fot. Ewa Kawalec |
Antoine de Saint- Exupery
- Jasiu, czemu nie chcesz tego
robić? Zapytała pewnego dnia pani.
- Bo to jest głupie!
- Jasiu, czemu tak uważasz?
- Bo ja nie umiem napisać tych
literek…
- Właśnie widzę, że to cię smuci.
Jak myślisz, dlaczego to nie wychodzi?
- Wie pani, czasem mi się wydaję,
że moja ręka nie chce słuchać mojej głowy…
- Martwisz się tym…
- Tak, bo nie umiem tego zrobić…
Wszystko inne, o czym jest na lekcjach, to ja wiem…
- I dlatego nie możesz skupić?
- Nie wiem proszę pani… tylko jak
się nudzę, to nie mogę usiedzieć…
- A skąd wiesz to wszystko Jasiu?
- Nie wiem… mamusia mi czyta dużo
książeczek i bajek.
- I bardzo chcesz się tym
podzielić?
- Nie… Powiedział, a w myślach małego
chłopca pojawiła się myśl… „Już nie… kiedyś chciałem…”
- Jasiu, ja nie zawsze słuchałam
na lekcji tego, co chciałeś powiedzieć. Dlatego, że inne dzieci też musiały się
nauczyć literek… Ale wiesz, mam pomysł. Może jak chcesz, to po lekcjach
opowiedziałbyś mi o tych wszystkich pięknych historiach z książek?
- Nie wiem…
- Jasiu, ja chętnie posłucham.
- To może dziś chwilkę zostanę…
- Cieszę się.
Tak pewnego
dnia pojawiła się pierwsza szczera rozmowa Jasia ze swoja panią, która od
dłuższego czasu zastanawiała się, dlaczego chłopiec nie może spokojnie
usiedzieć w ławce. Okazało się, że ma ogromną wiedzę. Jego umiejętności (za
wyjątkiem pisania w liniaturze zeszytu) wybiegają znacznie poza poziom jego
kolegów z klasy. O swoich umiejętnościach i wiadomościach opowiadał z wielką
pasją. Nie tylko przyszedł tego dnia, ale codziennie po lekcjach zostawał na
chwilkę, by opowiedzieć pani o nowej bajce.
- Co ja zrobiłam? O mały włos nie
zabiłam do reszty pasji tego chłopca. Pomyślała pani z przerażaniem.
- Jasiu, ty masz ogromną wiedzę.
Bardzo się cieszę, że mi o tym powiedziałeś.
Buźka Jaśka po raz pierwszy od
wielu dni rozpromieniała w czarującym uśmiechu.
- Może zechciałbyś zostać moim
pomocnikiem na lekcjach?
- Będę mógł pani pomagać?
- Tak. Będziemy wspólnie uczyć
dzieci poznawać literki. Co ty na to?
Jaś aż podskoczył z radości. Jego
czarne oczęta powoli zaczynały odzyskiwać dawny blask. Przypominały dwie
wielkie pięciozłotówki, błyszczące jak dwa słoneczka.
- Jasiu, muszę zacząć inaczej z
tobą dziecko pracować. Ty naprawdę masz ogromny potencjał. Nie dziwota, że tak
się nudziłeś na tych wszystkich lekcjach… Pomyślała w duchu nauczycielka,
uśmiechając się do swojego niesamowitego, małego ucznia. Ucznia, który okazał
się niesamowicie inteligentnym chłopcem.
Od tego czasu
lekcje całej klasy nieco się zmieniły. A tak naprawdę… zmieniły się bardzo. Jaś
został pomocnikiem pani. Pisał na tablicy literki, które dzieci potem
przepisywały. O dziwo, jakoś na tablicy mieścił się w linijkach. Tak bardzo się
starał. Teraz był pomocnikiem, a to zobowiązywało. Często siadał z innymi
dziećmi, pomagając im czytać. Pani przygotowywała im zadania do pracy w
grupach. Rozwiązywali zagadki, rebusy. Tworzyli własne układanki, układali
bajki, wykonywali doświadczenia. Bawili się w teatrzyk, sklep, pocztę itp. Sadzili
własne roślinki, mieszali wodę z solą i obserwowali, co się z nią będzie
działo. Robili wydzieranki, wyklejanki. Projektowali swoje własne budowle.
Rysowali zwierzątka i różne rzeczy, których nazwa zaczynała się na wybraną
literkę. Poznawali coraz to nowe zadania matematyczne. Raz pracowali przy
stolikach, raz na dywanie. Wychodzili na wycieczki – na poznawanie świata. Jaś
zawsze dostawał dodatkowe zadania do wykonania. Już się nie nudził. Jego ręka z
czasem coraz częściej słuchała jego głowy. Nie musiał już przeszkadzać, by zwrócić
na siebie uwagę, a jego mózg ciągle był niezwykle aktywny.
Na początku
współpraca z innymi dziećmi była dla niego trudna. Jaś chciał zawsze dowodzić i
wygrywać. Do tej pory zawsze bawił się z dorosłymi. Dzieci zachowywały się
inaczej niż dorośli. Domagały się zainteresowania. Też chciały wygrywać,
złościły się, obrażały, czasem śmiały tak głośno, że Jasiek zatykał uszy.
„Przestańcie!” Wołał wtedy, ale nikt go nie słuchał. Wszyscy zajęci byli grą w
najlepsze. Wtedy Jasiek się obrażał. Z pomocą przychodziła pani. Tłumaczyła, na
czym polega współpraca. Przypominała zasady gry. Tłumaczyła, że nie zawsze
trzeba wygrywać, że to sama zabawa przynosi wiele radości.
Jaś musiał się nauczyć, że nie zawsze
się da być w centrum uwagi, że inne dzieci też potrzebują zainteresowania ze
strony pani i sukcesu. Powoli mały Jaś nauczył się na czym polega współpraca z
rówieśnikami. Że dobra zabawa nie zawsze polega na wygrywaniu. Że najfajniejsze
jest to, że można się bawić z innymi dziećmi. Kosztowało to wiele łez, złości,
utarczek słownych. Ale to przechodziło. Za kilka chwil wszyscy zgodnie się
bawili, a potem z pasją poznawali coraz to nowe rzeczy.
Jasiek na nowo pokochał szkołę, a
pani była dla niego niezwykle ważną osobą. Był pilnym uczniem. Nie chciał
opuszczać lekcji Nawet wtedy, gdy był chory.
- Jasiu, jutro nie pójdziesz do
szkoły. Jesteś chory.
- Mamusiu, ja muszę iść, bo pani
będzie za mną tęsknić.
- Jasiu nie możesz iść do szkoły.
Kaszlesz bardzo.
I wtedy musiał zostawać w domu.
Ale wtedy bawił się w szkołę. Pisał literki, wymyślał z dziadkiem nowe
doświadczenia, rozwiązywał łamigłówki w książeczkach. Miał znowu tysiąc
pomysłów na minutę. Nic nie musiał, on chciał. Nauka przestała kojarzyć się mu
z nudą i znów, tak jak dawniej, poczuł chęć poznawania świata.
Róbmy
wszystko, żeby nie zabijać kreatywności naszych dzieci. Szukajmy przyczyn
niepowodzeń, obserwujmy znaki, dobierajmy metody, by nauka nie stała się
przykrą koniecznością, ale naturalną zabawą, która przeradza się z pasję. Ciekawość
świata, to delikatna roślinka, która potrzebuje… wolności. Nie zapominajmy o tym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz