fot. Ewa Kawalec |
Marszałek Nikodem
Pewnego
listopadowego poranka Grzegorz pożegnał się z rodziną i wyruszył w podróż.
- Niebawem się odezwę. Czekajcie
cierpliwie. Jadę tam po to, by zapewnić nam lepsze życie. Jak tylko się
urządzę, zabiorę was do siebie. Zadzwonię…
Alicja czuła jakiś wewnętrzny
niepokój. Coś jej mówiło, że ten wyjazd to początek kłopotów. Nie potrafiła
jednak zatrzymać męża w kraju…
Wszystko wokół
szykowało się do zmian. Był właśnie koniec lat osiemdziesiątych. Polska
szykowała się do zmian ustrojowych. Wszystko wokół szumiało, że niebawem
nadejdą jakieś zawirowania. I jeszcze do tego wyjazd jej męża.
Przeczucia się niebawem miały
dokonać…
Ala czekała na telefon od
Grzegorza całymi tygodniami. Miał zadzwonić. Dać znać, czy bezpiecznie dojechał
na miejsce. A telefon milczał jak zaklęty. Myślała że oszaleje z rozpaczy i
strachu o życie Grześka.
- Przecież coś musiało się stać…
Jakby wszystko było w porządku, to na pewno by zadzwonił.
Niestety nie miała pojęcia gdzie
szukać informacji o mężu. Była wściekła na jego wyjazd. Nawet nie zapytała
dokąd dokładnie wyjeżdża i z kim. Wiedziała tylko, że było to NRD.
A tam działy się teraz dziwne
rzeczy. Mówili o zburzeniu muru berlińskiego. Może Grzesiek wmieszał się w
jakieś polityczne układy i teraz ma kłopoty. Zawsze chciał mówić to co myśli,
ale w Polsce się hamował. Może go aresztowali, a ona o tym nawet nic nie wie…
Sytuacja
finansowa jej rodziny była coraz gorsza. Wcześniej pracowali razem z
Grzegorzem, a i tak nigdy im się nie przelewało. Wyjazd męża pochłonął
wszystkie oszczędności, a rachunki i koszty życia były takie same. Michał był
coraz starszy i potrzebował coraz więcej. Z jednej pensji nie łatwo było się
utrzymać.
- Co się z nim stało? Czemu nie
dzwoni? Gdzie ja mam go teraz szukać?
Nie miała żadnych wieści z
dalekiego świata… Ledwo wiązała koniec z końcem. Rodzice pomagali jej jak
mogli, ale sami nie żyli w luksusach.
W kraju ciągle
mówili o jakichś strajkach i o Wałęsie i Solidarności. Polska walczyła o
demokrację. Zawirowania trwały kilka lat. W 1989 roku doszło do obrad okrągłego
stołu.
W Polsce
zaczynały się dokonywać zmiany. Jej droga ojczyzna zaczynała wchodzić w
raczkujący kapitalizm. Szykowało się bezrobocie. Zmniejszano zatrudnienia
wszędzie. Na początek tracili pracę ci, którzy nie mieli odpowiedniego
wykształcenia. A więc i Alka była na straconej pozycji. Jeszcze kilka lat temu
nikt nie pytał, jakie ma kwalifikacje. Liczyła się jej artystyczna dusza i
twórcza praca jej rąk. A teraz… tyle osób czekało na jej miejsce pracy.
- Pani Alicjo, niestety nie mam
dla pani dobrych wieści. Musimy redukować etaty. Nie ma pani wyższego
wykształcenia, ani wyuczonego zawodu. Albo pani uzupełni braki w
kwalifikacjach, albo będziemy musieli się pożegnać. Ma pani tydzień na podjęcie
decyzji.
- Co ja teraz zrobię? Przecież
nie stać mnie na opłacenie studiów. Nie mogę sobie na to pozwolić. I tak już
ledwo wiążemy koniec z końcem. Nie mam pojęcia, jak znaleźć wyjście z tej
sytuacji. Grzegorz!!! Ty wredny kłamco!!! Jak mogłeś nas tak zostawić!!! Bez
wieści, bez środków do życia!!! Nienawidzę cię!!!! Ryczała wieczorami, waląc z
wściekłości i bezsilności, pięściami w poduszkę. Ogromny żal mieszał się ze
strachem i niepewnością, zarówno o losy męża jak i jej i Michała.
Zaczęła się załamywać. Nie stać
jak było na dalsze kształcenie, ale na utratę pracy też nie.
- Może poproszę szefa, żeby dał
mi więcej czasu. Jak tylko stanę na nogi, to podejmę dalsze kształcenie. Może
zrozumie, że teraz mnie na to nie stać, że teraz nie dam rady…
Postanowiła spróbować. Poszła na
rozmowę z przełożonym.
- Panie Kowalski, mogę prosić o
chwilę rozmowy?
- O co chodzi? Zastanowiła się
już pani?
- Ja właśnie w tej sprawie…
- Proszę usiąść. Rozumiem, że
zdecydowała się pani na studia.
- Właśnie, w tym jest problem…
chciałam prosić o dłuższy czas na uzupełnienie wykształcenia…
- Co? Przecież pani wie, jaka
jest sytuacja. Obecnie mam kilkanaście osób na pani miejsce. Albo pani się
kształci, albo rozwiązujemy umowę.
- Panie Kowalski, proszę… mnie
teraz nie stać na szkołę. Mam trudną sytuację rodzinną.
- A co mnie to obchodzi! Jak pani
nie ma pieniędzy, to proszę wziąć kredyt.
- Ale kredytu też nie mogę wziąć.
Jestem w bardzo trudnej sytuacji, proszę mnie zrozumieć.
- Nie chcę słuchać żadnych
głupich wymówek. Po prostu nie chce się pani dalej uczyć i tyle! Nie widzi panu
co się teraz dzieje? Ja mam nóż na gardle.
- Panie Kowalski, ja bardzo chcę,
ale nie mogę.
- Jakby pani chciała, to by pani
zrobiła wszystko, żeby uzupełnić kwalifikacje. A z takim podejściem nie mamy o
czym rozmawiać. Jestem zmuszony rozwiązać z panią umowę.
- Panie Kowalski, proszę… proszę
tego nie robić… powiedziała ze łzami w oczach.
- Proszę mnie nie łapać na
babskie łzy. To mnie nie wzrusza. Znała pani moje wymagania. Uprzedzałem.
- Tak, ale… próbowała wydusić
przez łzy.
- Nie ma żadnego ale. Zwalniam
panią. Ma pani jeszcze okres wypowiedzenia, to poszuka sobie pani innej pracy. Żegnam
panią. Powiedział wskazując drzwi.
Alicja miała nogi jak z waty.
Czuła się okropnie poniżona. Nikt do tej pory nie potraktował jej tak podle.
Przecież tyle lat oddawała całe serce w to co robiła. Nigdy nie była nawet na
zwolnieniu chorobowym. Zostawała w pracy zawsze, jak trzeba było wykonać coś
dodatkowego, nie oczekując nic w zamian. I po tylu latach, spotkała ją taka
zapłata. Wściekłość, poniżenie i ogromny żal przepełniały jej serce.
- I co ja teraz pocznę??? Niech
jeszcze i to… Kto mnie zatrudni? Przecież ja nie potrafię nic innego robić.
Oprócz zdolności plastycznych nie mam nic. Nawet nie mam pojęcia o tym, jak
wygląda praca w sklepie… Grzesiek ty łachudro!!!! Nienawidzę cię!!!!
Cdn…
ciekawią mnie dalsze losy rodziny :)
OdpowiedzUsuńblog: optymistka. | fanpage
Przypomniał mi się tekst byłego prezydenta RP Bronisława Komorowskiego pod koniec tego posta: "Zmień pracę, weź kredyt". Gdyby to wszystko było takie proste...Jacy czasami ludzie są niewyrozumiali...
OdpowiedzUsuń