fot. Ewa Kawalec |
„By
przeżyć, trzeba nam czterech uścisków dziennie.
By
zachować zdrowie, trzeba ośmiu uścisków dziennie.
By się
rozwijać, trzeba dwunastu uścisków dziennie.”
Virginia Satir
Czy
ktoś z Was miał poczucie, że wokół są ludzie, którzy bardzo nas kochają? Kiedy
uczucia i emocje są najbardziej szczere. Kiedy tak naprawdę potrafimy o tym
mówić? Gdy jesteśmy dziećmi…? Bo wtedy nie boimy się konsekwencji uczuć? Bo
wtedy jesteśmy prości, otwarci, wszystko wydaje się takie oczywiste? Nie musimy
zastanawiać się nad tym, czy aby nasze wypowiedzi są poprawne politycznie, czy
aby kogoś nie urazimy, czy aby wszystkim będzie odpowiadało to, co mówimy??? Jak
dorastamy wszystko się zmienia. Dlaczego wtedy ubieramy na siebie pancerz?
Zakładamy tarczę, chroniącą nas przed miłością?
Może to właśnie dzieci powinny
nas uczyć szczerości, prawdziwego kochania, okazywania uczuć???
- Ciocia, zadam ci zagadkę. Co
bardzo kochasz, co mieszka w Nawsiu?
- Niuniu.
- Tak ciocia, zgadałaś!!! Krzyknął
radośnie.
I Mały
Geniusz, znów podbił mi serducho… Jemu nie trzeba nic mówić. Wyczuwa emocje jak
jakiś najczulszy miernik. Wyczuwa… i oddaje z wielkim procentem. Okazuje, to co
czuje, najlepiej, jak umie.
- Kocham cię dziadziu…
To takie proste, a jakie ważne…
Kiedy my
dorośli mamy odwagę na to, by szczerze mówić o uczuciach by okazywać je tym,
których kochamy i na których tak bardzo nam zależy. Kiedy wychylamy się spod
maski? Kiedy pokazujemy swoje prawdziwe oblicze? Czy nie zamykamy się często na
uczucia innych, rozczulając się tylko nad sobą, marząc o tym, by to inni
czytali nam w myślach, myśląc, że my nie musimy robić nic. To inni są od
okazywania uczuć nam…
- To tylko puste słowa…
powiadacie.
Ale czy słowa nie są ważne? Czy
to nie słowa właśnie potrafią pociągnąć do działania, albo wprost przeciwnie,
podciąć skrzydła i skutecznie zniechęcić do wszelkiej aktywności?
Czy to właśnie zasłyszane słowa
nie ryją się w pamięć i jedne motywują, a drugie sprawiają, że łapiemy doła?
No właśnie.
Zastanówmy się, jak my wypowiadamy się o innych. Jak do innych mówimy… Czy to
jest słowo płynące z serca, wypowiadane z miłością i oddaniem? Czy może krytykujemy
wszystko, co jest wokół nas. Czy jeszcze inaczej…, nic nie mówimy, zimno
kalkulujemy wszystkie fakty i tylko spode łba patrzymy z nieufnością na
wszystkich innych, widząc wroga za każdym zakrętem?
Co jest dla nas najlepsze?
Co to jest „oswojenie” rodem z
„Małego Księcia”? Czy tego tak naprawdę się boimy? Straty, bólu, tego, że jeśli
się otworzymy, to stajemy się żywą tarczą, otwartą i bezbronną??? Czy może
boimy się konsekwencji oswojenia. Wziąć odpowiedzialność za to, co się oswoi???
Czy każdy ma na to wystarczającą ilość odwagi…?
„- Dzień dobry – powiedział lis.
- Dzień dobry – odpowiedział
grzecznie Mały Książę i obejrzał się,
ale nic nie dostrzegł. [...]
- Ktoś ty? - spytał Mały Książę.
- Jesteś bardzo ładny...
- Jestem lisem - odpowiedział
lis.
- Chodź pobawić się ze mną -
zaproponował Mały Książę. - Jestem taki smutny...
- Nie mogę bawić się z tobą -
odparł lis. - Nie jestem oswojony.
- Ach, przepraszam - powiedział
Mały Książę. Lecz po namyśle dorzucił: - Co znaczy "oswojony"?
- Nie jesteś tutejszy -
powiedział lis. - Czego szukasz? [...]
- Szukam przyjaciół. Co znaczy
"oswoić"
- Jest to pojęcie zupełnie
zapomniane - powiedział lis. - "Oswoić" znaczy "stworzyć
więzy".
- Stworzyć więzy?
- Oczywiście - powiedział lis. -
Teraz jesteś dla mnie tylko małym chłopcem, podobnym do stu tysięcy małych
chłopców. Nie potrzebuję ciebie. I ty mnie nie potrzebujesz. Jestem dla ciebie
tylko lisem, podobnym do stu tysięcy innych lisów. Lecz jeżeli mnie oswoisz,
będziemy się nawzajem potrzebować. Będziesz dla mnie jedyny na świecie. I ja
będę dla ciebie jedyny na świecie.
- Zaczynam rozumieć - powiedział
Mały Książę. [...]
- westchnął lis i zaraz powrócił
do swej myśli: - Życie jest jednostajne. [...] To mnie trochę nudzi. Lecz
jeślibyś mnie oswoił, moje życie nabrałoby blasku. Z daleka będę rozpoznawał
twoje kroki - tak różne od innych. Na dźwięk cudzych kroków chowam się pod
ziemię. Twoje kroki wywabią mnie z jamy jak dźwięki muzyki. Spójrz! Widzisz tam
łany zboża? Nie jem chleba. Dla mnie zboże jest nieużyteczne. Łany zboża nic mi
nie mówią. To smutne! Lecz ty masz złociste włosy. Jeśli mnie oswoisz, to
będzie cudownie. Zboże, które jest złociste, będzie mi przypominało ciebie. I
będę kochać szum wiatru w zbożu...
Lis zamilkł i długo przypatrywał się Małemu Księciu.
- Proszę cię... oswój mnie - powiedział.
- Bardzo chętnie - odpowiedział Mały Książę - lecz nie mam
dużo czasu. Muszę znaleźć przyjaciół i nauczyć się wielu rzeczy.
- Poznaje się tylko to, co się oswoi - powiedział lis.
- Ludzie mają zbyt
mało czasu, aby cokolwiek poznać. Kupują w sklepach rzeczy gotowe. A ponieważ
nie ma magazynów z przyjaciółmi, więc ludzie nie mają przyjaciół. Jeśli chcesz
mieć przyjaciela, oswój mnie!
- A jak się to robi? - spytał Mały Książę.
- Trzeba być bardzo cierpliwym. Na początku siądziesz w
pewnej odległości ode mnie, ot tak, na trawie. Będę spoglądać na ciebie kątem
oka, a ty nic nie powiesz. Mowa jest źródłem nieporozumień. Lecz każdego dnia
będziesz mógł siadać trochę bliżej...
Następnego dnia Mały Książę przyszedł na oznaczone miejsce.
- Lepiej jest przychodzić o tej samej godzinie. Gdy
będziesz miał przyjść na przykład o czwartej po południu, już od trzeciej
zacznę odczuwać radość. Im bardziej czas będzie posuwać się naprzód, tym będę
szczęśliwszy. O czwartej będę podniecony i zaniepokojony: poznam cenę
szczęścia! A jeśli przyjdziesz nieoczekiwanie, nie będę mógł się
przygotowywać... Potrzebny jest obrządek.
- Co znaczy "obrządek"? - spytał Mały Książę.
- To także coś całkiem zapomnianego - odpowiedział lis.
- Dzięki obrządkowi pewien dzień odróżnia się od innych,
pewna godzina od innych godzin. [...]
W ten sposób Mały Książę oswoił lisa. A gdy godzina
rozstania była bliska, lis powiedział:
- Ach, będę płakać! [...]
- A więc nic nie zyskałeś na oswojeniu?
- Zyskałem coś ze względu na kolor zboża - powiedział lis,
a później dorzucił: - Idź jeszcze raz zobaczyć róże. Zrozumiesz wtedy, że twoja
róża jest jedyna na świecie. Gdy przyjdziesz pożegnać się ze mną, zrobię ci
prezent z pewnej tajemnicy.
Mały Książę poszedł zobaczyć się z różami.
- Nie jesteście podobne do mojej róży, nie macie jeszcze
żadnej wartości - powiedział różom. Nikt was nie oswoił i wy nie oswoiłyście
nikogo. Jesteście takie, jakim był dawniej lis. Był zwykłym lisem, podobnym do
stu tysięcy innych lisów. Lecz zrobiłem go swoim przyjacielem i teraz jest dla
mnie jedyny na świecie.
Róże bardzo się zawstydziły.
- Jesteście piękne, lecz próżne - powiedział im jeszcze.
- Nie można dla was poświęcić życia. Oczywiście moja róża
wydawałaby się zwykłemu przechodniowi podobna do was. Lecz dla mnie ona jedna
ma większe znaczenie niż wy wszystkie razem, ponieważ ją właśnie podlewałem.
Ponieważ ją przykrywałem kloszem. Ponieważ ją właśnie osłaniałem. [...]
Ponieważ słuchałem jej skarg, jej wychwalań się, a czasem jej milczenia.
Ponieważ... jest moją różą.
Powrócił do lisa.
- Żegnaj - powiedział.
- Żegnaj - odpowiedział lis. - A oto mój sekret. Jest
bardzo prosty: dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne
dla oczu.
- Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu - powtórzył Mały
Książę, aby zapamiętać.
- Twoja róża ma dla ciebie tak wielkie znaczenie, ponieważ
poświęciłeś jej wiele czasu.
- Ponieważ poświęciłem jej wiele czasu... - powtórzył Mały
Książę, aby zapamiętać.
- Ludzie zapomnieli o tej prawdzie - rzekł lis. - Lecz
tobie nie wolno zapomnieć. Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co
oswoiłeś. Jesteś odpowiedzialny za twoją różę.
- Jestem odpowiedzialny za moją różę... - powtórzył Mały
Książę, aby zapamiętać.” (Antine de Saint-Exupery „Mały Książę”)
Bierzmy
przykład z dzieci. One oswojenia się nie boją. Nie boją się konsekwencji uczuć,
nie kombinują, nie obmyślają planów kamuflażu, nie kręcą. Są autentyczne, są sobą
i po prostu… bezgranicznie i bezinteresownie kochają… I tym kochaniem oswajają
nawet najbardziej zatwardziałych dorosłych…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz