fot. Ewa Kawalec |
„Samotność zbytnia i brak zajęcia gubią młodych ludzi.”
Aleksander Puszkin
Wakacje szybko
minęły. Nadszedł dla Michała czas szaleństwa – jak sobie to wtedy wyobrażał.
Duże miasto, brak kontroli rodziców, wszędzie kumple, żyć nie umierać.
- Samochodówka… sama słodycz. Odbębnię
to, co muszę i świat należy do mnie. Myślał Michał.
Zaczęły się zajęcia. Trzy dni
nauki, dwa dni warsztatów. Nauka, jak zawsze przychodziła mu łatwo. Nie robiąc
nic w gimnazjum potrafił ogarnąć minimum. W zawodówce to minimum jego
możliwości pozwalało na dość niezłe oceny. Warsztatów nie cierpiał. Wszędzie
brud, smary, blacharstwo, kupa gratów samochodowych do naprawy. Brr…. Każda
wizyta w warsztacie przyprawiała go o ból głowy. Nie miał zamiaru wykonywać
tego zawodu. To nie było dla niego. Ale ta szkoła miała dać mu wolność. Koledzy
byli nieźle zakręceni z szalonymi pomysłami na ryzykowne imprezy. Zapowiadało
się nieźle.
Po kilku tygodniach nauczyciele
zauważyli, że Michał wybija się ponad klasę. Zaproponowali przesunięcie go do
technikum.
- Michał, dasz sobie tam bez
problemu radę, a będziesz miał lepsze wykształcenie. Powiedział mu kiedyś
wychowawca.
- Stać cię na więcej, nie marnuje
tego. Powiedział.
Michał ani
myślał się przenosić, ale wychowawca poinformował o swoim pomyśle rodziców. A
ci nie dali za wygraną. Zagrozili, że jeśli się nie zgodzi, to odetną mu
kieszonkowe na cały rok. Nie mógł sobie na to pozwolić. Musiał się zgodzić. Ale
sama myśl o tym, że będzie musiał uczyć się dłużej przyprawiała go o mdłości i
powodowała okropną złość.
- Jeszcze wam wszystkim pokażę!
Postanowił.
- Nikt nie będzie mnie zmuszał do
niczego!
Przepisał się
do klasy technikum. I okazało się, że tam koledzy się jeszcze bardziej
kreatywni niż w szkole zawodowej. Oczywiście pod imprezowym kątem. Mieli niezłą
orientację w okolicy oraz, co ważniejsze - w dostępności do różnego typu używek
dla nieletnich. Mieli swoje sposoby, by dostać w zasadzie wszystko. Do tego
uwielbiali wagarować. A to dla Michała było w sam raz. No i jeszcze jedno,
mniej zajęć na warsztatach. Uff…. Choć dlatego było watro zmienić tą szkołę.
- Jakoś wytrzymam może te cztery
lata…
Ale
okazało się, że to wale nie było takie proste. Szalone imprezy, suto zakrapiane
z czasem zaczęły być dla niego nudne. Koledzy też okazywali się zdradliwi. Przy
pierwszej wpadce, gdy spisała ich policja na mieście, gdy byli na wagarach, pod
wpływem alkoholu, zrzucili całą winę na Michała. Jak jeden mąż, zgodnie
twierdzili, że to on przyniósł alkohol i namówił ich na wagary. To była
pierwsza lekcja życia dla Michała. Koledzy, którym tak zaufał, sprzedali go. Za
co? Za to że oni wszyscy byli z miasta, a on z wiochy zabitej dechami. Za to,
że nie potrafił się dość dobrze wkupić w ich łaski. Do tego oni naprawdę
interesowali się motoryzacją. Dla Michała to była udawana pasja, pasja
wymyślona tylko po to, by zdobyć akceptację rówieśników. Tak naprawdę
nienawidził tych ich ciągłych dyskusji o silnikach, markach samochodów,
nielegalnych wyścigach i takie tam.
Wtedy, po tej
wpadce z policją po raz pierwszy pomyślał, że może nie tędy droga, że może
samymi imprezami niewiele osiągnie… ale wtedy musiałby przyznać rację rodzicom,
a tego przecież zrobić nie mógł. Musi być nieugięty i nie pokazać tego, że
mieli rację, bo już do końca życia nie dadzą mu spokoju. Musi pokazać, że jego
racje są słuszne. Jedyne, na co się dał wtedy namówić, to były dodatkowe lekcje
angielskiego, które chcieli opłacić mu rodzice. Lekcje miały być w soboty, więc
koledzy nie będą z niego szydzili, że zostaje kujonem.
- W sumie, spróbować nie
zaszkodzi. Pomyślał.
- Michał, jak chcesz kiedyś
wyjechać za granicę, to musisz znać język. Jak nie będziesz go znał, to każdy
tam za granicami będzie mógł cię oszukać. Powiedziała mu matka.
- Z ojcem odłożyliśmy trochę
pieniędzy, zapłacimy ci za zajęcia na cały rok. Co ci zależy spróbować. Może
dzięki temu, kiedyś będzie ci łatwiej…
- No dobra… mogę pójść na te
głupie lekcje, warknął do matki.
Przez
pierwsze tygodnie pilnował dodatkowych zajęć. Zawsze miał nieco trudności z
nauką języków. Samo chodzenie na lekcje nie wystarczało, by opanować materiał
tak, jak udawało mu się to z innymi przedmiotami. Dodatkowe lekcje mu nieco
pomagały. Zawsze to więcej obsłuchał się z językiem. Jednak swoich dodatkowych
umiejętności na wszelki wypadek w szkole nie zdradzał, żeby nie stać się
powodem do szyderstwa kolegów. Wprawdzie nie ufał im tak, jak wcześniej, ale
nadal bardzo liczył się z ich zdaniem. Lepiej było być w paczce niż poza nią.
Odludkom na pewno nie jest łatwo. Myślał wtedy. Nigdy nie miał odwagi na to, by
być naprawdę sobą. Wszystko co robił, zawsze robił dla kogoś. Jak była mały,
starał się imponować rodzicom, gdy poszedł do pierwszej klasy – swojej pani, a
potem – kolegom. Swoje wnętrze gdzieś zagubił w tym ciągłym poddawaniu się
ludziom wokół. Tak naprawdę nie miał pojęcia, co on właściwie potrafi robić, co
lubi, a co nie, co jest jego mocną, a co słabą stroną. Praca i nauka kojarzyła
mu się jedynie z porażką ludzi, którzy kończą studia i zarabiają najniższą
krajową, pracując o wiele poniżej swoich możliwości (jak to było w przypadku
jego rodziców) lub z ludźmi, którzy wspaniale się ucząc w szkole, zdając dobrze
wszelkie egzaminy lądowali na bezrobociu (jak gro jego starszych znajomych z
sąsiedztwa).
To wszystko nie napawało go do
jakiejkolwiek pracy nad sobą. Nawet nie wiedział, że nad sobą można pracować,
że można mieć jakieś zainteresowania. Uważał, że to zdarza się tylko celebrytom
w telewizji. Normalni ludzie są tacy szarzy i nudni. Całe ich życie koncentruje
się na tym, by starczyło od pierwszego do pierwszego. To takie nijakie i
prozaiczne. Michał wiedział jedynie, że nie chce tak kiedyś żyć. Wydawało mu
się wtedy, że jak będzie robił wszystko dokładnie odwrotnie jak jego rodzice,
to odmieni swój los. Niestety, zastawiał sam pułapkę na siebie. Niedługo się
miało okazać, że jego pomysły nie do końca wypalą w zderzeniu z życiem. Ale to
miało być za jakiś czas. Na razie Michał o tym nie miał pojęcia.
Z czasem ciągłe
wagarowanie i imprezy pakowały go tylko w coraz większe kłopoty. Skończyło się
sprawą w sądzie o demoralizację. Oczywiście najbardziej oberwał on. Jego
„koledzy” jak zwykle wykręcili się. Zeznawali spójnie przeciwko niemu. Z ich
relacji wynikało, że to właśnie Michał namawiał ich do wagarów, picia, palenia,
dopalaczy (bo i to jego kumple bez problemu potrafili załatwić). Skupiło się na
nim. Do tego, jego rodzice chcieli, by zrozumiał swoje błędy i poniósł
konsekwencje, w przeciwieństwie do większości rodziców jego koleżków, którzy
bronili swoich synalków jak tylko mogli, twierdząc, że ich dzieci są najlepsze
i najspokojniejsze na świecie. Skończyło się tym, że Michał zapłacił za te
„wspaniałe znajomości” nadzorem kuratora do osiągnięcia pełnoletniości. To była
gorzka lekcja. Dopiero wówczas dotarło do niego, że coś tu nie gra, że może oni
go tylko wykorzystywali, że może wcale nie był dla nich nikim ważnym. Znaleźli
łosia, na którego można było wszystko zwalić, jak przyszła taka potrzeba. A on
uważał ich za przyjaciół, za wyrocznię, która dyktowała mu, jak ma wyglądać
jego życie. Jak bardzo się pomylił…
Tylko co dalej…??? Jak tu chodzić
z nimi do jednej klasy? Jak funkcjonować wśród nich po tym wszystkim, co się
stało? Nie miał pojęcia…
Cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz