fot. Ewa Kawalec |
„Jest tylko jeden sposób pod
słońcem, żeby ktoś coś zrobił. Tylko jeden. Trzeba sprawić, by ten ktoś chciał
to zrobić.”
Dael Carnegi
„Kiedy pokażesz człowiekowi,
czego chce, poruszy on niebo i ziemię, by to uzyskać.”
Frank Bettger
Wyszła za mąż
bardzo młodo. W wieku osiemnastu lat. Chciała uciec z domu, gdzie ojciec ciągle
pił, wyzywał i bił. Nie pamięta go trzeźwego. W szkole nauka jej nie szła.
Często po nocnych awanturach nie mogła się na niczym skupić, zapominała zadań,
przysypiała na lekcjach. Ciągle słyszała, że jest leniwa, że się nie stara… A
przecież oni nic nie wiedzieli o jej życiu. Nie mogła nikomu powiedzieć… Taki
wstyd….
Aż wreszcie w drugiej klasie
zawodówki spotkała Adama. Był wspaniały. Obiecał jej, że zabierze ją z tego
piekła. Ożeni się z nią. Wyjadą za granicę. Będzie super. Uwierzyła. Był
jedynym, który ją kochał. Rzuciła szkołę, wyszła za mąż.
- Wiesz Renata, na razie
zamieszkamy u moich rodziców, wiesz dopóki się nie urządzimy. Powiedział.
- Za kilka miesięcy wyjedziemy za
granicę. Zarobimy trochę kasy i zbudujemy coś swojego.
I tak się stało. Wyjechali do
Niemiec. On pracował na budowie, ona sprzątała. Tęsknili za Polską. Zbierali
pieniądze na wspólną przyszłość. Ale ciężko było. Trzeba było za coś się
utrzymać i jeszcze coś odłożyć. Pracowali po dwanaście, czternaście godzin na
dobę. Z czasem, coraz częściej się kłócili. Ale potem Adam szedł po piwo. Jak
się napili, to jakoś łatwiej było się pogodzić. Zarabiać dalej. Znosić trud.
W końcu zaszła w ciążę. Nie mogła
zostać dalej za granicą. Nie mieli ubezpieczenia. W razie komplikacji, mogła
stracić dziecko. Nie mogła tam urodzić. Zresztą dziecko w mieszkaniu z
sześcioma współlokatorami nie wchodziło w grę. Musiała wrócić do Polski, do
teściów. Adam został…
Teściowie mieli małą firmę i
gospodarstwo. Musiała im pomagać.
- Kto to widział spać aż do
siódmej. Wstawaj wreszcie. Do stajni trzeba pójść. – Słyszała.
- Źle się dziś czuję.
- A kogo to obchodzi! Chcesz tu
mieszkać to zarób na chleb. Niedojda. Z kim ten Adam się ożenił… On ciężko
pracuje, a ona tylko by się wylegiwała.
I tak wstawała pomimo mdłości,
bólu głowy. I pracowała ciężko od rana do wieczora. Rano w gospodarstwie, po
południu w firmie, za chleb. Czasem Adam coś jej przysyłał, to miała pieniądze
na swoje drobne potrzeby. Nie za dużo, bo przecież zbierali na dom. Niekiedy
dzwonił. Próbowała mu powiedzieć, jak jej źle.
- Przesadzasz. Mówił.
- Inni tak mają i nie narzekają.
Co ci na to poradzę. Dasz radę.
W wiosce nie miała nikogo
znajomego. Poza gospodarstwo wychodziła tylko na zakupy. Gdy miała dość po
kryjomu kupowała sobie piwo. W nocy, gdy nikt nie widział popijała. Chowała
puszki. Pewnego dnia teściowa weszła do jej pokoju. Znalazła puszki. Renata nie
zdążyła ich ukryć pod łóżkiem. Tej nocy miała doła, nie mogła spać, piła.
- Ty pijaczko! Co ty robisz,
jesteś w ciąży i pijesz?! Zabijesz mojego wnuka. Wariatka! Wstawaj, do roboty.
I tak w końcu urodziła Jasia. Ale
był chory. Miał jedną nóżkę krótszą. Teściowie i Adam powiedzieli, że to przez
nią – pijaczkę…
Adam coraz rzadziej przyjeżdżał.
Nie chciał widzieć syna. Przesyłał coraz mniej pieniędzy.
„Wiadomo, nie chce cię znać.
Przez ciebie wychowujemy kalekę.” Powtarzała teściowa.
Jak był w Polsce, pił. Nie było
go w domu. Wychodził z kolegami i wracał pijany.
- No widzisz, co narobiłaś? Przez
ciebie zaczął pić. Skaranie boskie z tą dziewczyną.
W końcu wrócił. Okazało się, że stracił
pracę. Za picie. Oszczędności też przepił. Nie mogła tego wytrzymać. To nie był
ten Adam, co przed laty…
Gdy przynosił piwo, pili razem.
Tylko wtedy się nie kłócili. Najpierw raz w tygodniu, potem częściej, w końcu
codziennie.
Jaś ciągle płakał, ale jak się
napiła, to nie słyszała jego płaczu, wrzasków teściowej. Zapominała… Gdy
trzeźwiała, spędzała z synkiem wiele czasu. Kochała go. Był jej dzieckiem.
Jedyną osobą, która tak naprawdę, bez żadnych warunków ją kochała.
W końcu pojawiła się pracownica
Ośrodka Pomocy Społecznej. Ostrzegała, że jak nie przestanie pić, zgłosi sprawę
do sądu. Nie posłuchała. Odbyła się rozprawa, przyjeżdżał kurator. Ale co tam,
niech sobie przyjeżdża. On będzie rano, ja napiję się wieczór i nic nie będzie
wiedział. Los sprawił, że stało się inaczej. Ilekroć sięgnęła po piwo, kurator
się zjawiał. Jakby ktoś go o tym informował. Pewnego dnia powiedział:
- Pani Renato, jak pani nie
przestanie pić, sąd zabierze pani Jasia.
- Jak to zabierze? Przecież ja go
kocham.
- Ale pani nadużywa alkoholu,
pani mąż też, dziecko nie może wychowywać się w takich warunkach. Albo pani
podejmie leczenie, albo więcej szans już nie będzie.
Po tej wizycie nie spała całą
noc. Adama jak zwykle nie było. Pił z kolegami.
- Jak stracę Jasia, to już nie
będę miała dla kogo żyć, pomyślała.
Wstała i wyrzuciła wszystkie pochowane
puszki piwa, które miała.
W przeciągu tygodnia zgłosiła się
na terapię. Zaczęła walczyć.
Trudno było. Często myślała, że
więcej nie wytrzyma, że znowu musi się napić. Ale patrzyła wtedy na Jasia. On
dawał jej siłę… Pomagał jej też kurator. Przyjeżdżał często, wspierał ją.
-Da pani radę, pani Renato. Już tyle pani osiągnęła.
Nie może się pani teraz poddać.
I wygrała. Po roku terapii
przestała pić. Jest niepijącą alkoholiczką.
W ośrodku pomogli jej. Skierowali
do stowarzyszenia, gdzie skończyła kurs zawodowy. Nauczyli ją jak szukać pracy.
Mogła pracować w barach, jako pomocnik kucharza.
Udało się,
pracuje teraz w małym barze. Pieniędzy nie zarabia wiele, ale wystarczyło, by
wynająć mały pokoik dla niej i Jasia i się usamodzielnić.
Wygrała życie! Wiele jeszcze
przed nią, ale da rady, tyle już osiągnęła i nie może się teraz poddać – jak
kiedyś powiedział jej kurator.
Adam pije dalej …
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz