środa, 7 października 2015

Jak nauczyć się miłości? (część 3)

fot. Krzysztof Bysiewicz

"W miłości właśnie cenię niedoświadczenie. Miłość nie jest kunsztem, miłość jest wzruszeniem".

Jan Sztaudynger


Rankiem Agnieszka miała strasznego moralnego kaca. Długo stała przed oknem wpatrując się w dal.
- Co ja najlepszego zrobiłam? Jak mogłam tak szybko ulec? Teraz on pomyśli, że można ze mną zrobić wszystko. Że on może wszystko a ja i tak mu wybaczę.
Niepokój pukał do bram jej serca. Walił i walił. Czuła, jak jej żołądek zwija się w kłębek, przewraca się i kręci kółka. Zrobiło jej się niedobrze. Nerwy nie dawały jej spokoju. Czuła najmniejszy mięsieniek swojego ciała. Cała drżała.

 Dała mu szansę. Ale czy ona właśnie tego chce? Uczucia mieszały się jak szalone. Z jednej strony kochała, z drugiej, nie wiedziała, czy będzie w stanie mu zaufać na nowo. Kiedyś, ktoś jej powiedział: „Wybaczyć to nie znaczy zapomnieć…” Dziś nie pamięta już kto. Ale to nie było istotne. Wybaczyć, zapomnieć? Nie zapomnieć nie. Musi to pamiętać, żeby mogła być czujna. To wszystko było takie trudne. Rany po rozstaniu krwawiły na nowo. Jak Radek był daleko, myślała, że będzie łatwiej. Gdy był blisko, rana w sercu otwierała się na nowo.
Radek też był pełen wątpliwości. Wstał rano jak zbity z tropu. Z jednej strony kochał, a z drugiej miał nadal potworne wyrzuty sumienia. Usiadł przy stole, przy porannej kawie, tępo patrzył na taflę aromatycznego napoju, pokrytego lekką pianką i myślał…
- Czy to się da wszystko poskładać? Czy mamy szansę być ze sobą na dobre i na złe, po tym wszystkim, co się wydarzyło? Co czuje teraz jego ukochana? Czy tak naprawdę mu wybaczyła? A może tylko powiedziała to, co on wtedy chciał tak bardzo usłyszeć. A jak będziemy znowu razem, to jak to powiedzieć jej ojcu? Przecież on jest na mnie nadal wściekły. Jak ja mu spojrzę w oczy? Przecież wywali mnie z domu przy pierwszym spotkaniu. Ale sam sobie piwa naważyłem. Teraz muszę go wypić. Trzeba wziąć się w garść i stawić czoła problemom.
Umówili się znów za kilka dni. Kolejne spotkanie nie było już takie piękne jak pierwsze. Nie mogli szczerze spojrzeć sobie w oczy. Ich głosy nie były już takie miękkie, jak podczas ostatniego spotkania. Słowa przekazywały suche fakty. Uważali, by za blisko siebie nie usiąść. Mur nadal był. Każde z nich miało swoje, ukryte głęboko racje. Ale uczucie było nadal. Nieco zagłuszone przez pozostałe emocje i lęki.
- Agnieszka, myślisz, że uda nam się to wszystko odbudować?
- Nie wiem. Zobaczymy. Wszystko zależy od ciebie.
Nie do końca zależało tylko od niego. Agnieszka też musiała walczyć z tą ciemniejszą stroną swojej miłości, stroną lęku, niepewności i obaw.
Postanowili dać sobie drugą szansę. Na początku nie mówiąc o tym nikomu. Tak na wszelki wypadek. By uniknąć rodzinnych wojenek. Powiedzą im później. Jak przyjdzie czas.
I zaczęli budować swój rozburzony zamek miłości od nowa, od fundamentów. Bez wypominek, żali i wspomnień. Tak przynajmniej wtedy sobie założyli.
- No dobrze, wybaczę, ale wspomnienia tkwią we mnie nadal. Myślała Agnieszka, każdego dnia przed zaśnięciem.
Noce były najgorsze. Wtedy wszystkie złe moce wracały. Wątpliwościom nie było końca. Rankiem zaś wszystko okazywało się prostsze. Słońce zawsze rzuca lepsze światło na nasze życie.
- Przecież go kocham. Jakby tak nie było, nie miałabym go ciągle przed oczyma. Kiedyś pokonam ten lęk. Miłość przecież wszystko zwycięża.
Musieli dać sobie trochę czasu. Zniszczyć zaufanie można w jeden dzień, jedną nieprzemyślaną decyzją. By je odbudować, trzeba się nieźle natrudzić. Dzień po dniu było coraz lepiej. Powoli, na nowo tworzyli podwaliny wiary w siebie.
Rozstanie nauczyło ich wiele. Nauczyło ich tego, że nie można drugiej osoby od siebie uzależniać. Że nie da się budować związku tylko ona swoich potrzebach. Że partnerstwo nie polega na rządach jednego, a uleganiu drugiego. Że jak chcą coś razem stworzyć, muszą zacząć szanować i siebie i swoje pragnienia i emocje.
Po kilku miesiącach prób budowania zaufania, znów zaczęli być parą. Rodzice Agnieszki, tak jak to młodzi przewidywali, mało nie dostali zawału z wściekłości. Jej ojciec chciał Radka najlepiej unicestwić, za to, co zrobił ich córce. Ale matka wiedziała, że miłość nie wybiera. Ona kiedyś też tak się zakochała w swoim mężu… Ich historia przypomniała jej młodość. Szalone uczucia, zwariowane emocje, te piękne uniesienia. Ona, przed laty, miała wyjść zupełnie za kogoś innego. Ale uczucie do obecnego jej męża zwyciężyło. Też musiała wszystko postawić na jedną kartę i wybrać. Widocznie i młodzi są sobie przeznaczeni. Nie możemy tego zatrzymać… pomyślała. Z miłością się nie walczy. Nie warto. Nie da się jej ani zniszczyć ani wykorzenić.
- Marian, dajmy im szansę. Nie złość się już. Powiedziała pewnego dnia matka Agnieszki, do swojego męża.
- Nie pamiętasz, jak to kiedyś było z nami? Jak bardzo się kochaliśmy, a wszystko było przeciwko nam?
- Co ty mówisz Marysiu. Ja ciebie nigdy nie skrzywdziłem tak, jak zrobił to Radek Agnieszce.
- Ale ja ciebie o mały włos nie skrzywdziłam. O mały włos wtedy nie wyszłam za kogoś innego. Pamiętasz?
- Tak Marysiu. Pamiętam… Może masz rację. Może oni też, tak jak my kiedyś, bardzo się kochają. Może dorośli już do dojrzałego uczucia. Ale jestem na Radka taki wściekły! Agnieszka to moja córka!
- Wiem Marian… wiem… powiedziała żona, delikatnie głaszcząc go po policzku.
- Oni muszą teraz układać sobie życie sami, już bez nas. A my jedynie możemy ich w tym wspierać. Radek głupio zrobił, to fakt, ale może to wszystko go czegoś nauczyło.
Marian wziął dłoń żony w swoje ręce. Przycisnął mocno do serca.
- Kocham cię Marysiu. Jesteś wspaniałą i mądrą kobietą.
- Ja też cię bardzo kocham, mój ty przewodniku rodzinnego stada. Już czas pozwolić naszym dzieciom wyfrunąć z gniazda. Już czas…
I tak, za kilka tygodni, kolejny raz zaczęły się przygotowania do wesela. Alkohol czekał, zamknięty w piwnicy. Tym razem nie odwlekali terminu ślubu. Tak na wszelki wypadek, żeby znów nie wydarzyło się coś nieprzewidzianego.
No i to było pole do popisu dla matki Radka. Wkroczyła dumnie do akcji. Była w swoim żywiole. W końcu mogła wszystkim zarządzać. To był dla niej raj.
- Nie będziecie zamawiać tych zaproszeń! To takie wieśniackie! Nie pozwolę. Ja płacę, ja wymagam! Wrzeszczała.
- To nasz ślub, nie twój mamo!
- A co mnie to obchodzi! Wy nie pokrywacie kosztów. Ja przed rodziną wstydzić się za was nie będę! Ma być tak jak ja mówię i koniec!
No i pewnego pięknego dnia zaczęło się rodzinne piekiełko. Przygotowania, wszystko na wysoki połyski. Ich ślub, a tak naprawdę nie mieli w tej sprawie nic do gadania.
- Mamo przestań się wtrącać!
- Po moim trupie. Wy przecież na niczym się nie znacie. Jak ja wszystkiego nie dopilnuję osobiście, to nic z tego nie będzie.
Nie dało się jej przemówić do rozsądku. Wojny były do samego ślubu. I po nim też… Agnieszka i Radek zamieszkali w małym mieszkanku. Razem z rodzicami Radka. W domu Agnieszki nie było miejsca. Miała młodsze siostry. Na wynajęcie własnego mieszkania nie było ich stać. I piekiełko się rozrastało. Ojciec Radka, jak zawsze, dla świętego spokoju usuwał się w cień, zaś matka, jak tylko mogła podburzała młodych przeciwko sobie.
- Radek, nie widzisz, że ona ma dwie lewe ręce do wszystkiego? Nawet ubrań ci nie potrafi porządnie wyprasować. Jakby nie ja, pewnie chodził byś cały wyobdzierany.
- Agnieszka, to ty nawet nie potrafisz sobie męża wychować? Co to znaczy, że wyszedł z kolegami? To ty nie wiesz, jak to zrobić, by mu tego zabronić?
Ciągła gra na dwa fronty matko – teściowej tak bardzo wpływała na ich relacje. Zaczęli się potwornie kłócić. Radek nie wierzył, że jego matka jest zdolna do czegoś takiego. Obwiniał o wszystko żonę. Twierdził, że przesadza, że wszystko sobie wymyśla. Pewnie nie było jej łatwo przyzwyczaić się do innych zwyczajów rodzinnych. A Agnieszka, wściekła, że on jej nie ufa, bombardowała go wymówkami.
A matka była w siódmym niebie. Dlaczego ktoś ma mieć lepsze życie niż ona. Ona, która nigdy nie potrafiła zbudować poprawnych relacji… z nikim. Ale o tym wtedy nikt nie pamiętał.
Stereotypy związane z wizją związku zapamiętanego z ich dzieciństwa, tak często powracały. Łapali się na tym, że wracają do przeszłości. Do zakazów, nakazów, ciągłej nieufności i podporządkowania. I znowu zrobili wielki krok w tył.
To powoli stawało się nie do wytrzymania.

Cdn…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz