fot. Ewa Kawalec |
Źródło: http://www.mojamotywacja.eu/inspirujace-cytaty.html
- Odpowiednia szkoła załatwi za
mnie wszystko.
- Będę się dobrze uczył, to
zawojuję cały świat.
- Najlepsze oceny są przepustką
do sukcesu.
- Ucz się ucz, bo nauka to potęgi
klucz…
Czy to jest
właśnie klucz do sukcesu? Pójdę do odpowiedniej szkoły, będę dobrze się uczył,
zdam wzorowo wszystkie testy, skończę jakieś studia i już. Czy każdy, kto
kończy studia wyższe dochodzi do czegoś wielkiego, odnosi sukcesy? Czy w
dzisiejszych czasach wystarczy tylko uczyć się? Gdzie leży rozwiązanie tej
zagadki?
W mojej pracy
spotykałam wielu ludzi, którzy mieli pretensje do całego świata, że im nie
wyszło. Robili, ich zdaniem, przecież wszystko co trzeba. Pokonywali kolejne
szczebelki kariery, uczyli się nieźle, szli na studia, kończyli je i lądowali
na rynku pracy, okazywało się, z ręką w przysłowiowym nocniku, na zasiłku dla
bezrobotnych lub wykonując pracę o wiele poniżej swoich możliwości. Dlaczego?
Jak powinna wyglądać droga do sukcesu? Dlaczego jednym wychodzi a drugim nie?
No właśnie…
Wybierając
mój kierunek studiów, wszyscy mówili mi, że to najgorsza opcja z możliwych, że
nigdy nie będę mieć pracy, że muszą się uczyć matematyki, bo to królowa nauk,
że nauki ścisłe, są jedynym właściwym wyborem. Że inaczej nie mam szans na
znalezienie zatrudnienia. A ja zawsze kochałam ludzi, uwielbiałam pomagać
innym, słuchać, wspierać. Wiedziałam, że w życiu właśnie to chcę robić. Jako
młody człowiek nie wiedziałam jeszcze, w jaki sposób pomagać chcę, ale to wtedy
nie miało większego znaczenia. Młodość lubi wyzwania i nie do końca zawsze
sprawdza konsekwencje działań. Ja nie miałam wtedy nikogo, kto by pokierował
moim rozwojem, kto pokazałby mi jak szukać swoich mocnych stron, jak mądrze
wybrać zawód. To wszystko miałam gdzieś z tyłu głowy. Intuicja podpowiadała, by
iść w kierunku ludzi. I to było wszystko. Okazało się, że praca zawsze mnie
sama znajdowała, bardzo jej szukać nie musiałam. Po prostu zawsze kochałam to,
co robię i oddawałam się pracy, mojej wielkiej pasji, gdzie głównym ogniwem był
człowiek. Z uwagi na wybory młodości, jako dorosły człowiek musiałam zadać
sobie wiele pytań. Pytań dotyczących tego, w jakim kierunku chcę popychać
ludzi, co dla mnie jest najlepszą opcją. Co wychodzi mi najlepiej. Okazało się,
że pomaganie wiele twarzy ma. Lecz nie w każdej wersji pomagania człowiek się
czuje dobrze. Przewinęły się szkolenia, warsztaty, alkoholicy, przemocowcy,
osoby doznające przemocy, niepełnosprawni, dzieciaki z problemami różnorakimi,
człowiek, który wyrusza w swoją podróż ku dorosłości, i człowiek, który w tej
podróży jest od lat i zagubił się gdzieś w tych krętych dróżkach, stanął na
rozdrożu i nie wie, co dalej z sobą począć.
Jedne z tych opcji pomagania szły
mi dobrze, inne lepiej, zaś jeszcze inne przyprawiały mnie o zawrót głowy i
powodowały, ze miałam poczucie, że mam dość ludzi.
No właśnie…
każdy dobry w czymś jest. Tylko niewielu wie w czym. I to jest to.
W szkole powiadają nam ucz się,
reszta sama przyjdzie. Otóż, powiadam ci, nie przyjdzie, dopóki nie poznasz
siebie. Człowiek zdolny, który uczy się bo musi, i człowiek który uczy się, bo
chce, bo to co przyswaja, jest dla niego wielką frajdą, to nie są dwie takie
same osoby. Z pozoru, na zewnątrz to samo opakowanie, ale środek zupełnie inny,
inna energia, inne cele, inna chęć do rozwoju. Choć osoby te, wyniki w nauce
mogą mieć podobne, a nawet pokuszę się o stwierdzenie, że nawet ten, co musi,
bo czuje presję, uczy się lepiej.
To dlaczego człowiek zdolny
przymuszony, nie odnosi często sukcesu, a człowiek o mniejszych możliwościach
umysłowych, lecz mający cel i pasję dochodzi do wielkich rzeczy?
Bo człowiek przymuszony nie robi
tego dla siebie, a dla innych i po pewnym czasie odkrywa, że jego życie jest
bez sensu, sabotuje siebie, wtłacza w swój umysł, że praca, to jakiś nakaz i
trzeba pracować żeby z czegoś żyć. Wybiera zawód jakikolwiek z tych „dobrych na
rynku pracy”, bo powiedziano mu, że po tym kierunku znajdzie pracę, że tam jest
kasa. I po kilku latach okazuje się, że pracy swojej nienawidzi, że to co robi,
go okropnie wkurza, że nie zarabia aż takiej kasy, jak to sobie wymarzył.
A dlaczego nie
pracować, bo to co robię, sprawia mi po prostu frajdę, bo to czuję, bo chcę
wykonywać swoje obowiązki najlepiej jak potrafię, bo po prostu to co robię,
jest moją pasją?
Ale właśnie
druga opcja wcale nie jest taka łatwa, jakby wydawać się mogło. Nie jest łatwa,
bo przede wszystkim wymaga pracy nad sobą, a nie mechanicznego przyswajania
wiedzy. Wymaga odpowiedzi na wiele pytań, i to często, w bardzo młodym wieku.
Kim ja chcę być? Kim ja właściwie jestem? Co mnie pasjonuje, co mnie motywuje
do działania? Jaki mam swój wewnętrzny potencjał. Jakie mam cechy charakteru?
Jaki mam temperament? Co jest dla mnie sukcesem? Czy już kiedyś taki swój
własny sukcesik kiedyś osiągnąłem? Co to takiego było? Jakie mam umiejętności
poza umieniem lub niemieniem przyswajania szkolnego materiału? Jak wiele osób
tych pytań nie zadało sobie nigdy…
I kończyli
szkołę, bo tak trzeba, szli to technikum lub liceum, bo wszyscy tam idą, i
wybierali studia, bo trzeba mieć wyższe wykształcenie, nie myśląc o tym, co z
tego sami będą mieli. I lądowali na rynku pracy, jak dzieci błądzące we mgle.
Po omacku przeszukując oferty i wysyłając aplikacje „na cokolwiek, żeby się
gdzieś załapać”. Wiedząc tylko, że mają dyplom i kieszeni, wyższe
wykształcenie, więc pracę znaleźć przecież kiedyś muszą. I nagle okazywało się,
że latami znaleźć pracy nie mogą, a ich koledzy po szkołach zawodowych prowadzą
własne firmy. Wtedy jeszcze bardziej łapali doła, bo przecież włożyli tyle
wysiłku w to, co robili przez całe swoje życie, starali się, poświęcali,
wkładali w to często mnóstwo pieniędzy… I po co? By pracować w supermarkecie za
najniższą krajową, bo tam nie pytali o nic więcej? Na co były te studia?
Ale ci ludzie nie
wzięli pod uwagę tego, że tak naprawdę i ich dotychczasowych działaniach nie
było wyraźnego celu. Podejmowane kroki nie odpowiadały na ich potrzeby. Więc i
nie mieli możliwości rozwijania swoich ukrytych talentów, bo nigdy tych
talentów w sobie nie odkryli, a nawet więcej: bo nigdy nie próbowali ich
odkryć.
Robili
wszystko bo tak trzeba, albo dlatego, żeby jak najdłużej uciekać przez wizją
dorosłości, wizją szukania pracy, kończąc coraz to nowe kierunki studiów, bez jasnego
celu, bez zbadania swoich predyspozycji, bez wyraźnej chęci wykonywania tego
wyuczonego zawodu w przyszłości.
I co teraz?
- Czy ja już jestem za stary na
to, by w swoim życiu coś zmienić? Muszę robić dalej to co robię i męczyć się
nadal, bo zmiana jest tylko dla ludzi młodych?
Nieprawda!!! Zmienić życie można
w każdym wieku. Trzeba tylko poznać w końcu swoje potrzeby, swój potencjał i
wiedzieć, czego właściwie się chce. Jak cel jest określony jasno, chcenie jest
na wysokim poziomie, wiara w siebie również, to jesteśmy w stanie wyjść ze
sfery komfortu i pokonać wszelkie przeszkody, w drodze do celu, a scenariusz
rozwoju zaczyna się dziać.
Jak zmieniamy myślenie o sobie,
zmienia się również nasze postrzeganie świata. Dostrzegamy rzeczy, których do
tej pory dostrzec nie umieliśmy i rzeczywistość staje się nagle piękniejsza.
Poszukuj siebie w tym co robisz,
poznaj swoje wnętrze, a swoje działania przemyśli i dopasuj do siebie. Zrób
plan. Zadania podziel na etapy, małe cele, które doprowadzę cię do tego
wielkiego. Obserwuj znaki, łap chwilę. Nie poddawaj się. Wtedy będziesz
szczęśliwy i sukces osiągniesz. Życzę ci tego z całego serca.
Pozytywnych wiatrów w drodze do
sukcesu!!!
Super cytat na początku notki:)
OdpowiedzUsuńMądre słowa:)
Zapraszam do siebie, obserwuje:)
Szkoła pomaga nam odnaleźć odpowiednią drogę, ale to od naszej determinacji i ambicji zależy czy tą drogą dotrzemy na szczyt.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
tynabloguje.blogspot.com