poniedziałek, 5 października 2015

Jak nauczyć się miłości? (część 2)

fot. Ewa Kawalec

„Namiętność sprawia, że przestajemy jeść, spać, pracować. 
Burzy nasz spokój. Obraca wniwecz całą przeszłość.
Nikt nie lubi, kiedy jego świat rozsypuje się na kawałki. Dlatego ludzie zwykle starają się przewidzieć zagrożenie i go unikać, bo dzięki temu udaje im się podeprzeć kruchą konstrukcję, która i tak ledwo stoi. To inżynierowie minionych spraw. Są tacy, którzy postępują inaczej: rzucają się na oślep w wir namiętności, w nadziei że ona rozwiąże wszystkie problemy. Składają na barki innych całą odpowiedzialność za własne szczęście i całą winę za ewentualne niepowodzenia. Są rozdarci między euforią, bo przydarzyło im się coś cudownego, a rozpaczą, bo jakieś niespodziewane zdarzenie wszystko zniszczyło.”

Paulo Coelho

            Radkowe serducho nie dawało za wygraną. Kiedy zobaczył Agnieszkę, biło jak szalone. Nie mógł nad tym zapanować. Dotarło do niego, że być może wszystko już zniszczył, że nigdy jej nie odzyska.
- Co ja mam teraz robić??? Czy da się jeszcze wszystko naprawić? Czy ona też mnie jeszcze kocha???
Zaczął próbować się po raz kolejny do niej zbliżyć. Ale odzyskać raz stracone zaufanie nigdy nie jest łatwo. Kombinował, próbował, postanowił odzyskać dawną miłość.
- Agnieszka, wybacz mi proszę. Pozwól wytłumaczyć.
- Chyba żartujesz??? Tłumaczyć? Co? Zostawiłeś mnie dla innej! I to dla kogo! Dla jakiejś siksy! I co zadowolony z siebie jesteś? Zniszczyłeś wszystko!
- Tak Agnieszka, zniszczyłem. Odpowiedział czerwieniąc się.
Spuścił głowię i cierpliwie słuchał. Należy mi się. Pomyślał.
- Teraz, jak dostałeś po głowie, wracasz? I ja mam ci wierzyć? A kiedyś znów wszystko ci się znudzi i wymienisz mnie na lepszy model?
- Ja cię kocham… powiedział niepewnie.
- To według ciebie jest miłość? Jesteśmy ze sobą jak jest fajnie, a gdy przychodzą problemy, to uciekamy?
- Ja się wtedy bałem. Bałem się odpowiedzialności. Myślałem, że nie dam rady.
Jego głos drżał, nie potrafił wymyślić argumentów, które w jakikolwiek sposób działałby na jego korzyść.
- I pokazałeś, że odpowiedzialny nie jesteś! W nowym związku, też odpowiedzialny nie byłeś! Teraz tak nagle się zmieniłeś? I ja mam w to uwierzyć?! Nie chce mi się z tobą więcej gadać. Daj mi święty spokój!
Była twarda. Nie wiedziała, skąd ma tyle siły, żeby to wszystko wykrzyczeć. Przecież kilka miesięcy tak bardzo cierpiała. Myślała, że jej życie już nigdy nie będzie takie jak wcześniej. Obiecała sobie wtedy, że nigdy więcej nikogo nie kokocha.
Odeszła do swojej pracy. On został na środku firmowego korytarza, razem ze swoimi wyrzutami sumienia i swoją miłością. Patrzył jak odchodziła i łezka zakręciła mu się w oku. Czuł jej każdy oddech, jej każde spojrzenie, spojrzenie zranionej kobiety. Teraz on, na swojej skórze poczuł, jak to jest być odrzuconym, porzuconym przez człowieka, którego się kocha.
To uczucie rozdzierało mu serce, spalało go od środka. Ten lęk, ten niepokój, ta niepewność.
- Co ja mam teraz zrobić? Ona mi nigdy nie wybaczy…
Wieczorem nie mógł usnąć. W głowie kłębiły się myśli, a w sercu szalała miłość i ogromne wyrzuty sumienia.
- Zniszczyłem wszystko. Zniszczyłem kilka lat związku w przeciągu tak naprawdę jednego tygodnia. Przez jedną, głupią decyzję. Czy ja to kiedyś naprawię? Czy ona mi uwierzy? Co mam robić? Co ja mam teraz zrobić???
Agnieszka tej nocy też nie spała. Kochała go. Jak musiała ze sobą walczyć, by nie rzucić mu się wtedy na szyję. Jak musiała trzymać w ryzach swoje poszarpane emocje. Wiedziała, że ufać mu nie można. Wiedziała, że ma swoją godność. Że musi mu pokazać, jak to jest, gdy traci się sens życia. Ale to wiedział rozum, nie serce. Nie czuła się spełniona. Zemsta nie dawała jej żadnej satysfakcji. Jej serce tylko w koło powtarzało, że kocha. Że chce być z Radkiem. Mimo wszystko… Ile wysiłku wkładała w to, by zagłuszyć ten potworny wrzeszczący w niej wewnętrzny głos. Głos serca i miłości.
- Agnieszka porozmawiajmy, proszę…
- Nie mamy o czym, powiedziałam ci już!
- Agnieszka, proszę… będę prosił, do skutku. Uwierz mi, kocham cię!
- Daj mi spokój!
Uciekła po raz kolejny. Nie chciała poddać się tej gadającej sile. Czuła, że ten jej głos i słowa Radka mają przewagę i liczebną i uczuciową. A jej wściekłość na pokaz nie wychodziła. Jej emocje walczyły ze sobą. Uciekła, bo nie dawała rady już więcej udawać. Serce waliło jej jak szalone, gdy tylko widziała Radka. Tak na prawdę, była w stanie wybaczyć mu wszystko, żeby tylko wrócił.
Unikała go przez miesiąc. Radek nie odpuszczał. Zaczepiał ją w pracy, wystawał wieczorami pod jej domem i błagał o wybaczenie. Topniała. Jej złość była coraz mniejsza.
- A może on naprawdę mnie kocha? Może w końcu dojrzał? Może się zmienił? Dla mnie?
W końcu uległa. Postanowiła go wysłuchać.
- Dobrze, spotkajmy się. Jutro w kawiarni na Lipowej. O dziewiętnastej. Ale pamiętaj, niczego ci nie obiecuję. Nie rób sobie żadnej nadziei. Wysłucham tylko, co masz na swoje usprawiedliwienie.
Skłamała. Nie wiedziała ile jeszcze da rady walczyć z własnym sercem. Ale serce nie sługa. Nie wiedzieć czemu, ciągnęło ją do Radka.
Gdy nadszedł dzień spotkania, nie mogła nic przełknąć przez cały dzień. Bała się okropnie. Żołądek podchodził jej do gardła i skakał jak oszalały.
- Co on powie? Jak się zachowa? Czy mam mu już odpuścić? A może jeszcze nie?
Nie wiedziała, co ma zrobić.
Radek na spotkanie przyszedł z ogromnym bukietem kwiatów. Czerwonych róż. Ona… zamarła.
- Agnieszka wybacz mi! Tak bardzo cię kocham! Nie umiem bez ciebie żyć!
Nie potrafiła wydusić z siebie ani jednego słowa, a nogi miała jak z waty. Wydawało jej się, że nie jest w stanie zrobić żadnego kroku. Serce tłukło jej się w piersi. Nie miała już sił uciekać przed uczuciami. Wspomnienia związane z ich najpiękniejszymi, dawnymi chwilami, przemykały przed jej oczami jak klatki filmu. Kadr rodem z miłosnej telenoweli. Uczucia waliły w twarde ściany racjonalnego myślenia. Zaschło jej w gardle.
Radek wziął ją za rękę. Popatrzył w oczy. Zobaczył jej łzy, spływające po jej rumianych policzkach. On też płakał.
- Jaka ona jest piękna. Jak mogłem jej to wszystko zrobić? Jak mogłem ją wtedy zostawić? Myśli kłębiły się w jego umyśle, jak stado oszalałych gołębi.
Nie używali słów. Oczy i serca mówiły wszystko. Siedzieli przy sobie jak dzieci zagubione w jakiejś mgle…
- Wybacz mi Agnieszka. Proszę cię, wybacz mi.
Łzy same napływały im do oczu i kapały na ogromne, czerwone jak krew róże. Pogładziła jego policzek. On ucałował jej dłonie. Nie chciał ich wypuścić, by znów, kolejny raz, przez swoją głupotę ich nie stracić. By nie stracić jej. Jego ukochanej.
To był cudowny wieczór. Tak bardzo na niego oboje czekali. Tyle miesięcy, tyle straconych miesięcy. Stracili poczucie czasu. Czuli się jak w otchłani wszechświata. Tak wielkiego, tak nieznanego, tak pięknego w swej ogromności. Nie liczyło się nic więcej wtedy poza nimi.
- Proszę państwa, za piętnaście minut zamykamy.
Słowa kelnera wyrwały ich z miłosnego letargu. Czas wracać do rzeczywistości. Czas stawić czoła wyzwaniu, wyzwaniu miłości. Radek odprowadził ukochaną do domu. Pełen nadziei, pełen miłości. Pewien, że odzyskał jej uczucia, jej zaufanie.
Agnieszka weszła do mieszkania jak duch. Pijana miłością. Nie rozmawiając z nikim poszła się położyć. Noc nadeszła szybko, nadeszła razem z lękiem i tą okropną niepewnością. Niepewnością, o której przypominała zraniona, zniszczona cierpieniem, druga strona jej serca.
- Czy ja na pewno dobrze zrobiłam? A jak kolejny raz mnie zrani? Jak okaże się, że to co się dziś wydarzyło, to tylko mrzonki? Że po raz kolejny on bawi się moimi uczuciami? Przecież zawsze uwielbiał zdobycze. Może padłam ofiarą kolejnych jego męskich ambicji. Czy to jego ambicje, a nie prawdziwa miłość? Co ja mam myśleć? Jak mu zaufać? Wspomnienia złych chwil wróciły jak bumerang…

Cdn…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz