fot. Krzysztof Bysiewicz |
Dojrzała miłość mówi: "Potrzebuję cię, ponieważ cię kocham".
Erich Fromm
Chcąc ratować
związek musieli wybrać. Albo mieszkają z rodzicami i pielęgnują nadal rodzinne
piekiełko, albo się wyprowadzają i rezygnują z wygód, by się utrzymać. Wybór
prosty wcale nie był. Obydwoje byli przyzwyczajeni do życiowego komfortu.
Po kolejnej
ogromnej kłótni z matką Radka w końcu do nich dotarło, że komfort i wygoda to
nic w porównaniu z ciągłymi domowymi, piekielnymi awanturami. W końcu musieli
się odważyć na życie na własny i tylko własny rachunek. Wyprowadzili się. Teraz
miało być już pięknie. Ale cud życia na własny rachunek, nie okazał się od razu
pięknym kwiatem. Doskwierał im ciągły brak pieniędzy. Nie byli przyzwyczajeni
do opłacania rachunków, czynszu, gotowania obiadów, zakupów spożywczych. Zawsze
robił to za nich ktoś inny. Życie okazało się być niezwykle kosztowne. Nie byli
na to przygotowani. Mieszkając z rodzicami, nie mieli o tym wszystkim pojęcia.
Zarobione pieniądze wtedy mogli wydawać na swoje potrzeby i przyjemności. Teraz
szara rzeczywistość zjadała większość ich dochodów. Na przyjemności przestało
być ich stać.
- Co ty robisz z tymi pieniędzmi!
Dopiero wzięłaś wypłatę, a już nie masz nic? Gdzie to wszystko wydałaś?
Przecież ze sklepu prawie nic nie przynosisz! Oszukujesz mnie!
- Radek, ja tylko robiłam zakupy
spożywcze. Przecież musimy coś jeść.
- No chyba mi nie powiesz, że to
za tą reklamóweczkę zakupów wydałaś przeszło sto złotych!
- Niestety tak…
- Jasne, uważaj, bo ci uwierzę!
- Dobrze, jeśli tak, to następnym
razem sam robisz zakupy! Ja mam to gdzieś!
- I na co ci te miski! Dziesięć
złotych! Zwariowałaś?!
- A ty jak kupiłeś sobie telefon
za pięćset złotych, nie zwariowałeś?! Ty możesz wydawać, a mnie będziesz
wypominał każdą złotówkę?!
- Już dawno wiedziałaś, że chcę sobie kupić
ten telefon!
- Nie widzisz, że teraz nas na to
nie stać?
- A co mnie to obchodzi! Jakbyś
lepiej gospodarowała pieniędzmi, to byłoby nas stać na wszystko!
- Oczywiście! To tylko mija wina!
- A czyja?! Ja ciężko pracuję, a
ty tylko wszystko wydajesz!
- Ty tylko pracujesz?! A już
zapomniałeś, że pracujemy w jednej formie! Już nie wiesz, co należy do moich
obowiązków! Zapominasz, że to ja zawsze muszę zostawać po godzinach! I jeszcze
potem mam cały dom na głowie! Ciebie nic nie obchodzi!
- Widocznie się nie wyrabiasz!
Matka miała rację, masz dwie lewe ręce do wszystkiego!
- Jesteś podły! Nienawidzę cię!
I tak matka Radka, choć fizycznie
jej nie było wchodziła w ich małżeńskie relacje.
- Znowu pijesz to piwo?!
Codziennie musisz chlać!? Prosiłam cię, zbyć wyniósł śmieci! A ty nawet tego
nie potrafisz zrobić! Wszystko na mojej głowie!
- Piję, bo nie mogę się już na
ciebie patrzeć. Spasłaś się! Jak tak dalej pójdzie, w drzwi się nie zmieścisz!
Popatrz do lustra. Zresztą, z tobą teraz nawet nie da się normalnie pogadać.
Ciągle, o wszystko pretensje. Drzesz się jak moja matka. Wcale nie jesteś od
niej lepsza. Sama tak samo się zachowujesz!
To był dla
Agnieszko wielki policzek. Nigdy nie chciała być taka jak teściowa.
Nienawidziła jej krzyków. Do tego, kiedyś była szczupła, ale zaczęły się
kłopoty ze zdrowiem. Musiała brać sterydy. Zaczęła tyć. Wydawało jej się że nie
przybrała dużo na wadze. Ale Radek zawsze miał słabość do atrakcyjnych kobiet.
A ona przestała dbać o siebie. Nie miała już na to sił.
Zatracili się w tych swoich
wojnach. Przestali ze sobą rozmawiać. Kłócili się za to codziennie. Każde
chciało postawić na swoim. Kompromis, który kiedyś sobie obiecali, ta wielka
miłość i zaufanie legły w gruzach. Skrupulatnie powtarzali schemat swoich
rodziców.
- No tak, miłość to światło
życia, a małżeństwo to rachunek za to światło. Myślała Agnieszka.
- Przecież cudowne małżeństwa i
miłości pełne uniesień zdarzają się tylko w filmach, a tu jest prawdziwe życie.
- No tak… koledzy mnie
ostrzegali. Myślał Radek. Skok w bok mnie niczego nie nauczył? Przecież wtedy
to wyglądało tak samo. Też nie było na nic kasy, też ciągle były tylko same
problemy. Ja jestem jeszcze młody! Potrzebuję wolności!
Powoli stawali się dla siebie
obcymi ludźmi.
- Radek, co się z nami dzieje?
Zapytała Agnieszka po kolejnej okropnej awanturze ze łzami w oczach.
- Co z naszą miłością? Co z
naszymi zasadami? Co będzie dalej z naszym związkiem? Przecież tak dalej nie
możemy żyć. Nie wiedziesz, że zaczynamy się zachowywać jak rodzice. A przecież
obiecaliśmy sobie, że nigdy tacy nie będziemy… Obiecaliśmy to sobie. Pamiętasz?
Powiedziała ze łzami w oczach, patrząc w jego stronę.
- To się ze mną rozwiedź, jak ci
nie pasuje! Krzyknął wściekły.
Nie miał ochoty jej wtedy
słuchać. Miał okropny dzień w robocie i jeszcze ona będzie mu teraz zawracać
głowę!
- Radek… rozpłakała się… i
wybiegła z mieszkania.
Wtedy poczuł, że posunął się o
jeden krok za daleko.
- Może ona ma rację. Może znów
sami psujemy wszystko. Może to on nas zależy, jak będzie wyglądało nasze życie.
Faktycznie, kiedyś sobie obiecaliśmy, że nigdy nie będziemy jak rodzice.
Wstał z fotela.
- Jak wróci, to z nią
porozmawiam. Przeproszę.
Ale ona nie wracała. Godzina,
dwie, cztery… nie wracała.
- Gdzie ona jest? Już powinna
ochłonąć. Zadzwonię do niej pomyślał.
Ale telefon Agnieszki odezwał się
w drugim pokoju. Nie wzięła go ze sobą. Wybiegła tak szybko…
- Może coś jej się stało? Jeśli
coś jej się stanie, to ja nigdy sobie tego nie wybaczę!
W desperacji zaczął obdzwaniać
jej znajomych.. nic. Nikt nie wiedział, gdzie ona jest. Nikt jej nie widział.
Miał obdzwaniać szpitale. Może coś się jednak stało. Odchodził od zmysłów.
Wtedy skrzypnęły drzwi.
- Agnieszka…? Agnieszka, gdzie ty
byłaś, odchodzę od zmysłów, obdzwoniłem wszystkich twoich znajomych. Myślałem ,
że coś ci się stało. Nie przeżyłbym tego. Kocham cię! Agnieszka! Krzyknął.
Nerwy dały za wygraną. Rozpłakał
się, jak wtedy, gdy błagał ją o wybaczenie, wtedy w kawiarni, z bukietem
czerwonych róż.
- Musiałam sobie wszystko
przemyśleć… Patrzyła na niego tępym wzrokiem.
- Byłam w tej kawiarni, tej,
gdzie mnie przepraszałeś… Byłam tam… głos jej zadrżał. Poczuła, jak łzy
napływają jej do oczu, a nogi się pod nią uginają. Byłam tam… by sprawdzić, czy…
czy dalej cię kocham. Byłam tam… by sprawdzić… sprawdzić, czy tamte
doświadczenia i to wszystko co się wydarzyło… Czy to wszystko znów nie rozwali
naszego uczucia. Tam wtedy… poczułam, że chcę z tobą być. Miałam nadzieję, że
dziś też to poczuję…
- I co…? Zapytał niepewnie jej
mąż? Wpatrzony w czubki swoich butów. Było mu tak bardzo wstyd. Wstyd, jak
wtedy, w tej kawiarni przed trzema laty…
Wystraszył się. Wystraszył się
tak bardzo, że znów ją traci. Że znów ją traci i znów przez swoją własną
głupotę.
- I nie wiem…
- Agnieszka, przepraszam. Wybacz
mi. Jak mogłem dać się tak zaślepić. Nie powinienem mówić tych wszystkich
przykrych rzeczy. Nie mam prawa porównywać cię do mojej matki. Kocham cię.
- Ja też cię przepraszam Radek.
Myślałam, że ty… że ty mnie już nie kochasz, że jestem gruba i brzydka, że już
ci się nie podobam. Byłam na ciebie wściekła, za te wszystkie słowa, za to, że
wszystko jest na mojej głowie, za to, że ciągle mnie tylko krytykujesz. Ale nie
umiałam ci tego szczerze powiedzieć.
- Ja też nie miałem odwagi
przyznać się, że to wszystko mnie przerosło. Odpuściłem. Zostawiłem cię znowu
samą. Prawie jak wtedy, przed laty… Przepraszam…
Padli sobie w ramiona. Płakali
jak wtedy, w kawiarni, nie mówiąc nic. Czując tylko tak mocno swoją obecność…
Tyle jeszcze
przed nimi. Ile muszą dać z siebie, by stworzyć szczęśliwy związek? Tej
prawdziwej miłości trzeba się nauczyć. Nauczyć się przyznawać się do błędów.
Nauczyć się przepraszać, nauczyć się wybaczać i najważniejsze – nauczyć się ze
sobą szczerze rozmawiać. Rozmawiać o swoich uczuciach, potrzebach, wizji
związku i świata. Tego im zawsze brakowało. Nie umieli mówić sobie, co tak
naprawdę czują i czego tak właściwie od siebie oczekują. W małżeństwie nie do
końca da się czytać w myślach.
- „Jakby dziadek wiedział, to by
się domyślił…” Powtarzała babcia Agnieszki.
I to jest głęboka myśl. Nie
wymagaj od drugiego nic, dopóki mu wyraźnie nie powiesz, o co ci chodzi.
Dziś
nadal się docierają. Walczą ze stereotypem małżeństwa wpojonego im przez lata
przez pryzmat ich własnych rodzinnych domów. Lekcję z rozpadu związku
zapamiętali. Za każdym razem, gdy nie mogą się dogadać, przypominają sobie to,
co wzajemnie sobie przyrzekali. Że nie będą tacy, jak ich rodzice. To im
pomaga. Gdy mają zły dzień, starają się wyciszyć. Po chwili zastanowienia,
wybierają opcję rozwiązania problemu, najlepszą dla ich związku, a nie, jak często
bywało, najlepszą dla każdego z nich z osobna. Kochają się. Tak naprawdę nie
mogę bez siebie żyć. Powoli budują swoje wspólne szczęście, walcząc z
przeciwnościami dnia codziennego…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz