fot. Ewa Kawalec |
„Trzymaj się z dala od ludzi, którzy tłamszą twoje marzenia. Mali
ludzie zawsze to robią. Jednak naprawdę wielcy sprawiają, że Ty także możesz
stać się wielki."
Mark Twain
Monika
była niezwykle pracowitą, ambitną i zdolną dziewczyną. Odkąd pamięta uwielbiała
się uczyć, poznawać nowe rzeczy, poszukiwać. Wiedza, jakby sama wychodziła jej
do głowy. Liceum ukończyła z wyróżnieniem.
- Monika, ty kiedyś zawojujesz
świat. Jesteś niezwykle uzdolniona. Powiedziała jej wychowawczyni w liceum.
- Chciałabym pani profesor…
Tak, jej
marzeniem było zdobyć dobry zawód, znaleźć niezłą pracę i wejść w dorosłe życie
z podniesiona głową. Rodzice wspierali ją w jej działaniach. Od maleńkości
wpajali jej to, że wiedza jest kluczem do sukcesu. Monika tak w to wierzyła…
W ich domu
było skromnie, nigdy się za bardzo nie przelewało. Żyli oszczędnie. Ale dla
całej rodziny nauka była na pierwszym miejscu. To była ogromna wartość.
Więc Monika
wierzyła, że gdy tylko posiądzie odpowiednią wiedzę, poradzi sobie w życiu.
Wiedziała, że na lokalnym rynku pracy jest bardzo trudno o zatrudnienie, wiec
postanowiła dołożyć wszelkich starań, by wykształcić się wszechstronnie.
Rodzice zresztą powiedzieli jej, że jak tylko zechce się uczyć, oni fundusze na
to wygrzebią choćby spod ziemi. Bardzo kochali swoją córkę, zawsze jej
kibicowali. Marzyli o tym, by poradziła sobie ze wszystkim.
Zaczął się
czas wyboru kierunku studiów. To był dla Moniki niezwykle trudny czas. Z
wszystkiego była dobra. Radziła sobie z każdym przedmiotem i każdy lubiła, więc
wybór był dla niej ogromnie trudny.
- Co ja mam wybrać? Co ja
najbardziej lubię? Co mi sprawia przyjemność?
Wszystko
sprowadzało się do jednego: lubiła wszystko. Z żadną dziedziną wiedzy nie miała
do tej pory problemów.
- Może pójść w ekonomię? Może
języki obce? Ale czy dam radę? A właściwie, czemu nie spróbować? A może porywam
się z motyką na słońce?
Tak bardzo potrzebowała wtedy
porady kogoś, kto by choć troszkę wskazał jej kierunek. W szkole doradztwo
zawodowe polegało jedynie na tym, że zabrano ich całą klasą do urzędu pracy,
żeby pokazać im, gdzie mogą się zarejestrować jako bezrobotni, jak tylko
otrzymają świadectwo dojrzałości. Monika nie chciała zasilać szeregów osób bez
pracy. Postanowiła sobie wtedy, że nie będzie tu nigdy przychodzić. Sama da
sobie radę.
- To może jednak ekonomia?
Pomyślała.
- To dobry kierunek. Może on
pomoże mi znaleźć zatrudnienie.
Zaczęła
studiować. Radziła sobie całkiem nieźle, więc postanowiła rozpocząć następny
kierunek. Otworzyli nowy profil: bezpieczeństwo wewnętrzne. Nikt do końca wtedy
nie wiedział z czym to się je.
- To nowość, więc powinnam
znaleźć pracę po tym kierunku. Tak obiecali. Powtarzała sobie.
Czas
licencjatu szybko zleciał. Niedługo trzeba było zacząć się starać o pracę.
Monika zaczęła śledzić oferty. Nic nie odpowiadało jej kwalifikacjom. W
mieścinie, w której mieszkała wszystkie służby dawno były obstawione, urzędy
również, a firm prywatnych praktycznie nie było. Dominowały maleńkie rodzinne
interesy, gdzie nie potrzebowali nikogo ani po ekonomii, ani po bezpieczeństwie
wewnętrznym. Monika dobrze znała język angielski, ale w jej okolicach mówiono
zaledwie w ojczystym języku. Jedyne oferty, jakie wpadały jej w ręce, dotyczyły
pracy w dyskontach i sklepikach. Nie wiadomo dlaczego, oferty te ciągle były.
Niby przyjmowali do pracy, a za kilka dni, ogłoszenia te pojawiały się nadal.
Monika nie do końca wiedziała wtedy, czemu tak się dzieje.
- No i co ja mam teraz robić? Nie
bardzo mam szansę tu się zaczepić. Może powinnam kontynuować naukę. Zawsze to
kolejne dwa lata nie będę musiała stawać przez drzwiami rynku pracy. I walić w
nie, żeby ktoś mi je otworzył.
Tak też uczyniła. Rozpoczęła
kolejne dwa kierunki, związane w pracą urzędnika. Mały urząd gminy w jej
rodzinnej okolicy, w końcu kogoś może przyjmie. Więc rozpoczęła studia
magisterskie na kolejnych dwóch kierunkach: prawa administracyjnego i pracy
socjalnej.
Wywiad, jaki sobie prywatnie przeprowadziła
w rodzinnych stronach wskazywał, że parę osób w urzędzie gminy, w niedługim
czasie wybierze się na emerytury. To była dla niej jakaś szansa…
Jak poprzednio
czas studiów minął szybko. Dwa lata zleciały jak z bicza trzasnął. Wracała do
swojej miejscowości szczęśliwa, z kolejnymi dwoma dyplomami w kieszeni.
- No teraz to na pewno znajdę
gdzieś pracę. Z tyloma kwalifikacjami przecież muszę.
Ale w środku była przerażona.
Okropnie się bała momentu, gdy zacznie poszukiwania pracy. Nie bardzo wiedziała
jak ma się za to wszystko zabrać. Zaczęła przeglądać strony internetowe z tego
zakresu. Uczyła się, jak dobrze przygotować dokumenty aplikacyjne, jak
przygotować się do rozmowy kwalifikacyjnej, jak dobrze się zaprezentować.
Rozesłała setki dokumentów aplikacyjnych
w okolicy, w której mieszkała. Odpowiadała na ogłoszenia w gazetach, na
stronach internetowych. Odwiedzała okoliczne instytucje, zostawiając swoje CV.
Niestety, bez żadnego odzewu. Często w małych firemkach, które odwiedzała,
słyszała, że nie chcą jej zatrudnić, bo jest młoda i z pewnością niedługo
wyjdzie za mąż, będzie rodzić dzieci, a im nie trzeba pracownika, który z na
pewno niebawem zacznie być nieopłacalny. To było takie krzywdzące! Monika z
trudem powstrzymywała się, żeby nie wykrzyczeć tym pracodawcom, co i nich
myśli.
- Jakim prawem oni zakładają, że
nie mogą mnie zatrudnić, bo jestem młoda i będę zaraz rodzić dzieci! Przecież
ja nawet chłopaka nie mam obecnie!
Zamążpójście, to była ostatnia
rzecz o której myślała wtedy Monika. A tym bardziej nie było jej w głowie, jak
powiadali ci ludzie, rodzenie dzieci!
- No nie!!! Co mam teraz robić?
Co jest nie tak? Czemu nikt mnie nie chce zatrudniać? Co robię źle? Czy, jak
twierdzą ci pracodawcy, to, że prawdopodobnie kiedyś (w bliżej nieokreślonej
przyszłości) będę rodzić dzieci mnie przekreśla? Jak oni nawet mieli czelność
mi coś takiego mówić. To znaczy, że by pracować, kobieta nie może mieć
prywatnego życia?! Bo jest wredne! A jak w takim razie ktokolwiek ma się
odważyć na zakładanie rodziny?! W takich realiach, bez środków do życia?!
Nienawidzę tego kraju!
Nie wiedziała co począć. Co
podejmowała kolejną próbę poszukiwania zatrudnienia, odchodziła z kwitkiem. W
końcu zaczęła się poddawać. Zaczęło jej przemykać przez myśl, że jest jakimś nieudacznikiem,
jak nawet znaleźć pracy nie potrafi. Po kilku miesiącach zaczęła tracić
nadzieję, że cokolwiek da się zrobić. W jej okolicy nie było miejsca dla
młodych ludzi po studiach. Pomyślała wtedy o stażu.
- Może to jest to? Może powinnam
w końcu odwiedzić urząd pracy? Wprawdzie, w liceum obiecałam sobie, że nigdy tu
nie trafię, ale chyba jednak nie mam wyjścia. Może da się chociaż skorzystać z
jakiegoś stażu, by gdzieś się zaczepić?
I tak, pewnego
dnia, z ciężkim sercem, podciętymi skrzydłami rozwoju własnego, z opuszczoną
głową i brakiem sensu życia podążyła do tego tajemnego urzędu pracy….
Cdn…
I na koniec tej części kilka informacji blogowych:
Bardzo dobrze się Ciebie czyta, a to duży atut. Pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów.
OdpowiedzUsuńwww.nieobliczalna.pl
Dziękuję.
OdpowiedzUsuńfajny blog zapraszam do mnie http://poeta112.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń