nie tak? Czemu nikt mnie nie chce zatrudniać? Co robię źle? Czy, jak twierdzą ci pracodawcy, to, że prawdopodobnie kiedyś (w bliżej nieokreślonej przyszłości) będę rodzić dzieci mnie przekreśla? Jak oni nawet mieli czelność mi coś takiego mówić. To znaczy, że by pracować, kobieta nie może mieć prywatnego życia?! Bo jest wredne! A jak w takim razie ktokolwiek ma się odważyć na zakładanie rodziny?! W takich realiach, bez środków do życia?! Nienawidzę tego kraju!

Nie wiedziała co począć. Co podejmowała kolejną próbę poszukiwania zatrudnienia, odchodziła z kwitkiem. W końcu zaczęła się poddawać. Zaczęło jej przemykać przez myśl, że jest jakimś nieudacznikiem, jak nawet znaleźć pracy nie potrafi. Po kilku miesiącach zaczęła tracić nadzieję, że cokolwiek da się zrobić. W jej okolicy nie było miejsca dla młodych ludzi po studiach. Pomyślała wtedy o stażu.
- Może to jest to? Może powinnam w końcu odwiedzić urząd pracy? Wprawdzie, w liceum obiecałam sobie, że nigdy tu nie trafię, ale chyba jednak nie mam wyjścia. Może da się chociaż skorzystać z jakiegoś stażu, by gdzieś się zaczepić?
I tak, pewnego dnia, z ciężkim sercem, podciętymi skrzydłami rozwoju własnego, z opuszczoną głową i brakiem sensu życia podążyła do tego tajemnego urzędu pracy….

Cdn…


PS. 
I na koniec tej części kilka informacji blogowych:

Z uwagi na to, że ostatnio mam sporo zajęć, posty będą się ukazywać co drugi dzień. Mam nadzieję, że mimo to, zostaniecie dalej za mną. 

Do historii Alicji wrócę niebawem. 

Pozdrawiam  serdecznie wszystkich moich czytelników.  




poniedziałek, 16 listopada 2015

Wstęp do nowego życia

fot. Ewa Kawalec

„Jeśli chcesz osiągnąć to, czego nigdy nie miałeś, musisz robić to, czego nigdy nie robiłeś.”

Dominick Coniguilaro


            Gdy emocje Alicji nieco opadły zaczęła się zastanawiać co dalej.
Zastanawiała się niby jak dawniej, ale jakoś bardziej słonecznie. Jej marazm odchodził, a na to miejsce pojawiał się jakiś ogromny zapał do działania. Gdy przestała ciągle narzekać, zaczęła widzieć przed sobą coraz to nowe drogi wyjścia z jej obecnej sytuacji.
Nagle przypomniała sobie o synu.
- No tak, ja już przeszłam spotkanie z konsulem. Ale Michał???? Co z Michałem? Zostawić go z rodzicami, czy może lepiej zabrać go ze sobą?
Życie to ciągłe pasmo wyborów. Jeden problem jakoś przeszedł i zaraz na to miejsce pojawiał się kolejny… Ale ten wydawał się Alicji jakby mniejszy.
- Michał, Michał. Przecież on tak tęskni za ojcem. Nie mogę zostawić go tu samego. Rodzice już sami ledwo dają radę. Nie trzeba im jeszcze opieki nad Michałem. No i znów muszę się wybrać do konsulatu i zacząć starania o wizę dla Michała.
Wcześniej, przez te wszystkie nerwy i ciągłe dylematy nawet o tym nie pomyślała.
- Jak mogłam zapomnieć o własnym synu??? Co ze mnie za matka!? A jak on wizy nie dostanie, to co wtedy? Jak on biedny przejdzie rozmowę z konsulem? Myślała.
- No nic muszę dowiedzieć się jak najszybciej, jak wyglądają formalności.
Ostatnie wydarzenia nauczyły ją, że nie warto martwić się na zapas. Alicja, odkąd przestała narzekać, a zaczęła działać, radziła sobie ze wszystkim. Nawet jej obrazy zaczęły się nieźle sprzedawać. Każda zagadka życiowa, z czasem pokazywała swoje tajemne rozwiązanie. Determinacja pokazywała odpowiednie drogi i wyjście z zaklętego kręgu niepowodzeń.
- Może to wszystko faktycznie siedziało we mnie? Może to moje marudzenie wpływało na moje niepowodzenia? Może pozytywne myślenie, to klucz do sukcesu…?

Okazało się, że procedura pozyskania dokumentów dla syna jest o wiele prostsza. Wystarczyło wysłać kopię wizy matki i wypełnić odpowiedni wniosek. Potem należało tylko czekać na decyzję konsula.
Jak w przypadku Alicji, Michał otrzymał zgodę na wyjazd. Teraz zostały tylko przygotowania do startu w nowy świat. W wieku trzydziestu pięciu lat, Alicja zaczynała budować swoją przyszłość od podstaw. Za wielką wodą czekał jej ukochany mąż. Tyle lat już się nie widzieli. Wyjechał, jak Michał był małym dzieckiem. Teraz ten maluch dumnie kroczył do szkoły. No… może nie całkiem dumnie. Nie cierpiał szkoły. Tęsknota z ojcem powodowała niechęć do nauki. Nie był w stanie skupić się nad książkami. Ciągła rozterka nie pozwalała normalnie funkcjonować. Ledwo wyciągał na tróje. Co było utrapieniem matki i dziadków. Stać go było na wiele więcej.
- Może jak znów będzie miał ojca przy boku, lepiej będzie sobie radził. Pomyślała Alicja.
Grzesiek pomógł im w przygotowaniach do wyjazdu. Opłacił wszystkie należności. Alicja zostawiła mieszkanie pod opieką rodziców. Mieli je wynająć za kilka miesięcy studentom, co miało pokryć koszty jego utrzymania.

No i wszystko okazało się nie takie trudne. Jak się czegoś boimy i nie chcemy niczego zmieniać, wszystko okazuje się takie nieosiągalne. Gdy zaczynamy działać, wszystko się jakoś samo układa. I nie jest już takie straszne.

„Najtrudniejszy pierwszy krok,
Za nim innych zrobisz sto,
Najtrudniejszy pierwszy gest
Przy drugim już łatwiej jest.

Najtrudniejszy pierwszy krok,
Potem łatwo mija rok.
Najtrudniejszy pierwszy dzień
Sam jutro przekonasz się.”

Alicja nuciła sobie pod nosem słowa znanej piosenki. Czy nie ma w tych słowach tak wiele prawdy. Sprawdziła to na własnej skórze. Tak, pierwszy krok okazał się najtrudniejszy. Najgorsza była decyzja, potem chwilowe załamanie, a potem wszystko, jak jakiś zaczarowany łańcuszek zaczęło się układać w jedną całość, ze światełkiem nadziei na końcu.

Jedynie rodzice Alicji nie mogli się do końca pogodzić z jej decyzją. Zawsze byli razem, a tu nagle miało nie być ani Alicji, ani Michała. Grześka, dawno już przekreślili. Nie ufali mu do końca. Z jednej strony, pewnie kochał swoją rodzinę, jak tak bardzo naciskał na ich przyjazd. Z drugiej, nie ufali mu za to, co zrobił przed laty. Za to, że zostawił swoich bliskich na tak wiele lat, bez znaku życia. Zwłaszcza ojciec Alicji nie mógł mu tego wybaczyć.
Michał odkąd dowiedział się o wyjeździe, skakał z radości. Podekscytowany opowiadał wszystkim swoim znajomym, że wyjeżdża do ojca. W końcu miały się spełnić jego marzenia. Jak na szpilkach oczekiwał dnia wielkiej podróży. Miał pierwszy raz lecieć samolotem. Do taty. Do taty, którego mu tak bardzo brakowało.

Alicja przez wyjazdem postanowiła jeszcze jedną rzecz spróbować naprawić. Mianowicie relacje jej brata z rodzicami. Już tyle ze sobą nie rozmawiali. A jak ona wyjedzie, to rodzice muszą mieć kogoś bliskiego. Alicja czuła, że wtedy będzie spokojniejsza.

Umówiła się na rozmowę z bratem. Łatwo nie było, ale po dwóch godzinach rozmowy w końcu dał się zaprosić na rodzinną kolację. Teraz zostało tylko przygotować rodziców na to spotkanie i postarać się coś ugotować, co nie było mocną stroną Alicji.
- Mamo, tato, chciałabym przygotować rodzinną kolację. Niedługo wyjeżdżamy z Michałem. Chciałabym się wami nacieszyć.
- Ach… Westchnęła mama.
- Nie możemy się z ojcem pogodzić z tym, że niedługo was tu nie będzie.
- Mamo, są telefony. Będę często dzwonić, przesyłać wam zdjęcia. Będę w końcu mogła pomóc wam finansowo.
- Ale to nie to samo córko…
- Ja wiem mamo, ale zrozum mnie… Ja nie mogę inaczej. Widzisz co się dzieje teraz z Michałem, jak się cieszy. Nie mogę pozwolić na to, żeby dalej wychowywał się bez ojca.
- A ty Alu, ty i Grzesiek? Myślisz, że da się odbudować jeszcze wasze relacje? Nie możesz myśleć tylko o Michale, musisz pomyśleć też o sobie. Pamiętaj, że tam będziesz zupełnie sama. Jakby coś nie wyszło…. Nie będziesz miała nikogo… Powiedziała cicho matka.
- Mamo, nie mów tak! Czemu miało by nie wyjść? Oburzyła się Alicja.
- Córko, my ci życzymy jak najlepiej, ale wiesz, życie płata różne figle…
Coś w sercu Alicji jakby pikło po słowach matki. Nie wiedziała co to za uczucie. Może nie uczucie, ale jakieś nie do końca przyjemne przeczucie… Ale szybko odepchnęła od siebie tą nieznaną dotąd myśl.
- Wszystko musi się przecież ułożyć. Już tyle przeszliśmy… Nie może być inaczej! Pomyślała.
- Mamo nie martw się. Odpowiedziała swej kochanej rodzicielce.
-Wiesz, że jestem silna. Z tyloma rzeczami dawałam sobie radę przez te ostatnie lata.
- Wiem Alu. Wiem. Życzę ci szczęścia. Naprawdę.
- Mamo, na kolację zaprosiłam też brata.
- Pawła? A on chciał przyjść? Przecież z nami nie rozmawia…
- Byłam u niego, zgodził się. Mamo tak mi zależy, żebyście nie zostali tu sami, jak mnie nie będzie. Przyjdziecie?
- … Tak Alu, przyjedziemy. Odpowiedziała mama niepewnie i cicho.
- Super! Cieszę się mamo. To czekam na was.

Ta kolacja była taka ważna. Alicja musiała wszystko sprytnie rozegrać, żeby doprowadzić do rodzinnej zgody. Udało się. Brat i rodzice padli siebie w końcu, ze łzami w oczach, w ramiona. Okazało się, że bardzo siebie potrzebowali, ale żadne nie potrafiło pierwsze wyciągnąć ręki na zgodę…
- No… to teraz mogę spokojnie wyjechać, pomyślała Alicja, porządkując pokój po kolacji….

Cdn…

sobota, 14 listopada 2015

Najtrudniej zrobić pierwszy krok

fot. Ewa Kawalec


„Jeżeli nie wiesz, dokąd zmierzasz, prawdopodobnie wylądujesz gdzieś indziej.”

dr Laurence J. Peter


            Próby podjęcia decyzji przez Alicję trwały kilka dni. Nie była w stanie wrócić do pisania planów. Jednak wszystko miała w głowie.
- Jechać, nie jechać? Co mnie tu trzyma?
Z przemyśleń wynikało, że niewiele. Ale ona nigdy nie opuszczała kraju na tak długi czas. Nie miała pojęcia, co może ją czekać na obczyźnie. A jednak, coś jej mówiło, że powinna zrobić ten krok. Że nie może tak po prostu odpuścić. To byłoby za proste. Z perspektywy czasu zapewne nie wybaczyłaby tego sobie samej. Poczucie bezpieczeństwa było dla niej ogromnie ważne, ale przecież w kraju nie tego nie miała już od wielu lat. Na lepszą pracę też nie liczyła.
Rozpoczęło się więc powolne planowanie.
- Jakbym wyjechała… to co zrobić z mieszkaniem? Może rodzice zaglądali by tu od czasu do czasu.
- Nie znam języka… No ale Grzesiek też nie znał i dał sobie rady…
- Pewnie nie dostanę wizy… No ale jak się o to nie postaram, to nigdy nie będę wiedzieć, czy na pewno tak się stanie…
To wszystko było takie nowe i takie trudne.
Grzesiek ciągle naciskał, Michał również, a rodzice z niepokojem czekali na jej decyzję.
- No dobrze, może czas na zmiany. W końcu trzeba zrobić ten pierwszy krok. Pójdę do konsulatu. Przecież to wcale nie oznacza, że wizę dostanę.
Zapisała się na spotkanie z konsulem. Wyznaczono jej termin za miesiąc. To szmat czasu, pomyślała wtedy. Raz kozie śmierć!
Nie miała pojęcia, jak wyglądają takie rozmowy. Nie wiedziała, jak się ma do tego przygotować. Grzesiek próbował jej podsunąć kilka rad.
- Powiedz, że chcesz zobaczyć USA. Że chcesz wyjechać na pół roku. Nie mów, że chcesz tam zostać na stałe, bo ci wizy nie dadzą. Ciągnął.
- Grzesiek, ja nie dam rady. Odpowiedziała Alicja.
- Dasz! Nie ma innej możliwości. To jedyny sposób, że byśmy mogli żyć razem. Nie możesz zaprzepaścić szansy na lepsze życie. Tu jest wspaniale. Pokochasz ten kraj. Zobaczysz.
- Dobrze ci mówić! Wycedziła przez zęby…
- Dobra Alicja. Zrobisz co zechcesz. Ale pamiętaj, żebyś potem nie żałowała, że nie zrobiłaś nic ze swoim życiem…
Od tej rozmowy Grzesiek nie dzwonił przez kilka dni. Dał Alicji czas na poukładanie myśli. Czuł, że jak będzie dalej naciskał, to nic dobrego z tego nie wyjdzie. A Alicja, codziennie biła się z myślami. Dalej nie wiedziała, czego tak naprawdę chce.
Termin rozmowy zbliżał się nieubłaganie. A ona coraz bardziej się denerwowała. Nie umiała kłamać…
W dniu rozmowy, nie mogła znaleźć sobie miejsca. Nawet nie pomagała jej ulubiona, mocna herbata. Tego dnia miało się okazać, co dalej z nią będzie. Z nią i jej synem…
Założyła na siebie kostium. Upięła włosy, najlepiej jak umiała i wyruszyła na bój o lepsze jutro.
W kolejce spędziła trzy godziny. Była padnięta, wściekła i ogromie zestresowana. Wszystko mogło się zdarzyć...
W końcu została zaproszona na rozmowę.
Konsul… barczysty mężczyzna o niezbyt przyjemnym wyrazie twarzy wskazał jej miejsce. Usiadła, spoglądając w stronę swojego kata lub wybawcy. Ręce ogromnie jej drżały ze zdenerwowania.
- No tak… Pani Alicja Grumlowicz.
- Tak.
- Co panią do nas sprowadza? Chce pani wyjechać do USA?
- Tak.
- A w jakim celu?
No i wszystko zaczęło w niej wirować. Nagle zapomniała, co miała powiedzieć, z czego nie. Myśli kotłowały jej się w głowie, gdzie zaistniała nagle ogromna czarna dziura.
- Co z panią się dzieje? Zapytał zaniepokojony konsul, widząc jej przerażoną twarz.
A ona nagle wybuchła.
- Nic się za mną nie dzieje! A właściwie dzieje się! Moje życie się sypie! Wszyscy wymagają ode mnie decyzji związanej z tym, co mam dalej ze sobą robić! A ja nie wiem, co mam robić! Wykrzyczała. Kocham mój kraj, a mam wyjechać, bo rodzina mnie do tego namawia. Całe moje życie jest tutaj, nie na obczyźnie. Ale przyszłam tutaj, bo wszyscy na mnie naciskali! A tak naprawdę, wcale nie chcę wyjeżdżać!
Konsul ze zdziwieniem przypatrywał się szalonej kobiecie. Przecierał oczy, nie wierząc w to, co słyszy.
- To po co pani tu przyszła?
- Nie słyszy pan, ciągle to tłumaczę, bo nie wiem, co mam robić! Przyszłam, bo musiałam! Wszyscy ode mnie tego oczekiwali. A ja nawet nie wiem, czego chcę dalej od życia!
- To znaczy, że chce pani wyjechać, czy nie?
- No i tego właśnie nie wiem! Kocham mój kraj, wszystko co pamiętam od urodzenia wiąże się z Polską. Nagle mam starać się o wizę na wyjazd. Nie mam pojęcia, czy to dobra decyzja. Jedno wiem, chciałabym sobie odpowiedzieć na pytanie, czy odnajdę się za granicami. Ale wiem też, że bardzo chcę wrócić do kraju. Mam tu starszych rodziców, którzy oprócz mnie nie mają nikogo.
Konsul przyglądał się kobiecie z zaciekawianiem.
- To dobrze. Powiedział.
- Dam pani tą szansę, żeby mogła pani sprawdzić, czego tak naprawdę pani chce. Dostaje pani wizę.
- Co takiego? Co dostaję?
- Wizę. To wszystko z mojej strony. Odpowiedział i wskazał jej drogę wyjścia z gabinetu.
Otworzyła usta ze zdziwienia. Nogi się pod nią ugięły. Była pewna, że po tym wszystkim, co wykrzyczała, nie panując nad emocjami, żaden normalny konsul jej wizy nie da.
- Dziękuję. Wydusiła z siebie i szybko opuściła pokój.
Miała teraz tylko jedno marzenie, zaczerpnąć świeżego powietrza, bo inaczej zemdleje.  Powoli zeszła po schodach, z impetem pchnęła drzwi wejściowe i wybiegła na ulicę, ciężko łapiąc powietrze…


Cdn…

czwartek, 12 listopada 2015

Odnaleźć w sobie nowe piękno

fot. Luka Kwiatkowsky

„Widzicie różne rzeczy i pytacie: dlaczego takie są? Natomiast ja marzę o rzeczach, których nie ma i pytam: dlaczego by nie miały zaistnieć?”

George Bernard Shaw

            Myślę więc jestem…. No tak. Ostatnio myślenie o przyszłości nie opuszczało Alicji. Nie było dnia, wieczoru, nocy, by nie zadawała sobie pytania, czy jednak Grzesiek nie miał racji. Czy jest zadowolona ze swojego życia? To jedno wiedziała. Nie jest. Co chce od życia, co jest jej marzeniem. Tego odkryć przez wiele dni nie mogła.
- Jak można nie wiedzieć, czego właściwie się chce? Czy jak tylko wiem, czego nie chcę? Ale przecież, by cokolwiek zmienić, muszę wiedzieć, co to ma być. Co jest moim marzeniem? Nie mam pojęcia. Chyba na ten moment spokojne, bezpieczne życie. Ale na to, nie mam co liczyć. Przynajmniej na razie. Spokoju jeszcze nie będzie przez wiele długich miesięcy. Zmiana, zmiana, ta przeklęta zmiana… nienawidzę jej!!! Czemu to wszystko nie może być takie proste, jak dawniej, przed laty, gdy Grzesiek był w Polsce. Wtedy życie było takie przewidywalne. A teraz nie potrafię nic przewiedzieć. Przez tak wiele lat nic szczególnego się nie działo, a teraz nagle wszyscy oczekują ode mnie jakiejś decyzji. Mama chce, bym się zastanowiła, czy tak naprawdę chcę być z Grześkiem, Michał chce do ojca. Tęskni za nim i napiera, żebyśmy wyjechali z kraju. Grzesiek naciska, żebym w końcu odpowiedziała sobie na pytanie, czego tak właściwie chcę od życia. A ja jestem w kompletnym dołku. W dołku, ale znanym dołku. A jak podejmę jakąkolwiek decyzję, to jej konsekwencje nie będą znane, nie będą dla mnie bezpieczne, nie będą przewidywalne. I co z tym wszystkim począć…?
Nikt nie powiedział Alicji, że zmiana zawsze wiąże się ze strachem. Gdy mamy zostawić nasz dotychczasowy świat i ruszyć w nieznane, nie możemy mieć pojęcia, co nas dalej czeka. Nie można na wszystko przygotować się z stu procentach, bo tak naprawdę nie wiadomo, przed czym się zabezpieczać.
- No tak… przed czym się zabezpieczać? A tak właściwie, to czy ja brnę do przodu, czy uciekam? Myślała Alicja.
Pewnego dnia postanowiła spisać wszystkie swoje wątpliwości w notesie.
- Może jak to wszystko zobaczę, to będzie mi łatwiej podjąć decyzję. Może jak spiszę wszystkie „za i przeciw” zobaczę, gdzie ja właściwie jestem? W jakim momencie mojego życia?
Otworzyła kajet… No i od czego zacząć?
Podzieliła kartkę na pół. W nagłówkach napisała:

Czego chcę?                                                              Czego nie chcę?

Próbowała zacząć od pierwszej kolumny. Nie szło. W głowie miała ogromną pustkę.
„Czego nie chcę?” tu poszło łatwiej. Pojawiły się pierwsze zapisy.
- Nie chcę być dalej sama.
- Nie chcę żyć dalej w biedzie.
- Nie chcę być na garnuszku Grześka i rodziców.
- Nie chcę, by Michał wychowywał się bez ojca.
- Nie chcę dalej mieszkać w tym kraju.
Tu zastanowiła się chwilę. Nie uświadamiała sobie to końca, co właśnie napisała jej ręka.
- „Nie chcę dalej mieszkać w tym kraju?” Czemu ja to właściwie napisałam? Przecież nie tak dawno tłumaczyłam Grześkowi, że nie chcę stąd wyjeżdżać! Co się ze mną dzieje? Czy ja teraz postradałam zmysły? Jak można równocześnie chcieć zostać tutaj i chcieć wyjechać. Przecież to nie jest możliwe. Ja zwariowałam!
Odłożyła na chwilę zeszyt. Jej serce zaczęło łomotać jak szalone. Czy właśnie odkryła, co siedzi w jej wnętrzu? Czego tak naprawdę podświadomie pragnie? A jeśli tego właśnie pragnie, to czemu za wszelką cenę tą myśl odrzuca?
Wstała, poszła do kuchni zrobić sobie mocnej herbaty. To zawsze stawiało ja na nogi. Wzięła gorący kubek do ręki i podeszła do okna. Powoli sącząc herbatę, spoglądała w dal… Krakowskie ulice były takie jak zawsze. Tajemnicze, zasnute mgłą nadchodzącego wieczoru. To był jej dom… Dlaczego więc jej dusza wołała o coś więcej? Nie mogła tego pojąć. Nie zdawała sobie sprawy, ile czasu spędziła przy oknie. Była jak w letargu. Jak jakiś robo-cień, wtopiony w zacisze pokoju. Tak bezpiecznego dla niej pokoju, z tysiącem niebezpiecznych dla niej, myśli w głowie.
- Nie chcę mieszkać w tym kraju… No dobrze, jak nie chcę, to nie. Jak napisało mi się to, to widocznie ma to jakiś ukryty sens. Nie wiedziała tylko jeszcze, jaki.
Podeszła do swojego notatnika. Spojrzała na zapiski. No dobrze, to czego ja jeszcze nie chcę?
Złapała długopis i napisała jednym tchem:
- Nie chcę wyjeżdżać z Polski.
- Nie chcę zostawić rodziców.
- Nie chcę zostawiać mieszkania.
- Nie chcę tracić poczucia bezpieczeństwa.
- Nie chcę być bez pracy.
- Nie chcę być dalej życiowym nieudacznikiem.
- Nie chcę więcej wracać do przeszłości.
No i kolejny raz jej ręka się zatrzymała.
- „Nie chcę wracać do przeszłości.” A przecież od wielu, wielu lat żyję tylko przeszłością. Karmię się nią jak jakaś wygłodniała ptaszyna, szukająca schronienia. I co mi to dało? Oprócz frustracji, to chyba właściwie nic…
Poczuła się ogromnie zmęczona tymi przemyśleniami. Nic nie okazało się łatwiejsze, ale przynajmniej zobaczyła, co udało jej się napisać. Nie wszystko przewidziała. Nawet tutaj. Nie przewidziała, tego, co podyktowało jej serce. Czego sobie zupełnie nie uświadamiała...

- To co ja właściwie chcę?
Zastanowiła się chwilę. To było trudniejsze zadanie. Próbowała zamienić niechcenie na chcenie. Powstały następujące zdania:
- Chcę być dalej z kimś.
- „Z kimś?” To znaczy z Grześkiem, czy to ma być ktoś zupełnie inny? Czy ja nadal kocham mojego męża? Czemu napisałam „z kimś”? nie jestem pewna swoich własnych uczuć? No wspaniale. Znowu wychodzi na to, że nie wiem, czego chcę.
Poprawiła wpis.
- Chcę być dalej z kimś./ Chcę być dalej z Grześkiem.
Taka jego forma była dla niej łatwiejsza, na ten moment, do zaakceptowania.
- Chcę, żeby to, co zarobię, starczało mi na życie.
- Chcę sama o siebie zadbać.
- Chcę , by Michał miał ojca.
- Chcę wyjechać? Czy chcę to zostać?
Na to nie potrafiła sobie odpowiedzieć, więc napisała je w formie dwóch pytań. Może za jakiś czas odpowiedź się pojawi… Może to nie jest moment na właściwą odpowiedź. Może musi więcej rzeczy poukładać sobie w głowie…
- Chcę, by rodzice byli bezpieczni.
No i znów się zatrzymała.
- Może „Nie chcę zostawiać rodziców”, to nie przywiązanie, ale troska o nich. Może dlatego pojawiło się zdanie „Chcę, by rodzice byli bezpieczni”. Może jest jakiś sposób, by pogodzić ze sobą te dwa zdania? Muszę o tym jeszcze pomyśleć...
- Chcę, by moje mieszkanie było zawsze w dobrych rękach, żebym miała gdzie wrócić.
- No i co to ma znaczyć!? Głowo moja, myśli moje, serce moje? Co to ma znaczyć? Czemu ja piszę w ten sposób?! Czy to oznacza, że ja chcę wyjechać? Nie chcę zostawić mojego mieszkania, czy chcę, żeby móc do niego wrócić? To znaczy, że ja chcę jednak wyjechać…?

            Odłożyła długopis. Nie była w stanie dalej pisać. Zatopiła się w swoich własnych myślach. Budziła się całkiem nowa Alicja…

Cdn…