fot. Ewa Kawalec |
„Można zamknąć oczy na
rzeczywistość, ale nie na wspomnienia”
Stanisław
Jerzy Lec
Paweł żył jak
każdy. Miał pracę, małe mieszkanko, rodzinę. Wiódł na pozór spokojne życie.
Walczył o byt, kasę na rachunki i życie. Wiązali koniec z końcem. Czasem
udawało się zdobyć dodatkowe pieniądze, ale ciągle było pod górkę. Nigdy nie
miał łatwo.
Pracował. Zawsze wkładał duszę, w
to co robił. Chciał być perfekcyjny w tym co robi. Walczył o uznanie,
znajomych, o wszystko, co miał w życiu. Nic jakoś nie chciało samo, łatwo
przyjść. Był niezwykle ambitny. Pracował w małej firmie. Często podejmował się
dodatkowych rzeczy, nie oczekiwał za to zapłaty. Czuł, że trzeba tak robić. Nie
bardzo wiedział dlaczego… Gdy ktoś mu dziękował, jakoś był wtedy silniejszy. Im
więcej go chwalono, tym więcej brał na siebie. Nie przekładało się to niestety
na podniesienie stopy życiowej.
- Kiedy w końcu wrócisz do domu o
normalnej porze? – Pytała żona.
- Już nawet w weekendy się mało
widujemy. Ciągle pracujesz, albo myślisz o pracy. A ja…?
Wściekał się. Czy ona nie widzi,
że muszę tak, że mam dużo pracy. Czemu tego nie chce zrozumieć. Przecież teraz
wszyscy mnie lubią, w końcu mnie doceniają, myślał. I wracały wspomnienia….
- „Po co ty się urodziłeś? Przez
ciebie zmarnowałem swoje życie. Miało być pięknie, miała być świetna praca, ale
pojawiłeś się ty!”
Wspomnienia wracały do niego jak
bumerang…
Ojciec nigdy go nie akceptował,
poniżał. I jak pił i jak był trzeźwy. Nigdy nie usłyszał od niego dobrego
słowa. Choć starał się jak mógł, żeby w końcu zasłużyć na jego uznanie.
Pamiętał, jak mu odbijało, brał
nóż i ganiał za nim, jego rodzeństwem i matką. Matka miała najgorzej. Poniżał
ją zawsze, bił, zastraszał. Paweł widział to od dziecka. Był wtedy taki
bezsilny, taki mały i taki wściekły. Tak się bał, że inni się o tym dowiedzą. Ukrywał
swoją tajemnicę. Bo przecież nikt mu nie uwierzy. Ojciec dla obcych zawsze był
wspaniały. Każdy go cenił. Jak dobrze to pamięta… Trzeba było schować uczucia
na dno serca. Nie czuć, nie ufać, nie mówić… Teraz ma uznanie, bo jak pracuje,
to ma wartość. Wierzył, że tylko dlatego inni go akceptują. Przecież on sam,
bez pracy nie znaczy nic…
W domu był najstarszy. Wiedział,
że musi chronić matkę i siostry przez ich wspólnym tyranem. Jak stał się
silniejszy zaczął walczyć z ojcem. Bronił kochanych bliskich. Wzywał policję.
Matka tego nigdy nie zrobiła. Uważała to za zdradę. Była pewna, że to nic
takiego, że inni mają gorzej, że tak właśnie wygląda normalne życie. Że to ona
jest wszystkiemu winna. Jakby lepiej dbała o dom, jakby więcej pracowała,
byłoby dobrze.
Paweł kochał matkę. Zawsze
pomagał jej w obowiązkach. Jak tylko mógł, wspierał ją w pracy. Stawał się
małym dorosłym powiernikiem jej problemów. Zawsze miał dobre serce. Kochał…
Nigdy się nie skarżył. Ale też nigdy
nikogo nie zapraszał do domu. Wstydził się.
Bardzo dobrze się uczył. Przecież
nie mógł dokładać matce problemów. Czuł się winny. Przecież, jakby się wtedy,
przed laty nie urodził, nigdy nie wyszłaby za tego tyrana. Codziennie rano
wstawał do szkoły. Gdy przychodził do domu, ciężko pracował, zajmował się
siostrami, gotował, sprzątał, pracował w obejściu. Uczył się, gdy wszyscy
poszli już spać… Uwielbiał czytać. Wtedy chociaż na chwilę zapominał o
codzienności. Nieraz czytał całą noc…
Skończył studia, ale nigdy nie
szukał pracy w swoim zawodzie. Nie był dość dobry – powtarzał sobie. Znalazł
ofertę – zakład stolarski. Dostał się. Swoje ambicie schował do kieszeni.
Zarabiał, mógł wziąć kredyt i kupić małe mieszkanko… zostawić przeszłość za
sobą.
Kilka lat później poznał
Agnieszkę. Było im dobrze razem, oboje nie wiedzieli czemu. Pokochali się.
Paweł dbał o żonę, jak o matkę. Postanowił, że nigdy nie będzie taki jak
ojciec.
Ciągle myślał, że nie jest dla
Agnieszki dość dobry, że jak nie utrzyma rodziny, nie zapewni jej
bezpieczeństwa, ona przestanie go kochać. Cały czas musiał sobie udowadniać, że
coś znaczy…
I pojawiły się problemy. Praca
zawładnęła nim całym. Zapominał o rodzinie. Już nie dogadywali się z żoną jak
dawniej. Żyli obok siebie.
- Co się z nami dzieje Paweł,
zapytała pewnego dnia.
- Co z nami, naszą miłością?
Czemu się od siebie oddaliliśmy?
Nigdy nie wspominał Agnieszce o
swojej przeszłości. Ale tego dnia coś nim pękło. Zaczął mówić…
- Agnieszka, ja nie jestem ciebie
wart, nikogo nie jestem wart…
- Paweł, ja cię kocham! Takiego
jakim jesteś. Nie musisz mi niczego udowadniać. Po prostu ze mną bądź. Razem
pokonamy wszystkie problemy. Musisz w siebie uwierzyć. Jesteś bardzo mądrym,
wspaniałym człowiekiem. Ujęła mnie twoja dobroć i miłość. Nie musisz przede mną
udawać kogoś, kim nie jesteś. Bądź sobą. Proszę cię. Potrzebuję cię. Bez ciebie
nie potrafię żyć.
Zamarł. Nigdy nie wierzył, że
ktoś może kochać go tak za nic, za to kim jest. Przecież wspomnienia zawsze mówiły
mu, że nie znaczy nic…
- Pamiętaj, jesteśmy tym, kim
myślimy, że jesteśmy. Powiedziała mu wtedy.
To było kilka lat temu. Tą
rozmowę zachował w pamięci do dziś. Zaczął walczyć o siebie. Uwierzył, że może.
Zmienił pracę, robi to co lubi. Jest szczęśliwy. Agnieszkę kocha nad życie Już
nie musi nikomu udowadniać, że jest coś wart. Wie, że może być kochany
bezinteresownie, nie musi się dla nikogo zmieniać. Jest po prostu sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz