fot. Ewa Kawalec |
„Prawdziwy wojownik to jest ktoś,
kto mierzy się sam ze sobą. Jak pokonasz sam siebie, to już nikt ci nie stanie
na drodze.”
Jacek
Walkiewicz
Miał osiem
lat, gdy zmarł mu ojciec. Nie mógł sobie wtedy poradzić z bólem. Tak bardzo go
brakowało. Kochany tatuś. Czemu odszedł? Czemu on? Czemu mnie zostawił?
I obraził się wtedy na los. Nie
chcę takiego świata, który zabiera mi bliskich!!! Myślał wtedy. Trwał w bólu i
rozpaczy przez dwa lata. Nie mógł się śmiać, bawić, uczyć. Wszystko tak bardzo przypominało
wtedy tatę…
Mama była młodą kobietą. Wyszła
drugi raz za mąż. Na początku wydawało się, że będzie świetnie. Ojczym bawił
się z nim, zabierał go do lasu, na ryby, czasem wyjeżdżali na wspólne wakacje.
Pewnego dnia usłyszał:
- Będziesz miał brata. Cieszysz
się?
- Jak to brata? Zapytał.
- Mama spodziewa się dziecka.
Będziesz miał brata. Powtórzył ojczym.
I cudowny czar prysł jak bańka
mydlana. Zapomnieli o nim. Liczył się teraz tylko jego brat. Ciągle o nim
rozmawiali, planowali, gdzie urządzą mu pokój. Cieszyli się. O Marku…
zapomnieli.
Po kilku miesiącach przyszedł na
świat Olek, potem urodziła się Ela i Michał.
- Zejdź mi z drogi! Usłyszał
pewnego dnia.
- Nie jesteś moim dzieckiem.
Przygarnąłem cię, bo musiałem. Teraz mam swoje prawdziwe dzieci.
Matka na to nie zareagowała.
- Marek, mówiła, wiesz, on nas
utrzymuje. Dzięki niemu mamy za co żyć. Nie dałabym sobie rady sama po śmierci
ojca, jakby nie on. Doceń to.
Z dnia na dzień było tylko
gorzej. Dzieci ojczyma były jego oczkiem w głowie. Marek, zbędnym balastem…
- Ile ja muszę wydawać na te
twoje książki!! A można za to było kupić samochód dla Michała. Mawiał.
- I znowu zniszczyłeś buty? Jak
ty chodzisz. Czemu to ja muszę cię utrzymywać?
Wtedy zrozumiał, że to nie jest
już jego dom…
Lubił się uczyć i czytać. Języki
obce wchodziły mu do głowy same, nawet nie wiedział kiedy. Od codzienności
uciekał w naukę. Zaszywał się w lesie gdzieś z książką i czytał… Marzył, by
kiedyś podróżować, poznawać świat.
- Więcej na książki ode mnie nie
dostaniesz. Usłyszał od ojczyma pewnego dnia. Nie będę wydawał kasy na
pierdoły.
Kochał czytać. By mógł to robić,
musiał na to zarobić. Pomagał sąsiadom w polu, za to zawsze otrzymywał parę
groszy.
- Masz Marek, kup sobie te swoje
książki. Powiadali.
I tak żył aż do matury. Zdał, na
same piątki. Był zdolny i bardzo chciał.
- Po co nam ten nierób w domu.
Niech w końcu na siebie zarobi. Mówił ojczym.
Pewnego dnia przyszła mama.
- Marek wiesz, pamiętam, że
marzyłeś o studiach. Ale ojciec ma rację. Masz młodsze rodzeństwo. Oni bardziej
potrzebują pieniędzy. Ty jesteś już dorosły. Możesz na siebie zarabiać. Musisz
iść do pracy.
Załamał się. Co z jego
marzeniami? Tak bardzo chce się uczyć dalej… Postanowił wyjechać. Pewnego dnia spakował
swoje ukochane książki, dostał on matki parę groszy (oszczędzanych specjalnie
dla niego, przez lata), tak na początek. I ruszył we nieznane. Z pociągu
wysiadł w Krakowie. I co ja teraz ze sobą zrobię? Pomyślał wtedy na dworcu…
Siedział na ławce trzy godziny wpatrując się w przejeżdżające pociągi. Muszę
coś wymyślić, samo się nie zrobi. Wstał i kupił gazetę z ogłoszeniami. Gdzieś
musiał przecież spędzić noc. Znalazł ogłoszenie – tanio pokój wynajmę.
Zadzwonił. Odebrała starsza pani.
- Tak ogłoszenie aktualne. Może
pan przyjechać dziś.
- To mamy jeden problem z głowy.
Pomyślał i pojechał pod wskazany adres.
Na miejscu okazało się, że
pieniędzy wystarczy mu na miesięczny czynsz. Zaczął szukać pracy. Nie było
łatwo. Po kilku tygodniach zaczepił się w jakimś barze. Pracował na zmywaku. Pieniędzy
ledwo starczało na zapłatę za pokój. Czasem było tak, że nie miał nic do jedzenia.
Ratowali go znajomi, których poznał. To ktoś kupił mu kebaba, frytki, zaprosił
na grilla, czasem szef pozwolił zabrać resztki z kuchni. Jakoś było. Pewnego
dnia do baru przyszli Anglicy, nie było wtedy nikogo, kto mówił w ich języku.
Ja pójdę, powiedział Marek i przyjął zamówienie.
- To ty mówisz po angielsku?
Zapytał szef.
- Tak, i po niemiecku również.
- To co ty robisz w barze na
zmywaku chłopie, roześmiał się i wyszedł.
No właśnie, co ja tam robię???
Czemu przestałem marzyć, czemu nie szukam lepszego życia? Wróciły wspomnienia z
przeszłości. Chcę na studia. Muszę to zrobić! Powiedział sobie. Jak postanowił,
tak zrobił. Od kolejnego roku akademickiego rozpoczął naukę na wydziale prawa
międzynarodowego. W barze pracował dalej, lecz teraz jako kelner. Znajomość
języków okazała się zbawienna. Zarabiał więcej. Mógł dalej się uczyć. Został
też korepetytorem. Udzielał lekcji angielskiego i niemieckiego. Zawsze parę
groszy na tym dorobił. Mieszkał dalej u tej samej starszej pani. Polubili się.
Na studiach poznał świetnych
znajomych. Zabierali go na wakacje za granicę. Tak mógł podreperować swój
budżet i zarabiać na dalszą naukę. Był jednym z najlepszych studentów. Do
języków zawsze miał talent, więc poznał jeszcze hiszpański i włoski. Pracę
licencjacką obronił na pięć. Nie bał się podróży. W końcu całe życie szuka,
gdzie jego miejsce. O tym zresztą zawsze marzył, jak był dzieckiem. I tak
wyjechał do Niemiec. Tak jak zawsze, spontaniczne, mając tylko parę groszy na
początek, książki no i teraz dyplom w kieszeni.
Po raz kolejny wygrał. Pracuje w
międzynarodowej firmie handlowej, jest menagerem. Obecnie włada 7 językami. Podróżuje
po całym świecie. Poznał wspaniałą dziewczynę, za miesiąc się żeni. Dałem rady
mamo, myśli nieraz przed snem…
Dlaczego jest tam gdzie jest?
Determinacja, odwaga, chęć realizacji marzeń, czy pasja?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz