fot. Ewa Kawalec |
„Nie mów, że nie warto walczyć, kiedy nawet nie spróbowałeś. Lepiej
mieć satysfakcję z podjęcia małego kroku, niż żałować całe życie, że nic się
nie zrobiło.”
www.cytaty.pl
Pewnie
zastanawiacie się co skłoniło mnie do tego, że nagle zaczęłam pisać o zdrowiu.
Niesamowite, ale dopiero niedawno tak naprawdę odkryłam, że zdrowie (a
właściwie jego brak) to poważny hamulec na drodze do naszego rozwoju. Niby mamy
pomysły, niby chcemy coś osiągnąć, a nagle się okazuje, że nie dajemy rady
zwykłym codziennym obowiązkom, nie myśląc o tym, by dać z siebie więcej i
zawalczyć o swoje marzenia…
No właśnie, i to chyba jest sedno
wszystkiego…
Jak w końcu
zaczęłam sam lepiej się czuć, zaczęłam się sama zastanawiać, dlaczego wcześniej
nie dbałam o to, co się ze mną dzieje. Może złe słowo, nie: „nie dbałam”,
ciągle szukałam, ciągle próbowałam coś zmienić, ale okazywało się , że nie tam
gdzie trzeba i nie tak, jak trzeba…
Jak w końcu odkryłam, gdzie leży
sedno, poczułam nieodpartą chęć podzielenia się z wami tymi odkryciami.
Okazuje się, że to jak czujemy
się fizycznie szalenie mocno wpływa na to, co odczuwamy psychicznie. Tak teraz
wszyscy biją na alarm: „Co czwarty człowiek ma mniejsze lub większe problemy z
psychiką”, „Świat wariuje, ludzie tego nie wytrzymują”, „Za duże tempo życia,
nie wytrzymujemy tej gonitwy”. No tak, to wszystko prawda. Ale niestety mało
kto zdaje sobie sprawę z tego, że jakość naszego życia zależy od tego, co sami
sobie do organizmu wpakujemy. No właśnie, dosłownie - wpakujemy!
Nie jest to proste, by wyłapać,
co tak naprawdę robimy nie tak, zwłaszcza jeśli mamy poczucie, że wiedziemy
mniej lub bardziej zdrowy tryb życia. W miarę dobrze się odżywiamy, to znaczy w
naszym mniemaniu dobrze np. nie pijemy napojów gazowanych, ćwiczymy od czasu do
czasu, uważamy na to co jemy. Więc gdzie leży przyczyna naszego spadku
aktywności? Zagadka nie?
Do tej pory często sobie
powtarzałam – codziennie ćwiczę intensywnie, biorę stado leków, jestem słaba,
więc: NIE BĘDĘ SIĘ GŁODZIĆ!!!
Takie myślenie powodowało, że nie
szukałam przyczyn w jedzeniu i piciu. Ale niestety stawało się tak, że mimo
tego, że dawałam z siebie coraz więcej, moje siły gdzieś odlatywały. Zupełnie
jak jakieś ptaszyska do ciepłych krajów. Problem był jednak w tym, że za żadne
skarby, z tych ciepłych krajów wracać nie chciały.
Poczucia walenia głową w mur
zaczynało mi towarzyszyć coraz częściej. Im więcej energii wkładałam w to, by
coś zmienić, tym bardziej się zniechęcałam, gdy żadnych efektów tej harówy
miesiącami widać nie było. Działo się wręcz przeciwnie, wszystko coraz bardziej
zaczynało szaleć. „Im więcej ciebie, tym mniej, bardziej to czuję, niż wiem…”
jak śpiewała Natalia Kukulska.
No i pewnego dnia stało się. Jedna
myśl wywróciła do góry nogami całe moje wcześniejsze życie. Tak to czasem jest,
że do najprostszych rzeczy najtrudniej dojść. Najciemniej po latarnią, jak to
mówią… ech…
Jedna myśl, którą wdrożyłam w
życie, po wielu innych „cudownych specyfikach” zaczęła w końcu działać.
Zaczęłam nieco tracić na wadze. W końcu! Po wielu miesiącach codziennego
wylewania potu. W przeciągu dwóch tygodni, zaczęło coś się zmieniać… Wydaje mi
się, pomyślałam. Pewnie jakieś kolejne złudzenie. Zapewne to nerwy (gdyż życie
nie oszczędza mi ostatnio przeróżnych niespodzianek), wytłumaczyłam sobie
szybko. Ale moje samopoczucie zaczynało z dnia na dzień się poprawiać.
Zaczęłam zadawać sobie pytanie,
co takiego się dzieje, co właściwie zaczęło mi pomagać? I jakiś szczęśliwy traf
sprawił, że moja dawna przyjaciółka zaprosiła mnie na spotkanie o zdrowiu.
Jakie było moje zdziwienie, jak tam nagle zaczęli mówić…. o raju… o mnie. To
znaczy, ja tak się czułam, jakby o mnie mówili. Wszystkie wariacje zdrowotne,
które dopadały mnie latami zaczęły w końcu mieć spójne wytłumaczenie. Zaczęłam
rozumieć, dlaczego ostatnimi dniami moje samopoczucie się znacznie poprawiło
(mimo tego, że trudności życiowe mnie nie opuszczały).
I dotarło do mnie jedno: mianowicie
to, dlaczego do tej pory nie dostrzegałam tak prostych rozwiązań. Dlaczego nie
podejmowałam do końca wyzwań, dlaczego wszystko w zakresie zdrowia robiłam
połowicznie.
Brakowało mi po prostu wiedzy.
Ale wiedzy specyficznej, dotyczącej tego, co mojemu organizmowi robi to, co w
niego ładuję. Wszystkie wykłady, plany treningowe, które wcześniej oglądałam,
wszystkie artykuły i książki, które przewertowałam mówiły: Nie rób tego! Rób
to! Mówiły o efektach w przyszłości, które dla mnie wydawały się nieosiągalne. Mówiły
o tym, co działo się w przeszłości, co mogło mnie doprowadzić do tego lub tamtego.
Ale po pierwsze, wszystko to, co inni próbowali twierdzić to było „na być
może”, a ja miałam poczucie, że mojej przeszłości i tak zmienić nie mogę. To co
się stało, to się stało, mleko się wylało. Jestem tu i teraz i zupełnie nie wiem,
co mam dalej robić.
Dodatkowo, przy analizowaniu
domniemanych przyczyn, nikt właściwie dokładnie nie mówił, co to wszystko nadal
robi mnie. Mnie jako mnie, a nie mnie jako części jakiegoś tłumu. Ja wszyscy
nie jestem!!!
No i miałam latami poczucie, że
nikt nie zajmuje się moim zdrowiem tu i teraz. Gdy było źle, pojawiało niecoś w
stylu gaszenia pożaru, który po jakimś czasie rozpalał się na nowo…
Nie było „lepiej zapobiegać niż
leczyć”?
Ale szukałam dalej. Nie podając
się, grzebałam za czymś dla siebie. Za czymś co w końcu zadziała…
No i… na pewnym, niezwykle
ciekawym spotkaniu na temat zdrowia, wszystko zaczęło się nagle układać jak
jakieś kawałki puzzli, w piękną, kolorową układankę.
Tak czasem niewiele trzeba by
zmienić swoje życie o 180 stopni. To niesamowite. Okazało się, że wcale nie
trzeba się głodzić, wszystkiego sobie odmawiać, tylko zadbać o jakość. Jakość
tego, co w siebie wrzucamy, jakość wody, którą pijemy (to przede wszystkim) i
jakość wypoczynku. Wszystko pięknie się ze sobą łączy.
Zdrowie zdominuje wszystko. Bez
tego nie ma normalnego funkcjonowania. Szwankuje każdy aspekt naszego życia.
Człowiek jest jak stół, ma cztery
nogi, które nazywają się rozmowa, rozwój, rozrywka i robota. Wszystkie te nogi
potrzebują energii do tego, by istnieć. Wszystkie są jednakowo ważne. Bez
jednej nogi, stół już nie da rady stabilnie stać. Gdy wątpliwej jakości są
wszystkie, zaczynają się poważne kłopoty. Z takiego wybrakowanego stołu nikt nie
chce korzystać. A sam stół powoli zmierza ku zagładzie.
Więc zobaczcie, jak ważne jest
zdrowie… jak ważna jest jakość…
Ale o tym niebawem….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz