środa, 30 grudnia 2015

Pierwsza lekcja życia

fot. Ewa Kawalec


„Samotność zbytnia i brak zajęcia gubią młodych ludzi.”

Aleksander Puszkin



Wakacje szybko minęły. Nadszedł dla Michała czas szaleństwa – jak sobie to wtedy wyobrażał. Duże miasto, brak kontroli rodziców, wszędzie kumple, żyć nie umierać.
- Samochodówka… sama słodycz. Odbębnię to, co muszę i świat należy do mnie. Myślał Michał.
Zaczęły się zajęcia. Trzy dni nauki, dwa dni warsztatów. Nauka, jak zawsze przychodziła mu łatwo. Nie robiąc nic w gimnazjum potrafił ogarnąć minimum. W zawodówce to minimum jego możliwości pozwalało na dość niezłe oceny. Warsztatów nie cierpiał. Wszędzie brud, smary, blacharstwo, kupa gratów samochodowych do naprawy. Brr…. Każda wizyta w warsztacie przyprawiała go o ból głowy. Nie miał zamiaru wykonywać tego zawodu. To nie było dla niego. Ale ta szkoła miała dać mu wolność. Koledzy byli nieźle zakręceni z szalonymi pomysłami na ryzykowne imprezy. Zapowiadało się nieźle.
Po kilku tygodniach nauczyciele zauważyli, że Michał wybija się ponad klasę. Zaproponowali przesunięcie go do technikum.
- Michał, dasz sobie tam bez problemu radę, a będziesz miał lepsze wykształcenie. Powiedział mu kiedyś wychowawca.
- Stać cię na więcej, nie marnuje tego. Powiedział.
Michał ani myślał się przenosić, ale wychowawca poinformował o swoim pomyśle rodziców. A ci nie dali za wygraną. Zagrozili, że jeśli się nie zgodzi, to odetną mu kieszonkowe na cały rok. Nie mógł sobie na to pozwolić. Musiał się zgodzić. Ale sama myśl o tym, że będzie musiał uczyć się dłużej przyprawiała go o mdłości i powodowała okropną złość.
- Jeszcze wam wszystkim pokażę! Postanowił.
- Nikt nie będzie mnie zmuszał do niczego!

Przepisał się do klasy technikum. I okazało się, że tam koledzy się jeszcze bardziej kreatywni niż w szkole zawodowej. Oczywiście pod imprezowym kątem. Mieli niezłą orientację w okolicy oraz, co ważniejsze - w dostępności do różnego typu używek dla nieletnich. Mieli swoje sposoby, by dostać w zasadzie wszystko. Do tego uwielbiali wagarować. A to dla Michała było w sam raz. No i jeszcze jedno, mniej zajęć na warsztatach. Uff…. Choć dlatego było watro zmienić tą szkołę.
- Jakoś wytrzymam może te cztery lata…

            Ale okazało się, że to wale nie było takie proste. Szalone imprezy, suto zakrapiane z czasem zaczęły być dla niego nudne. Koledzy też okazywali się zdradliwi. Przy pierwszej wpadce, gdy spisała ich policja na mieście, gdy byli na wagarach, pod wpływem alkoholu, zrzucili całą winę na Michała. Jak jeden mąż, zgodnie twierdzili, że to on przyniósł alkohol i namówił ich na wagary. To była pierwsza lekcja życia dla Michała. Koledzy, którym tak zaufał, sprzedali go. Za co? Za to że oni wszyscy byli z miasta, a on z wiochy zabitej dechami. Za to, że nie potrafił się dość dobrze wkupić w ich łaski. Do tego oni naprawdę interesowali się motoryzacją. Dla Michała to była udawana pasja, pasja wymyślona tylko po to, by zdobyć akceptację rówieśników. Tak naprawdę nienawidził tych ich ciągłych dyskusji o silnikach, markach samochodów, nielegalnych wyścigach i takie tam.
Wtedy, po tej wpadce z policją po raz pierwszy pomyślał, że może nie tędy droga, że może samymi imprezami niewiele osiągnie… ale wtedy musiałby przyznać rację rodzicom, a tego przecież zrobić nie mógł. Musi być nieugięty i nie pokazać tego, że mieli rację, bo już do końca życia nie dadzą mu spokoju. Musi pokazać, że jego racje są słuszne. Jedyne, na co się dał wtedy namówić, to były dodatkowe lekcje angielskiego, które chcieli opłacić mu rodzice. Lekcje miały być w soboty, więc koledzy nie będą z niego szydzili, że zostaje kujonem.
- W sumie, spróbować nie zaszkodzi. Pomyślał.
- Michał, jak chcesz kiedyś wyjechać za granicę, to musisz znać język. Jak nie będziesz go znał, to każdy tam za granicami będzie mógł cię oszukać. Powiedziała mu matka.
- Z ojcem odłożyliśmy trochę pieniędzy, zapłacimy ci za zajęcia na cały rok. Co ci zależy spróbować. Może dzięki temu, kiedyś będzie ci łatwiej…
- No dobra… mogę pójść na te głupie lekcje, warknął do matki.

            Przez pierwsze tygodnie pilnował dodatkowych zajęć. Zawsze miał nieco trudności z nauką języków. Samo chodzenie na lekcje nie wystarczało, by opanować materiał tak, jak udawało mu się to z innymi przedmiotami. Dodatkowe lekcje mu nieco pomagały. Zawsze to więcej obsłuchał się z językiem. Jednak swoich dodatkowych umiejętności na wszelki wypadek w szkole nie zdradzał, żeby nie stać się powodem do szyderstwa kolegów. Wprawdzie nie ufał im tak, jak wcześniej, ale nadal bardzo liczył się z ich zdaniem. Lepiej było być w paczce niż poza nią. Odludkom na pewno nie jest łatwo. Myślał wtedy. Nigdy nie miał odwagi na to, by być naprawdę sobą. Wszystko co robił, zawsze robił dla kogoś. Jak była mały, starał się imponować rodzicom, gdy poszedł do pierwszej klasy – swojej pani, a potem – kolegom. Swoje wnętrze gdzieś zagubił w tym ciągłym poddawaniu się ludziom wokół. Tak naprawdę nie miał pojęcia, co on właściwie potrafi robić, co lubi, a co nie, co jest jego mocną, a co słabą stroną. Praca i nauka kojarzyła mu się jedynie z porażką ludzi, którzy kończą studia i zarabiają najniższą krajową, pracując o wiele poniżej swoich możliwości (jak to było w przypadku jego rodziców) lub z ludźmi, którzy wspaniale się ucząc w szkole, zdając dobrze wszelkie egzaminy lądowali na bezrobociu (jak gro jego starszych znajomych z sąsiedztwa).
To wszystko nie napawało go do jakiejkolwiek pracy nad sobą. Nawet nie wiedział, że nad sobą można pracować, że można mieć jakieś zainteresowania. Uważał, że to zdarza się tylko celebrytom w telewizji. Normalni ludzie są tacy szarzy i nudni. Całe ich życie koncentruje się na tym, by starczyło od pierwszego do pierwszego. To takie nijakie i prozaiczne. Michał wiedział jedynie, że nie chce tak kiedyś żyć. Wydawało mu się wtedy, że jak będzie robił wszystko dokładnie odwrotnie jak jego rodzice, to odmieni swój los. Niestety, zastawiał sam pułapkę na siebie. Niedługo się miało okazać, że jego pomysły nie do końca wypalą w zderzeniu z życiem. Ale to miało być za jakiś czas. Na razie Michał o tym nie miał pojęcia.
Z czasem ciągłe wagarowanie i imprezy pakowały go tylko w coraz większe kłopoty. Skończyło się sprawą w sądzie o demoralizację. Oczywiście najbardziej oberwał on. Jego „koledzy” jak zwykle wykręcili się. Zeznawali spójnie przeciwko niemu. Z ich relacji wynikało, że to właśnie Michał namawiał ich do wagarów, picia, palenia, dopalaczy (bo i to jego kumple bez problemu potrafili załatwić). Skupiło się na nim. Do tego, jego rodzice chcieli, by zrozumiał swoje błędy i poniósł konsekwencje, w przeciwieństwie do większości rodziców jego koleżków, którzy bronili swoich synalków jak tylko mogli, twierdząc, że ich dzieci są najlepsze i najspokojniejsze na świecie. Skończyło się tym, że Michał zapłacił za te „wspaniałe znajomości” nadzorem kuratora do osiągnięcia pełnoletniości. To była gorzka lekcja. Dopiero wówczas dotarło do niego, że coś tu nie gra, że może oni go tylko wykorzystywali, że może wcale nie był dla nich nikim ważnym. Znaleźli łosia, na którego można było wszystko zwalić, jak przyszła taka potrzeba. A on uważał ich za przyjaciół, za wyrocznię, która dyktowała mu, jak ma wyglądać jego życie. Jak bardzo się pomylił…
Tylko co dalej…??? Jak tu chodzić z nimi do jednej klasy? Jak funkcjonować wśród nich po tym wszystkim, co się stało? Nie miał pojęcia…


Cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz