fot. Ewa Kawalec |
„Wygrywa tylko ten, kto ma jasno określony cel i nieodparte pragnienie, aby go osiągnąć.”
Hill Napoleon
Hill Napoleon
Ala
miała artystyczną duszę. Pracowała w teatrze, jako scenograf. Uwielbiała swoją
pracę, uwielbiała malować. Miała wspaniałą rodzinę. Kochających rodziców,
wspierającego męża, wspaniałego syna. Wszystko wydawało się być jak w bajce.
Uwielbiała swoje życie.
Jej dom był
niezwykle oryginalny. Mnóstwo szalonych znajomych, bujne życie towarzyskie,
zawsze w pobliżu kultury. Może bogaci nie byli, w tamtych czasach, ktoś z
niewłaściwym pochodzeniem, nie mógł zarabiać kroci. Ale to nie stanowiło
problemu. Dzień za dniem płynął jak szalony. Wydawało się, że nic nie jest w
stanie zburzyć jej spokoju.
Ojciec – były wojskowy, kochał
swoją córkę do szaleństwa. Od małego była jego oczkiem w głowie. Matka,
wieloletnia nauczycielka, pamiętająca przedwojenne czasy, wpajała jej od małego
dobre zasady wychowania, hart ducha i miłość do ludzi. Była bardzo wymagająca.
Ala była kserokopią ojca. Zawsze przedsiębiorcza, zawsze silna, przebojowa.
Z Grześkiem, jej mężem, poznali
się kilkanaście lat wcześniej. Podczas szalonej wyprawy w góry. Ona, młoda
licealistka, tuż przed maturą, od, starszy od niej o kilka lat, przedsiębiorczy
młody człowiek. Prowadził rodzinny pensjonat w górach. Zakochali się w sobie
bez pamięci. Od pierwszego wejrzenia. To była miłość z tych, co nigdy nie gasną.
Na dobre i na złe. Bez przeszkód, bez granic. Wszystko miało być takie piękne.
Szybko się pobrali, na świat przyszedł Michał. Zamieszkali w Krakowie. Tam były
większe możliwości. Grzegorz przekazał wtedy rodzinny interes rodzeństwu, a sam
wyjechał do wielkiego miasta. Alicja kiedyś myślała o tym, żeby skończyć
studia. Startowała na Akademię Sztuk Pięknych. Nie dostała się. Nie do końca
była „właściwą obywatelką”. Do tego pęd za wiedzą, nie stanowił priorytetu w
jej życiu. Więc nie do końca walczyła o to, by za wszelką cenę zdobyć wyższe wykształcenie.
Kochała tworzyć, a przy tym lubiła trochę zarobić. To było dla niej
wystarczającym celem. Wtedy miała takie możliwości, mając talent. Nie
potrzebowała wyższego wykształcenia. Dobrze wykonując swoją pracę, mogła się
zatrudnić. A jej ręce potrafiły zawsze tworzyć cuda. Bez problemu więc,
znalazła swoje miejsce w życiu zawodowym.
Pracowała w teatrze, a Grzegorz w
firmie budowlanej. Był kierownikiem budowy. Pracował w renomowanej firmie
państwowej. Przez wiele lat ich wspólne życie układało się wzorowo. Mieli
wspólne pasje. Uwielbiali sztukę, podróże, ich dom był zawsze pełen ludzi. Skromnie,
ale zawsze przebojowo. Żeby być szczęśliwym, nie zawsze trzeba być bogatym…
Alicja nie miała nigdy polotu do
obowiązków domowych. Jej mąż zajmował się domem, gotował, sprzątał, bawił się
synem. Ona, oddawała się pracy twórczej.
Pewnego
dnia, Grzegorz postanowił poszukać lepszego życia. Pasjonował go kapitalizm i
demokracja. Polska przyprawiała go o mdłości. Żelazna kurtyna, wszechobecna
doktryna władzy. Kontrola każdego kroku nielojalnych obywateli. Chciał czegoś
więcej. Miał dość państwowego i partyjnych nagabywań. Zawsze był
indywidualistą. Kochał mówić, to co myśli. Nienawidził, gdy ktoś próbował
kontrolować jego życie. Nie mógł niestety przyznać się do tego oficjalnie. To
generowałoby kłopoty. Nie było sensu mieszać się w układy polityczne. Marzył o
zarabianiu wielkich pieniędzy, marzył o własnej, dobrze prosperującej firmie. W
kraju nie widział swojego miejsca. Szukał… tak bardzo chciał uciec. Jego marzeniem
był kraj za wielkim oceanem. Wielkie życie, cudowne widoki, podróże… wspaniała
Ameryka.
- Ala, wyjedźmy stąd.
- Zwariowałeś! Po co chcesz
wyjeżdżać. Przecież tu mamy wszystko, co do szczęścia nam jest potrzebne.
- Ala ja się tu duszę. Chcę
czegoś więcej. Wyjedźmy, zostawmy to wszystko.
- Nie! Nie chcę nawet o tym
słyszeć. Nie zostawię rodziców. Oprócz mnie, nie maja tu nikogo.
Wtedy zaczęły się pierwsze
kłótnie. Alicja nie chciała słyszeć o wyjeździe. W Polsce miała rodzinę,
kochających rodziców. Nie rozumiała, czego jej mąż chce jeszcze od życia.
- Dobrze, jak ty nie chcesz
wyjeżdżać, to nie! Ja sobie sam poradzę!
- To sobie radź, nie obchodzi
mnie to – odpowiadała Ala, wierząc, że mąż nigdy kraju nie opuści, bo przecież
nikt mu nie da wizy.
W tamtych czasach, tak było o nią
trudno. Zamknięte granice. Wszędzie kolejki, nic nie można było normalnie
kupić, wszystko trzeba było załatwiać po znajomości. Zagraniczny towar, tylko w
Pewexach, za dolary. Ich nie było stać na takie luksusy, ale to do szczęścia
(to znaczy Ali do szczęścia) potrzebne to nie było.
Grzesiek nie chciał odpuścić. Postawił
wszystko na jedną kartę. Za placami żony starał się o kontrakt za granicą.
Firma miała takie możliwości. Postanowił, że następna podróż firmowa będzie
jego.
Tak się też stało. Jak się bardzo
czegoś pragnie, wcześniej, czy później to przychodzi. A on tak bardzo chciał…
Otrzymał kontrakt na dwa lata w NRD. To była dla niego przepustka do wolności. Wprawdzie,
to nie był jeszcze wielki kraj za ogromnym oceanem, ale… to przybliżało go do
realizacji swoich marzeń. Rodzina przestała się dla niego liczyć. Brnął do
swojego wytyczonego celu na oślep. Wiedział, że jego podróż na NRD się nie
skończy. Ale to była szansa na życie w dobrobycie, na ucieczkę z Polski.
- Alicja, wyjeżdżam. Dostałem
kontrakt za granicą, na dwa lata. To dla mnie wielka okazja. Nie mogę jej
odpuścić. Muszę wyjechać.
Ta wiadomość była dla Ali
szokiem. Nie spodziewała się, że ten moment kiedyś nadejdzie. Nie doceniała
siły marzeń swojego męża. Liczyła na to, że ich miłość zwycięży. Tak bardzo się
myliła…
- Ala, ja muszę się wyrwać z tego
kraju. W końcu odkujemy się. Ja wyjadę najpierw, ustawię się za granicą i
zabiorę do siebie i ciebie i Jaśka.
- Nie rób tego, proszę…
- Alka, to już postanowione. Nie ma
odwrotu.
Nie dał się tknąć. Ala nie miała
wyjścia. Musiała się pogodzić z rzeczywistością. Mimo ich różnych poglądów na
szczęśliwe życie, bardzo kochała Grzegorza.
- Może faktycznie, on ma rację.
Może powinniśmy stąd wyjechać…
Podświadomie czuła, że jego
postanowień cofnąć już się nie da. Nie zdawała sobie jednak sprawy z tego, co
do końca planuje jej mąż. Że NRD, to nie koniec jego podróży…
Termin wyjazdu zbliżał się
nieubłaganie. Czas leciał, jak szalony. Ala odliczała dni. Coś jej mówiło, że z
tego nie wyniknie nic dobrego, że coś się wydarzy… Nie wiedziała jednak co…
Cdn…
Czasem postawienie wszystkiego na jedną kartę jest idealnym rozwiązaniem. Przekonałam się o tym na własnej skórze ;)
OdpowiedzUsuń