fot. Ewa Kawalec |
„Ból jest przejściowy. Może trwać minutę, godzinę, dzień albo
rok, ale w końcu zaniknie i coś innego zajmie jego miejsce. Gdybym się poddał,
trwałby zawsze.”
Lance Armstrong
Jagoda była
zwyczajną nastolatką. Jak każdy w tym wieku szukała tożsamości, zmagała się z
emocjami, poznawała życie. Miała wielkie plany na przyszłość. Była niezwykle
otwartą osobą. Miała mnóstwo przyjaciół i znajomych. Prawdziwa dusza
towarzystwa. Wychowywała się w niezwykle kochającej się rodzinie. Mama i tato
byli mądrymi ludźmi. Uczyli ją i rodzeństwo życia, pomagali poznawać świat
najlepiej jak mogli. Jagoda marzyła o podróżach, pasjonował ją wielki świat,
dzika przyroda, kultura różnych narodów. Była jedną z najlepszych uczennic. W
klasie maturalnej zaczęła jednak nieco gorzej się czuć. Była bardzo słaba,
czasem puchły jej palce i kostki. Nie zważała na to. Wiadomo.. matura, trzeba
było się przyłożyć do nauki. Zrzucała wszystko na karb przemęczenia. Z czasem
okazywało się, że mimo tego, że wysypiała się, dbałą o siebie, czuła się coraz
gorzej.
- Jagoda, idziemy do lekarza,
przecież musi być jakaś przyczyna. Powiedziała pewnego dnia mama.
- Musimy ci zrobić badania.
I poszły. Lekarz dokładnie ją
zbadał, skierował na podstawowe badania. Nic nie wskazywało na to, że jej życie
za kilka chwil może się obrócić o sto osiemdziesiąt stopni.
- Dzień dobry Pani Mario. Dzwonię
z przychodni, w sprawie pani córki. Musicie się państwo zgłosić jak najszybciej
do lekarza. Usłyszała jej mama pewnego dnia przez telefon.
- Co się stało? Spytała
przerażona.
- Dowiecie się państwo na
miejscu. Trzeba powtórzyć badania.
Odłożyła słuchawkę z duszą na
ramieniu. Co się stało? Coś musi być nie tak, skoro dzwonią do nas tak
szybko... Nie czekała, na drugi dzień, zwolniła córkę z lekcji i udała się z
nią do lekarza.
- Pani Mario, Jagoda ma bardzo
złe wyniki badań. Całe szczęście, że nie czekaliście dłużej. Konieczne będzie
powtórzenie wszystkich badań i rozszerzenie diagnostyki. Podejrzewam poważną
chorobę nerek. Pani córka koniecznie musi pójść do szpitala. Wypiszę
skierowanie.
- Jaką chorobę nerek? Co to
oznacza?
- Jeszcze nie mogę nic dokładnie
powiedzieć. Konieczna jest szersza diagnostyka. Musicie się państwo jak
najszybciej zgłosić do szpitala.
- Jak ja to powiem córce?
Powiedziała cicho…
- Proszę się nie denerwować,
najpierw koniecznie trzeba powtórzyć badania. Im wcześniej dowiemy się, co się
dzieje, tym lepiej dla Jagody.
Lekarz wypisał skierowanie na
oddział nefrologii. Jagoda trafiła tam zaraz tego samego dnia. Badania na izbie
przyjęć wydawały się trwać wiecznie. Wenflony, kroplówki, USG, badania,
badania, badania…
- Musimy pani córkę zostawić na
oddziale, powiedział późnym wieczorem lekarz, który się nią zajmował. Wyniki
się złe. Koniecznie trzeba rozszerzyć diagnostykę.
Jagoda nie chciała tego przyjąć
do wiadomości.
- Jaki szpital mamo? Nie zostanę
tu, przecież niedługo mam maturę. Nie zgadzam się! Przecież mnie nawet nigdy
nic nie bolało, jestem tylko trochę osłabiona i tyle.
- Jagoda, posłuchaj, to jest
konieczne. Musisz być zdrowa. Lekarze muszą dokładnie sprawdzić, co ci dolega.
Im wcześniej zaczniemy leczenie, tym lepiej.
I tak została wtedy w szpitalu. Wściekła
na cały świat. Ale nie było wtedy innego wyjścia. Nie była już małym dzieckiem,
które nie zdawało sobie sprawy z konsekwencji. Wtedy jeszcze nie wiedziała co
ją czeka.
Badania trwały i trwały. Pewnego
dnia dowiedziała się, że konieczne jest przetransportowanie jej do kliniki do
Krakowa. Konieczna jest biopsja. Nerki nie pracują… W klinice potwierdzili
wcześniejsze podejrzenia. Nerczyca…
- Jaka nerczyca, co to jest do
cholery? Wyła ze strachu i niepewności.
W klinice spędziła trzy miesiące.
Wściekła i zła na cały świat!!! Tam w końcu dowiedziała się co oznacza tajemnicze
słowo nerczyca.
- Uszkodzone kłębuszki nerkowe,
grozi niewydolnością. Za dużo białka w moczu. Konieczne sterydy i ścisła dieta.
Powtarzali lekarze.
Z czasem zaczęła coraz bardziej
puchnąć. Woda zbierała się wszędzie. W okolicy oczu,
w obrębie kostek, podudzi, w podbrzuszu. Wyglądała okropnie, nie mogła na
siebie patrzeć w lustrze.
Doszło nadciśnienie tętnicze, bóle brzucha, brak apetytu, nudności, wymioty. Czuła się
okropnie. Musiała nauczyć się żyć z dietą. Zero soli, wszystko wyliczone. Nie
mogła prawie nic jeść. Jak ona się wtedy buntowała. Po kryjomu pojadała
ulubione chipsy, nie zważała na konsekwencje.
-
Przecież jestem normalna!! Co oni wszyscy ode mnie chcą!!! Będę żyć po
swojemu!!! Jak nie mogę realizować swoich marzeń, to nie chcę żyć!!!
Musiała skorzystać z pomocy
psychologa. Leczenie było długie. Z maturą musiała poczekać do następnego roku.
Nagły atak choroby nie pozwolił na naukę.
Z pomocą
specjalistów i bliskich, z czasem, powoli godziła się z chorobą. Dowiedziała
się, że z nią można w miarę normalnie żyć. Trzeba tylko bardzo uważać na
siebie, być pod stałą kontrolą lekarzy, regularnie się badać.
Po roku intensywnego leczenia,
stanęła na nogi. Okazało się, że nerki na tyle się zregenerowały, że możliwy
był powrót do szkoły. Zdała maturę, postanowiła, że nie pozwoli na to, by
choroba zawładnęła jej życiem. Dostała się na studia. Ukończyła z wyróżnieniem
dwa kierunki. Jak marzyła, zaczęła z czasem podróżować po świecie (oczywiście w
granicach rozsądku). Zawsze była niezwykle ambitna. Zaczęła pracować w
międzynarodowej firmie. Zajmuje się prawem handlowym. Mimo choroby wiedzie
normalne, pełne pasji życie. Nerczyca nauczyła ją, że należy cieszyć się każdym
dniem, że każde trudności należy pokonywać i nigdy się nie poddawać. Wyznaje
teraz jedną zasadę, którą przeczytała kiedyś na portalu społecznościowym i podporządkowała
jej całe swoje życie: ”Los zsyła nam tylko takie problemy, z którymi możemy
siebie poradzić… Więc możliwości są dwie: albo sobie poradzisz, albo to nie
jest twój problem.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz