piątek, 28 października 2016

O hamulcach słów kilka

fot. Ewa Kawalec

„Nie mów, że nie warto walczyć, kiedy nawet nie spróbowałeś. Lepiej mieć satysfakcję z podjęcia małego kroku, niż żałować całe życie, że nic się nie zrobiło.”

www.cytaty.pl


            Pewnie zastanawiacie się co skłoniło mnie do tego, że nagle zaczęłam pisać o zdrowiu. Niesamowite, ale dopiero niedawno tak naprawdę odkryłam, że zdrowie (a właściwie jego brak) to poważny hamulec na drodze do naszego rozwoju. Niby mamy pomysły, niby chcemy coś osiągnąć, a nagle się okazuje, że nie dajemy rady zwykłym codziennym obowiązkom, nie myśląc o tym, by dać z siebie więcej i zawalczyć o swoje marzenia…
No właśnie, i to chyba jest sedno wszystkiego…
Jak w końcu zaczęłam sam lepiej się czuć, zaczęłam się sama zastanawiać, dlaczego wcześniej nie dbałam o to, co się ze mną dzieje. Może złe słowo, nie: „nie dbałam”, ciągle szukałam, ciągle próbowałam coś zmienić, ale okazywało się , że nie tam gdzie trzeba i nie tak, jak trzeba…
Jak w końcu odkryłam, gdzie leży sedno, poczułam nieodpartą chęć podzielenia się z wami tymi odkryciami.

Okazuje się, że to jak czujemy się fizycznie szalenie mocno wpływa na to, co odczuwamy psychicznie. Tak teraz wszyscy biją na alarm: „Co czwarty człowiek ma mniejsze lub większe problemy z psychiką”, „Świat wariuje, ludzie tego nie wytrzymują”, „Za duże tempo życia, nie wytrzymujemy tej gonitwy”. No tak, to wszystko prawda. Ale niestety mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że jakość naszego życia zależy od tego, co sami sobie do organizmu wpakujemy. No właśnie, dosłownie  - wpakujemy!
Nie jest to proste, by wyłapać, co tak naprawdę robimy nie tak, zwłaszcza jeśli mamy poczucie, że wiedziemy mniej lub bardziej zdrowy tryb życia. W miarę dobrze się odżywiamy, to znaczy w naszym mniemaniu dobrze np. nie pijemy napojów gazowanych, ćwiczymy od czasu do czasu, uważamy na to co jemy. Więc gdzie leży przyczyna naszego spadku aktywności? Zagadka nie?

Do tej pory często sobie powtarzałam – codziennie ćwiczę intensywnie, biorę stado leków, jestem słaba, więc: NIE BĘDĘ SIĘ GŁODZIĆ!!!

Takie myślenie powodowało, że nie szukałam przyczyn w jedzeniu i piciu. Ale niestety stawało się tak, że mimo tego, że dawałam z siebie coraz więcej, moje siły gdzieś odlatywały. Zupełnie jak jakieś ptaszyska do ciepłych krajów. Problem był jednak w tym, że za żadne skarby, z tych ciepłych krajów wracać nie chciały.
Poczucia walenia głową w mur zaczynało mi towarzyszyć coraz częściej. Im więcej energii wkładałam w to, by coś zmienić, tym bardziej się zniechęcałam, gdy żadnych efektów tej harówy miesiącami widać nie było. Działo się wręcz przeciwnie, wszystko coraz bardziej zaczynało szaleć. „Im więcej ciebie, tym mniej, bardziej to czuję, niż wiem…” jak śpiewała Natalia Kukulska.
No i pewnego dnia stało się. Jedna myśl wywróciła do góry nogami całe moje wcześniejsze życie. Tak to czasem jest, że do najprostszych rzeczy najtrudniej dojść. Najciemniej po latarnią, jak to mówią… ech…
Jedna myśl, którą wdrożyłam w życie, po wielu innych „cudownych specyfikach” zaczęła w końcu działać. Zaczęłam nieco tracić na wadze. W końcu! Po wielu miesiącach codziennego wylewania potu. W przeciągu dwóch tygodni, zaczęło coś się zmieniać… Wydaje mi się, pomyślałam. Pewnie jakieś kolejne złudzenie. Zapewne to nerwy (gdyż życie nie oszczędza mi ostatnio przeróżnych niespodzianek), wytłumaczyłam sobie szybko. Ale moje samopoczucie zaczynało z dnia na dzień się poprawiać.
Zaczęłam zadawać sobie pytanie, co takiego się dzieje, co właściwie zaczęło mi pomagać? I jakiś szczęśliwy traf sprawił, że moja dawna przyjaciółka zaprosiła mnie na spotkanie o zdrowiu. Jakie było moje zdziwienie, jak tam nagle zaczęli mówić…. o raju… o mnie. To znaczy, ja tak się czułam, jakby o mnie mówili. Wszystkie wariacje zdrowotne, które dopadały mnie latami zaczęły w końcu mieć spójne wytłumaczenie. Zaczęłam rozumieć, dlaczego ostatnimi dniami moje samopoczucie się znacznie poprawiło (mimo tego, że trudności życiowe mnie nie opuszczały).
I dotarło do mnie jedno: mianowicie to, dlaczego do tej pory nie dostrzegałam tak prostych rozwiązań. Dlaczego nie podejmowałam do końca wyzwań, dlaczego wszystko w zakresie zdrowia robiłam połowicznie.  

Brakowało mi po prostu wiedzy. Ale wiedzy specyficznej, dotyczącej tego, co mojemu organizmowi robi to, co w niego ładuję. Wszystkie wykłady, plany treningowe, które wcześniej oglądałam, wszystkie artykuły i książki, które przewertowałam mówiły: Nie rób tego! Rób to! Mówiły o efektach w przyszłości, które dla mnie wydawały się nieosiągalne. Mówiły o tym, co działo się w przeszłości, co mogło mnie doprowadzić do tego lub tamtego. Ale po pierwsze, wszystko to, co inni próbowali twierdzić to było „na być może”, a ja miałam poczucie, że mojej przeszłości i tak zmienić nie mogę. To co się stało, to się stało, mleko się wylało. Jestem tu i teraz i zupełnie nie wiem, co mam dalej robić.
Dodatkowo, przy analizowaniu domniemanych przyczyn, nikt właściwie dokładnie nie mówił, co to wszystko nadal robi mnie. Mnie jako mnie, a nie mnie jako części jakiegoś tłumu. Ja wszyscy nie jestem!!!

No i miałam latami poczucie, że nikt nie zajmuje się moim zdrowiem tu i teraz. Gdy było źle, pojawiało niecoś w stylu gaszenia pożaru, który po jakimś czasie rozpalał się na nowo…
Nie było „lepiej zapobiegać niż leczyć”?

Ale szukałam dalej. Nie podając się, grzebałam za czymś dla siebie. Za czymś co w końcu zadziała…
No i… na pewnym, niezwykle ciekawym spotkaniu na temat zdrowia, wszystko zaczęło się nagle układać jak jakieś kawałki puzzli, w piękną, kolorową układankę.

Tak czasem niewiele trzeba by zmienić swoje życie o 180 stopni. To niesamowite. Okazało się, że wcale nie trzeba się głodzić, wszystkiego sobie odmawiać, tylko zadbać o jakość. Jakość tego, co w siebie wrzucamy, jakość wody, którą pijemy (to przede wszystkim) i jakość wypoczynku. Wszystko pięknie się ze sobą łączy.
Zdrowie zdominuje wszystko. Bez tego nie ma normalnego funkcjonowania. Szwankuje każdy aspekt naszego życia.
Człowiek jest jak stół, ma cztery nogi, które nazywają się rozmowa, rozwój, rozrywka i robota. Wszystkie te nogi potrzebują energii do tego, by istnieć. Wszystkie są jednakowo ważne. Bez jednej nogi, stół już nie da rady stabilnie stać. Gdy wątpliwej jakości są wszystkie, zaczynają się poważne kłopoty. Z takiego wybrakowanego stołu nikt nie chce korzystać. A sam stół powoli zmierza ku zagładzie.

Więc zobaczcie, jak ważne jest zdrowie… jak ważna jest jakość…

Ale o tym niebawem….



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz