fot. Ewa Kawalec |
„Wojownik światła wie, że żaden człowiek nie jest samotną wyspą. Wie,
że nie może walczyć sam. Jakiekolwiek byłyby jego zamiary, zawsze potrzebuje
innych ludzi.”
Paulo Coelho
Tak… to była
gorzka lekcja. Lekcja, z której otrząsnąć się nie mógł. Koledzy okazali się
marnym lekiem na całe zło.
- Więc nie zostało mi już nic…???
Pomyślał Michał. Nic nie znaczę, nic nie umiem. Wszystko jest do bani. Parszywe
życie. Jak tak nie chcę… Wołało całe jego wnętrze.
Nie mógł się odnaleźć w tej
paskudnej rzeczywistości. Wszystkie wartości, które myślał, że ma wiązały się z
pożałowania godnymi kolegami. Zostawili go, a właściwie pogrążyli w czasie, w
którym najbardziej ich potrzebował. Nie wyobrażał sobie dalszego chodzenia z
nimi do szkoły, a już na pewno do jednej klasy.
- Co ja mam teraz robić? Co
począć? Jak to rozegrać? Nie wiedział.
Wszystko w co wierzył kiedyś,
zawaliło się jak domek z kart. Coś co sobie sam zbudował, jak się okazało, na
marnych fundamentach, nie przetrwało. Sęk w tym jednak, że Michał nie miał
żadnego planu „b”. Nie wiedział wyjścia z tej sytuacji, nie miał pojęcia co ze
sobą począć. Jak nie wiesz, co robić dalej, to… najłatwiej jest nadal niszczyć
swoje własne życie. Ale najgorsze jest to, że ty sobie tego nie uświadamiasz….
Więc Michał
poszedł tym utartym, lecz nieuświadomionym do końca scenariuszem. Nie potrafił
wziąć się w garść i zawalczyć o siebie. Jedyne, co mu przyszło wtedy do głowy,
to to, by pozbyć się obowiązku chodzenia do szkoły. Zaczął regularnie
wagarować. Już nie z kolegami, sam… Błąkał się po obrzeżach miasta, całymi
godzinami łaził bez celu lub siedział nad rzeką. Znalazł sobie miejsce, gdzie w
zasadzie nikt się nie zapuszczał. Nie chciał mieć więcej styczności z żadnymi
rówieśnikami, nie chciał mieć styczności z ludźmi. Czuł się oszukany i
zraniony, jak postrzelone dzikie zwierzę, które ma jedynie chęć atakować, w
zamian za swoją krzywdę. Walczyć otwarcie nie miał ani siły ani chęci, więc uciekał
w krainę samotności. Matnię, która, jak mu się wydawało, trzymała go przy
życiu.
- Nikomu już nie zaufam! Ludzie
są wredni! Sam sobie poradzę! Nie potrzebuję nikogo! Powtarzał sobie, rzucając
kamieniami w wodną toń.
Tylko nie miał w tym wszystkim
pomysłu na to ”poradzę sobie”. Po raz kolejny wydawało mu się, że robi dobrze.
W domu przez
jakiś czas udawało mu się kamuflować wagary. Do komputera nawet nie podchodził,
ku uciesze rodziców (wcześniej spędzał tam wiele czasu). Ale to również
kojarzyło mu się z byłymi kumplami, więc trzymał się od tej maszyny jak
najdalej. Całymi wieczorami potrafił przeleżeć bez celu na łóżku, gapiąc się w
sufit.
Rodzice nawet
byli zadowoleni z takiego obroty sprawy. W końcu siedział w domu, z komputera
nie korzystał, nie trzeba go było pilnować. Nagła cudowna przemiana. Tylko nie
mieli pojęcia, co tak naprawdę dzieje się z ich synem. Sytuacja „constans”
wydawała się być na wagę złota. W końcu mogli się zająć swoim niezbyt udanym
związkiem. Znaczy, zająć się własnymi kłótniami i wspominkami typu „czego nie
zrobiłeś”, „co mogłeś zrobić” i „to wszystko twoja wina”.
Michał uciekał od domu i szkoły
we własny świat. Świat ponury, pusty, pełen nicości.
Pewnego dnia,
jak rodzice po raz kolejny uprawiali swoje wrzeszczące potyczki słowne, wymknął
się na strych. Pomyślał, że może tam uda mu się zapalić fajkę i rozładować
trochę napięcie. Miał jednego zachowanego z dawnych czasów papierosa. Wyszedł
po cichu z mieszkania, do tajemniczego pomieszczenia, które trochę przypominało
jego samego. Ciemne, ponure, markotne. Jedyna różnica była taka, że to miejsce
było potwornie zagracone i pełne chaosu, przez co sprawiło wrażenie trochę
tajemniczego zakątka. Od lat nikt prawie tam nie zaglądał i niczego nie
porządkował, jedynie każdy znosił tam wszystkie zbędne graty.
Michał
próbował zapalić. Okazało się jednak, że nie ma zapalniczki. O zgrozo! Nawet to
było przeciw niemu. Masz prawie wszystko do szczęścia (a może raczej, do
lizania ran), lecz zabrakło ci prozaicznego ognia. Właśnie – ognia. Czyż to nie
ognia potrzeba, by zacząć coś robić ze swoim życiem… Ognia, zapału, celu,
przyczyny… do tego, by zacząć coś zmieniać…
Michał zaszył
się między gratami, usiadł na jakimś pudle i zaczął myśleć. Myśleć o wszystkim
i o niczym. Właściwie żadne rozwiązanie do głowy mu nie przychodziło. Były to
jedynie puste myśli o bezsensownym życiu, jakim właśnie przyszło mu żyć. Marazmie,
w jakim się znalazł i wszechogarniającej nudzie. W pewnym momencie podniósł
głowę, rozejrzał się wkoło. W kącie stała jego stara, okropnie zakurzona
gitara. Kiedyś próbował na niej grać… ale nigdy nie było na to czasu. Imprezy i
złudne, pozornie szczęśliwe życie wraz z koleżkami zajmowało mu całą
rzeczywistość, które nagle zniknęła. Rozprysła się jak bańka mydlana. Wtedy,
dawno temu wyniósł instrument na strych, kojarzył mu się on jedynie ze zbędnym
wysiłkiem. Nie chciało mu się grać. Ale tego wieczoru coś mu mówiło, że
potrzebuje tego brązowego pudełka z sześcioma strunami. Podszedł do kąta i
ostrożnie wysunął instrument. Przetarł kurz ręką i spróbował wydobyć jakiś
dźwięk. Przesunął palcem po strunach. Nadal grały, ogromnie rozstrojone, ale
grały…
Odkrycie
dawnej pasji było jakimś rozwiązaniem. Mógł oddać się muzyce. Patrzenie w sufit
nic nie dawało, a wręcz stawało się już nie do zniesienia. Poczucie, że jest
sam i nikogo nie obchodzi, również nie należało do przyjemnych. Znaleziony
instrument wymagał trochę aktywności i inwencji twórczej. Zawsze to było coś.
Może warto…
Zabrał gitarę
do swojego pokoju. Pieczołowicie wyczyścił, nastroił i zaczął znowu próbować brzdąkać
w stare, jednak nadal brzmiące struny. Rodzice byli w siódmym niebie, jak to
usłyszeli. No może nie wszyscy… A właściwie zadowolona wydawała się być jedynie
matka.
- W końcu może zmądrzał. Szuka zainteresowań.
Powiedziała, słysząc dźwięki dobiegające z pokoju syna.
- Chyba jesteś niepoważna. Ta
kocia muzyka ma się mu do czegoś przydać! Niech się lepiej uczy i zdobędzie
zawód. I tak wszystko już zawalił i będzie rowy pewnie kopał.
- Przestań! Dlaczego tak mówisz!
To twój syn, nie zapominaj o tym.
- Syn! Lepiej powiedz, że to
jakiś nieudacznik i tyle.
- Nie mów tak!
- Stwierdzam tylko fakty!
I znów zaczęli się kłócić.
Michał miał
już wtedy swoją gitarę. Grał i nic się dla niego nie liczyło. Starzy mogli
sobie nawet oczy wydrapać. Nic go to wtedy nie obchodziło…
Cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz