poniedziałek, 23 listopada 2015

W poszukiwaniu lepszego jutra

fot. Ewa Kawalec

„I z marzeń można zrobić konfitury. Trzeba tylko dodać owoce i cukier.”

Stanisław Jerzy Lec


            Powalczyć o swoje marzenia… Dobrze było powiedzieć. Ale tak naprawdę Monika nie miała pojęcia od czego ma zacząć. Zaczęła przeszukiwać różnorodne portale internetowe zajmujące się pośrednictwem pracy. Chciała znaleźć coś w miarę blisko rodziców. Nie wyobrażała sobie samotnego życia z dala od najbliższych. Była zdolna i ambitna, a równocześnie czuła, że bez wsparcia i pomocy bliskich nie jest sobie w stanie poradzić. Była niezwykle mądrą osobą, ale zawsze brakowało jej siły przebicia i chęci walki o lepsze jutro. Wielkie zmiany ją paraliżowały, bała się ich okropnie. Preferowała spokój i bezpieczeństwo. Ale pewnego dnia na jednej ze stron internetowych przeczytała następujący cytat: „Statki najbezpieczniejsze są w porcie. Ale czy właśnie po to buduje się statki?”
            Ten cytat wprawił ją w zadumę…
- Czy właśnie ja nie jestem takim statkiem w porcie? Zawsze bezpieczna, ale tak naprawdę bez żadnych perspektyw. Rozczulam się nad sobą. Przecież wiedziałam, że w mojej mieścinie pracy nie ma. A jednak tu wróciłam, po skończeniu studiów, oczekując nie wiadomo czego. Nie ma pracy na etacie… Mogłabym próbować założyć formę (chyba). Ale to odpada. Nie poradziłabym sobie z tym wszystkim sama. Na pewno…
I znowu bezpieczna sfera komfortu wzięła górę. Trzeba było poszukać takiego rozwiązania, żeby czuć się w miarę bezpiecznie, a równocześnie w końcu zacząć coś robić ze swoim życiem. Wyjazd do większego miasta wydawał się być dla niej wtedy najlepszym rozwiązaniem.
- Monika, postanowiłaś już coś? Zapytała pewnego dnia mama.
- Właściwie to tak do końca nie wiem mamo. Zaczęłam przeglądać oferty pracy.
(To było takie bezpieczne. Niby coś robię – przeglądam oferty, ale dalej boję się podjąć ostatecznej decyzji.)
- Wiesz, koleżanka mi mówiła, że są takie strony, gdzie można zamieścić swoją aplikację. Słyszałaś o tym? Ciągnęła mama.
Monika stanęła jak wryta. Oto jej rodzicielka, starsza osoba, kobieta, która z komputerem była całkowicie na bakier szukała rozwiązania, prosiła znajomych o radę. A to przecież nie ona miała szukać pracy, nie mama, tylko ona – Monika, młoda osoba z wielkimi ambicjami zakopanymi gdzieś w czarnym lecie, pod jakimś ogromnym drzewem, w głębokim dole… Monika poczuła się, jakby ktoś nagle wylał jej na głowę kubeł zimnej wody.
- Mamo, skąd ty wiesz o takich możliwościach?
- Wiesz, martwię się o ciebie. Postanowiłam popytać znajomych, co można z tym wszystkim zrobić. Koleżanka w pracy powiedziała mi, że jej siostrzenica w ten właśnie sposób znalazła pracę.
- Mamo, ty naprawdę rozmawiałaś z tymi wszystkimi znajomymi?
- Tak. Przeglądałam też oferty w gazetach. Musisz też to zobaczyć. Może coś się pokaże odpowiedniego.
No i mama okazała się być bardziej kreatywna w poszukiwaniu pracy dla córki, niż sama córka. Monika zdała sobie w końcu sprawę z tego, że stojąc w miejscu i przyglądając się życiu z ukrycia nic się nie da zrobić. Samo nie przyjdzie. Już tyle czekała na to, by coś wreszcie się zmieniło. Nie chciało jakoś zmieniać się samo. Potrzebowało nieco jej zaangażowania. A właściwie dużego zaangażowania, odwagi i chyba rzeczy najważniejszych: pozytywnego myślenia i wiary we własne możliwości.
- Monika, jak ty skończyłaś cztery kierunki studiów, to ty przecież musisz znaleźć pracę. W końcu masz cztery zawody, a nie jeden. I do tego pracowałaś jeszcze jako sprzedawca. Więc na starcie masz lepiej niż ci, co skończyli jeden kierunek i żadnego doświadczenia zawodowego nie mają.
- Mamo, ale ja w wyuczonych zawodach, też żadnego doświadczenia nie mam.
- Ale jesteś młoda, ambitna, szybko się uczysz. Wierzę, że sobie z tym wszystkim poradzisz. Nie skupiaj się na tym, czego nie wiesz, lecz na tym, co wiesz i umiesz.
Słowa mamy były takie mądre. Jej rodzicielka lepiej odnalazła się w tej trudnej sytuacji, niż ona sama.
- To jak mama tak może działać, choć wcale nie musi, to czemu ja nie mogę tego zrobić? Zastanowiła się Monika.
Ta rozmowa dała jej ogromnego kopa. Stanęła do walki ze swoimi słabościami i lękami. W gruncie rzeczy największym problemem dla niej okazał się strach przed opuszczeniem rodzinnych stron i Rozpoczęciem życia na własny rachunek. Tak od podstaw, bez niczyjej pomocy. Zawsze była przyzwyczajona do tego, że o pieniądze na utrzymanie martwić się tak naprawdę nie musiała. Bo czy zarabiała, czy nie , na życie im starczało. Nie żyli w luksusach, ale jakoś dawali radę. Rodzice zawsze martwili się o rachunki, zapewniali pożywienie, dbali o dom i rodzinę. Ona całe życie tylko się uczyła. I tak naprawdę, do takiego realnego, samotnego życia przygotowana nie była. Bała się więc tego wszystkiego jak diabeł święconej wody. Realia ją przerastały. A przez to życie urastało do rangi problemu nie do pokonania. Ale żeby ruszyć z miejsca, musiała sobie to wszystko uświadomić. Odpowiedzieć sobie na pytanie, czego tak naprawdę się boi, co takiego hamuje jej rozwój oraz uświadomić sobie to, jakie ma atuty. Nie każdy jest w stanie ukończyć cztery kierunki studiów. Do tego biegle władała językiem angielskim, o czy całkowicie zapomniała wsiąkając w świat używanych ubrań. Tam działała jak przecinak. Codziennie te same obowiązki, rozpakowywanie ubrań, wywieszanie na wieszaki, opatrzenie tego wszystkiego cenami, potem wymiana towaru na nowy i tak w koło. Tam nie musiała używać ani języka, nawet polskiego czasami, a co dopiero mówić o języku obcym. Nie musiała specjalnie zastanawiać się nad tym co robiła.
Ale z drugiej strony czuła, że to ją zaczyna gubić, że po kilku miesiącach takiego życia zaczyna zapominać to wszystko, czego przez lata się nauczyła. Podświadomie wiedziała, że zaczyna się cofać w rozwoju i tak naprawdę izolować się od ludzi. W głębi serca czuła, że poniosła porażkę i było jej z tego powodu ogromnie wstyd. A wstyd z kolei blokował wszystkie jej działania.
Tamtego dnia, mama otworzyła jej oczy na rzeczywistość i na… nią samą. Świat nie był winien tego, że sobie nie radziła. To siedziało w niej. Strach, wstyd, obawa przez możliwą porażką, i brak przygotowania do zwykłego, prozaicznego życia powodowało to, że na rynku pracy nie potrafiła się odnaleźć.
Postanowiła w końcu wziąć się w garść. Jej marne zarobki i traktowanie jej jak jakiejś maszyny do odtwarzania tych samych rzeczy codziennie oraz poczucie, że zaczyna się uwsteczniać wzmocniły słowa mamy.
- Mama ma rację. Internet ma moc. Trzeba w końcu składać aplikacje, a nie tylko czytać oferty i użalać się nad sobą. Jeśli nikomu nie dam znać, że jestem, to przecież nikt tego wiedział nie będzie.
Zaczęła się zastanawiać, jak stworzyć swój profil pracownika, żeby zwrócić na siebie uwagę i pokazać swoje atuty. Nie było to łatwe. Ale w końcu poczuła, że robi ten pierwszy krok. Starannie przemyślała wszystkie zamieszczane informacje dotyczące jej wiedzy, zainteresowań i wszelkich jej zalet, które mogły zainteresować przyszłego, potencjalnego pracodawcę. Rejestrowała się najpierw na portalach w pobliżu swojej okolicy, potem odważyła się na więcej, przerzuciła swoje zainteresowanie na większe miasta…


Cdn…

1 komentarz: