środa, 2 września 2015

Historia życiem pisana

fot. Ewa Kawalec 



„Dam radę nie zawsze oznacza dobrze będzie. Nie zawsze w życiu dobrze będzie, natomiast ludzie zawsze dają radę.”

Jacek Walkiewicz

Kamil od kilku lat prowadził dobrze prosperującą firmę. Zajmował się reklamą. Nieźle mu szło. Zawsze jakoś pieniądze go lubiły. Był bardzo oszczędny. Wiedział jak robić biznes. Całymi dniami mógł wymyślać nowe koncepcje. Wydawało się, że wszystko idzie jak najlepiej. Miał pieniądze, poznał dziewczynę, planowali wspólne życie. Ona też tak jak on lubiła pieniądze i luksus. To na początku było nawet zabawne. Zakładali razem nowe oddziały. Kamil zaufał. Założył wspólne konto w banku, przepisał na nią udziały, zaczęli myśleć o własnym domu.
Ale wtedy zamiast lepiej, zaczęło się coś psuć. Pieniądze przysłoniły wszystko. Ona chciała więcej i więcej. Coraz częściej się kłócili, o każdą nieistotną sprawę. On się starał, zarabiał, a ona przypisywała sobie wszystkie sukcesy. Na początku myślał, że to mały kryzys, że kiedyś przejdzie i dalej planował wspólną przyszłość.
Nie zważał na ich relacje. Myślał, że to normalne, że tak wyglądają związki. Tak zawsze było przecież w jego rodzinnym domu. Ojciec pił na umór, matka próbowała to wszystko ratować. Całe życie pracowała jak szalona, a ojciec…. wszystko przepijał. Kłócili się strasznie. Ojciec był tyranem, ale Kamil długo nie rozumiał co jest grane.
W domu nie musiał się tym martwić. Problemy z ojcem głównie spadały na jego najstarszego brata. To on ciągle zabiegał o spokój, o bezpieczeństwo matki, jego i najmłodszego brata. Młody też sobie sam radził. A Kamil, uciekał. To imprezy, to koledzy, to wyjazdy za granicę. Nigdy nie był w centrum problemów. Zawsze ktoś załatwiał to za niego. Więc kłótnie z dziewczyną wydawały mu się normą. Wiedział tylko, że nie może nigdy, tak jak to robił ojciec, podnieść na nią ręki.
Kiedyś się dorobimy i wszystko będzie dobrze. W końcu się pobrali… i wtedy się zaczęło…
Miał kasę, jego żona to lubiła, i jak się okazało, jego teściowie również. On zarabiał, a oni kupowali nowe auta, remontowali dom, inwestowali w działki budowlane. I chcieli coraz więcej. Był przepracowany, nie radził sobie. Coraz bardziej się załamywał. W końcu… zaczął pić, jak zawsze, żeby zapomnieć, jak to robił w młodości.
- Uciekaj, ucieka, uciekaj, podpowiadała mu podświadomość.
Alkohol powodował, że na chwilę problemy znikały, ale jak trzeźwiał, to wracały ze zdwojoną siłą.
- Ty gówniarzu, wszystko przepijesz. Mawiała teściowa.
- Miałeś wybrać pieniądze na remont dachu, czemu jeszcze ich nie ma. Za kogo ta nasza córka wyszła. Niedojda jakiś.
- Czemu ty jeszcze w domu??? Robota czeka. Firmy trzeba pilnować. Mawiali nawet w weekendy.
- Kamil, musimy mieć nowy dom – syczała żona.
Po kilku miesiącach okazało się, że jego konto było prawie puste. Zadłużył się. Chciał wszystko ratować. Udowodnić, że nie jest żadnym niedojdą. Pracował coraz więcej i coraz więcej pił. Czasem przychodziło mu do głowy, że nie che tak żyć, ale zaraz odpowiadał sobie, że to już za daleko zaszło, dom w budowie, wziął ślub. Co ludzie powiedzą. Przecież każdy tak ma. Próbował porozmawiać o tym z żoną. Wspomniał o rozwodzie.
- Jak to zrobisz, to się zabiję. – powiedziała mu kiedyś.
Wystraszył się. Nie mógłby żyć ze świadomością, że ktoś przez niego odebrał sobie życie. I tkwił w tym swoim światku. Po roku urodził mu się syn - Miłosz.
- Gdzie kasa? – słyszał od żony.
- Albo będziesz zarabiał, albo rozwiodę się z tobą i dziecka nigdy już nie zobaczysz.
- Naślę na ciebie wszystkie kontrole! Zostaniesz z niczym. Zniszczę cię. – Powtarzała, gdy robił coś, co nie było po jej myśli.
Teściowie ją popierali. A on był sam. Po ślubie żona nie zgadzała się, by utrzymywał kontakty z rodziną. Nawet dzwonić do matki mu zabraniała. Więc wykonywał wszystkie polecenia jej i jej rodziców, powoli staczając się na dno. Nie miał siły się sprzeciwić, nie miał argumentów do obrony. Przecież w domu rodzinnym nie musiał walczyć. Uciekał.
Dochodziło do tego, że nie wracał do domu na noc, pił z przygodnie spotkanymi kolegami. Pijany wsiadał za kierownicę. Pewnego dnia, spowodował wypadek, rozbił auto. Na szczęście nic mu się nie stało.
- Kamil, co ty wyprawiasz, chłopie! Weź się w garść, czy ty nie widzisz, co robisz ze swoim życiem? – Zapytał go kiedyś kolega z pracy.
- Widzisz, do czego to wszystko doprowadziło, musisz wszystko stracić, żeby do ciebie dotarło, że piciem niczego nie rozwiążesz?
- Marek, nie wiem, ja już nie mam sił…
Zaczęli rozmawiać. Kamil opowiedział koledze, jak wygląda jego życie, jak jest poniżany.
- Ty sobie zdajesz sprawę z tego, że to jest przemoc?
 - Jaka przemoc, przecież to nie zdarza się facetom. Przecież nikt mi w to nie uwierzy. Przecież prowadzę firmę. Radzę sobie…
- Tak, w firmie sobie radzisz, ale z emocjami nie. Musisz to skończyć! Pozwolić, by inni ci pomogli.
- Ale oni mnie zniszczą.
- A skąd to wiesz, bo ci tak powiedzieli? Nie widzisz, że to jest szantaż? Że wykorzystują twoją naiwność, że grają uczuciami dziecka, twoimi uczuciami? Chcesz, żeby i ono wychowywało się w takim piekle?
- Nie…
- To musisz coś z tym zrobić, pomogę ci. A ty skontaktuj się ze swoją rodziną. Nie możesz być sam.
Tak zrobił. Okazało się, że nikt go nie potępił, wspierali go w trudnych chwilach. Marek pomógł mu znaleźć profesjonalną pomoc. Został objęty procedurą niebieskiej karty. Zdecydował się na terapię. Tam się dowiedział, dlaczego zaczął pić, dlaczego uciekał. Powiedziano mu również, że nikt nie ma prawa go poniżać i szantażować. Że on też, jak każdy człowiek ma prawo do godności. Że przemoc może dotknąć każdego. Dowiedział się, że postawią związków jest miłość, a pieniądze nie zawsze dają szczęście. Postanowił walczyć o syna. Sprawa trafiła do sądu. Choć kosztowało go to wiele wyrzeczeń i trudu, bo sprawa ciągnęła się rok, wygrał. To on otrzymał wyłączne prawo opieki nad dzieckiem. Udało się również odzyskać pieniądze, które zostały od niego wyłudzone.
Zaczyna życie od nowa, teraz na trzeźwo, z wiarą, że sprosta wszystkim problemom, z bliskimi i ukochanym synem przy boku.
Z Markiem do dziś się przyjaźni.

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz