fot. Luka Kwiatkowsky |
Bill Strickland
Poruszył
mnie „Blog Dewiacyjny”. Te posty, tak prawdziwe skłoniły mnie do napisania
kolejnego tekstu. Historie trudnego dzieciństwa, ryjące po płatach pamięci i emocjach
niczym wielki, ostry rylec, szpadel lub sztylet, tnący wszystkie dobre
wspomnienia na tysiące maluteńkich cząsteczek, rozpraszając je po całym naszym
ciele.
Demony
przeszłości… Tak, to często te demony popychają nas to tworzenia piękna.
Paradoks? Nie koniecznie. Ktoś, komu wszystko w życiu przychodzi łatwo, starać
się nie musi. Lecz ktoś, kto ma zawsze pod górkę – musi ciągle walczyć. Ciągle
podnosić się z kolan, ciągle budować swoją tożsamość na nowo. Od fundamentów. Bo
budowla stworzona na kruchych podwalinach, co jakiś czas się wali.
Każdy z nas tak naprawdę ma
swojego krasnoludka. Mniejszego, większego, ale każdy go ma. Jeden krasnolud
potrafi skutecznie podciąć nogi, a drugi powoduje, że po każdym kolejnym upadku
wstajesz na nowo. Jak feniks powstający z popiołów. Mocniejszy, piękniejszy i
wielki. Ilu z nas walczy z brzemieniem wspomnień, a ilu się poddaje? Wielu
ludzi zarzeka się, że nie powtórzy zapamiętanego w przeszłości schematu. I co?
Wchodzi w ten schemat, jak tylko podrośnie, obwiniając za swoje niepowodzenia
każdego wokół, tylko nie siebie. Dlaczego? Bo nie pojawił się w życiu żaden
inny sposób działania, którego mogli się nauczyć. Ciągniemy do rzeczy nam już
znanych. Ten sposób na życie jest mi bliski, wiemy, jak wtedy się zachować,
żeby przetrwać – więc jest bezpieczniejszy na dany moment życia. A jak zacznę
robić coś innego, to może nie dam rady? Bo nie wiem, jak to jest – żyć
normalnie? Ale czy tak naprawdę jest? I pakują się ci ludzie w kolejną historię,
rodem wziętą ze swoich wspomnień, w poczuciu, że nic nie da się zmienić.
I mamy drugą
stronę – osoby z ciężkimi przeżyciami, ciągle walczących o byt i przetrwanie,
którzy za wszelką cenę chcą wyrwać się z marazmu. Oni poszukują. Próbują uczyć
się nowych doznań. Poznają i odkrywają wręcz, pozytywne uczucia, których w
dzieciństwie za wiele nie mieli. Ich ciężkie życie zbudowało męstwo. Oni
wiedzą, że żadna siła nie jest w stanie ich zniszczyć, bo trudne dzieciństwo
nie zdołało tego zrobić. Więc dlaczego dorosły świat mógłby to zrobić. Jako
dziecko nie mieli żadnych szans na zmianę. Jako dorośli – mamy ją wielką. Tylko
sęk w tym, czy funkcjonujemy dniem dzisiejszym i walczymy o lepsze jutro? Czy
też karmimy się wspomnieniami, jak jakiś wielki, wygłodniały wilk.
Wielkie dzieła
zawsze powstają w emocjach. „Normalny” świat, bez wielkich uniesień nie tworzy
wielkich rzeczy. Dlaczego? Bo sztukę trzeba czuć. Bo emocje prowadzą to
wielkich osiągnięć.
Ale, gdy zaczynamy tworzyć,
często napotykamy na mur. Mur uprzedzeń, mur środowiska rzeczy normalnych i
pozornie właściwych dla każdego człowieka. Inność nie zawsze jest mile
widziana. Inny – znaczy gorszy według normalnego człowieka, dbającego tylko o
rzeczy doczesne i kasę na przeżycie. Normalny człowiek uczciwie i ciężko
pracuje, najlepiej na roli, albo w jakiejś fabryce, czekając na cud. A artyści
są postrzeleni. Bo nie mogą usiedzieć na miejscu, ciągle poszukują swojego ja i
ciągle nie wiedzieć czemu sprzeciwiają się tej „normalnej egzystencji”. Nie
wiedzieć czemu tworzą jakieś nowe, nikomu nie potrzebne teorie, myślą za dużo,
gadają za dużo, nie godzą się na to, by dać się zamknąć w jakiejś ciemnej i
ciasnej szufladce.
- Czego ty u diabła jeszcze
chcesz? Co ci nie pasuje. Masz wszystko, robotę, dom, pieniądze (które ledwo
starczają na pokrycie rachunków).
Ale to przecież nie jest ważne…
- Inni od ciebie mają gorzej,
wiec ciesz się z tego co masz!
- Ciesz się? A jak dla mnie to
jest ciągle mało…?
Czy normalne wiązanie końca z
końcem daje pasję i satysfakcję z życia? Czy jak tylko pakujemy się w rządek
takich samych ludzi, to wygrywamy życie, bo jesteśmy tacy jak pozostali? Czy to
jest dobrze, gdy nie wychylamy się z niewygodnymi tematami, nie drażniąc reszty
tych normalnych?
Otóż nie! Żeby
wykrzyczeć, że coś nam się nie podoba – to trzeba mieć na to odwagę. „Normalny
człowiek” tego nie zrobi, bo boi się odrzucenia przez innych „normalnych”.
Lepiej wiec siedzieć cicho i pchać powili do przodu swój wózek życia.
Pamiętajmy, że
każdy z nas jest tym jedynym i niepowtarzalnym. Każdy ma swoje jedyne dla niego
i niepowtarzalne pragnienia. Jeden lubi stałość i marazm i cieszy się, jak nie
musi robić nic więcej. Ma „normalną rodzinę” i kasę na przeżycie i jest mu z
tym dobrze. A drugi potrzebuje ciągłej adrenaliny. Chęci do życia, wyzwań i
pasji, która pozwalają właśnie wiele osiągnąć. Czy Kopernik lub Cyprian Kamil
Norwid za swojego życia byli rozumiani? Żyli w dobrobycie i wielkiej idylli
szczęśliwości? Czy van Gogh lub Polański byli szczęśliwymi i spełnionymi ludźmi? Bez żadnych problemów? Czy
oni wszyscy byli normalni? Czy jednak całe swoje życie walczyli z przeróżnymi
demonami? Borykali się z biedą, cierpieniem i niezrozumieniem. Ale czy właśnie
dlatego nie powstały tak wielkie ich dzieła?
Trudy budują,
a cierpienie tworzy wielkie rzeczy. Bardzo często.
Więc jeśli
jesteś nieszczęśliwy, możesz płakać i rozczulać się nad sobą, lub możesz to
wykorzystać do zrobienia czegoś wielkiego. Masz większą siłę niż inni. Masz dar
pokonywania trudności. Masz wielką determinację do działania, którą nie zawsze
mają „normalni” ludzie. Wykorzystaj to. Nie poddawaj się, szukaj swojego
wielkiego ja. Walcz z przeciwnościami i w każdym trudnym dniu doszukuj się
lekcji życia. Lekcji, której nigdy nie zapomnisz, bo zetknąłeś się z nią sam,
osobiście. Bo ona cię zraniła często bardzo mocno. Ale się podniosłeś.
Podniosłeś się i możesz pokazać to innym. Pokazać, że się da, że jak chcemy to
zwyciężymy. Krzyczmy to i dzielmy się naszymi trudnymi chwilami i sposobami na
wykorzystanie doznawanego bólu do stworzenia lepszego jutra. Wykorzystajmy
wielkie tragedie do tworzenia piękna i odkrywania wielkich rzeczy. Dla innych
„normalnych” to często może być kiedyś cenną wskazówką, gdy sami staną na
rozdrożu i będą musieli obrać jakąś drogę.
Miło, że o mnie wspomniałaś. Bardzo Ci dziękuję :) Ale nie z tego względu głównie jest bliski mi ten post, a z tego, że poruszyłaś temat, który mnie dotyczy jako osoby i duszy z artystyczną żyłką. Artysta jest piękny. O wiele szerzej patrzy na świat i nieco mądrzej. A to dlatego, że cały czas namiętnie szuka. Jego dusza jest wiecznie niespokojna. Ciągle coś odkrywa. I przeważnie chce się tym podzielić z innymi. Chce podzielić się czymś niezwykłym, co odkrył. Problem tylko w tym, że spotyka go alienacja i niezrozumienie w tej szarej rzeczywistości. Bo wbrew pozorom, świat takich ludzi jest pełen kolorów. A nie jak się sądzi, że to oni są szarzy, a świat zewnętrzny kolorowy...Jest dokładnie na odwrót! To dlatego tacy artyści nie potrafią się odnaleźć w tym świecie pełnym szarości, kiedy byli przekonani, że w jakiś sposób będą w stanie wypełnić kolorami tą rzeczywistość, a nie udało im się to. Ponadto, niebywałym wydaje im się to, że inni ludzie nie potrafią tak patrzeć na swiat, jak oni. Dlatego, że ich szaleństwo dla nich jest czymś zupełnie normalnym. Jest jak chleb powszedni.A tymczasem, to oni w swoich myślowych i wyobrażeniowych horyzontach są tak daleko. A wielu ludzi zatrzymuje się tylko na tym, że wyobraża sobie, jak dużą paczkę chipsów zeżre podczas meczu i jak się ma ustawić, by sąsiadowi gul skoczył. Dlatego ci artyści są tak nierozumiani. Można mówić, że na ładnym opisywaniu bycia nieszczęśliwym jedynie mogą zrobić jakąkolwiek karierę. Często jednak to jest misja uwrażliwiania i uświadamiania społeczeństwa w niektórych aspektach życia. I choć ten artysta się w tym społeczeństwie nie potrafi odnaleźć, to bogactwo jego wnętrza jest na tyle potężne, że w jego przypadku odnalezienie się w codziennosci zależy tylko od niego samego. Bo zna i przenika te mechanizmy świata. Sam sobie wiele potrafi wytłumaczyć i być dla siebie najlepszym psychologiem poprzez swoja nieprzeciętność. Człowiek pospolity żyje jedynie od początku miesiąca do jego końca, wegetując bez większych wrażeń i ucząc się jedynie jak przetrwać, a nie jak żyć pełnią piersią! Przeżywać głębiej to wielki dar, ale zarazem przekleństwo. Jeśli jednak pokonamy samych siebie i ten pierwszy raz przejmiemy nad samymi sobą kontrolę, potem już będzie tylko łatwiej, bo już będziemy wiedzieli, jak obezwładnić swoje demoniczne oblicze!
OdpowiedzUsuńTrochę się rozpisałem i może nieco chaotycznie, ale wierzę, że można w tym odnaleźć głębszy sens xD
Pozdrawiam!
Masz rację. Dziękuję Ci za wspaniały komentarz. Bardzo mnie poruszył :).
OdpowiedzUsuń