poniedziałek, 12 października 2015

Samoocena rządząca losem (część 1)

fot. Ewa Kawalec

„Moja dobra rada – naucz się odróżniać chorą ambicję od stopniowego wchodzenia po schodach do celu. W tej dzikiej pogoni możesz zgubić nie tylko buty, ale wielu ludzi…”

Anaszka


Agata wychowywała się w wiejskiej rodzinnie. Zawsze miała poczucie, że jest kimś ważnym. Rodzice wpajali jej, że musi być najlepsza, że jest wyjątkowa, że każdy ma obowiązek to zauważyć i oczywiście docenić. Była zawsze pewna siebie. Nie do końca zważała na innych ludzi. W jej otoczeniu lubiła błyszczeć. Chciała być najlepsza, niepowtarzalna. Ale lubiła swój mały wioskowy światek. Wpajane od dzieciństwa zasady były dla niej świętością. Nie znosiła cudotwórców, wieszczów, opowiadających o niestworzonych rzeczach, wszystko miało być proste i znane. Nie tolerowała ludzi, którzy jej w jakikolwiek sposób zagrażali. A już wprost nie znosiła inności, której nie rozumiała.
Nie musiała się nigdy o nic troszczyć. A już na pewno nie musiała walczyć o byt. Schemat rodziny był dla niej prosty – wizja Matki Polki, złamującej się domem i mąż zarabiający kupę kasy. Skończyła studia. Wyszła za mąż, za Krzyśka. Pierwszą pracę jej załatwili. Nie popracowała tam długo, jakoś wszyscy sprzysięgli się przeciw niej… odeszła. Szukała nowej pracy, ale jakoś nigdy nie wychodziło… Każdy z pracodawców nie był dla niej dość dobry. To za mało płacili, to ludzie byli głupi, to pracy za dużo, i tak w koło. Wymagała od wszystkich, najmniej od siebie. W końcu uznała, że praca zawodowa nie jest dla niej. Oddała się rodzinnemu życiu… Wizja rodziny, którą znała pozwalała jej na realizację siebie. Mąż zarabiał, ona rodziła dzieci, zajmowała się domem i wymagała.
- Kiedy w końcu będziemy mieć własny dom?
- Wstawaj, ile jeszcze będziesz spał, już przecież siódma, do roboty!
- Ile jeszcze mam znosić twoją chorą rodzinkę, przecież z nimi nie można się dogadać!
Maż jej słuchał, nie miał wyjścia, dla świętego spokoju. No bo gdy coś działo się nie po myśli żony, w domu miał piekło. Płakała, wściekała się, krzyczała, że jej nie szanuje, że ona tak się stara, a on wcale tego nie zauważa. Więc spełniał jej wszystkie zachcianki i tolerował tylko jej rodzinę. Jego bliscy, według jego żony nie byli dość dobrzy. Pracował zawodowo, brał dodatkowe zlecenia. Przecież w ich domu wszystko musiało być najlepsze. Żona nic innego nie przyjmowała do wiadomości. Starał się, by sprostać jej wymaganiom. Ale im bardziej się starał, tym ona chciała więcej i więcej… Zawsze zmywała mu głowę. Według niej – on nic nie robił dobrze. Nie lubił się kłócić, więc dla świętego spokoju, zawsze ustępował. To jednak powodowało, że coraz bardziej się od siebie oddalali. Po kilku latach Krzysiek prawie przestał się odzywać. Pokornie wykonywał codzienne polecenia żony i ciężko pracował.
- Na tobie wcale nie można polegać. Nawet dzieci nie potrafisz przypilnować, jak zostają z tobą, to ciągle płaczą!
Czemu to robiła? Podświadomie zawsze chciała być najlepsza. Z pracą zawodową nie wyszło, to postanowiła, że będzie najlepszą Matką Polką. Nikt nie mógł się z nią równać. Ciągle udowadniała sobie, że dzieci nikogo bardziej od niej nie kochają. Miały ciągle za nią tęsknić i płakać. Uwielbiała, gdy były od niej zależne. Co to spowodowało? Ano, z czasem, trzymały się jej spódnicy na każdym kroku. Każde rozstanie z matką wywoływało w nich taki lęk tak wielki, że potrafiły w nocy moczyć się ze strachu. Agata była w swoim żywiole.
- Widzicie, nikt nie potrafi się dostatecznie dobrze zająć moimi dziećmi. One mnie potrzebują.
I tym poczuciem żywiła swoją niezaspokojoną samoocenę.
Ale dzieci w końcu musiały pójść do szkoły. Dla nich to była wielka trauma – musiały opuścić dom.. A dla Agaty, to było niezwykłe wyzwanie. W końcu będzie mogła uczyć innych jak wychowywać dzieci. Ona teraz pokaże tym chorym nauczycielom, co znaczy uczyć jej dzieci. Nikt przecież nie jest lepszy niż ona. A te dziwne nauczycielki, nawet nie potrafiły jej zdaniem się dobrze ubrać…
Uwielbiała się wykłócać o oceny, zadania domowe, przybory. Jej dzieci przecież były najlepsze, więc wszyscy mieli obowiązek to docenić. Zwłaszcza w szkole.
Pasjonowało ją uczenie innych wychowywania. Każda z jej koleżanek, według niej nie dorastała jej do pięt.
- Jak można zostawić dzieci i pójść do pracy!!! Ja sobie tego nie wyobrażam – powtarzała.
- Jeśli ktokolwiek może mnie uczyć wychowywania – to moje dzieci. Wszystkim innym za uwagę serdecznie dziękuję – mawiała, gdy ktoś usiłował zwrócić jej uwagę.
Ona była przecież nieskazitelna. Kreowała się na najlepszą matkę świata, a tak naprawdę, w głębi serca nie mogła się z tym pogodzić, że w życiu nie osiągnęła nic.
A to nie było miłe uczucie, więc za wszelką cenę trzeba było je zagłuszyć. Wybrała niestety nie najlepszą drogę. Zamiast walczyć o siebie i próbować coś zmienić, zaczęła poniżać innych To było o wiele prostsze. Z taką łatwością przychodziło jej ocenianie – tylko nie siebie, a wszystkich wokoło. Uwielbiała plotkować. To z czasem stało się jej głównym zajęciem. Gdy dzieci porosły i nie miała już tyle pracy w domu, czymś trzeba było się zająć…
Jej zachowanie zaczęło odstraszać wszystkich wokoło. Nikt nie miał ochoty zastanawiać się nad słowami, które wypowiadał w jej obecności. Wszyscy wiedzieli, że wcześniej czy później Agata zrobi z tego sensację i z chęcią poopowiada o tym sąsiadom. Znajomi zaczęli omijać jej dom. Ale wtedy jeszcze nic do niej nie dotarło. Stwierdziła, że oni wszyscy się głupi i puści i ona nie będzie sobie zaprzątać tym głowy. Ale dzieciaki w końcu zaczęły mieć problemy w szkole, przez… jej zachowanie. Rówieśnicy zaczęli wytykać je palcami.
- Twoja mama to plotkara – wołały za nimi.
- Wiadomo, wy musicie mieć piątki, bo mamusia wam wszystko załatwi…
Czasami mieli ochotę zakopać się pod ziemią tak im było wstyd. To były niezwykle inteligentne dzieci. Wiedziały, o czym mówią rówieśnicy. Matka nigdy im nie pozwoliła na samodzielność. Wszystko zawsze chciała robić za nich. A one tak bardzo chciały same… Matka nie znosiła sprzeciwu.
- Marek, Paweł, do roboty. Pomóżcie w kuchni. Czy nic do was nie dociera!?
- Zaraz mamo…
- Jakie zaraz. Do roboty, ale już!
- Mamo, daj nam chwilę odpocząć.
- Chyba oszaleliście! Odpocząć!? Po czym? Bo byliście w szkole!? Wszystko na mojej głowie! Jak tu zaraz nie przyjedziecie, będzie szlaban na komputer na miesiąc!
- To nie są koledzy dla was! Nie pozwolę wam się z nimi spotykać!
- Dlaczego mamo?
- Bo oni nawet ubrać się nie potrafią. Matka kupuje im wszystko na szmateksach. Nawet jej nie stać na porządne buty dla własnych dzieci! Niedojda! Jak tak można?! Wy jesteście lepsi od tych brudasów.
- Mamo, ale oni są fajni. Takie super zabawy wymyślają.
- A co mnie obchodzą wasze głupie zabawy!?
- Mamo… prosimy…
- Nie ma dyskusji. Nawet nie próbujcie się sprzeciwiać, bo gorzko tego pożałujecie!
- Do nauki! Napisałam wam wypracowania. Wy nigdy nie będziecie w stanie zrobić tego dobrze. Cieszcie się, że macie taką matkę, która o wszystko potrafi zadbać. Macie to przepisać do zeszytów! Wasze zadania mają być najlepiej odrobione. Nie przyjmuję do wiadomości, że ktoś w szkole będzie lepszy od was! Jak nie będzie samych piątek, to nie dostaniecie kieszonkowego! Zrozumiano?!
- Mamo, ale ja nie dam rady…
- Co nie dasz! Jakbyś chciał, to byś dał! Zresztą masz to wszystko tylko przepisać, nic więcej!
Jak tylko próbowali się buntować, dostawali drakońskie kary. Agata z taką łatwością krytykowała, dawała rady, wymuszała posłuszeństwo, wymagała od nich aktywności, tylko takiej, która była słuszna według niej. Tak naprawdę nie zważała na potrzeby swoich dzieci. Wymagała od innych, a nigdy od siebie.
Marek z Pawłem wiedzieli, że kiedyś nadejdzie taki dzień, że uciekną z tego domu i będą troszczyć się sami o siebie. Marzyli o tym…


Cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz