piątek, 9 października 2015

Jak nauczyć się miłości? (część 4)

fot. Krzysztof Bysiewicz


 Niedojrzała miłość mówi: "Kocham cię, ponieważ cię potrzebuję".
Dojrzała miłość mówi: "Potrzebuję cię, ponieważ cię kocham".

Erich Fromm



Chcąc ratować związek musieli wybrać. Albo mieszkają z rodzicami i pielęgnują nadal rodzinne piekiełko, albo się wyprowadzają i rezygnują z wygód, by się utrzymać. Wybór prosty wcale nie był. Obydwoje byli przyzwyczajeni do życiowego komfortu.
Po kolejnej ogromnej kłótni z matką Radka w końcu do nich dotarło, że komfort i wygoda to nic w porównaniu z ciągłymi domowymi, piekielnymi awanturami. W końcu musieli się odważyć na życie na własny i tylko własny rachunek. Wyprowadzili się. Teraz miało być już pięknie. Ale cud życia na własny rachunek, nie okazał się od razu pięknym kwiatem. Doskwierał im ciągły brak pieniędzy. Nie byli przyzwyczajeni do opłacania rachunków, czynszu, gotowania obiadów, zakupów spożywczych. Zawsze robił to za nich ktoś inny. Życie okazało się być niezwykle kosztowne. Nie byli na to przygotowani. Mieszkając z rodzicami, nie mieli o tym wszystkim pojęcia. Zarobione pieniądze wtedy mogli wydawać na swoje potrzeby i przyjemności. Teraz szara rzeczywistość zjadała większość ich dochodów. Na przyjemności przestało być ich stać.
- Co ty robisz z tymi pieniędzmi! Dopiero wzięłaś wypłatę, a już nie masz nic? Gdzie to wszystko wydałaś? Przecież ze sklepu prawie nic nie przynosisz! Oszukujesz mnie!
- Radek, ja tylko robiłam zakupy spożywcze. Przecież musimy coś jeść.
- No chyba mi nie powiesz, że to za tą reklamóweczkę zakupów wydałaś przeszło sto złotych!
- Niestety tak…
- Jasne, uważaj, bo ci uwierzę!
- Dobrze, jeśli tak, to następnym razem sam robisz zakupy! Ja mam to gdzieś!
- I na co ci te miski! Dziesięć złotych! Zwariowałaś?!
- A ty jak kupiłeś sobie telefon za pięćset złotych, nie zwariowałeś?! Ty możesz wydawać, a mnie będziesz wypominał każdą złotówkę?!
 - Już dawno wiedziałaś, że chcę sobie kupić ten telefon!
- Nie widzisz, że teraz nas na to nie stać?
- A co mnie to obchodzi! Jakbyś lepiej gospodarowała pieniędzmi, to byłoby nas stać na wszystko!
- Oczywiście! To tylko mija wina!
- A czyja?! Ja ciężko pracuję, a ty tylko wszystko wydajesz!
- Ty tylko pracujesz?! A już zapomniałeś, że pracujemy w jednej formie! Już nie wiesz, co należy do moich obowiązków! Zapominasz, że to ja zawsze muszę zostawać po godzinach! I jeszcze potem mam cały dom na głowie! Ciebie nic nie obchodzi!
- Widocznie się nie wyrabiasz! Matka miała rację, masz dwie lewe ręce do wszystkiego!
- Jesteś podły! Nienawidzę cię!
I tak matka Radka, choć fizycznie jej nie było wchodziła w ich małżeńskie relacje.
- Znowu pijesz to piwo?! Codziennie musisz chlać!? Prosiłam cię, zbyć wyniósł śmieci! A ty nawet tego nie potrafisz zrobić! Wszystko na mojej głowie!
- Piję, bo nie mogę się już na ciebie patrzeć. Spasłaś się! Jak tak dalej pójdzie, w drzwi się nie zmieścisz! Popatrz do lustra. Zresztą, z tobą teraz nawet nie da się normalnie pogadać. Ciągle, o wszystko pretensje. Drzesz się jak moja matka. Wcale nie jesteś od niej lepsza. Sama tak samo się zachowujesz!
To był dla Agnieszko wielki policzek. Nigdy nie chciała być taka jak teściowa. Nienawidziła jej krzyków. Do tego, kiedyś była szczupła, ale zaczęły się kłopoty ze zdrowiem. Musiała brać sterydy. Zaczęła tyć. Wydawało jej się że nie przybrała dużo na wadze. Ale Radek zawsze miał słabość do atrakcyjnych kobiet. A ona przestała dbać o siebie. Nie miała już na to sił.
Zatracili się w tych swoich wojnach. Przestali ze sobą rozmawiać. Kłócili się za to codziennie. Każde chciało postawić na swoim. Kompromis, który kiedyś sobie obiecali, ta wielka miłość i zaufanie legły w gruzach. Skrupulatnie powtarzali schemat swoich rodziców.
- No tak, miłość to światło życia, a małżeństwo to rachunek za to światło. Myślała Agnieszka.
- Przecież cudowne małżeństwa i miłości pełne uniesień zdarzają się tylko w filmach, a tu jest prawdziwe życie.
- No tak… koledzy mnie ostrzegali. Myślał Radek. Skok w bok mnie niczego nie nauczył? Przecież wtedy to wyglądało tak samo. Też nie było na nic kasy, też ciągle były tylko same problemy. Ja jestem jeszcze młody! Potrzebuję wolności!
Powoli stawali się dla siebie obcymi ludźmi.
- Radek, co się z nami dzieje? Zapytała Agnieszka po kolejnej okropnej awanturze ze łzami w oczach.
- Co z naszą miłością? Co z naszymi zasadami? Co będzie dalej z naszym związkiem? Przecież tak dalej nie możemy żyć. Nie wiedziesz, że zaczynamy się zachowywać jak rodzice. A przecież obiecaliśmy sobie, że nigdy tacy nie będziemy… Obiecaliśmy to sobie. Pamiętasz? Powiedziała ze łzami w oczach, patrząc w jego stronę.
- To się ze mną rozwiedź, jak ci nie pasuje! Krzyknął wściekły.
Nie miał ochoty jej wtedy słuchać. Miał okropny dzień w robocie i jeszcze ona będzie mu teraz zawracać głowę!
- Radek… rozpłakała się… i wybiegła z mieszkania.
Wtedy poczuł, że posunął się o jeden krok za daleko.
- Może ona ma rację. Może znów sami psujemy wszystko. Może to on nas zależy, jak będzie wyglądało nasze życie. Faktycznie, kiedyś sobie obiecaliśmy, że nigdy nie będziemy jak rodzice.
Wstał z fotela.
- Jak wróci, to z nią porozmawiam. Przeproszę.
Ale ona nie wracała. Godzina, dwie, cztery… nie wracała.
- Gdzie ona jest? Już powinna ochłonąć. Zadzwonię do niej pomyślał.
Ale telefon Agnieszki odezwał się w drugim pokoju. Nie wzięła go ze sobą. Wybiegła tak szybko…
- Może coś jej się stało? Jeśli coś jej się stanie, to ja nigdy sobie tego nie wybaczę!
W desperacji zaczął obdzwaniać jej znajomych.. nic. Nikt nie wiedział, gdzie ona jest. Nikt jej nie widział. Miał obdzwaniać szpitale. Może coś się jednak stało. Odchodził od zmysłów.
Wtedy skrzypnęły drzwi.
- Agnieszka…? Agnieszka, gdzie ty byłaś, odchodzę od zmysłów, obdzwoniłem wszystkich twoich znajomych. Myślałem , że coś ci się stało. Nie przeżyłbym tego. Kocham cię! Agnieszka! Krzyknął.
Nerwy dały za wygraną. Rozpłakał się, jak wtedy, gdy błagał ją o wybaczenie, wtedy w kawiarni, z bukietem czerwonych róż.
- Musiałam sobie wszystko przemyśleć… Patrzyła na niego tępym wzrokiem.
- Byłam w tej kawiarni, tej, gdzie mnie przepraszałeś… Byłam tam… głos jej zadrżał. Poczuła, jak łzy napływają jej do oczu, a nogi się pod nią uginają. Byłam tam… by sprawdzić, czy… czy dalej cię kocham. Byłam tam… by sprawdzić… sprawdzić, czy tamte doświadczenia i to wszystko co się wydarzyło… Czy to wszystko znów nie rozwali naszego uczucia. Tam wtedy… poczułam, że chcę z tobą być. Miałam nadzieję, że dziś też to poczuję…
- I co…? Zapytał niepewnie jej mąż? Wpatrzony w czubki swoich butów. Było mu tak bardzo wstyd. Wstyd, jak wtedy, w tej kawiarni przed trzema laty…
Wystraszył się. Wystraszył się tak bardzo, że znów ją traci. Że znów ją traci i znów przez swoją własną głupotę.
- I nie wiem…
- Agnieszka, przepraszam. Wybacz mi. Jak mogłem dać się tak zaślepić. Nie powinienem mówić tych wszystkich przykrych rzeczy. Nie mam prawa porównywać cię do mojej matki. Kocham cię.
- Ja też cię przepraszam Radek. Myślałam, że ty… że ty mnie już nie kochasz, że jestem gruba i brzydka, że już ci się nie podobam. Byłam na ciebie wściekła, za te wszystkie słowa, za to, że wszystko jest na mojej głowie, za to, że ciągle mnie tylko krytykujesz. Ale nie umiałam ci tego szczerze powiedzieć.
- Ja też nie miałem odwagi przyznać się, że to wszystko mnie przerosło. Odpuściłem. Zostawiłem cię znowu samą. Prawie jak wtedy, przed laty… Przepraszam…
Padli sobie w ramiona. Płakali jak wtedy, w kawiarni, nie mówiąc nic. Czując tylko tak mocno swoją obecność…
Tyle jeszcze przed nimi. Ile muszą dać z siebie, by stworzyć szczęśliwy związek? Tej prawdziwej miłości trzeba się nauczyć. Nauczyć się przyznawać się do błędów. Nauczyć się przepraszać, nauczyć się wybaczać i najważniejsze – nauczyć się ze sobą szczerze rozmawiać. Rozmawiać o swoich uczuciach, potrzebach, wizji związku i świata. Tego im zawsze brakowało. Nie umieli mówić sobie, co tak naprawdę czują i czego tak właściwie od siebie oczekują. W małżeństwie nie do końca da się czytać w myślach.
- „Jakby dziadek wiedział, to by się domyślił…” Powtarzała babcia Agnieszki.
I to jest głęboka myśl. Nie wymagaj od drugiego nic, dopóki mu wyraźnie nie powiesz, o co ci chodzi.
            Dziś nadal się docierają. Walczą ze stereotypem małżeństwa wpojonego im przez lata przez pryzmat ich własnych rodzinnych domów. Lekcję z rozpadu związku zapamiętali. Za każdym razem, gdy nie mogą się dogadać, przypominają sobie to, co wzajemnie sobie przyrzekali. Że nie będą tacy, jak ich rodzice. To im pomaga. Gdy mają zły dzień, starają się wyciszyć. Po chwili zastanowienia, wybierają opcję rozwiązania problemu, najlepszą dla ich związku, a nie, jak często bywało, najlepszą dla każdego z nich z osobna. Kochają się. Tak naprawdę nie mogę bez siebie żyć. Powoli budują swoje wspólne szczęście, walcząc z przeciwnościami dnia codziennego…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz