![]() |
fot. Ewa Kawalec |
„Moja dobra rada – naucz się
odróżniać chorą ambicję od stopniowego wchodzenia po schodach do celu. W tej
dzikiej pogoni możesz zgubić nie tylko buty, ale wielu ludzi…”
Anaszka
Agata
wychowywała się w wiejskiej rodzinnie. Zawsze miała poczucie, że jest kimś
ważnym. Rodzice wpajali jej, że musi być najlepsza, że jest wyjątkowa, że każdy
ma obowiązek to zauważyć i oczywiście docenić. Była zawsze pewna siebie. Nie do
końca zważała na innych ludzi. W jej otoczeniu lubiła błyszczeć. Chciała być
najlepsza, niepowtarzalna. Ale lubiła swój mały wioskowy światek. Wpajane od
dzieciństwa zasady były dla niej świętością. Nie znosiła cudotwórców,
wieszczów, opowiadających o niestworzonych rzeczach, wszystko miało być proste
i znane. Nie tolerowała ludzi, którzy jej w jakikolwiek sposób zagrażali. A już
wprost nie znosiła inności, której nie rozumiała.
Nie musiała
się nigdy o nic troszczyć. A już na pewno nie musiała walczyć o byt. Schemat
rodziny był dla niej prosty – wizja Matki Polki, złamującej się domem i mąż
zarabiający kupę kasy. Skończyła studia. Wyszła za mąż, za Krzyśka. Pierwszą
pracę jej załatwili. Nie popracowała tam długo, jakoś wszyscy sprzysięgli się
przeciw niej… odeszła. Szukała nowej pracy, ale jakoś nigdy nie wychodziło… Każdy
z pracodawców nie był dla niej dość dobry. To za mało płacili, to ludzie byli
głupi, to pracy za dużo, i tak w koło. Wymagała od wszystkich, najmniej od
siebie. W końcu uznała, że praca zawodowa nie jest dla niej. Oddała się
rodzinnemu życiu… Wizja rodziny, którą znała pozwalała jej na realizację
siebie. Mąż zarabiał, ona rodziła dzieci, zajmowała się domem i wymagała.
- Kiedy w końcu będziemy mieć
własny dom?
- Wstawaj, ile jeszcze będziesz
spał, już przecież siódma, do roboty!
- Ile jeszcze mam znosić twoją
chorą rodzinkę, przecież z nimi nie można się dogadać!
Maż jej
słuchał, nie miał wyjścia, dla świętego spokoju. No bo gdy coś działo się nie
po myśli żony, w domu miał piekło. Płakała, wściekała się, krzyczała, że jej
nie szanuje, że ona tak się stara, a on wcale tego nie zauważa. Więc spełniał
jej wszystkie zachcianki i tolerował tylko jej rodzinę. Jego bliscy, według jego
żony nie byli dość dobrzy. Pracował zawodowo, brał dodatkowe zlecenia. Przecież
w ich domu wszystko musiało być najlepsze. Żona nic innego nie przyjmowała do
wiadomości. Starał się, by sprostać jej wymaganiom. Ale im bardziej się starał,
tym ona chciała więcej i więcej… Zawsze zmywała mu głowę. Według niej – on nic
nie robił dobrze. Nie lubił się kłócić, więc dla świętego spokoju, zawsze
ustępował. To jednak powodowało, że coraz bardziej się od siebie oddalali. Po
kilku latach Krzysiek prawie przestał się odzywać. Pokornie wykonywał codzienne
polecenia żony i ciężko pracował.
- Na tobie wcale nie można
polegać. Nawet dzieci nie potrafisz przypilnować, jak zostają z tobą, to ciągle
płaczą!
Czemu to robiła? Podświadomie
zawsze chciała być najlepsza. Z pracą zawodową nie wyszło, to postanowiła, że
będzie najlepszą Matką Polką. Nikt nie mógł się z nią równać. Ciągle
udowadniała sobie, że dzieci nikogo bardziej od niej nie kochają. Miały ciągle
za nią tęsknić i płakać. Uwielbiała, gdy były od niej zależne. Co to
spowodowało? Ano, z czasem, trzymały się jej spódnicy na każdym kroku. Każde
rozstanie z matką wywoływało w nich taki lęk tak wielki, że potrafiły w nocy moczyć
się ze strachu. Agata była w swoim żywiole.
- Widzicie, nikt nie potrafi się
dostatecznie dobrze zająć moimi dziećmi. One mnie potrzebują.
I tym poczuciem żywiła swoją
niezaspokojoną samoocenę.
Ale dzieci w
końcu musiały pójść do szkoły. Dla nich to była wielka trauma – musiały opuścić
dom.. A dla Agaty, to było niezwykłe wyzwanie. W końcu będzie mogła uczyć
innych jak wychowywać dzieci. Ona teraz pokaże tym chorym nauczycielom, co
znaczy uczyć jej dzieci. Nikt przecież nie jest lepszy niż ona. A te dziwne
nauczycielki, nawet nie potrafiły jej zdaniem się dobrze ubrać…
Uwielbiała się wykłócać o oceny,
zadania domowe, przybory. Jej dzieci przecież były najlepsze, więc wszyscy
mieli obowiązek to docenić. Zwłaszcza w szkole.
Pasjonowało ją uczenie innych
wychowywania. Każda z jej koleżanek, według niej nie dorastała jej do pięt.
- Jak można zostawić dzieci i
pójść do pracy!!! Ja sobie tego nie wyobrażam – powtarzała.
- Jeśli ktokolwiek może mnie
uczyć wychowywania – to moje dzieci. Wszystkim innym za uwagę serdecznie
dziękuję – mawiała, gdy ktoś usiłował zwrócić jej uwagę.
Ona była przecież nieskazitelna. Kreowała
się na najlepszą matkę świata, a tak naprawdę, w głębi serca nie mogła się z
tym pogodzić, że w życiu nie osiągnęła nic.
A to nie było miłe uczucie, więc
za wszelką cenę trzeba było je zagłuszyć. Wybrała niestety nie najlepszą drogę.
Zamiast walczyć o siebie i próbować coś zmienić, zaczęła poniżać innych To było
o wiele prostsze. Z taką łatwością przychodziło jej ocenianie – tylko nie
siebie, a wszystkich wokoło. Uwielbiała plotkować. To z czasem stało się jej
głównym zajęciem. Gdy dzieci porosły i nie miała już tyle pracy w domu, czymś
trzeba było się zająć…
Jej zachowanie zaczęło odstraszać
wszystkich wokoło. Nikt nie miał ochoty zastanawiać się nad słowami, które
wypowiadał w jej obecności. Wszyscy wiedzieli, że wcześniej czy później Agata
zrobi z tego sensację i z chęcią poopowiada o tym sąsiadom. Znajomi zaczęli
omijać jej dom. Ale wtedy jeszcze nic do niej nie dotarło. Stwierdziła, że oni
wszyscy się głupi i puści i ona nie będzie sobie zaprzątać tym głowy. Ale
dzieciaki w końcu zaczęły mieć problemy w szkole, przez… jej zachowanie.
Rówieśnicy zaczęli wytykać je palcami.
- Twoja mama to plotkara – wołały
za nimi.
- Wiadomo, wy musicie mieć piątki,
bo mamusia wam wszystko załatwi…
Czasami mieli ochotę zakopać się
pod ziemią tak im było wstyd. To były niezwykle inteligentne dzieci. Wiedziały,
o czym mówią rówieśnicy. Matka nigdy im nie pozwoliła na samodzielność.
Wszystko zawsze chciała robić za nich. A one tak bardzo chciały same… Matka nie
znosiła sprzeciwu.
- Marek, Paweł, do roboty.
Pomóżcie w kuchni. Czy nic do was nie dociera!?
- Zaraz mamo…
- Jakie zaraz. Do roboty, ale
już!
- Mamo, daj nam chwilę odpocząć.
- Chyba oszaleliście! Odpocząć!?
Po czym? Bo byliście w szkole!? Wszystko na mojej głowie! Jak tu zaraz nie
przyjedziecie, będzie szlaban na komputer na miesiąc!
- To nie są koledzy dla was! Nie pozwolę
wam się z nimi spotykać!
- Dlaczego mamo?
- Bo oni nawet ubrać się nie
potrafią. Matka kupuje im wszystko na szmateksach. Nawet jej nie stać na
porządne buty dla własnych dzieci! Niedojda! Jak tak można?! Wy jesteście lepsi
od tych brudasów.
- Mamo, ale oni są fajni. Takie
super zabawy wymyślają.
- A co mnie obchodzą wasze głupie
zabawy!?
- Mamo… prosimy…
- Nie ma dyskusji. Nawet nie
próbujcie się sprzeciwiać, bo gorzko tego pożałujecie!
- Do nauki! Napisałam wam
wypracowania. Wy nigdy nie będziecie w stanie zrobić tego dobrze. Cieszcie się,
że macie taką matkę, która o wszystko potrafi zadbać. Macie to przepisać do
zeszytów! Wasze zadania mają być najlepiej odrobione. Nie przyjmuję do
wiadomości, że ktoś w szkole będzie lepszy od was! Jak nie będzie samych
piątek, to nie dostaniecie kieszonkowego! Zrozumiano?!
- Mamo, ale ja nie dam rady…
- Co nie dasz! Jakbyś chciał, to
byś dał! Zresztą masz to wszystko tylko przepisać, nic więcej!
Jak tylko
próbowali się buntować, dostawali drakońskie kary. Agata z taką łatwością
krytykowała, dawała rady, wymuszała posłuszeństwo, wymagała od nich aktywności,
tylko takiej, która była słuszna według niej. Tak naprawdę nie zważała na
potrzeby swoich dzieci. Wymagała od innych, a nigdy od siebie.
Marek z Pawłem
wiedzieli, że kiedyś nadejdzie taki dzień, że uciekną z tego domu i będą
troszczyć się sami o siebie. Marzyli o tym…
Cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz