fot. Luka Kwiatkowsky |
„Wasz czas jest ograniczony, więc nie marnujcie go na życie cudzym życiem. Nie dajcie się schwytać w pułapkę dogmatu, która oznacza życie według wskazówek innych ludzi. Nie pozwólcie, by szum opinii innych zagłuszył wasz wewnętrzny głos. I co najważniejsze, miejcie odwagę iść za głosem swojego serca i intuicji.”
Jobs Steve
Życie na
obczyźnie okazało się mega trudne. Piękne rzeczy dziejące się na początku tej
nieznanej drogi z czasem zaczęły się rozmywać. Rozmywać w trudnościach wiązania
końca z końcem. Koniec z końcem… tak łatwo to powiedzieć, ale jak związać do
kupy te cholerne dwa przykrótkawe sznureczki. Ciągnąć siłą, naprężać? A jak się
urwą? Co zrobić, żeby wydłużyć te przeklęte końce? Sznurki nie bardzo chciały
się naciągać. Napięte do granic możliwości wiązać się nie dawały…
Wypłata
Roberta na wszystko nie chciała starczać. Parę groszy zarobionych przez Julię
nieco poprawiało sytuację, ale wystarczające to nie było. Amelka rosła.
Potrzebowała zabawek, książek, nowych ubrań, pożywienia. Niewiadomo skąd Jula
czuła w kościach, że nadchodzi jakaś wielka burza. Nie wiedziała jeszcze jaka,
ale powiew wiatru nie wróżył nic dobrego. Jej wrażliwa dusza wyczuwała każdą
najmniejszą zmianę kierunku tego wiatru. Wiatru życia i problemów. Chłód
przenikał jej ciało i mroził aż do kości.
- Co się wydarzy? Czemu mam w
sobie ten nieokreślony lęk? Co znowu los nam szykuje? Dopiero wydawało się, że
wszystko zaczyna się układać.
I zaczęło się od problemów z
mieszkaniem. To które zamieszkiwali, musieli opuścić. Właściciel sprzedawał
posesję. A nowego znaleźć nie mogli. Nikt nie chciał wynająć nawet
najmniejszego zakątka dla małżeństwa z dzieckiem. Dziecko brudzi i krzyczy,
powtarzali im. Wszyscy wokół nagle nie wiedzieć czemu, potrzebowali świętego
spokoju, z dala od dziecięcej kreatywności. Julka z Robertem nie mogli się z
tym pogodzić. Przecież Amelka jest najspokojniejszym dzieckiem na świecie,
nigdy nikomu do tej pory nie wadziła. Dlaczego nagle przeszkadza komuś, kto
nawet jej na oczy nie widział. Nie potrafili sobie tego wytłumaczyć. To bolało,
ale nie poddawali się. Przecież gdzieś mieszkać muszą. Nie pójdą z Amelką spać
pod most. Zresztą nawet porządnego mostu w okolicy nie było.
- Wrócić do Polski? Po co? Zastać
tutaj? Jak? Co dalej począć?
I wizja lepszego życia zaczęła
pryskać jak bańka mydlana.
- Czy kolejny raz zmiana nas
prześladuje? Po co to robi? Sprawdza naszą wytrzymałość?
Jak zaczynali wątpić w to, że
kiedykolwiek zdobędą mieszkanie zadzwoniła Emma- koleżanka Roberta.
- Słuchaj, mówiłeś, że szukacie
mieszania. Mój brat się właśnie wyprowadza z miasta. Ma do wynajęcia dwa pokoje
z kuchnią. Zależy mu na tym, żeby zamieszkał tam ktoś, kto zadba o mieszkanie.
Nie chce wielkiego odstępnego. Pomyślałam sobie o was. Jesteście
zainteresowani?
- Emma z nieba nam spadłaś.
Myślałem, że już nic nie znajdziemy. Pewnie że jesteśmy zainteresowani!
Krzyknął z radości Robert.
- Super. Jutro możecie obejrzeć
mieszkanie i załatwić wszystkie formalności, jak się oczywiście zdecydujecie na
wynajem.
- Świetnie! O której możemy się
spotkać?
- Powiedzmy, że koło
siedemnastej. Odpowiada wam.
- Oczywiście!
- To do zobaczenia jutro.
Kamień spadł im z serca. Jutro
obejrzą mieszkanie. Jak da się tam zamieszkać, to jeden problem z głowy.
Cudownie. Byle do jutra…
Nazajutrz wyruszyli w podróż do
nowego azylu. Swoimi ukochanymi rowerami. Mieszkanko było w pięknej okolicy.
Wszędzie kwiaty, mnóstwo zieleni, w pobliżu piękny park. Julkę ujęło to
magiczne miejsce.
- Robert, musimy tu zostać,.
Czuje, że to miejsce jakimś sposobem nas przyciągnęło. To na pewno jest jakiś
znak. Powiedziała zachwycona.
Przyciąganie miejsca? Coś w tym
jest. Zaczarowany ogród otworzył przed nimi swe podwoja. Mieszkanie wynajęli.
Właścicielowi bardzo przypadli do gustu. Pokochał ich rodzinę od pierwszego
wejrzenia. Wynajął im kwiatowo – zielony zakątek w bardzo dobrej cenie. Kilka
dni później tam zamieszkali. Nie mogli uwierzyć, w to co się dzieje. Z pasją
poznawali nową dla nich okolicę.
Okazało się, że w pobliżu
mieszkają Polacy – Agnieszka i Marek. Też młode małżeństwo z dzieckiem. Jula
poznała ich na placu zabaw. Jakoś szybko nawiązała kontakt z Agnieszką. Były w
podobnym wieku. Często się spotykały. Odwiedzali się wzajemnie. Dzieciaki się
polubiły.
- Julka, wiesz, muszę dziś coś
załatwić. Zajęłabyś się moim Jaśkiem na chwilę? Zapytała nowa znajoma pewnego
dnia.
- Oczywiście Agnieszka. Trzeba
sobie pomagać. Przyprowadź Jasia do nas, chętnie się nim zajmę.
Chwilka wydłużyła się wtedy do
kilku godzin, ale czasem tak bywa. Jula nie podejrzewała nic złego. Zaufała tej
kobiecie. Zawsze ufała ludziom.
Prośba Agnieszki o zajęcie się
dzieckiem nie była jednorazowa. Z czasem zostawiała u nich syna kilka razy w
tygodniu. Julka nie potrafiła jej odmówić. Agnieszka była taka zabiegana i taka
roztrzepana. Wszędzie jej było pełno. Miała silną osobowość i wielki dar
manipulowania ludźmi. Jula to wyczuwała. Wiedziała, że w tej osobie jest jakaś
fałszywa nuta. Z jednej strony ogromnie była miła, z drugiej wymuszała na Julce
wszystko, co tylko chciała. Nowa znajomość zaczęła przytłaczać.
- Wiesz Julka, tak mi przykro,
ale nie wiem co mam zrobić. Znów muszę wyjść. Wiesz… interesy. Ale znów nie mam
z kim zostawić Jasia. Tak bardzo mi głupio, ale wiem, że ty jesteś tak dobra,
że na pewno mi nie odmówisz.
Po takim wstępie Jula traciła
wszystkie argumenty do obrony.
- Agnieszka, ale… to już czwarty
raz w tym tygodniu…
- No wiesz, zdaję sobie z tego
sprawę, ale ja muszę to załatwić, a ty masz tyle czasu…
- Ale dziś nie bardzo mogę.
Amelka coś źle się czuje. Muszę się nią zająć.
- Nie daj się prosić Julka.
Poradzisz sobie. Amelka jest grzeczna. A Jasiek też. Jak będą razem, na pewno
jej się poprawi samopoczucie. Przecież uwielbiają się razem bawić. Nie będą ci
przeszkadzać. Będziesz miała ich z głowy.
Agnieszka tak świetnie potrafiła
manipulować. Jula zawsze jej ustępowała. Nie miała takiej siły jak jej znajoma.
Wrażliwość czasem zabiera umiejętność asertywności. Chęć pomagania i empatia
spychała racjonalną troskę o siebie, rodzinę i własne interesy na drugi plan.
- No dobrze, przyprowadź Jasia.
- Dzięki, wiedziałam, że równa z
ciebie babka i zawsze można na ciebie liczyć. Tylko zawsze musisz sobie trochę
pomarudzić. Ale cóż wybaczam ci…
Rzuciła na koniec i pogoniła
załatwiać swoje sprawy, zostawiając zamurowaną ze zdziwienia Julkę na środku
ulicy.
- Ja marudzę? Ona mi ma wybaczać?
To już lekka przesada. Pomyślała wściekła Jula.
Nie wiedzieć czemu znów zaczęła
przez skórę wyczuwać, że nadchodzą jakieś kłopoty. Gęsia skórka kolejny raz
ostrzegała. Ostrzegała, ale Julka nie wiedziała jeszcze przed czym….
Cdn…
Hmm..znowu wyczuwam wątek wykorzystywania innych xD Ale trudno się dziwić, skoro dziś tego pełno w rzeczywistości...A ta gęsia skórka to może przeczucie, że to jeszcze nie koniec tej "zabawy"?
OdpowiedzUsuń