fot. Ewa Kawalec |
„Trzeba jakoś swoje życie
przeżyć. Jeżeli chcesz utrzymać się na odpowiednim poziomie, nie masz wyjścia -
musisz znaleźć jakiś ciekawy na to sposób. Nie znajdziesz go jednak, jeżeli
tylko będziesz siedział na tyłku.”
Katharine Hepburn
Czy
zawsze działanie, które ma być dla dobra dziecka, tak naprawdę jest dla niego
dobre? Jak często, by „uchronić” latorośl robimy nie do końca przemyślane
rzeczy? Jak to się potem odbija na jego funkcjonowaniu?
- Jasiu nie może ćwiczyć na
lekcjach wf-u, bo się spoci.
A po co ma się pocić? Po co ma
się ruszać? Po co ma się w jakikolwiek sposób męczyć lub sprawdzać, gdzie są
jego możliwości?
- Kamilka nie może jechać na
szkolną wycieczkę.
- Dlaczego?
- Bo przecież jedziecie
autobusem, a ona nigdy autobusem nie jechała i na pewno się będzie bała.
„Na pewno się będzie bała”. A
skąd wiesz, jak nigdy tego nie próbowała? Dlaczego utożsamiasz jej autobus z
czyść okropnie strasznym? Co będzie, gdy za kilka lat będzie musiała sama
gdzieś dojechać? Do końca życia będziesz ją wozić samochodem pod sam próg
szkoły, na zakupy, a potem do pracy?
- Co to za szkoła, w której
nauczyciel nawet nie potrafi posprzątać dzieciaczkom na półkach?
- To nauczyciel jest
odpowiedzialny za to, żeby pilnować, by plecaczki dzieci stały prosto obok
stolików.
Tak… I oto przekazujemy naszym
dzieciom, że one nic nie muszą. A już na pewno nie muszą dbać o porządek. Od
sprzątania są dorośli, ja mogę bałaganić, tak? I co rodzi się w głowie dziecka?
- Każdy ma robić za mnie wszystko,
ja nie muszę o nic się martwić. Przecież wkoło są dorośli, którzy mnie wyręczą.
Tylko co będzie, gdy te
dzieciątka kiedyś dorosną w takim przekonaniu? Kto w dorosłym życiu będzie
robił za nie wszystko?
Paweł zwiał z lekcji, bo był
sprawdzian. Co zrobili rodzice? Usprawiedliwili nieobecność, kryjąc syna, żeby
„nie miał kłopotów”. Co pomyślał syn? Czy wiedział, że jego postępowanie było
niewłaściwe?
Pomyślał:
- Ale frajerzy. Zrobię tak
kolejny raz. Po co się wysilać, kiedy wszystko przechodzi płazem. Po co brać
odpowiedzialność za swoje czyny? Przecież może ją wziąć na siebie ktoś inny…
I rodzice kombinują potem, co
zrobić, żeby młody zdał do kolejnej klasy. Bo on to ma gdzieś. Nie czuje, że to
jest jego życie, i jeśli kogoś krzywdzi takim zachowaniem, to tylko siebie.
Aśka notorycznie nie chodziła do
szkoły. Powód? Nieoficjalny: „nie chce mi się”, „będzie sprawdzian”, „nie mam
ochoty wstawać rano”. Oficjalny: „była chora”, była u lekarza”, „źle się
czuła”. Czy Aśka kiedyś będzie stawiała czoła przeciwnościom? Czy będzie
walczyła o siebie? Czy może będzie uciekać i się załamywać, gdy napotka
pierwsze, maleńkie trudności, które sama będzie musiała rozwiązać? Czy nie
zawali wykształcenia, bo jej się kiedyś nie chciało, a rodzice uważali, że
zostawiając ją ciągle w domu, pomagają jej? Jak się odnajdzie na rynku pracy?
Odnajdzie się, czy zasili grono bezrobotnych, bądź podopiecznych ośrodków
pomocy społecznej? Jak się odnajdzie w życiu prywatnym? Czy będzie w stanie
zawalczyć o rodzinę, pokonywać trudności, które na jej drodze będzie stawiało
życie? Czy to nie dorośli, kiedyś, wpoili w nią bezradność, odpuszczając na
całej linii i zawsze ją usprawiedliwiając? Czy Aśka w dorosłym życiu też będzie
szukać usprawiedliwienia tego, że jej się nie udaje? Pewnie tak, tylko
usprawiedliwienia na zewnątrz, a nie w sobie.
- Jakaś ty biedna Karolinko. Kto
to widział zadawać tyle zadań domowych! Ci wredni nauczyciele nie mają pojęcia
o wysiłku biednych dzieci.
I czy Karolina będzie chciała
rozwijać swoją wiedzę, czy też stwierdzi, że jeśli jacyś wredni nauczyciele
zatruwają jej życie, a ona jest w tym wszystkim najbardziej pokrzywdzona? Czy
nie stwierdzi, że rozwój jest głupi. Że lepiej posiedzieć przed telewizorem czy
komputerem, niż się wysilać. Tylko, czy w życiu takie postępowanie daje
pieniądze? Daje szczęście? Czy takie postępowanie doprowadza nas do realizacji
naszych celów i marzeń? Czy może dokładnie odwrotnie? By wygrać życie, muszę w
to włożyć sporu wysiłku?
- Marek, olej zadania z przyrody
i historii. To jest nudne. Kto by się tego chciał uczyć?
Co sprawią takie słowa matki? Ano
to, że Marek nawet nie zajrzy do źródeł wiedzy z tego zakresu, bo „mama
powiedziała, że to nudne”. Więc nawet nie zada sobie trudu, by to sprawdzić. By
zobaczyć, że może on się w tym sprawdzi. A może gdyby to zrobił, kiedyś byłby
archeologiem lub lekarzem? To, że rodzic z czymś sobie nie radził, to wcale nie
oznacza, że tak samo funkcjonuje jego dziecko.
- Co!?? Mój syn? Ukradł? Nie
możliwe. To dobre dziecko. On jest kochany i nigdy czegoś takiego by nie
zrobił. Co się go czepiacie? Podam was do sądu, za oczernianie.
Po pokazaniu nagrania z
monitoringu, przedstawiającego zachowanie syna, matka zaczyna płakać…
Czy zaprzeczając trudnym,
zachowaniom sprawiamy, że one nagle znikną? Że nie będziemy musieli nic w tym
robić? Bo lepiej udawać, że czegoś nie ma, niż stawić czoła rzeczywistości.
Tylko, jak często zapominamy, że każdy z nas popełnia błędy, zwłaszcza młody
człowiek. A my dorośli jesteśmy po to, żeby pokazać mu tą właściwą drogę.
Jesteśmy po to, by czuwać, żeby młody wałczył o swoje życie, by nie pakował się
w kłopoty w przyszłości. Jak tego nie zrobimy, to czy on będzie wiedział, że
źle postępuje?
- Ona proszę panią ma opinię! Co się
jej pani czepia? Ona nic nie musi!
Czy naprawdę „nic nie musi”. Czy
może powinna nauczyć się pracować na miarę swoich możliwości? Bo przecież
kiedyś rodziców zabraknie, a ona będzie musiała sobie poradzić?
- Co? Do poradni? Pani
zwariowała? Moje dziecko jest normalne!
No właśnie. Badanie w poradni nie
oznacza nienormalności. Badanie w poradni jest po to, by tak dopasować metody
pracy z dzieckiem, by ono jak najlepiej sobie radziło.
Ze skrajności w skrajność.
A potem, po latach rodzice
płaczą.
- On ciągle nie ma pracy, ile
jeszcze będę go utrzymywać? Ciągle żąda nowych i nowych pieniędzy na alkohol. A
ja już nie mam…
- No nie wiem, czemu ona sobie
nie radzi. To wszystko przez ten kraj. Tu przecież nie ma pracy…
- Własny syn mnie bije, a córka
wyzywa. Już nie pamiętają, jak przed laty byłam w stanie zrobić dla nich
wszystko, jak kryłam ich zachowania, jak odrabiałam za nich zadania?
Ale co ich tym nauczyłaś? Że oni
nie muszą nic, a ty do końca życia masz być na ich zawołanie. Bo pieniądze
biorą się nie z pracy lecz od matki lub z kradzieży. A zawsze były, więc czemu
w dorosłym życiu ma się to zmienić?
Czy chcemy
wychowywać rasowych nieudaczników? Czy o to naprawdę nam chodzi? Może przy
każdym, do bólu pobłażliwym traktowaniu, usiądźmy i zastanówmy się przez
chwilę, jakie to może kiedyś przynieść konsekwencje? Co musimy zrobić, by
przygotować nasze pociechy do dorosłego życia? Czy to osiągniemy pozwalając im
na wszystko, czy może motywując do działania i rozwoju? Pomagając naprawiać
błędy, pomagając pokonać strach przed trudnościami i przeciwnościami losu?
Gdzie znajduje się droga do
sukcesu, a gdzie do marnotrawstwa naszego potencjału i potencjalnego stoczenia
się po równi pochyłej?
Człowiek
motywowany i wspierany od najmłodszych lat, w dobrych i złych chwilach (tylko
mądrze wspierany) w życiu sobie zawsze poradzi. Dbajmy o nasze pociechy i
rozumnie przygotowujmy ich do dorosłego, pełnego sukcesów życia. Nie uczmy
bezradności i bierności. Uczmy tego, że każde trudności należy pokonywać, że
ponosimy odpowiedzialność za własne czyny, że decyzje zawsze wiążą się z jakąś
konsekwencją, że siła jest w nas, i to od nas samych zależy, czy będziemy
umieli iść przez życie z podniesioną głową.
świetnie napisane! wszystko zależy od rodziców i osób, które wpajają nam najważniejsze wartości od najmłodszych lat :)
OdpowiedzUsuńblog: optymistka. | fanpage
To wszystko prawda co tu napisałaś! Jednak opiszę drugą skrajność w wychowywaniu wymoczków. Nie powinno się też od małego swoje dziecko idealizować, spełniać przez nie swoje niespełnione ambicje i zawsze je wywyższać. Ono w to uwierzy, do czasu, kiedy nie poniesie pierwszych poważnych porażek. To też jest zabijanie zaradności w człowieku, gdyż taki młodzieniec wierzy, że ma w sobie wręcz magiczną moc i nie musi zbytnio się wysilać, bo i tak sobie ze wszystkim poradzi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)