fot. Ewa Kawalec |
Anthony Robbins
Monika
walczyła o zaistnienie na portalach zajmujących się pośrednictwem pracy przez
kilka miesięcy. Raz była pełna nadziei, to znów łapała doła, traciła wiarę w
to, że kiedykolwiek uda jej się coś zmienić. Nic nie chciało przychodzić od
razu. Ale starała się… starała się nie poddawać.
Miała kochających rodziców,
którzy ją wspierali.
- Monika, dasz radę. Nie poddawaj
się. W końcu ktoś odpowie na twoje aplikacje. Tylko nie odpuszczaj. Czasem to
musi trochę potrwać.
- Mamo, ale czy ja dam radę
sprostać temu wszystkiemu, jak to się zadzieje?
- Monika, czego ty się obawiasz
dziecko?
- Skąd wiesz, że się obawiam?
- Bo znam cię od lat. Niby
walczysz, ale czuję, że czegoś się boisz.
- Wiesz mamo, chyba masz rację. Z
jednej strony bardzo chcę coś zmienić, a z drugiej ta wizja mnie tak przeraża,
że myślę, że może lepiej mi teraz, gdy nic się wokół mnie nie dzieje. Ale równocześnie
czuję też, że ta praca, którą wykonuję mnie wykańcza. Pracuję o wiele poniżej
moich możliwości i chyba coraz bardziej się uwsteczniam.
- Widzę córka, że to cię przerasta
i powoli rozkłada na łopatki. Ale pomyśl? Czy to jest właśnie szczyt twoich
marzeń, to co teraz robisz?
- No chyba nie… A właściwie, to
na pewno nie.
- No widzisz. Martwię się o
ciebie Monika. Coraz mniej spotykasz się z ludźmi. Dawniej byłaś taka pewną
siebie, otwartą i uśmiechniętą osobą. Teraz na twojej twarzy często widzę tylko
smutek. Jakby nic cię nie cieszyło.
- Bo chyba mnie nie cieszy mamo.
Chyba masz rację.
- Monika, ale ucieczką od
własnych uczuć niczego nie załatwisz. Pamiętaj… Ja wiem, musi być ci bardzo
trudno. To wszystko trwa bardzo długo, ale nie możesz poddać się, gdy prawie
jesteś u celu. Bo coś mi mówi, że jesteś…
- Skąd wiesz mamo? Żadna znaki na
ziemi i na niebie o tym nie mówią. Przynajmniej ja tego nie czuję.
Starała się żartować Monika.
Uśmiechnęła się spode łba, chociaż wcale nie było jej do śmiechu. Tak naprawdę
chciało jej się wyć z tej niemocy.
- Nie wiem skąd to wiem. Coś w
środku mi mówi, że twoje zmartwienia niedługo się skończą.
- Ta moja mama jest niepoprawną
optymistką. Pomyślała Monika. Zawsze w każdej dziurze znajduje jakieś światło…
- Mamo, czy ty nigdy w życiu nie
miałaś ochoty się poddać? Nie walczyć więcej? Czy nie miałaś poczucia, że
więcej nie dasz rady?
- Wiele razy tak miałam Monika.
Ale zawsze się podnosiłam. Dla siebie, dla twojego taty, dla ciebie. Każdy
powód do wyłażenia z otchłani problemów był dobry. I wiesz, powiem ci, że za
każdym razem, gdy wydawało mi się, że już więcej nie dam rady, zawsze pojawiał
się ktoś, kto podał mi rękę. Czasem to były zupełnie obce osoby.
- Co masz na myśli?
- Wiesz, jak zmarła moja mama,
byłam w liceum. Ona była dla mnie taka ważna. Świat się wtedy dla mnie zawalił.
Nie chciało mi się żyć. Zawaliłam wtedy szkołę. Nie zadałam matury. Musiałam
powtarzać rok. I wtedy, pewnego dnia przyszła do nas sąsiadka. Starsza kobieta.
Nigdy nie zamieniałyśmy ze sobą więcej słów niż było to konieczne. Ja tak
naprawdę byłam wtedy bardzo zamknięta w sobie.
- Ty mamo byłaś zamknięta? Ty,
osoba z tak potężną energią?
- Tak Moniko. Wtedy tak. Nie
umiałam się pozbierać. I wtedy ona przyszła do nas do domu. Ojca jak zwykle nie
było. Pracował na okrągło, żeby zapewnić nam środki do życia. A może też trochę
uciekał wtedy od rzeczywistości… Nie wiem…
Ale wracając do sąsiadki. Gdy
wtedy przyszła, zapytała, czy może chwilę ze mną posiedzieć. Zatkało mnie to.
Bo po co ona właściwe miała ze mną siedzieć? Nikt się nie przejmował moimi
uczuciami. Mamy już nie było… A ona wpadła, jak mi się wydawało, na jakiś
szalony pomysł. Ale wtedy było mi wszystko jedno. Powiedziałam jej, że jak
chce, to niech siada. I tak przesiedziałyśmy ze sobą w milczeniu dwie godziny.
Każda ze swoimi problemami. A potem, jakoś zaczęłyśmy rozmawiać. Nie wiem co to
było… Jakaś dziwna więź pojawiła się między nami. Poczułam, że muszę wtedy
wszystko z siebie wyrzucić. Wszystko co we mnie siedziało. Cały żal, gniew,
bunt, łzy i cierpienie po stracie mamy. I wiesz co? To się okazało wielkim
wybawieniem. Dzięki tej kobiecie stanęłam na nogi. Do dziś nie wiem, jak to się
właściwie stało. Ona powiedziała mi wówczas, że moje życie jest w moich rękach.
Że cały wielki ból, kiedyś stanie się nieco mniejszy. Że wziąć się w garść, to
nie znaczy zapomnieć. Ale walczyć trzeba, bo najgorsze, co mogę zrobić, to się
poddać. I wiesz… wzięłam się wtedy w garść. Nie wiem jakim cudem ta kobieta
wlała we mnie tyle siły. To stało się tak nagle. Zmusiła mnie do myślenia,
wyrwała z marazmu. Wzięłam się znowu za naukę. Zaliczyłam rok. Zdałam maturę na
piątki. I postanowiłam sobie, że będę silna przez całe życie. Że nigdy się
więcej nie poddam, niezależnie od tego co niestanie…
- Mamo, nigdy mi o tym nie
mówiłaś…
- Bo to było dla mnie ogromnie
trudne. Nikt nie chce wracać do trudnych, raniących serce chwil. Nie chciałam
rozdrapywać starych ran… Ale dziś pomyślałam, że może moja historia pomoże
tobie…
- Mamo dziękuję. Jesteś wspaniałą
kobietą. Kocham cię.
- Ja też cię kocham córka. Wierzę w ciebie.
Pamiętaj.
- Dziękuję mamo. Dziękuje, że
jesteś.
Mama przytuliła do siebie dorosłą
już córkę. Przelewając w jej serce, za pomocą matczynej, nigdy nie stygnącej
miłości, nową siłę.
- Mamo, obiecuję ci, nie poddam
się.
- Cieszę się Monika. Tak trzymaj!
Ta rozmowa z
mamą dała jej kolejnego kopa. Kopa do działania. Jakimś dziwnym trafem, znów miała
siłę do walki. Z powrotem uwierzyła, że jej życie się zmieni, a to wszystko co
się zadziało, pewnie było po coś. Z jakiegoś powodu musiała oswoić się z
problemem i porażką. Czuła, że jest w tym jakiś ukryty sens. Tylko nie
wiedziała jeszcze jaki…
Za dwa dni zadzwonił telefon.
Zadzwonili z wielkiej międzynarodowej firmy, mającej swoje oddziały w kilku
krajach. Firma ta miała swoje siedziby w kilku większych miastach w Polsce.
Szukali asystentki, sekretarki. Zaproponowali jej udział w rozmowie
kwalifikacyjnej….
Monika nie mogła uwierzyć, w to
co się stało. Odłożyła słuchawkę, stanęła jak wryta.
- Marzenia jednak kiedyś się
spełniają… I znów mama miała rację… Ach te jej cudowne przeczucia….
I cały lęk przed zmianą przyćmiła
radość. Radość z tego, że po tak długim czasie, ktoś w końcu zwrócił na nią
uwagę.
- No to teraz czas wziąć swoje
życie we własne ręce… Pomyślała Monika, powili oswajając się z myślą o
wyruszeniu w świat w poszukiwaniu lepszego życia.
Cdn…
😀 motywujące, masz taki lekki styl pisania, bardzo to mi się podoba i nie zanudzasz ;)
OdpowiedzUsuńdajesz dobry przykład tak motywując
OdpowiedzUsuńhttp://happinessismytarget.blogspot.com/
Ale ty super piszesz, ta lekkość, prostota... Cudo ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję Kochani za te wspaniałe komentarze.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie przedstawiasz problemy wielu ludzi - w nieco inny sposób, niż większość osób, które też blogują. Dajesz też wiele do myślenia, pokazując konkretny przykład. Świetny blog, zostaję z pewnością tutaj na dłużej :) Pozdrawiam Sylwia http://takpoprostuzyc.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńpiękny cytat na początku!
OdpowiedzUsuń