sobota, 29 sierpnia 2015

Siła przeszłości

fot. Ewa Kawalec




„Można zamknąć oczy na rzeczywistość, ale nie na wspomnienia”
Stanisław Jerzy Lec





Paweł żył jak każdy. Miał pracę, małe mieszkanko, rodzinę. Wiódł na pozór spokojne życie. Walczył o byt, kasę na rachunki i życie. Wiązali koniec z końcem. Czasem udawało się zdobyć dodatkowe pieniądze, ale ciągle było pod górkę. Nigdy nie miał łatwo.
Pracował. Zawsze wkładał duszę, w to co robił. Chciał być perfekcyjny w tym co robi. Walczył o uznanie, znajomych, o wszystko, co miał w życiu. Nic jakoś nie chciało samo, łatwo przyjść. Był niezwykle ambitny. Pracował w małej firmie. Często podejmował się dodatkowych rzeczy, nie oczekiwał za to zapłaty. Czuł, że trzeba tak robić. Nie bardzo wiedział dlaczego… Gdy ktoś mu dziękował, jakoś był wtedy silniejszy. Im więcej go chwalono, tym więcej brał na siebie. Nie przekładało się to niestety na podniesienie stopy życiowej.
- Kiedy w końcu wrócisz do domu o normalnej porze? – Pytała żona.
- Już nawet w weekendy się mało widujemy. Ciągle pracujesz, albo myślisz o pracy. A ja…?
Wściekał się. Czy ona nie widzi, że muszę tak, że mam dużo pracy. Czemu tego nie chce zrozumieć. Przecież teraz wszyscy mnie lubią, w końcu mnie doceniają, myślał. I wracały wspomnienia….
- „Po co ty się urodziłeś? Przez ciebie zmarnowałem swoje życie. Miało być pięknie, miała być świetna praca, ale pojawiłeś się ty!”
Wspomnienia wracały do niego jak bumerang…
Ojciec nigdy go nie akceptował, poniżał. I jak pił i jak był trzeźwy. Nigdy nie usłyszał od niego dobrego słowa. Choć starał się jak mógł, żeby w końcu zasłużyć na jego uznanie.
Pamiętał, jak mu odbijało, brał nóż i ganiał za nim, jego rodzeństwem i matką. Matka miała najgorzej. Poniżał ją zawsze, bił, zastraszał. Paweł widział to od dziecka. Był wtedy taki bezsilny, taki mały i taki wściekły. Tak się bał, że inni się o tym dowiedzą. Ukrywał swoją tajemnicę. Bo przecież nikt mu nie uwierzy. Ojciec dla obcych zawsze był wspaniały. Każdy go cenił. Jak dobrze to pamięta… Trzeba było schować uczucia na dno serca. Nie czuć, nie ufać, nie mówić… Teraz ma uznanie, bo jak pracuje, to ma wartość. Wierzył, że tylko dlatego inni go akceptują. Przecież on sam, bez pracy nie znaczy nic…
W domu był najstarszy. Wiedział, że musi chronić matkę i siostry przez ich wspólnym tyranem. Jak stał się silniejszy zaczął walczyć z ojcem. Bronił kochanych bliskich. Wzywał policję. Matka tego nigdy nie zrobiła. Uważała to za zdradę. Była pewna, że to nic takiego, że inni mają gorzej, że tak właśnie wygląda normalne życie. Że to ona jest wszystkiemu winna. Jakby lepiej dbała o dom, jakby więcej pracowała, byłoby dobrze.
Paweł kochał matkę. Zawsze pomagał jej w obowiązkach. Jak tylko mógł, wspierał ją w pracy. Stawał się małym dorosłym powiernikiem jej problemów. Zawsze miał dobre serce. Kochał…
Nigdy się nie skarżył. Ale też nigdy nikogo nie zapraszał do domu. Wstydził się.
Bardzo dobrze się uczył. Przecież nie mógł dokładać matce problemów. Czuł się winny. Przecież, jakby się wtedy, przed laty nie urodził, nigdy nie wyszłaby za tego tyrana. Codziennie rano wstawał do szkoły. Gdy przychodził do domu, ciężko pracował, zajmował się siostrami, gotował, sprzątał, pracował w obejściu. Uczył się, gdy wszyscy poszli już spać… Uwielbiał czytać. Wtedy chociaż na chwilę zapominał o codzienności. Nieraz czytał całą noc…
Skończył studia, ale nigdy nie szukał pracy w swoim zawodzie. Nie był dość dobry – powtarzał sobie. Znalazł ofertę – zakład stolarski. Dostał się. Swoje ambicie schował do kieszeni. Zarabiał, mógł wziąć kredyt i kupić małe mieszkanko… zostawić przeszłość za sobą.
Kilka lat później poznał Agnieszkę. Było im dobrze razem, oboje nie wiedzieli czemu. Pokochali się. Paweł dbał o żonę, jak o matkę. Postanowił, że nigdy nie będzie taki jak ojciec.
Ciągle myślał, że nie jest dla Agnieszki dość dobry, że jak nie utrzyma rodziny, nie zapewni jej bezpieczeństwa, ona przestanie go kochać. Cały czas musiał sobie udowadniać, że coś znaczy…
I pojawiły się problemy. Praca zawładnęła nim całym. Zapominał o rodzinie. Już nie dogadywali się z żoną jak dawniej. Żyli obok siebie.
- Co się z nami dzieje Paweł, zapytała pewnego dnia.
- Co z nami, naszą miłością? Czemu się od siebie oddaliliśmy?
Nigdy nie wspominał Agnieszce o swojej przeszłości. Ale tego dnia coś nim pękło. Zaczął mówić…
- Agnieszka, ja nie jestem ciebie wart, nikogo nie jestem wart…
- Paweł, ja cię kocham! Takiego jakim jesteś. Nie musisz mi niczego udowadniać. Po prostu ze mną bądź. Razem pokonamy wszystkie problemy. Musisz w siebie uwierzyć. Jesteś bardzo mądrym, wspaniałym człowiekiem. Ujęła mnie twoja dobroć i miłość. Nie musisz przede mną udawać kogoś, kim nie jesteś. Bądź sobą. Proszę cię. Potrzebuję cię. Bez ciebie nie potrafię żyć.
Zamarł. Nigdy nie wierzył, że ktoś może kochać go tak za nic, za to kim jest. Przecież wspomnienia zawsze mówiły mu, że nie znaczy nic…
- Pamiętaj, jesteśmy tym, kim myślimy, że jesteśmy. Powiedziała mu wtedy.

To było kilka lat temu. Tą rozmowę zachował w pamięci do dziś. Zaczął walczyć o siebie. Uwierzył, że może. Zmienił pracę, robi to co lubi. Jest szczęśliwy. Agnieszkę kocha nad życie Już nie musi nikomu udowadniać, że jest coś wart. Wie, że może być kochany bezinteresownie, nie musi się dla nikogo zmieniać. Jest po prostu sobą. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz