fot. Ewa Kawalec |
„Wasz czas jest ograniczony, więc
nie marnujcie go, żyjąc cudzym życiem. Nie wpadajcie w pułapkę dogmatów, żyjąc
poglądami innych ludzi. Nie pozwólcie, żeby hałas cudzych opinii zagłuszył wasz
wewnętrzny głos. I najważniejsze – miejcie odwagę kierować się sercem i
intuicją.”
Steve
Jobs
Wojtek odkąd
pamiętał szkołę, miał wielkie problemy z nauką. Najpierw nie mógł zapamiętać
liter, pisanie i czytanie okazało się kimś niewyobrażalnym koszmarem. Wszystkie
litery zdawały się zlewać w jedną całość. Nie wiedział czy widzi u, czy n, czy
g, czy d… gubiły mu się końcówki w wyrazach. Nie był w stanie tego wszystkiego
opanować. W szkole zawsze zostawał na dodatkowych zajęciach, by dorównać w
nauce rówieśnikom. W domu nie miał mu kto pomóc. Matka chorowała od dawna, i
zajmowała się tylko sobą, zaś ojciec uciekał w pracę, by psychicznie wytrzymać.
Miał starsze rodzeństwo. Oni
zawsze sobie radzili. A Wojtka porównywano do nich. Nie był w stanie sprostać
oczekiwaniom ani rodziny, ani szkoły. Im więcej się uczył, tym więcej trudności
wyłaziło mu z głowy. W końcu stwierdził, że to nie ma sensu. Nigdy nie będzie
taki jak inni. Uciekł w swój świat. Potrafił godzinami siedzieć na fotelu i
wpatrywać się w jeden punkt. Na lekcjach, był jakby nieobecny… Czasem coś
wyrywało go na krótko z tego letargu. Nauczyciele chcieli mu pomóc, ale on
zbudował taki mur, że nikt nie był w stanie go przebić. Gdy nauczyciele
próbowali wezwać rodziców, miał tylko gorsze problemy, bo ani matka, ani ojciec
nie mieli zamiaru słuchać o jego trudnościach. I tak był dla nich fajtłapą,
więc niech sobie radzi. Oni mają przecież swoje problemy. Próbowali go ciągle
wychowywać na twardego faceta.
- Musisz mieć jakiś fach w ręce –
powiadał ojciec.
I zmuszał go do majsterkowania, naprawiania
samochodów, prac budowlanych rąbania drzewa. Jak Wojtek tego nie cierpiał… Wszystkie
techniczne roboty były dla niego nie do zniesienia. A najgorsze z tego
wszystkiego były smary i oleje samochodowe. Jaki wtedy czuł się brudny, jak nie
chciało się to okropieństwo zmyć z rąk.
Próbował unikać pomagania ojcu, a
ten się strasznie wściekał.
- Co z ciebie za człowiek. Jak ty
sobie w życiu poradzisz!!! Przecież to jest jakaś parodia! Co ty wyprawiasz!!!
A Wojtek po prostu kochał piękno.
Technika, literki i cyfry nie obchodziły go w ogóle. Potrafił godzinami łazić
po lasach i wpatrywać się w drzewa. One były takie potężne, takie mocne. W
każdym listku widział cały świat. Jesienią było najpiękniej. Wtedy z jego
ukochanych liści potrafił tworzyć piękne rzeczy. Malował nimi obrazy. Były
cudne, kochał je, ale żeby nie mieć kłopotów chował za kominem na strychu.
Przecież to nie jest to, co powinni robić faceci. Ojciec by go zabił…
Jego zdolności
pierwsza odkryła wychowawczyni ze świetlicy. Zaangażowała go w wykonywanie
gazetek ściennych. Uwielbiał, jak potem wszyscy zachwycali się jego pracą. Nikt
nie wierzył , że to jego własnoręczna robota.
- Na pewno ktoś ci to maluje.
Przecież żaden z uczniów nie jest w stanie stworzyć czegoś takiego – słyszał.
Postanowił udowodnić, że to jego
praca. Zaczął malować na lekcjach, w zeszytach przedmiotowych. I to okazało się
dla niego zgubne, bo zamiast podziwiać (jak się tego spodziewał), wszyscy
krzyczeli, że nie uważa, że niszczy zeszyty. Sypały się jedynki i uwagi za złe
sprawowanie. A przecież to była jedyna rzecz, która mu wychodziła. Był w tym
niezwykle dobry. Nic innego nie rozumiał, a siedzenie bezczynne na lekcjach po
czterdzieści pięć minut stawało się koszmarem.
Pewnego dnia w szkole ogłoszono
konkurs plastyczny. Pani ze świetlicy przekonała go, bo wystartował. Zrobił to.
Wywalczył pierwsze miejsce. Za tym konkursem pojawiały się następne: gminne,
powiatowe, wojewódzkie… zawsze był w czołówce. To nadawało jego życiu sens.
Coraz rzadziej dopadała go depresja. Pasja budziła go do życia. Jak tworzył,
wszystkie inne problemy znikały. Nad swoimi pracami mógł spędzać całe noce i
nawet nie odczuwał zmęczenia. Potem w szkole… zasypiał na ławce…. Zaczęto
podejrzewać, że w jego domu źle się dzieje. Poinformowano odpowiedni służby. I
znowu był wszystkiemu winien. Rodzice i bracia oskarżali go o wszystkie
problemy, które nadeszły.
- Przez ciebie mamy ciągłe
naloty.
- Teraz musimy się tłumaczyć, nie
wiadomo za co!
- Coś ty nawywijał!
Nie widzieli swoich błędów. Było
przekonani, że oni robią wszystko dobrze. Nie docierały do nich żadne
argumenty. Skończyło się nadzorem kuratora…
Gdy kurator (pan Andrzej)
odwiedzał ich dom rodzice się wściekali, a on przyglądał się temu z ukrycia.
- Wojtek, porozmawiamy? Zapytał
go kiedyś.
Wyszedł z kąta.
- Dobrze…
- Powiedz mi coś o sobie, czym
się interesujesz?
Wojtka nikt do tej pory o to nie
pytał. Wszyscy kazali mu być kimś, kim nie potrafił być.
- Naprawdę chce pan to wiedzieć?
- Tak Wojtek, naprawdę.
Zabrał go na strych. Pokazał
swoje prace. Pan Andrzej był pod niesamowitym wrażeniem.
- Wojtek, nie przestawaj tworzyć.
Twoje prace są niesamowite. Liściane obrazy…. Cudo…
- Pan żartuje sobie ze mnie?
Zapytał niepewnie…
- Wojtek to jest piękne, musimy
coś zrobić, żeby pokazać innym twoje obrazy…
I tak się stało. Pan Andrzej
zorganizował mu wystawę. W porozumieniu z ośrodkiem kultury i… szkołą
plastyczną. Wystawa okazała się fenomenem. Setki ludzi przychodziło ją oglądać.
Taki był wtedy z siebie dumny.
Ale wkrótce przyszedł czas wyboru
dalszego kształcenia. Z uwagi na swoje problemy (które okazały się dysleksją)
nie otrzymywał dobrych ocen. Nie mógł liczyć na wymarzona szkołę plastyczną,
ledwo przechodził z klasy do klasy. W związku z tym, pomyślał o fryzjerstwie.
Miał poczucie piękna i to coś w rękach…
- Co???? Chyba zgłupiałeś!
Krzyknął ojciec, jak dowiedział się o jego pomyśle.
Cała rodzina się z niego śmiała…
- Facet powinien być
mechanikiem!!! Słyszał ciągle w domu.
Jego bracia byli… i ojciec też.
Matka również uważała, że zawód fryzjera nie jest dla niego.
Z pomocą przyszedł mu wtedy po
raz kolejny pan Andrzej.
- Pozwólcie mu państwo być w
końcu sobą. Nie widzicie, ile już osiągnął? Nie widzicie, że to jego pasja? Nie
niszczcie mu życia. Mechanikiem on nigdy nie będzie.
Po długiej rozmowie, zgodzili się
posłuchać kuratora, ale do końca nie wierzyli w to, co im wtedy powiedział.
Od następnego roku zaczął się
uczyć zawodu. Był najlepszym uczniem w szkole. Na praktykach zdobywał same
celujące oceny. Uczestniczył w konkursach zawodowych – które w większości
wygrywał. Skończył szkołę z wyróżnieniem. Jego pasja wygrała. Opinia o jego
telnecie obiegła okolicę. Dostał pracę w renomowanym salonie fryzjerskim. Jest
cenionym specjalistą. Ciągle doskonali swoje umiejętności. Teraz sam szkoli młodzież.
- Dziękuję panie Andrzeju, że pan
we mnie uwierzył. Dzięki panu jestem tu, gdzie jestem.
- Wojtek to twoja zasługa. To coś
siedziało zawsze w tobie. Wychodziło powili przez te wszystkie lata. Teraz
wybuchło z wielką siłą. Nie poddawaj się nigdy. Walcz o swoje i żyj pasją, a
osiągniesz wiele…. Pamiętaj.
Przez te lata zrozumiał, że o
swoją pasję trzeba walczyć, słuchać serca (nie zawsze rozumu) i z całą siłą
brnąć przed siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz