piątek, 16 października 2015

Samoocena rządząca losem (część 2)

fot. Ewa Kawalec

Ten kto ma w życiu swoje "dlaczego", poradzi sobie z "jak".

Friedrich Nietzsche


- Nie pójdziecie do tych pseudo – kolegów, obdarciuchów! Na górę, do pokojów! Dajcie mi spokój!
I tak Marek z Pawłem uciekali, we własny świat. Wirtualna ucieczka.
- Jak nie możemy byś sobą, to nie będziemy nikim. Nie możemy być dobrzy, nie możemy robić tego, co jest naszą pasją, będziemy najgorsi źli.
Nadszedł czas dorastania i buntu. W chłopcach piekliły się dwie skrajności. Z jednej strony mieli uważać się za najlepszych na świecie, z drugiej, nie byli nigdy sobą. Świat, w którym żyli to był świat ich matki, a nie ich. To bardzo bolało. Ale dorastali. Matka nie mogła mieć na nich już tak wielkiego wypływu jak dawniej. Zawsze na nich krzyczała. Więc i oni tak zaczęli. Nie wiedzieli co to znaczy rozmowa, za to doskonale wiedzieli, co to znaczy wrzask. Tylko tak mogli się obronić. Więc w domu zaczęło robić się jeszcze większe piekiełko. Im matka bardziej wrzeszczała, tym oni bardziej odpłacali się pięknym za nadobne. Mieli szlaban na wychodzenie, oficjalnie mieli być kimś i nikt im miał nie dorastać do pięt. A oni tak bardzo potrzebowali rówieśników. Kogoś, kto zechciałby ich zrozumieć. W domu tego nie mieli. Matka robiła ciągłe awantury, ojciec uciekał od zgiełku i hałasu w pracę. Nie było na kogo liczyć. Zaczęli uciekać… uciekać w świat wirtualny i w świat używek. Wtedy można było w końcu zapomnieć. Marek był starszy, zamknięty w sobie. Więc komputer stał się jego głównym azylem. Nie miał siły przebicia. Chciał się bronić, chciał walczyć o swoje ja, ale nie potrafił. Komputer nie krzyczał. A gry – strzelanki stwarzały iluzję pokonania wszystkich wrogich mu osób. Strzelanie, krew, ludzie, którzy mieli po kilka istnień…
Paweł wrzeszczał. Kłócił się z matką jak najęty. Po kryjomu wymykał się z domu na młodzieżowe imprezy. Próbował wszystkiego, co dawało iluzję normalności i pomagało zapomnieć o jego codziennym życiu. Wpakował się w używki. Nie wierzył, że ktokolwiek jest w stanie mu pomóc. Najlepszą obroną jest atak. Zaczął przejmować schemat funkcjonowania swojej matki. Buntował się, łamał wszystkie zasady. Zaczęły się problemy w szkole. Paweł zaczął kraść, na używki trzeba było mieć kasę. W końcu mógł czymś zaimponować. To było takie jego. Sam to wymyślił. Zaimponować, chociaż kolegom… Marek – zamknął się całkiem w swoim wirtualnym światku. Nic dla niego nie miało sensu.
Agata zaczynała tracić z nimi kontakt. To już nie były maloty, na których można było wrzeszczeć, a one ze strachu słuchały. Sama zaczynała wpadać we własne sidła.
Chłopcy opuścili się w nauce.
- Po co się uczyć? Na co nam to? To kolejna fanaberia matki. Nie mamy ochoty więcej wykonywać jej rozkazów.
- Ona zawsze chciała, żebyśmy byli najlepsi. Uważała, że musi się zna nas wstydzić. To teraz będzie chociaż miała powód do wstydu.
I sposobami, które przychodziły im do głowy, żeby się na niej mścić, walczyli. Nie odrabiali zadań, nie uczyli się, wagarowali, przeszkadzali w prowadzeniu lekcji, co rusz pakowali się w jakieś problemy.
Agata była coraz częściej wzywana do szkoły. Najpierw się piekliła, na nauczycieli oczywiście. Przecież do porażki przyznać się nie mogła! Nie ona! Jej dzieci są najlepsze, a w szkole znowu pewnie coś wymyślają.
- To ta szkoła ich zniszczyła. W domu, to wspaniałe dzieci. Nie mogę na nich powiedzieć złego słowa. Nie rozumiem, co państwo ode mnie chcą. Oni na pewno nic złego nie robią.
Niestety fakty były faktami. Jej zarzuty bez pokrycia i wrzask nic nie wskórał. Musiała przyznać, że z dzieciakami coś się dzieje. Nie przyznała jednak, że ma w tym swój udział.
Na tym problemy się nie skończyły…
Pewnego dnia chłopcy postanowili, że wyruszą w świat, że uciekną. Uciekną z domu, nie ze szkoły. Skrzętnie przygotowali plan. To musiało się udać. Podróż po Polsce, wyzwania, zero nakazów, zakazów i całkowitego uzależnienia…. Wsiedli w autobus do wielkiego miasta, zakupili bilet… nie zważając na konsekwencje. Uciekli. W ich mniemaniu, do lepszego świata.
Gdy nie dotarli na noc do domu Agata mało nie oszalała. To było dla niej jak kubeł zimnej wody. Zgłosiła zaginięcie na policję. Wszczęto poszukiwania. Z uwagi na to, że dzieci były nieletnie, dość szybko podjęto czynności. Nie zdążyły daleko uciec.
To co się wydarzyło zmusiło Agatę do myślenia.
- Gdzie popełniłam błąd? Przecież chciałam dobrze. Chciałam, żeby byli najlepsi. Chciałam za wszelką cenę ich chronić.
Ale nie wzięła pod uwagę tego, że to były tylko jej niezaspokojone potrzeby. Nie jej synów.
Pokierowano ich na terapię. Agata bała się, że dzieci znowu uciekną, nie dawała sobie już rady z chłopakami. Nie miała z nimi żadnego kontaktu. Musiała skorzystać z pomocy, nie miała wyjścia. Tam otworzyli jej oczy. Zobaczyła, że zachowanie jej dzieci wynika z jej poczynań. Dowiedziała się, że jak chce mieć szczęśliwe dzieci, sama musi być szczęśliwa, że przez wiele lat skrzętnie chowała swoje prawdziwe uczucia, niszcząc życie swoje i swojej rodziny. Jej nigdy nie spełnione ambicje i marzenia próbowała za wszelką cenę przelać na dzieci. Przelewała to, jak umiała. Wydawało jej się, że robi dobrze… Zrozumiała, że jak nie zmieni swojego postępowania, będzie coraz gorzej. Zrozumiała, że najpierw musi zacząć od siebie. Zanim zacznie wymagać od innych, musi zacząć w końcu zacząć wymagać od siebie. Terapia pomogła również Krzyśkowi. Od do tej pory uciekał od rzeczywistości… w pracę. Musieli razem zacząć odbudowywać relacje. Dla dzieci… Jak bardzo się w tym wszystkim zatracili przez te wszystkie lata… Latami się psuło, to też lata potrwa odbudowa. Jedno wiedzieli, tak jak było dalej być nie może. I w końcu przyszedł czas, by to zmienić. Życie układane na zaspokajaniu tylko własnych potrzeb nie ma racji bytu. Z pozoru normalna rodzina, wydawało się idealna, miała problemy…
Ale udało im się w tym wszystkim odnaleźć. Trudności z czasem minęły. Dzieci okazały się mądrzejsze od rodziców. Dzięki nim, tak naprawdę doświadczeni (wydawać by się mogło) dorośli naprawiają zło, które spowodowała chora samoocena i niezaspokojone, młodzieńcze ambicje.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz