fot. Ewa Kawalec |
„Jeżeli nie wiesz, dokąd zmierzasz, prawdopodobnie wylądujesz gdzieś
indziej.”
dr Laurence J. Peter
Próby
podjęcia decyzji przez Alicję trwały kilka dni. Nie była w stanie wrócić do
pisania planów. Jednak wszystko miała w głowie.
- Jechać, nie jechać? Co mnie tu
trzyma?
Z przemyśleń wynikało, że
niewiele. Ale ona nigdy nie opuszczała kraju na tak długi czas. Nie miała
pojęcia, co może ją czekać na obczyźnie. A jednak, coś jej mówiło, że powinna
zrobić ten krok. Że nie może tak po prostu odpuścić. To byłoby za proste. Z
perspektywy czasu zapewne nie wybaczyłaby tego sobie samej. Poczucie
bezpieczeństwa było dla niej ogromnie ważne, ale przecież w kraju nie tego nie
miała już od wielu lat. Na lepszą pracę też nie liczyła.
Rozpoczęło się więc powolne
planowanie.
- Jakbym wyjechała… to co zrobić
z mieszkaniem? Może rodzice zaglądali by tu od czasu do czasu.
- Nie znam języka… No ale
Grzesiek też nie znał i dał sobie rady…
- Pewnie nie dostanę wizy… No ale
jak się o to nie postaram, to nigdy nie będę wiedzieć, czy na pewno tak się
stanie…
To wszystko było takie nowe i
takie trudne.
Grzesiek ciągle naciskał, Michał
również, a rodzice z niepokojem czekali na jej decyzję.
- No dobrze, może czas na zmiany.
W końcu trzeba zrobić ten pierwszy krok. Pójdę do konsulatu. Przecież to wcale
nie oznacza, że wizę dostanę.
Zapisała się na spotkanie z
konsulem. Wyznaczono jej termin za miesiąc. To szmat czasu, pomyślała wtedy. Raz
kozie śmierć!
Nie miała pojęcia, jak wyglądają
takie rozmowy. Nie wiedziała, jak się ma do tego przygotować. Grzesiek próbował
jej podsunąć kilka rad.
- Powiedz, że chcesz zobaczyć
USA. Że chcesz wyjechać na pół roku. Nie mów, że chcesz tam zostać na stałe, bo
ci wizy nie dadzą. Ciągnął.
- Grzesiek, ja nie dam rady.
Odpowiedziała Alicja.
- Dasz! Nie ma innej możliwości.
To jedyny sposób, że byśmy mogli żyć razem. Nie możesz zaprzepaścić szansy na
lepsze życie. Tu jest wspaniale. Pokochasz ten kraj. Zobaczysz.
- Dobrze ci mówić! Wycedziła
przez zęby…
- Dobra Alicja. Zrobisz co
zechcesz. Ale pamiętaj, żebyś potem nie żałowała, że nie zrobiłaś nic ze swoim
życiem…
Od tej rozmowy
Grzesiek nie dzwonił przez kilka dni. Dał Alicji czas na poukładanie myśli.
Czuł, że jak będzie dalej naciskał, to nic dobrego z tego nie wyjdzie. A
Alicja, codziennie biła się z myślami. Dalej nie wiedziała, czego tak naprawdę
chce.
Termin rozmowy zbliżał się
nieubłaganie. A ona coraz bardziej się denerwowała. Nie umiała kłamać…
W dniu rozmowy, nie mogła znaleźć
sobie miejsca. Nawet nie pomagała jej ulubiona, mocna herbata. Tego dnia miało
się okazać, co dalej z nią będzie. Z nią i jej synem…
Założyła na siebie kostium.
Upięła włosy, najlepiej jak umiała i wyruszyła na bój o lepsze jutro.
W kolejce spędziła trzy godziny.
Była padnięta, wściekła i ogromie zestresowana. Wszystko mogło się zdarzyć...
W końcu została zaproszona na
rozmowę.
Konsul… barczysty mężczyzna o
niezbyt przyjemnym wyrazie twarzy wskazał jej miejsce. Usiadła, spoglądając w
stronę swojego kata lub wybawcy. Ręce ogromnie jej drżały ze zdenerwowania.
- No tak… Pani Alicja Grumlowicz.
- Tak.
- Co panią do nas sprowadza? Chce
pani wyjechać do USA?
- Tak.
- A w jakim celu?
No i wszystko zaczęło w niej
wirować. Nagle zapomniała, co miała powiedzieć, z czego nie. Myśli kotłowały
jej się w głowie, gdzie zaistniała nagle ogromna czarna dziura.
- Co z panią się dzieje? Zapytał
zaniepokojony konsul, widząc jej przerażoną twarz.
A ona nagle wybuchła.
- Nic się za mną nie dzieje! A
właściwie dzieje się! Moje życie się sypie! Wszyscy wymagają ode mnie decyzji
związanej z tym, co mam dalej ze sobą robić! A ja nie wiem, co mam robić!
Wykrzyczała. Kocham mój kraj, a mam wyjechać, bo rodzina mnie do tego namawia.
Całe moje życie jest tutaj, nie na obczyźnie. Ale przyszłam tutaj, bo wszyscy
na mnie naciskali! A tak naprawdę, wcale nie chcę wyjeżdżać!
Konsul ze zdziwieniem
przypatrywał się szalonej kobiecie. Przecierał oczy, nie wierząc w to, co
słyszy.
- To po co pani tu przyszła?
- Nie słyszy pan, ciągle to
tłumaczę, bo nie wiem, co mam robić! Przyszłam, bo musiałam! Wszyscy ode mnie
tego oczekiwali. A ja nawet nie wiem, czego chcę dalej od życia!
- To znaczy, że chce pani
wyjechać, czy nie?
- No i tego właśnie nie wiem!
Kocham mój kraj, wszystko co pamiętam od urodzenia wiąże się z Polską. Nagle
mam starać się o wizę na wyjazd. Nie mam pojęcia, czy to dobra decyzja. Jedno
wiem, chciałabym sobie odpowiedzieć na pytanie, czy odnajdę się za granicami.
Ale wiem też, że bardzo chcę wrócić do kraju. Mam tu starszych rodziców, którzy
oprócz mnie nie mają nikogo.
Konsul przyglądał się kobiecie z
zaciekawianiem.
- To dobrze. Powiedział.
- Dam pani tą szansę, żeby mogła
pani sprawdzić, czego tak naprawdę pani chce. Dostaje pani wizę.
- Co takiego? Co dostaję?
- Wizę. To wszystko z mojej
strony. Odpowiedział i wskazał jej drogę wyjścia z gabinetu.
Otworzyła usta ze zdziwienia.
Nogi się pod nią ugięły. Była pewna, że po tym wszystkim, co wykrzyczała, nie
panując nad emocjami, żaden normalny konsul jej wizy nie da.
- Dziękuję. Wydusiła z siebie i
szybko opuściła pokój.
Miała teraz tylko jedno marzenie,
zaczerpnąć świeżego powietrza, bo inaczej zemdleje. Powoli zeszła po schodach, z impetem pchnęła
drzwi wejściowe i wybiegła na ulicę, ciężko łapiąc powietrze…
Cdn…
Był kiedyś taki cytat(nie wiem czy nie przekręcę): "Nawet tysiącmilową podróż rozpoczyna pierwszy krok". Ale jak trudno go zrobić! Jak trudno wyjść ze swojej strefy komfortu i zaryzykować! Ale co lepsze w sumie? Tkwić w swoim bezpiecznym domku na pustkowiu? Czy może mieć trochę z życia, nawet będąc nieco poturbowanym?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Zgadzam się z przedmówcą. Pierwszy krok jest najgorszy również dlatego, że tworzymy w swoim mózgu miliony scenariuszy i zwyczajnie boimy się nieznanego...
OdpowiedzUsuń