fot.Ewa Kawalec |
„W każdym razie przychodzą ciężkie godziny, każdy je przeżywa, gdy się wydaje, że nic się nie osiągnęło, że tylko od początku przeznaczone do wygrania procesy kończą się dobrze, co by się i tak bez niczyjej pomocy stało, podczas gdy wszystkie inne przegrywa się mimo całego trudu, mimo wszystkich zabiegów, wszystkich drobnych pozornych sukcesów, które sprawiały taką radość. Potem wszystko już wydaje się człowiekowi niepewne i nie miałoby się nawet odwagi zaprzeczyć, gdyby ktoś zapytał, czy procesów o dobrym z natury swej przebiegu nie sprowadziło się na bezdroża właśnie przez własną interwencję.”
Franz Kawka
No
i zaczęło się pasmo kłopotów. Alicja została bez pracy o bez środków do życia.
Jedynym ratunkiem na tu i teraz byli jej kochający rodzice.
- Ala, niewiele możemy ci pomóc.
Ale z głodu nie padniemy. Póki co, będziesz się a Michałem stołować u nas.
Jakoś sobie poradzimy. Miedzy czasie będziesz szukać nowej pracy. Jakoś to
będzie, nie martw się.
- Tak, jak ja mam się nie
martwic. Przecież nie mamy teraz z czego żyć. Łatwo wam mówić.
Alicja, myśmy przeżyli wojnę.
Wtedy nie było nic, nawet jedzenia, a codziennie do tego trzeba było walczyć o
własne życie. Ale wszystko pokonaliśmy, wojna się skończyła, stanęliśmy na
własnych nogach, nie poddawaliśmy się, z czasem dało się i znaleźć pracę i
kupić własne mieszkanko. Teraz mamy parę groszy na życie, własny kąt. Wiem, że
jest ci trudno, ale to kiedyś minie. Zobaczysz… Powiedziała matka.
- No tak, przecież rodzice kiedyś
musieli gorsze trudności pokonać. Jak tylko nie mam pracy i pieniędzy, ale mam
zdrowie i dwie ręce do pracy. Trzeba zakasać rękawy i brnąć do przodu. Nie mam
innego wyjścia.
Zaczęła poszukiwania pracy. Tak
jak przypuszczała, znalezienie pracy to nie była dla niej bułka z masłem. Nie
miała pojęcia, jak się za to zabrać. Nigdy wcześniej nie była w takiej
sytuacji. Przez kilka miesięcy odwiedzała wszystkie dostępne miejsca. Nikt nie
odpowiedział na jej oferty. Ale ona wytrwale pukała do kolejnych i kolejnych
drzwi. Nie poddawała się.
Pewnego dnia, gdy już miała
serdecznie dość wszystkiego i zaczęła tracić nadzieję na to, że kiedykolwiek
jej życie się zmieni zadzwoniła koleżanka z teatru.
- Alicja, czy ty nadal szukasz
pracy?
- Tak, a czemu pytasz?
- Bo moja koleżanka szuka
pomocnika przy renowacji zabytków, wiesz krakowskie piękności czasem się
niszczą. Ma ogromną ilość zamówień, sama nie daje rady. Co ty na to?
- Anka, z nieba mi spadłaś! Mogę
zacząć choćby jutro.
- Dobra, zapisz sobie numer do
tej mojej znajomej. Umówicie się. Wspominałam jej już o tobie.
- Dzięki Aniu. Mam u ciebie
ogromny dług.
- Daj spokój, jeszcze nawet nie
zaczęłaś pracować. Zadzwoń, to się wszystkiego dowiesz.
- Dziękuję ci bardzo.
- To pa kochana, trzymam za
ciebie kciuki.
- Pa, do usłyszenia. Dziękuję, że
o mnie pomyślałaś.
Zadzwoniła pod otrzymany numer od
razu, nie chciała już więcej czekać z założonymi rękami, aż życie samo się
zmieni. Bo samo zmieniać się nie chciało. A czekanie na coś bliżej
nieokreślonego nie miało sensu. Do dzisiaj nawet do warzywniaka jej przyjąć nie
chcieli. A tu taka szansa się nagle pojawiła. Nie było na co czekać.
Umówiła się na spotkanie zaraz
następnego dnia… Dostała tą pracę. Na początek pracowała na czarno. Nie
protestowała. Nie miała innego wyjścia. Zajmowała się renowacją kościoła. Razem
z szefową biegały po rusztowaniach i wydobywały piękno staruteńkich malunków na
ścianach. One tak wiele przetrwały… Cudne piękności z przez wielu, wielu lat.
Alicja szybko nauczyła się, co ma
robić. Zawsze czuła w sobie dar do malowania. Pędzle w jej rękach zamieniały
się w jakieś czarodziejskie różdżki, które tworzyły cuda. Teraz musiała
zapoznać się z nową techniką pracy. Nigdy do tej pory nie biegała po
rusztowaniach. Po dwóch miesiącach otrzymała umowę zlecenie. To już było coś.
Szefowa była zadowolona z jej pracy.
Zamówień było sporo,
zleceniodawcom zależało na czasie, więc pracowały po kilkanaście godzin
dziennie, niezależnie od pogody i temperatury na dworze. A był właśnie koniec
jesieni. Wielki kościół, ogromnie zimno. Ręce drętwiały skostniałe i stawały
się jak jakieś dwa patyki. Co kilka godzin ogrzewały się ciepłą herbatą. To na
chwilę pomagało. Ale to nie było ważne. W końcu Alicja mogła zarobić parę
groszy, popłacić rachunki, kupić coś do jedzenia. Z racji tego, że pracowała na
okrągło, rodzice pomagali jej nadal w opiece nad Michałem. Ona wychodziła o
świcie i wracała późnym wieczorem. Michała prawie nie widywała. Często padała z
nóg. Ostatkiem sił przekraczała próg mieszkania, padając ze zmęczenia.
- Alicja, ty nie możesz w takim
tempie pracować. Przecież się w końcu rozchorujesz. Martwiła się mama.
- Mamo, ja nie mam wyjścia. Wiesz
jak długo szukałam zatrudnienia. Nie udawało się. Sezon niedługo się skończy,
więc muszę zarobić teraz ile się da, póki mogę.
I walczyła ze zmęczeniem, zimnem,
pokonywała swoje słabości.
Niebawem sezon się zakończył.
Trzeba było wymyślić coś nowego. Teraz miała chociaż parę groszy na farby.
Mogła zacząć malować. Tak też zrobiła. Zaczęła tworzyć portrety na zamówienie,
malowała też martwą naturę, przyrodę. Sprzedawała swoje prace na rynku. To
zawsze pozwalało na kolejne parę groszy zarobku. A przynajmniej teraz miała
trochę więcej czasu dla syna. Tak przetrwała zimę.
Czas płynął. A
wieści od męża jak nie było, tak nie było. Nie miała już nawet sił złościć się
na swój los i płakać w poduszkę. To nic nie dawało oprócz tego, że łapała coraz
większego doła. W końcu postanowiła, że będzie próbować układać sobie życie na
nowo. Życie bez Grześka. Wspomnienia o nim najchętniej zakopałaby gdzieś w
ciemnym lecie. Ale to takie proste nie było… Nie mogła mu wybaczyć tego, co jej
zrobił.
- Jakby on wtedy nie wyjechał,
wszystko byłoby inaczej. Dalej bylibyśmy szczęśliwi. Teraz Polska jest wolna.
Miałby ten swój kapitalizm. Bo ja już mam dość tej demokracji. Przedtem
przynajmniej miałam za co żyć. I tak ma wyglądać ta wspaniała, wolna,
demokratyczna Polska!!! Miało być lepiej, wszystko miało się układać.
Poczuła się kolejny raz
zdradzona. Najpierw przez męża, potem przez własny kraj….
Cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz