fot. Krzysztof Bysiewicz |
„Puste kieszenie nigdy nie
powstrzymały nikogo przed podjęciem działania. Mogą to zrobić tylko puste głowy
i puste serca.”
Norman Vincent Peale
Z duszą na
ramieniu, po raz kolejny otworzyła te wielkie drzwi.
- Dzień dobry. Nazywam się
Aleksandra Jaroch. Miałam się dziś zgłosić do pracy.
- Dzień dobry. Ja jestem Magda. Proszę
za mną. Wszystko pani pokażę.
Poszła śladem nowo poznanej młodej
kobiety. Ta sama wielka sala, ten sam hałas, który zapamiętała dwa tygodnie
temu. To samo przejście i znane jej już biuro.
Za biurem były kolejne drzwi.
- To nasza szatnia. Tu się
przebieramy. Dostanie pani swoją szafkę i koszulkę.
Wszyscy tam byli zawsze ubrani na
jeden kolor. Żółty, wyraźny, rzucający się w oczy.
- Proszę zostawić sobie tu swoje
prywatne rzeczy. Gdy będzie pani gotowa, proszę przyjść do baru. Wyjaśnię, co
będzie należało do pani obowiązków.
- Dobrze, zaraz przyjdę.
- Nowy rozdział życia zawodowego.
Teraz muszę stanąć na wysokości zadania. Pomyślała Olka.
Wtedy jeszcze nawet nie
przypuszczała, co ją czeka. Wiedziała jedno, ma szansę na dopływ gotówki. W
końcu problemy finansowe się nieco zmniejszą. A to było dla niej wtedy takie
ważne. Miała już dość spożywania tanich parówek pod wszelkimi postaciami i
chleba moczonego w jajku, smażonego na patelni. Bardzo potrzebowała tej pracy.
Weszła na salę zabaw. Podeszła do
baru.
- Jestem gotowa.
- Dobrze. Może przejdziemy na ty.
Jestem Magda.
- Olka. Miło mi.
- Pomożesz mi teraz przygotować
urodziny. O czternastej będzie mała grupa dzieci. Zajmą salkę numer dwa. O
piętnastej będą jeszcze jedne urodziny.
- Aaa, to te piękne, kolorowe
salki służą do organizacji przyjęć urodzinowych?
- Tak, głównie tak. Musimy teraz
przygotować dla nich przyjęcie. Umiesz obsługiwać kasę fiskalną?
- Tak trochę. Pracowałam pewien
czas w hipermarkecie na stoisku ze słodyczami. Tam się tego nauczyłam.
- Dobrze. Potem pokażę ci jak
działa nasza kasa.
- Teraz zmyj podłogi w salce i
ubikacji, a potem powiem ci co dalej. Przyrządy znajdziesz w wc dla personelu.
To następne drzwi za biurem.
- Dobrze, już idę.
Wykonała polecenie, najlepiej,
jak tylko umiała. Potem przygotowała soki, ciastka, chrupki, i odpowiednie
nakrycia na przyjęcie. Poszło jej sprawnie. Umiejętność podawania do stołu
nabyła w rodzinnym domu. Tam zawsze, podczas imprez rodzinnych, to ona
pracowała jako kelnerka. Poraziła więc sobie w pracy z pierwszym zadaniem.
- Teraz musisz już iść na salę.
Ruch już robi się większy. Masz pilnować dzieci, zbierać kolorowe kulki z
wykładziny, gdy wypadną z basenów i zwracać uwagę na bezpieczeństwo dzieci. Po
sali każdy ma chodzić bez butów. Pilnuj tego. To ważne.
- Dobrze.
- Pracujemy do dwudziestej
pierwszej na drugiej zmianie. Pod koniec dnia sprzątamy salę zabaw i salki
urodzinowe. Gdy coś będę od ciebie potrzebować, powiem ci.
- Dobrze, to ja idę na salę.
Pierwszy dzień pracy był dla Olki
niezwykle męczący. Cały czas na nogach. Nie można było usiąść ani na chwilę.
Nogi jej spuchły. Nie była przyzwyczajona do stania przez kila godzin.
- Przyzwyczaisz się. Na początku
trochę bolą nogi, ale to minie. Na dziś kończymy. Jutro przyjdź na czternastą.
- Dobrze.
Poszła do szatni się przebrać.
Cieszyła się, że nazajutrz znów tu przyjedzie. Padała ze zmęczenia. Jutro też
czeka ją ciężki dzień.
Powoli wdrażała się w nowe
obowiązki. Opieka nad salą, praca za barem, opanowanie kasy fiskalnej (która
była nieco inna niż ta w hipermarkecie), zapamiętanie kodów towarów, cen
biletów, opieka nad wycieczkami, przygotowywanie urodzin, opanowanie ekspresu
do kawy, nauka pieczenia gofrów, przygotowywania hot – dogów...
Poznała też tajemnicze kobiety z
rozmowy kwalifikacyjnej. Jedna to była Gosia – szefowa zaś druga – Julka, z
którą się z czasem zaprzyjaźniły.
W pracy była,
jak był duży ruch. Często w weekendy. Po kilkanaście godzin. Ale im więcej
godzin, tym więcej pieniędzy na koniec miesiąca. Przez długi czas pracowała na
umowę zlecenie. Podobno nikt w formie nie dostawał od razu umowy o pracę.
Musiał się wykazać i sprawdzić.
Chciała się
rozwijać, robić coś wielkiego, kreatywnego, lubiła zmiany i wyzwania. Praca na
sali, ani stanie za barem z kreatywnością wiele wspólnego nie miało. To była ciężka praca, codziennie taka sama. Ale wtedy była jej tak bardzo potrzebna.
Mogła się wykazać na imprezach plenerowych oraz na zajęciach półkolonijnych. Praca związana z imprezami plenerowymi polegała na zabawianiu dzieciaków podczas różnych okazji. Mikołajki, karnawał, imprezy komunijne, zabawy integracyjne dla dzieci zamawiane przez wielkie firmy. Olka podczas tych imprez często zamieniała się w śnieżynkę, klowna lub czarownicę. W zależności od okazji. Zmalowana twarz, sztuczny, kolorowy nos, kolorowe peruki, włosy wiązane w tysiące kucyków lub mocno tapirowane. Przy tapirze, konieczna była pręciana miotła w dłoni. Wzbudzała respekt... hihih.
Mogła się wykazać na imprezach plenerowych oraz na zajęciach półkolonijnych. Praca związana z imprezami plenerowymi polegała na zabawianiu dzieciaków podczas różnych okazji. Mikołajki, karnawał, imprezy komunijne, zabawy integracyjne dla dzieci zamawiane przez wielkie firmy. Olka podczas tych imprez często zamieniała się w śnieżynkę, klowna lub czarownicę. W zależności od okazji. Zmalowana twarz, sztuczny, kolorowy nos, kolorowe peruki, włosy wiązane w tysiące kucyków lub mocno tapirowane. Przy tapirze, konieczna była pręciana miotła w dłoni. Wzbudzała respekt... hihih.
- Mamusia sprząta?
- Nie odlatuje…
Przebranie powodowało, że nawet
ukochany mąż nie był w stanie jej rozpoznać.
Pewnego dnia, gdy wróciła z pracy
z makijażem i fryzurą klowna, nie poznał jej. Dzwoniła do drzwi. Otworzył.
Powiedział jej dzień dobry, po czym zamknął drzwi wejściowe, przed jej
kolorowym, wielkim nosem.
-Maciek, to ja! Otwórz.
Zaspany, po popołudniowej,
niedzielnej drzemce otworzył drzwi po raz kolejny i szeroko otworzył oczy ze
zdumienia.
- Matko, nie poznałem cię.
Myślałem, że mam jakieś zwidy.
Oboje śmiali się do łez.
Po kilku miesiącach pracy Olka dostała
pierwszą swoją umowę o pracę. Bardzo się cieszyła. W końcu jakaś stałość zagościła
w jej szalono – niepewnym życiu. Przez pewien czas to było dla niej dobre.
Wtedy tego potrzebowała. Ale z czasem dążenie do podejmowania wyzwań po raz
kolejny zaczęło odzywać się w jej głowie.
Cdn…
Ja bym się zastanowił, czy naprawdę realizuje się, czy daje sobą pomiatać w pracy, będąc człowiekiem typu: "Przynieś, podaj, pozamiataj!". A przynajmniej ta Magda tak wydaje mi się traktowała Olę.
OdpowiedzUsuńI taka drobna uwaga, bo wkradła się zabawna literówka ;)
"- Tak, gównie tak. Musimy teraz przygotować dla nich przyjęcie. Umiesz obsługiwać kasę fiskalną? "
Pozdrawiam!
Hihih Wyprzedzasz mój kolejny post :-). Wyjaśnienie to, co zauważyłeś, miało pojawić się jutro. :-). I bardzo dziękuję za uwagę literową. Już poprawiłam :-)
OdpowiedzUsuń