środa, 14 października 2015

Czasem nie wiesz, gdzie zawód cię poniesie. (część 5)

fot. Ewa Kawalec

„Pracując dla samych dóbr materialnych budujemy sobie więzienie. Zamykamy się samotni ze złotem rozsypującym się w palcach, które nie daje nam nic, dla czego warto byłoby żyć.”

Antoine de Saint-Exupéry


- Czy to naprawdę jest praca dla mnie? Co ja tutaj robię? Czy aby nie daję się tylko wykorzystywać i codziennie jeżdżę tylko na szmacie? Czy nie wykonuję tylko poleceń, zakopując swoje możliwości do jakiegoś wielkiego dołka?
- Olka Zastanów się nad sobą! Cofasz się w rozwoju! Wołało kreatywne ja.
- Siedź cicho! Masz pracę! Nie możesz sobie teraz pozwolić na zmiany! Doceń to, co masz, w końcu masz w końcu z czego żyć! Dopiero niedawno dostałaś pierwszą w swoim życiu umowę o pracę! Odzywało się ja realne.
- Co robić? Zadawała sobie pytanie rozdarta Olka.

Z czasem okazało się, że jej pracowowe zadania stawały się dla niej przykrym obowiązkiem.
Nic nowego, wszystko tak jak zawsze. Miały być wyzwania, miała być kreatywność, a tymczasem wszystko codziennie było takie samo. Po kilku miesiącach, Ola poznała wszystkie tajniki centrum zabaw. Czuła, że zaczyna się dusić. Potrzebowała tak bardzo świeżego powiewu zawodowych doznań. Najpierw próbowała wykazywać się na miejscu. Nie zawsze to było mile widziane. Większość jej koleżanek z pracy nie lubiła zmian. Gdy coś wymyślała, spotykała się z oporem innych. Ich zdaniem dobrze było, tak jak było. Starzy pracownicy byli górą, zaś młodzi mieli wykonywać najgorszą robotę. A ona potrzebowała chociażby jasnych zasad bezpieczeństwa na sali zabaw. Chociaż namiastki jakiegoś rozwoju, powiewu nowości, tworzenia. Z czasem udało się stworzyć z jej udziałem pierwszy regulamin korzystania z potężnych konstrukcji. Powstał też oddział przedszkolny, malutki, kolorowy. Ale jakże ciekawy. Można było wtedy poprowadzić trochę cyklicznych zajęć dla dzieciaków. Ale to wszystko dla niej było mało.
Poza tym najcięższa praca była w weekendy. Kiedy wszyscy chcieli trochę odpocząć, ona pracowała. Ciężko pracowała. Na nogach po kilkanaście godzin. Tak mało wtedy miała czasu dla własnej rodziny. A tak brakowało jej bliskich.  Nie było nawet kiedy ich odwiedzić. Do tego wszystkiego, nie cierpiała sprzątać, a w pracy sprzątnie było nieodzowną częścią jej obowiązków. I jeszcze ten ciągły huk dmuchanych fanaberii do skakania i zjeżdżania. I kulki… kulki… wszędzie kulki.
Czasami też dochodziło do spięć międzypracowniczych. Miłe to nie bywało. Ona była młoda stażem, więc z nadania – na przegranej pozycji. Lepiej było się wtedy nie odzywać, a tak bardzo chciała to zrobić. Wykrzyczeć żale, powiedzieć, że nie zgadza się na gorsze traktowanie. Ale cóż, trzeba było dla świętego spokoju siedzieć cicho. Z problemami trzeba było sobie jakoś radzić. W końcu zarabiała pieniądze. Można było zawsze sobie coś prywatnie zaplanować. Z czasem powstawały nowe oddziały firmy. Przeszła do mniejszej filii. Praca często dokuczała jej fizycznie, nogi odmawiały posłuszeństwa. W wielkie upały, gdy była cały czas na nogach, pękały jej żyły. To bardzo bolało. Robiły się okropne, wielkie sińce na nogach, które musiała ukrywać pod nogawkami spodni.
Monotonia zaczynała jej coraz bardziej dokuczać. Czuła, że powoli zapomina wszystko, czego uczyła się latami, do czego dążyła. Zapominała, jak wyglądają wyzwania, jak prowadzi się zajęcia, jak to jest dbać o własny rozwój. Ta praca, to nie był szczyt jej marzeń. Mop, szmatki i kulki nie dawały możliwości wielkiego rozwoju.
Starała się jednak dalej podnosić swoje umiejętności. Rozpoczęła kurs socjoterapii, w Warszawie. Co drugi weekend wyjeżdżała. Na trzy dni. To musiała potem odpracować, więc dobowy zegar bił jak jakaś tykająca bomba, zabierając prawie cały wolny czas. Nie żałowała jednak niczego. Bardzo lubiła zdobywać nową wiedzę i doświadczenia. Warszawa, zajęcia z tak znanymi wykładowcami. To dawało jej wielki power. Tylko, żeby mogła jeszcze wykazać się gdzieś tak pieczołowicie zdobywaną wiedzą.
I pewnego dnia zadzwonił telefon.
- Ola? Cześć, tu Dorota. Poznałyśmy się rok temu w stowarzyszeniu. Pamiętasz?
- Tak, witaj Dorota, co tam u ciebie słychać?
- W porządku. Słuchaj Ola, poszukujemy kogoś do poprowadzenia warsztatów z aktywizacji zawodowej. Takie, jak prowadziłaś u nas wcześniej. Nie chciałabyś wziąć u nas umowy zlecenia. Jest do poprowadzenia 120 godzin zajęć.
- 120 godzin. Super. Ale musiałabym się zorientować, czy dam radę ustawić sobie tak zmiany, żeby poprowadzić zajęcia. Mogę dać ci odpowiedź za około dwa dni?
- Jasne. Będę czekać na wiadomość od ciebie.
- Dzięki Dorotka. To do usłyszenia.
- Do usłyszenia.
Odłożyła słuchawkę, z duszą na ramieniu. Po rak kolejny los się do niej uśmiechnął. To było niesamowite. W momentach, gdy zaczynała się nudzić, gdy dochodziło do niej, że jej praca, to obowiązki znajdujące się o wiele poniżej jej możliwości, wyzwania pojawiały się same.
- Muszę znaleźć czas na te warsztaty. Potrzebuję tego. Bardzo!!! Pomyślała w duchu.
- To dla mnie wielka szansa. Nie mogę jej zaprzepaścić.
Uwielbiała pracować z ludźmi, prowadzić warsztaty, motywować do zmian. To było takie piękne. A osoby, które korzystały z jej wsparcia, tak bardzo się zmieniały. Kochała to.
Nazajutrz porozmawiała z szefową. Poprosiła o ustawienie jej zmian w taki sposób, by mogła połączyć obydwa zajęcia. Szefowa zgodziła się.
- Super, to zaczynamy się w końcu dalej rozwijać. Pomyślała w duchu Ola.
Zaraz potem zadzwoniła do Doroty.
- Dzień dobry, For change, słucham.
- Dzień dobry Aleksandra Jaroch, czy mogę rozmawiać z panią Dorotą?
- Oczywiście, już łączę.
- Słucham, Dorota Nowacka.
- Witaj Dorotka, tu Olka. Dzwonię, tak jak się umawiałyśmy.
- O witaj Ola, no i jak? Dasz radę poprowadzić te warsztaty?
- Tak. Dam.
- Super, to możesz w któryś dzień podejść do nas, to ustalimy szczegóły?
- Oczywiście, może jutro rano, koło dziewiątej? Odpowiada ci?
- Jasne. To do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Kolejnego dnia wszystko ustaliły. Zajęcia zaczynała od następnego tygodnia. I los znów się do niej uśmiechnął…
Od tego momentu po nudnej pracy, wieczorami, przygotowywała się do zajęć. Goniła do domu pędem, wiedząc, że za kilka chwil będzie robić to, co lubi. Miała prowadzić kilka grup. Niesamowite wyzwanie po tak długiej przerwie. Dla chcącego nie ma jednak nic trudnego. Trzeba tyko lepiej organizować sobie czas.
I organizowała. Biegiem między centrum a stowarzyszeniem. W centrum jak zawsze.. nudno i mozolnie, a w stowarzyszeniu zawsze… kreatywnie. Mogła się w końcu wykazać. Pobyć specjalistą w swojej dziedzinie, dziedzinie szkoleń a nie kolorowych kulek…
I tak, na jakiś czas odsunięta w cień pasja, w końcu zaczęła przynosić dodatkowe pieniądze.

Cdn…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz