fot. Ewa Kawalec |
„Największe więzienie, w jakim
żyją ludzie, to strach przed tym, co pomyślą inni…”
Źródło: demotywatory.pl
Julki gęsia
skórka była zawsze niezłym barometrem nadchodzących wydarzeń. I tym razem
barometr wskazał kierunek: kłopoty. Znajomość z Agnieszką okazała się zgubna.
Ale do rzeczy. Poznana w magicznym zakątku nowa znajoma miała ogromny wpływ na
rodzinę Julii. Opieka nad jej synem stawała się codziennością.
- Julka ty masz czas.
- Julka, dla mnie musisz.
- Jak mogłaś mi odmówić i nie
wykonywać moich poleceń od razu.
- Ja w tym teamie jestem tą,
która dyktuje warunki.
Tak pokrótce wyglądała postawa
Agnieszki. Osaczyła Julię i jej rodzinę jak jakaś niewidzialna, wielka i lepka
pajęczyna, z wielkim, włochatym pająkiem czyhającym tuż za rogiem. Amelka
niewiele z tego wiedziała, Robert wściekał się, że Julia nie potrafi postawić
granic i uzależnia ich życie od problemów Agnieszki.
- Julia, znowu Jasiek? Czemu się
kolejny raz zgodziłaś? Ona cię wykorzystuje, nie widzisz tego?
- Widzę Robert, ale ona jest tak
silna, że nie potrafię jej stawić czoła.
- Jak tego nie zrobisz, ja
kolejny raz z nią porozmawiam.
- Nie Robert. To jedyna znana nam
osoba tutaj. Może się z czasem wszystko ułoży, poczekajmy.
Długo czekać nie musieli. Ale nie
na ułożenie spraw, tylko na ich wielkie zaognienie, a właściwie ogromny pożar.
Stało się to dnia następnego.
Agnieszka wściekła wpadła do ich domu, ciągnąc za sobą przerażonego Jasia.
- Jak możecie tak wychowywać
córkę! Okradła mojego syna!
- Jak małe dziecko może okradać?
Agnieszka, co ty mówisz?
- Nie chcę was znać, a przede
wszystkim waszego bachora! Zabrała Jaśkowi jego ulubiony samochodzik. Miał go,
gdy go do was odprowadzałam! A wrócił bez. Wiesz, jak on płakał! Jesteście
podli! Jak można okradać dziecko! Wszystkim w okolicy rozpowiem, co z was za
ludzie! Wrzeszczała Agnieszka, wyglądając jak jakaś wielka i mroczna burza
gradowa.
Jula stanęła kolejny raz jak
wryta. Tym razem całkowicie zapominając języka w gębie i drżąc na całym ciele z
żalu i poniżenia. Czuła się jak zbity pies. Pies, którego przywiązali na
sznurku do jakiegoś drzewa i obrzucali kamieniami. A on patrzył na swoich
oprawców, z wielkim bólem w jego psich oczętach, nie mogąc nic zrobić.
Przecież ani Julka, ani jej córka
w niczym nie zawiniły. To ona była na każde zawołanie Agnieszki, wyręczała ją
prawie we wszystkim, wyciągnęła do niej serce na dłoni, a ona.. obrzuciła ją
błotem, mieszając do tego jeszcze jej dziecko. To tak bardzo bolało… Taki
wstyd…
- Co teraz pomyślą sobie o nas
inni? Dopiero się tutaj sprowadziliśmy. Ona wszystkich zna, na pewno zrobi nam
paskudną opinię. Wszyscy się od nas zapewne odwrócą i nie będzie nawet do kogo
się odezwać.
Rozpłakała się nie mogąc opanować
nagromadzonych emocji. Cała drżała. Żal i rozpacz wylewał się z niej
strumieniami.
- Mamusiu,. Czemu płaczesz?
Zapytała przerażona Amelka.
- Czemu pani Agnieszka tak
krzyczała? Czemu zabrała od nas Jasia? Czemu Jaś nie ma swojego ukochanego
samochodziku? Co się z nim stało? Co to jest kradzież? Kim jest bachor?
Dopytywała się, nie rozumiejąc całej sytuacji.
Jula szybko otarła łzy i
przytuliła córeczkę. W jej sercu powstała ogromna dziura. Jakby nagle odbył się
tam jakiś wielki wybuch wulkanu. Gorąca lawa rozlewała się coraz dalej i dalej,
trawiąc wszystko, co napotkała na swojej drodze, wypalając do cna resztki życia…
Agnieszka
zerwała z nimi kontakt. Nie odzywała się. Widząc Julkę na ulicy z pełną
premedytacją odwracała głowę w drugą stronę. To było takie poniżające.
- Na pewno już wszystkim
rozpuściła te pomówienia. Myślała Julia.
Widząc ludzi na ulicy, widziała ciągle
szyderczy śmiech, widziała, że każdy ją omija, że unika jej rodziny jak
jakiegoś wielkiego wroga. Czuła na sobie wzrok obcych. Każdy uśmiech odbierała
jako szyderstwo, zaś każde spojrzenie, jak bunt ludzkości przeciw domniemanym
złodziejom. To było nie do zniesienia. Po kilku dniach od zdarzenia bała się
wyjść na ulicę. Pomimo tego, że ani ona, ani jej córka nie zrobiły nic złego,
potwornie obawiała się fałszywych oskarżeń. Każde wyjście na ulicę było dla
niej katorgą, jakimś niewyobrażalnym linczem. Nie dawała sobie z tym rady. Na
samą myśl wycieczki rowerowej albo pleneru zdjęciowego robiło jej się
niedobrze.
- Jula, co się dzieje? Martwię
się o ciebie. Widzę, jak bardzo ta sytuacja cię gryzie.
- Robert, nie mogę sobie z tym
poradzić. Ja naprawdę nie zrobiłam nic złego.
- Oczywiście, że nie zrobiłaś
kochana. Ani ty, ani Amelka. Samochodzik mały zapewne gdzieś zgubił po drodze i
tyle.
- To czemu ona była taka okrutna?
Czemu nas tak potraktowała?
- Głupota, jak nie ma siły
przebicia, to krzyczy. Pamiętaj. Powiedział jej ukochany mąż, przytulając ją
mocno.
- Pewnie Agnieszka zapragnęła
publiki i stworzyła sobie ten cyrk, żeby zwrócić na siebie uwagę. To co
zrobiła, jest tak wredne i puste, że aż przerażające. Jestem z tobą Julka. Kłamstwo
ma krótkie nogi. Prawda wcześniej czy później wyjdzie na jaw, a Agnieszka
kiedyś wpadnie w swoje własne sidła. Zobaczysz.
Płakała w jego ramionach, a on
czule ją przytulał, dając jej wielkie oparcie i bezpieczeństwo.
- Poradzimy sobie i z tym Jula.
Nie takie problemy pokonywaliśmy przez całe nasze życie…
Julka z całych
sił starała się walczyć z tym okropnym lękiem, który otworzyła w niej
Agnieszka. Za wszelką cenę w każdej, nawet najmniejszej chwilce, kałuży,
krzaku, szukała piękna. Starała się cieszyć każdym dniem, na siłę, żeby
zapomnieć o tym przykrym zdarzeniu. Ale nie dawała rady. Jakby całe jej emocje
i całe jej ciało sprzysięgły się nagle przeciwko niej.
Żeby tego było mało, jej ukochany
Robert dostał z kraju złą wiadomość…
Cdn…
Cóż, czasami niepozorne relacje zamieniają się w toksyczne. A kiedy stają się takimi? Kiedy najmniejsza rzecz jest dobrym pretekstem do waśni..
OdpowiedzUsuń