wtorek, 15 września 2015

Prawo do wolności

fot. Ewa Kawalec

 „Łatwo mnie ośmieszyć, ale nie dotknąć.
Łatwo mnie dotknąć, ale nie poruszyć.
Łatwo mnie poruszyć, ale nie przesunąć.
Łatwo mnie przesunąć, ale nie wyrwać.
Można mnie wyrwać, ale nie zniszczyć.
Można mnie zniszczyć, ale nie zabić.
Można mnie zabić, Ale jestem!”
Katarzyna Miller


Pracowała w małym biurze rachunkowym, na pół etatu. Na początku było świetnie, Robiła to co lubi. Oddała się pracy. Podejmowała się nowych wyzwań, po godzinach, nieodpłatnie. Ale z czasem, szef przyzwyczaił się do tego, że można jej było zlecić wszystko, że nigdy nie odmówi i wszystko wykona z należytą starannością. Efekt tego był taki, że coraz mniej zarabiała, a obowiązków… ciągle przybywało.
- Nie mamy zleceń – mówił szef.
- Chyba pani to rozumie. Nie mogę pani zapłacić całości w tym miesiącu.
- Pani Aneto, jestem zadowolony z pani pracy, ale niestety tracimy klientów, muszę pani zmniejszyć etat…
- Pani Aneto, wygraliśmy projekt, nikt lepiej się nim nie zajmie niż pani. Ale niestety w budżecie nie ma pieniędzy na obsługę finansową. Zajmie się tym pani?
- Dobrze, zrobię to… Nie potrafiła odmówić.
Czuła się coraz bardziej wykorzystywana. Pieniędzy coraz mniej, a obowiązków coraz więcej. Ale przecież szef jest ze mnie taki dumny, nie mogę go zawieść.
I pracowała ciągle, bez wytchnienia, po kilkanaście godzin dziennie w ciągłym stresie, wszystko musiało być na przedwczoraj. Była ambitna. Wkładała w to co robi całą siebie. Miała rodzinę – męża i rocznego synka. Bywało tak, że wracała z pracy po dwudziestej. Jaś już spał. Siadała wtedy nad jego łóżeczkiem i płakała.
- Jak tak dalej będzie, to mój własny syn przestanie mnie poznawać…
Współpracowała z wieloma firmami. Była lubiana. Każdy cenił sobie jej profesjonalizm i oddanie. Niestety nie zawsze podobało się to szefowi.
Pewnego dnia otrzymała propozycję pracy dodatkowej. Szef nie bardzo był z tego powodu zadowolony, ale nie był w stanie zapewnić jej większej pensji. Niechętnie, ale musiał zaakceptować to, że podjęła się dodatkowego zajęcia. Walczyła, żeby nie zaniedbać swoich obowiązków. Zabierała pracę do domu.
- A ty znowu kończysz o czternastej, zaczęli z ironią pytać koledzy z pracy. Nikt nie pamiętał, że planowo powinna kończyć pracę o dwunastej.
- Tak, ja skończyłam pracę dwie godziny temu – odpowiadała.
Nie wiedziała czemu, ale czuła za plecami ironiczne uśmieszki kolegów.
- No i jak, zarobiłaś już kupę kasy w tej firmie? Szydzili.
Udawała, że nie wie o co chodzi.
- Wie pani, niestety musi pani zająć się jeszcze tym rozliczeniem. Potrzebne na jutro.
- Ale, ja… synka mam chorego, muszę wyjść dziś o normalnej porze…
- No to nie wiem, pani Aneto, czy pani odmawia wykonywania swoich obowiązków?
- Ależ skąd szefie. Zrobię to, w domu…
- No, wiedziałem, że z pani mądry człowiek. Firma nie może cierpieć przez prywatne sprawy pracowników.
Przychodziła do pracy z coraz większym lękiem. Czuła na placach kąśliwe uśmieszki współpracowników. Nie wiedziała czemu, o co chodzi. Tak bardzo się wstydziła. Im bardziej się starała, tym było gorzej. Z czasem zaczynała dostawać obowiązki o wiele wykraczające poza jej możliwości. Znajomi w pracy coraz bardziej dokuczali. Nie wiedziała co dalej począć. Z czasem zaczęły jej tak dokuczać nerwy, że każdego ranka wymiotowała…
- Pani Aneto, czy pani jest w ciąży?? Jeśli tak, to proszę powiedzieć, żebym mógł panią odpowiednio wcześnie zwolnić. Pracownica w ciąży do niczego się nie nadaje.
- Trzeba panią wysyłać w każdy weekend na szkolenie, wtedy pani poroni i będzie problem z głowy.
Słyszała do szefa. Nawet oczami wyobraźni bała się zobaczyć wtedy siebie w ciąży. Co by zrobiła… Na pewno by ją wylali z roboty… Stres narastał. Stawał się większy i większy… Przestała nad tym panować. Wymioty nasilały się coraz bardziej, potem doszło zapalenie skóry, problemy z nerkami, ciągłe przeziębienia. Nie wiedziała, co się z nią dzieje…
Odżywała w pracy dodatkowej. Tam każdy ją cenił. Wymagał od niej tylko wykonywania zakresu czynności. Płacili jej uczciwie za pracę, którą wykonywała.
Pewnego dnia usłyszała:
- Pani Aneto, zwolnił się u nas etat. Jesteśmy zadowoleni z pani pracy. Jeśli pani się zdecyduje, możemy za miesiąc podpisać umowę.
Wynagrodzenie było o wiele lepsze, warunki pracy również. Nie było się nad czym zastanawiać….
Powiedziała szefowi, że odchodzi.
- Pani Aneto, jak to, przecież my bez pani sobie tu nie poradzimy. Pani jest taka oddana. Nie wypuścimy pani.
- Jak to… myślała, co ja teraz zrobię… Tak mnie tu cenią, co robić...?
- Aneta, zwariowałaś! Jak cię nie wypuszczą, przecież nie mają takiego prawa. Możesz zawsze zmienić pracę. Nikt nie może ci tego zabronić. Dziewczyno, przecież tam ciągle coraz mniej zarabiasz. Czy ktoś ci zagwarantował, że to się zmieni?
- No nie..
- No to nad czym ty się kobieto zastanawiasz?
- Wiesz, oni mnie cenią…
- Tak???? I dlatego coraz mniej zarabiasz, a coraz więcej pracujesz? A co z Jasiem. Już go prawie nie widujesz. Tak chcesz żyć?
- No nie…
- Wykorzystują cię Aneta. Nie widzisz tego?
No tak, pomyślała. Andrzej ma rację. Inni mieli nadgodziny, dodatki specjalne, nagrody, a ona tylko pochwały ustne. Postanowiła, odchodzi…
Złożyła wypowiedzenie.
- No wie pani, ale jakoś pani obowiązki trzeba będzie przekazać. Będzie pani musiała przychodzić jeszcze do nas popołudniami, by nauczyć wszystkiego panią Dorotę. Ona panią zastąpi.
Zgodziła się. Przychodziła. Okazało się, że pani Dorota ani myślała się uczyć.
- Ojj, ja tego nigdy nie pojmę. Nie orientuję się w projektach. Niech pani to zrobi, a ja się będę na razie przyglądać. Pani jest taka zorientowana, ja pani nigdy nie dorównam.
No i dalej dała się złapać w pułapkę. Codziennie po pracy przychodziła i za darmo pracowała w poprzedniej firmie.
- Aneta, dość już tego! Powiedział w końcu mąż.
- Nikt cię nie może zmusić do wykonywania pracy za darmo. Znowu dałaś się wkręcić. Rzuć to w końcu!
Tak zrobiła… Ale to nie był koniec jej problemów. Dostała telefon od dawnej koleżanki.
- Aneta, szef mówi wszystkim, że jak nie będziesz przychodzić, to poda cię do sądu. Musisz przyjechać i przeprosić go za to, że nie było cię wczoraj.
- Co???? Co ty do mnie mówisz?
- Aneta, on nie żartuje. Przeproś go.
- Po moim trupie. Powiedziała. Dajcie mi wszyscy święty spokój!
Poszła do prawnika.
- Co panią sprowadza?
- Kłopoty pani mecenas…
- Proszę usiąść i powiedzieć, co się wydarzyło…
Opowiedziała swoją historię…
- To co robi pani szef jest niezgodne z prawem. Nie może tak się zachowywać.
Prawniczka wyjaśniła jej co musi zrobić. Zgłosiła sprawę do sądu. Nie było łatwo. Sprawa ciągnęła się dwa lata. Ale prawo było po jej stronie. Udowodniła to. Wygrała. Dostała zadośćuczynienie za szkody moralne i uszczerbek na zdrowiu. Szef musiał przeprosić ją na łamach prasy lokalnej.
To zdarzenie pamięta do dziś… nauczyło ją wiele. Nauczyło, że zawsze trzeba znać swoją wartość. Nie wolno dać się zastraszyć i wykorzystywać. To była trudna i bolesna lekcja. Teraz wie, że ma prawo być sobą, ma prawo wykonywać swoją pracę zgodnie z prawem, ma prawo do godziwej zapłaty, ma prawo do życia prywatnego.

Zmieniła myślenie. Nikomu nie udowadnia, że jest kimś, kogo inni chcą widzieć. Jest po prostu sobą. „Nie jestem hasłem w krzyżówce. Nie muszę wszystkim pasować.” Powtarza sobie codziennie po przebudzeniu. I w końcu, po tylu latach jest naprawdę szczęśliwa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz