fot. Ewa Kawalec |
„Łatwo mnie ośmieszyć, ale nie
dotknąć.
Łatwo mnie dotknąć, ale nie
poruszyć.
Łatwo mnie poruszyć, ale nie
przesunąć.
Łatwo mnie przesunąć, ale nie
wyrwać.
Można mnie wyrwać, ale nie
zniszczyć.
Można mnie zniszczyć, ale nie
zabić.
Można mnie zabić, Ale jestem!”
Katarzyna
Miller
Pracowała w
małym biurze rachunkowym, na pół etatu. Na początku było świetnie, Robiła to co
lubi. Oddała się pracy. Podejmowała się nowych wyzwań, po godzinach,
nieodpłatnie. Ale z czasem, szef przyzwyczaił się do tego, że można jej było
zlecić wszystko, że nigdy nie odmówi i wszystko wykona z należytą starannością.
Efekt tego był taki, że coraz mniej zarabiała, a obowiązków… ciągle przybywało.
- Nie mamy zleceń – mówił szef.
- Chyba pani to rozumie. Nie mogę
pani zapłacić całości w tym miesiącu.
- Pani Aneto, jestem zadowolony z
pani pracy, ale niestety tracimy klientów, muszę pani zmniejszyć etat…
- Pani Aneto, wygraliśmy projekt,
nikt lepiej się nim nie zajmie niż pani. Ale niestety w budżecie nie ma pieniędzy
na obsługę finansową. Zajmie się tym pani?
- Dobrze, zrobię to… Nie
potrafiła odmówić.
Czuła się coraz bardziej
wykorzystywana. Pieniędzy coraz mniej, a obowiązków coraz więcej. Ale przecież
szef jest ze mnie taki dumny, nie mogę go zawieść.
I pracowała ciągle, bez
wytchnienia, po kilkanaście godzin dziennie w ciągłym stresie, wszystko musiało
być na przedwczoraj. Była ambitna. Wkładała w to co robi całą siebie. Miała
rodzinę – męża i rocznego synka. Bywało tak, że wracała z pracy po dwudziestej.
Jaś już spał. Siadała wtedy nad jego łóżeczkiem i płakała.
- Jak tak dalej będzie, to mój
własny syn przestanie mnie poznawać…
Współpracowała
z wieloma firmami. Była lubiana. Każdy cenił sobie jej profesjonalizm i
oddanie. Niestety nie zawsze podobało się to szefowi.
Pewnego dnia otrzymała propozycję
pracy dodatkowej. Szef nie bardzo był z tego powodu zadowolony, ale nie był w
stanie zapewnić jej większej pensji. Niechętnie, ale musiał zaakceptować to, że
podjęła się dodatkowego zajęcia. Walczyła, żeby nie zaniedbać swoich
obowiązków. Zabierała pracę do domu.
- A ty znowu kończysz o
czternastej, zaczęli z ironią pytać koledzy z pracy. Nikt nie pamiętał, że planowo
powinna kończyć pracę o dwunastej.
- Tak, ja skończyłam pracę dwie
godziny temu – odpowiadała.
Nie wiedziała czemu, ale czuła za
plecami ironiczne uśmieszki kolegów.
- No i jak, zarobiłaś już kupę
kasy w tej firmie? Szydzili.
Udawała, że nie wie o co chodzi.
- Wie pani, niestety musi pani
zająć się jeszcze tym rozliczeniem. Potrzebne na jutro.
- Ale, ja… synka mam chorego,
muszę wyjść dziś o normalnej porze…
- No to nie wiem, pani Aneto, czy
pani odmawia wykonywania swoich obowiązków?
- Ależ skąd szefie. Zrobię to, w
domu…
- No, wiedziałem, że z pani mądry
człowiek. Firma nie może cierpieć przez prywatne sprawy pracowników.
Przychodziła do pracy z coraz
większym lękiem. Czuła na placach kąśliwe uśmieszki współpracowników. Nie
wiedziała czemu, o co chodzi. Tak bardzo się wstydziła. Im bardziej się
starała, tym było gorzej. Z czasem zaczynała dostawać obowiązki o wiele
wykraczające poza jej możliwości. Znajomi w pracy coraz bardziej dokuczali. Nie
wiedziała co dalej począć. Z czasem zaczęły jej tak dokuczać nerwy, że każdego
ranka wymiotowała…
- Pani Aneto, czy pani jest w
ciąży?? Jeśli tak, to proszę powiedzieć, żebym mógł panią odpowiednio wcześnie
zwolnić. Pracownica w ciąży do niczego się nie nadaje.
- Trzeba panią wysyłać w każdy
weekend na szkolenie, wtedy pani poroni i będzie problem z głowy.
Słyszała do szefa. Nawet oczami
wyobraźni bała się zobaczyć wtedy siebie w ciąży. Co by zrobiła… Na pewno by ją
wylali z roboty… Stres narastał. Stawał się większy i większy… Przestała nad
tym panować. Wymioty nasilały się coraz bardziej, potem doszło zapalenie skóry,
problemy z nerkami, ciągłe przeziębienia. Nie wiedziała, co się z nią dzieje…
Odżywała w
pracy dodatkowej. Tam każdy ją cenił. Wymagał od niej tylko wykonywania zakresu
czynności. Płacili jej uczciwie za pracę, którą wykonywała.
Pewnego dnia usłyszała:
- Pani Aneto, zwolnił się u nas
etat. Jesteśmy zadowoleni z pani pracy. Jeśli pani się zdecyduje, możemy za
miesiąc podpisać umowę.
Wynagrodzenie było o wiele
lepsze, warunki pracy również. Nie było się nad czym zastanawiać….
Powiedziała szefowi, że odchodzi.
- Pani Aneto, jak to, przecież my
bez pani sobie tu nie poradzimy. Pani jest taka oddana. Nie wypuścimy pani.
- Jak to… myślała, co ja teraz
zrobię… Tak mnie tu cenią, co robić...?
- Aneta, zwariowałaś! Jak cię nie
wypuszczą, przecież nie mają takiego prawa. Możesz zawsze zmienić pracę. Nikt
nie może ci tego zabronić. Dziewczyno, przecież tam ciągle coraz mniej
zarabiasz. Czy ktoś ci zagwarantował, że to się zmieni?
- No nie..
- No to nad czym ty się kobieto
zastanawiasz?
- Wiesz, oni mnie cenią…
- Tak???? I dlatego coraz mniej
zarabiasz, a coraz więcej pracujesz? A co z Jasiem. Już go prawie nie widujesz.
Tak chcesz żyć?
- No nie…
- Wykorzystują cię Aneta. Nie
widzisz tego?
No tak, pomyślała. Andrzej ma rację.
Inni mieli nadgodziny, dodatki specjalne, nagrody, a ona tylko pochwały ustne.
Postanowiła, odchodzi…
Złożyła wypowiedzenie.
- No wie pani, ale jakoś pani
obowiązki trzeba będzie przekazać. Będzie pani musiała przychodzić jeszcze do
nas popołudniami, by nauczyć wszystkiego panią Dorotę. Ona panią zastąpi.
Zgodziła się. Przychodziła.
Okazało się, że pani Dorota ani myślała się uczyć.
- Ojj, ja tego nigdy nie pojmę.
Nie orientuję się w projektach. Niech pani to zrobi, a ja się będę na razie
przyglądać. Pani jest taka zorientowana, ja pani nigdy nie dorównam.
No i dalej dała się złapać w
pułapkę. Codziennie po pracy przychodziła i za darmo pracowała w poprzedniej
firmie.
- Aneta, dość już tego!
Powiedział w końcu mąż.
- Nikt cię nie może zmusić do wykonywania
pracy za darmo. Znowu dałaś się wkręcić. Rzuć to w końcu!
Tak zrobiła… Ale to nie był
koniec jej problemów. Dostała telefon od dawnej koleżanki.
- Aneta, szef mówi wszystkim, że
jak nie będziesz przychodzić, to poda cię do sądu. Musisz przyjechać i
przeprosić go za to, że nie było cię wczoraj.
- Co???? Co ty do mnie mówisz?
- Aneta, on nie żartuje. Przeproś
go.
- Po moim trupie. Powiedziała.
Dajcie mi wszyscy święty spokój!
Poszła do prawnika.
- Co panią sprowadza?
- Kłopoty pani mecenas…
- Proszę usiąść i powiedzieć, co
się wydarzyło…
Opowiedziała swoją historię…
- To co robi pani szef jest
niezgodne z prawem. Nie może tak się zachowywać.
Prawniczka wyjaśniła jej co musi
zrobić. Zgłosiła sprawę do sądu. Nie było łatwo. Sprawa ciągnęła się dwa lata.
Ale prawo było po jej stronie. Udowodniła to. Wygrała. Dostała zadośćuczynienie
za szkody moralne i uszczerbek na zdrowiu. Szef musiał przeprosić ją na łamach
prasy lokalnej.
To zdarzenie
pamięta do dziś… nauczyło ją wiele. Nauczyło, że zawsze trzeba znać swoją
wartość. Nie wolno dać się zastraszyć i wykorzystywać. To była trudna i bolesna
lekcja. Teraz wie, że ma prawo być sobą, ma prawo wykonywać swoją pracę zgodnie
z prawem, ma prawo do godziwej zapłaty, ma prawo do życia prywatnego.
Zmieniła myślenie. Nikomu nie
udowadnia, że jest kimś, kogo inni chcą widzieć. Jest po prostu sobą. „Nie
jestem hasłem w krzyżówce. Nie muszę wszystkim pasować.” Powtarza sobie
codziennie po przebudzeniu. I w końcu, po tylu latach jest naprawdę
szczęśliwa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz