fot. Ewa Kawalec |
Friedrich Nietzsche
- Nie pójdziecie do tych pseudo –
kolegów, obdarciuchów! Na górę, do pokojów! Dajcie mi spokój!
I tak Marek z Pawłem uciekali, we
własny świat. Wirtualna ucieczka.
- Jak nie możemy byś sobą, to nie
będziemy nikim. Nie możemy być dobrzy, nie możemy robić tego, co jest naszą
pasją, będziemy najgorsi źli.
Nadszedł czas dorastania i buntu.
W chłopcach piekliły się dwie skrajności. Z jednej strony mieli uważać się za
najlepszych na świecie, z drugiej, nie byli nigdy sobą. Świat, w którym żyli to
był świat ich matki, a nie ich. To bardzo bolało. Ale dorastali. Matka nie
mogła mieć na nich już tak wielkiego wypływu jak dawniej. Zawsze na nich
krzyczała. Więc i oni tak zaczęli. Nie wiedzieli co to znaczy rozmowa, za to
doskonale wiedzieli, co to znaczy wrzask. Tylko tak mogli się obronić. Więc w
domu zaczęło robić się jeszcze większe piekiełko. Im matka bardziej
wrzeszczała, tym oni bardziej odpłacali się pięknym za nadobne. Mieli szlaban
na wychodzenie, oficjalnie mieli być kimś i nikt im miał nie dorastać do pięt.
A oni tak bardzo potrzebowali rówieśników. Kogoś, kto zechciałby ich zrozumieć.
W domu tego nie mieli. Matka robiła ciągłe awantury, ojciec uciekał od zgiełku
i hałasu w pracę. Nie było na kogo liczyć. Zaczęli uciekać… uciekać w świat
wirtualny i w świat używek. Wtedy można było w końcu zapomnieć. Marek był
starszy, zamknięty w sobie. Więc komputer stał się jego głównym azylem. Nie
miał siły przebicia. Chciał się bronić, chciał walczyć o swoje ja, ale nie
potrafił. Komputer nie krzyczał. A gry – strzelanki stwarzały iluzję pokonania
wszystkich wrogich mu osób. Strzelanie, krew, ludzie, którzy mieli po kilka
istnień…
Paweł wrzeszczał. Kłócił się z
matką jak najęty. Po kryjomu wymykał się z domu na młodzieżowe imprezy. Próbował
wszystkiego, co dawało iluzję normalności i pomagało zapomnieć o jego
codziennym życiu. Wpakował się w używki. Nie wierzył, że ktokolwiek jest w
stanie mu pomóc. Najlepszą obroną jest atak. Zaczął przejmować schemat
funkcjonowania swojej matki. Buntował się, łamał wszystkie zasady. Zaczęły się
problemy w szkole. Paweł zaczął kraść, na używki trzeba było mieć kasę. W końcu
mógł czymś zaimponować. To było takie jego. Sam to wymyślił. Zaimponować, chociaż
kolegom… Marek – zamknął się całkiem w swoim wirtualnym światku. Nic dla niego
nie miało sensu.
Agata
zaczynała tracić z nimi kontakt. To już nie były maloty, na których można było
wrzeszczeć, a one ze strachu słuchały. Sama zaczynała wpadać we własne sidła.
Chłopcy opuścili się w nauce.
- Po co się uczyć? Na co nam to?
To kolejna fanaberia matki. Nie mamy ochoty więcej wykonywać jej rozkazów.
- Ona zawsze chciała, żebyśmy
byli najlepsi. Uważała, że musi się zna nas wstydzić. To teraz będzie chociaż
miała powód do wstydu.
I sposobami, które przychodziły
im do głowy, żeby się na niej mścić, walczyli. Nie odrabiali zadań, nie uczyli
się, wagarowali, przeszkadzali w prowadzeniu lekcji, co rusz pakowali się w
jakieś problemy.
Agata była coraz częściej wzywana
do szkoły. Najpierw się piekliła, na nauczycieli oczywiście. Przecież do
porażki przyznać się nie mogła! Nie ona! Jej dzieci są najlepsze, a w szkole
znowu pewnie coś wymyślają.
- To ta szkoła ich zniszczyła. W
domu, to wspaniałe dzieci. Nie mogę na nich powiedzieć złego słowa. Nie
rozumiem, co państwo ode mnie chcą. Oni na pewno nic złego nie robią.
Niestety fakty były faktami. Jej
zarzuty bez pokrycia i wrzask nic nie wskórał. Musiała przyznać, że z
dzieciakami coś się dzieje. Nie przyznała jednak, że ma w tym swój udział.
Na tym problemy się nie
skończyły…
Pewnego dnia chłopcy postanowili,
że wyruszą w świat, że uciekną. Uciekną z domu, nie ze szkoły. Skrzętnie przygotowali
plan. To musiało się udać. Podróż po Polsce, wyzwania, zero nakazów, zakazów i
całkowitego uzależnienia…. Wsiedli w autobus do wielkiego miasta, zakupili
bilet… nie zważając na konsekwencje. Uciekli. W ich mniemaniu, do lepszego
świata.
Gdy nie dotarli na noc do domu
Agata mało nie oszalała. To było dla niej jak kubeł zimnej wody. Zgłosiła zaginięcie
na policję. Wszczęto poszukiwania. Z uwagi na to, że dzieci były nieletnie,
dość szybko podjęto czynności. Nie zdążyły daleko uciec.
To co się
wydarzyło zmusiło Agatę do myślenia.
- Gdzie popełniłam błąd? Przecież
chciałam dobrze. Chciałam, żeby byli najlepsi. Chciałam za wszelką cenę ich
chronić.
Ale nie wzięła
pod uwagę tego, że to były tylko jej niezaspokojone potrzeby. Nie jej synów.
Pokierowano
ich na terapię. Agata bała się, że dzieci znowu uciekną, nie dawała sobie już
rady z chłopakami. Nie miała z nimi żadnego kontaktu. Musiała skorzystać z
pomocy, nie miała wyjścia. Tam otworzyli jej oczy. Zobaczyła, że zachowanie jej
dzieci wynika z jej poczynań. Dowiedziała się, że jak chce mieć szczęśliwe
dzieci, sama musi być szczęśliwa, że przez wiele lat skrzętnie chowała swoje
prawdziwe uczucia, niszcząc życie swoje i swojej rodziny. Jej nigdy nie
spełnione ambicje i marzenia próbowała za wszelką cenę przelać na dzieci.
Przelewała to, jak umiała. Wydawało jej się, że robi dobrze… Zrozumiała, że jak
nie zmieni swojego postępowania, będzie coraz gorzej. Zrozumiała, że najpierw
musi zacząć od siebie. Zanim zacznie wymagać od innych, musi zacząć w końcu
zacząć wymagać od siebie. Terapia pomogła również Krzyśkowi. Od do tej pory
uciekał od rzeczywistości… w pracę. Musieli razem zacząć odbudowywać relacje.
Dla dzieci… Jak bardzo się w tym wszystkim zatracili przez te wszystkie lata…
Latami się psuło, to też lata potrwa odbudowa. Jedno wiedzieli, tak jak było
dalej być nie może. I w końcu przyszedł czas, by to zmienić. Życie układane na
zaspokajaniu tylko własnych potrzeb nie ma racji bytu. Z pozoru normalna
rodzina, wydawało się idealna, miała problemy…
Ale udało im
się w tym wszystkim odnaleźć. Trudności z czasem minęły. Dzieci okazały się
mądrzejsze od rodziców. Dzięki nim, tak naprawdę doświadczeni (wydawać by się
mogło) dorośli naprawiają zło, które spowodowała chora samoocena i niezaspokojone,
młodzieńcze ambicje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz