fot. Ewa Kawalec |
„Jeżeli
istnieje jakiś jeden sekret sukcesu, to jest to umiejętność przyjmowania
cudzego punktu widzenia i patrzenia z tej perspektywy z równą łatwością jak z
własnej.”
Grześ był
zawsze niezwykle rezolutnym dzieckiem. Wszędzie go było pełno. Pasjonował go
świat i ludzie. Od maleńkiego miał wokół siebie mnóstwo przyjaciół. Już od
najmłodszych lat wymyślał wspaniałe zabawy i troszczył się o swoich
współtowarzyszy. Pamięta te niezwykłe chwile spędzane w gronie najbliższych.
Mama, tato i rodzeństwo… On był najstarszy, więc, gdy rodzice wychodzili do
pracy on zajmował się młodszymi braćmi. Mama miała odpowiedzialną pracę, tato,
był ciągle w delegacjach. Mało bywał w domu. Ale to nie był żaden problem. Mimo to, Grześ był
szczęśliwym dzieckiem. Wydawało się, że świat stoi u jego stóp.
Gdy miał osiem
lat spotkało go pierwsze w życiu wielkie rozczarowanie. Okazało się, że nie
zawsze wszystko będzie tak samo. Rodzice jakoś przestawali się dogadywać. Tato,
wiecznie nieobecny lubił przygody. Nudziło go normalne, rodzinne życie. Chciał
czegoś więcej… i tak poznał nową kobietę. Przez pewien czas usiłował prowadzić
podwójne życie. Trochę mąż i ojciec… trochę kasanowa…
Mama była
wspaniałą inteligentną kobietą. Niezwykle ambitną. Kierowała dużym zespołem
ludzi. Nie pozwoliła się długo oszukiwać.
- Nie godzę się na takie
traktowanie, rozumiesz??? Albo jesteś mężem i ojcem, albo wybierasz swoje
przygody. W moim życiu nie ma miejsca na drugą kobietę. Nigdy nie pozwolę, by
ktoś poniżał mnie i moich synów… - usłyszał pewnego dnia, jak mówiła do ojca.
Nie płakała, nie krzyczała, po prostu kazała mu zniknąć z ich życia…
I tak zaczęli układać sobie życie
na nowo. Mama starała się jak mogła, by zapewnić Grzegorzowi i jego malutkim
braciom wspaniałe dzieciństwo. Starała się im zastąpić i ojca i matkę
równocześnie. Dwoiła się i troiła… Łączyła niezwykle pasjonującą pracę i życie
rodzinne. Dzielnie, sama, zawsze silna.
W pracy nigdy sobie nie pozwalała
na słabość, więc dlaczego miało być inaczej w prywatnym życiu.
- Jestem silna, nic nie jest w
stanie mnie zniszczyć i załamać. Muszę być sobą – dla moich synów – powtarzała szeptem
wielokrotnie w ciągu dnia.
W jej pracy nigdy nikt się nie
zorientował, jak bardzo walczyła o normalne życie. Nawet nikt nie zdawał sobie
sprawy, że by sprostać wszystkim problemom sypiała zaledwie po kilka godzin
dziennie. Grześ wiedział… znał swoją mamę bardzo dobrze. Obiecał sobie wtedy,
jako małe dziecko, że kiedyś będzie z niego dumna, że zrobi wszystko, by jej pomóc.
Przecież teraz, w ich rodzinie, to on jest najstarszym mężczyzną…. A to
niezwykle zobowiązuje…
Mama była menagerem w wielkim klubie
sportowym. Kierowała 130 osobowym zespołem ludzi. Jej syn nie mógł się
nadziwić, że wzbudzała tak wielki szacunek u swoich współpracowników.
- Jak ona to robi…? Zastanawiał
się często.
Mama w pracy
spędzała wiele czasu, a Grześ i jego bracia z nią. Nie mogła ich zostawić
przecież bez opieki. Obok jej biura był malutki pokoik. Jak pracowała, Grześ,
Marcel i Bogdan bawili się cichutko za ścianą. Wiedzieli, że nie mogą sprawiać
problemów. Najstarszy brat zawsze wymyślał takie zabawy, że byli ciągle zajęci
i nawet nie zdali sobie sprawy, kiedy praca ich mamy stała się ich drugim
domem. Grzegorz był szefem, a oni jego grupą. Razem wymyślali przeróżne firmy,
tworzyli maszyny, bawili się w biuro, gdy trochę podrośli odrabiali lekcje. Dla
Marcela i Bogdana starszy brat był wzorem. Gdy nie chcieli się uczyć, on nawet
z nudnych prac domowych potrafił zrobić wspaniałą zabawę. Nauka sama wtedy
wchodziła im do głowy. Pracowali jak szaleni.
Grześ miał
wiele obowiązków. O sobie myślał zawsze na końcu. Swoje lekcje odrabiał w domu,
po nocach. Nie mógł pokazać, że nie daje rady. Najstarszy mężczyzna w rodzinie…
to zobowiązuje…
Gdy zajmował
się braćmi w pracy mamy, uwielbiał obserwować zwyczaje panujące w firmie. Był
pod niesamowitym wrażeniem zaradności kobiety jego życia. Zawsze się
zastanawiał, jak ona to robi, że potrafi łączyć tak wiele obowiązków i zawsze z
uśmiechem na ustach podchodzić do każdego człowieka. Wiedział, że musi brać z
niej przykład. Uwielbiał, gdy ze sobą rozmawiali. Mama uczyła go życia,
wskazywała drogę ale nigdy do niczego nie zmuszała…
- Pamiętaj Grześku, zawsze
wymagaj dużo od siebie. Nie pokazuj słabości i kochaj ludzi… a osiągniesz
sukces – powtarzała często.
I nadszedł czas wyboru zawodu.
- Co robić mamo? Co wybrać?
- Słuchaj swojego serca… -
odpowiedziała…
Myślał o bankowości lub
gastronomii. Wahał się, ale wiedział jedno. Kocha ludzi i uwielbia sprawiać im
radość. To było takie pasjonujące. Ludzkość to tak wielka różnorodność… To jest
niesamowite….
Wybrał.. gastronomię. Ciężko
pracował, by osiągnąć perfekcję. Nie potrafił robić niczego „na pół gwizdka”.
Jak się czegoś podejmował, to miało to być po prostu dobre. Swoją przygodę z
zawodem rozpoczął od pracy kelnera. Następnie portiera. Jaką radość mu
sprawiało, jak widział uśmiech zadowolonego klienta. To sprawiało, że chciał
więcej i więcej…
Z czasem zrozumiał, że zadowolony
klient, to lepsze pieniądze, a lepsze pieniądze przychodzą wtedy, jak ich
zarabianie daje satysfakcję. Gdy pracownik jest zadowolony, daje z siebie
stuprocentową moc… to było dla niego
niezwykle pasjonujące odkrycie. Jego szef szybko zorientował się, że Grzegorz
ma jakąś siłę przyciągania dobrego. Swoją pasją potrafił zarazić każdego.
Wkrótce został kierownikiem. Zaczął szkolić nowych pracowników. Nikt tak jak on
nie potrafił wprowadzić młodych w tajniki zawodu.
Ciągle szukał nowych wyzwań. Dotychczasowa
praca dała mu spore doświadczenie, ale chciał czegoś więcej… Wkrótce zmienił
pracę. Awansował. Wieści o jego niezwykłym zapale szybko obiegły okolicę. Zaczął
pracę w branży hotelarskiej. Został managerem. Z niezwykłym zaangażowaniem
poznawał tajniki zarządzania, pracy z klientem, tajemnicę branży hotelarskiej.
Prowadził projekty, organizował konferencje, sympozja, spotkania dla VIP-ów.
Wszystko było zawsze na bardzo wysokim poziomie.
- Wymagaj od siebie. Kochaj
ludzi, szanuj ich. Każdy człowiek jest inny, pamiętaj o tym. Jak się czegoś
podejmujesz, rób to dobrze. Miej pasję. Słowa mamy miał zawsze w głowie.
Pamiętał również słowa jednego ze
swoich przełożonych.
- Zespół ma być najlepszy. By tak
było, szef musi wspierać team, inspirować, dawać motywację. Jesteś silny, jak
masz silny zespół… A silny zespół to różnorodność.
Więc całą siłę wkładał w to, by
integrować pracowników, z pieczołowitością dobierał ludzi. Dbał o to, by każdy
był zadowolony, zarówno klienci, jak i jego pracownicy. Bez równowagi nie ma
zwycięstwa.
Nie było sytuacji, z której nie
potrafiliby wybrnąć obronną ręką. Jego trud został doceniony. Z czasem kolejny
raz awansował. Objął stanowisko menagera w jednej z największych firm
prawniczych…
Każdy jego team (a ma już ich pod
sobą wiele) jest inny, a to daje wielość pomysłów, buduje kreatywność. Obecnie
jest najmłodszym człowiekiem w firmie, który w tak krótkim czasie osiągnął tak
wiele. Nadal inwestuje w różnorodność w biznesie, uwielbia integrować ludzi.
Podejmuje coraz to nowe wyzwania. Jest niezwykle ceniony w środowisku. Nie boi
się ciężkiej pracy, z wielką pasją pokonuje wszelkie trudności. Pnie się po
szczeblach kariery jak oszalały. Wszystko dzięki wielkiemu zaangażowaniu i
miłości do tego co robi. Obecne stanowisko pozwoliło mu rozwinąć skrzydła.
Znalazł też wielkie szczęście. Jego charyzma przyciągnęła do niego... drugą
połowę. Teraz ma wsparcie. Ogromna miłość przelała się na jego sukcesy…
Do dziś wspiera rodzinę. Dla
swoich braci jest jak ojciec. Mama, która przez lata wpajała mu tyle wartościowych
zasad, nie posiada się z radości. Wychowała mocnego i szczęśliwego człowieka, z
którym sukces znalazł wspólny język…
Osiągnął już wiele, ale nie
poprzestanie na tym. Przyjaciel sukces kroczy z nim przez życie, rozświetlając
mrok i prostując kręte drogi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz