fot. Ewa Kawalec |
Dziś po raz pierwszy dogłębnie sama o sobie, w pierwszej
osobie, inaczej już dotychczas…
„Celem nie jest bycie
lepszym od kogoś innego, lecz bycie lepszym od tego, kim samemu było się
wcześniej.”
Dalajlama
Ostatnio
mam wrażenie, że dzieją się wokół mnie niesamowite rzeczy. Wszystko dzieje się
po coś…
Coś, co kiedyś było w głowie,
miało jakiś obrany w myślach kształt, nagle zaczęło się dziać. Może nie
dokładnie w takim samym kształcie, ale z ludźmi, którzy we wcześniejszych
planach byli w głowie i z rzeczami, które ciągnęły, już dużo wcześniej, ale nie
zdawałam sobie z tego sprawy…. Ach… ale do rzeczy.
Bardzo
kręcą mnie ludzie z pasją. Zawsze, jak jakiś cholernie mocny magnes,
przyciągało mnie do osób, którzy nie byli tłumem. Mieli w sobie „to coś”. Swoje
zdanie, swoją misję, swoją piękną twórczość, ogromną wiedzę i miłość do
drugiego człowieka. Zawsze chciałam znaleźć jakieś miejsce obok nich. Zbliżyć
się choćby na chwilę i zarazić się ich cudną energią. Nie zawsze łatwą. Ale
jakoś tak zawsze wychodziło, że moja skóra wyczuwała ciekawe osobistości, nawet
jeśli te osobistości głęboko swe piękno chowali. Chowali, bądź nie dostrzegali,
bądź nie wierzyli, że mają w sobie „to coś”.
Marzyłam, by kiedyś połączyć
siły, stanąć w zwartym szeregu i zacząć zmieniać świat. Zawsze jednak stało coś
na przeszkodzie. Czułam, że stoję w miejscu, walę głową w mur i od tego walenia
mam co najwyżej tylko guzy na głowie. Ale coś mi w środku mówiło: „Tak trzeba.
Jak pomożesz choć jednej osobie zmienić myślenie, to jesteś już o jeden kroczek
do przodu. Zawsze to jedna osoba więcej, która uwierzyła w siebie i zaczęła
sama zmieniać świat wokół siebie.”
Zawsze marzyła mi się praca,
która da mi satysfakcję i poczucie, że to, co robię, ma sens. Że ma sens dla
mnie, a przy okazji pomaga innym. Nieraz słuchałam trudnych życiowych ludzkich
historii i starałam się przekazać innym dobrą energię, żeby... po prostu mieli
siłę do walki…
Ale…
Zawsze musi być jakieś ale,
prawda? Niesamowite…
Im więcej ludzi poznawałam, im
więcej pracowałam, im więcej dawałam z siebie, tym bardziej czułam się
eksploatowana.
Mimo sensu, mimo misji, mimo
tego, że czułam, że tak trzeba, traciłam energię… Najpierw energię, a potem
cała zaczęłam sromotnie zdrowotnie padać.
Zastanawiałam się: Dlaczego?
Czemu ja? Po co to wszystko? Czy to ma sens? Czemu mam innym dawać wiele,
tracąc siebie?
I okazało się kolejny raz, że nic
nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko jest po coś. Spotykani ludzie, nasze
wewnętrzne, życiowe trudności, też wiele uczą. Do tego, nic w przyrodzie nie
ginie…
Moje zdrowie i to, co do tej pory
do was pisałam połączyło się w jedną całość. Stare znajomości dziwnym trafem
odżyły. Nie dość, że one odżyły to, to samo stało się nagle ze mną… ech…
Mając sypiące się zdrowie, nagle
się okazało, że zaczęłam szukać. Szukać czegoś, co da mi poczucie sensu, co da
mi poczucie, że nawet jak kiedyś sama nie dam rady, to może uda mi się coś
przekazać innym. Dodatkowo, szperałam, szusowałam po necie, słuchałam różnych
mądrych ludzi, by znaleźć pomoc dla samej siebie, bo nic normalnego już mi nie
pomagało.
I co się stało? Poszukiwania dały
rezultat. Nie od razu. Nie z wielką pompą. Ale efekt po czasie. Wszystko, co do
tej pory czyniłam, doprowadziło mnie do tego miejsca, w którym jestem teraz.
Wiele „przypadków”, wiele pozornie niepołączonych ze sobą spraw, skierowało
mnie na inną drogę. Drogę innego myślenia, drogę poszukiwania, na nowe
wyzwania. Udało mi się w sobie odkryć to, co naprawdę kocham robić. Udało mi
się znaleźć odpowiedź na pytanie: Dlaczego tak wiele energii zgubiłam po drodze
i dlaczego tak się stało? Dlaczego to, że nie posiadałam długi czas tej
energii, przełożyło się na moje zdrowie? Co to ze mną zrobiło?
Dzięki temu wszystkiemu w końcu
poznałam sama siebie. Odkryłam, że codzienne poszukiwanie i uczenie się nowych
rzeczy bardzo otwiera, że ludzie wokół mnie są po coś. Że każdy z nich czegoś
mnie uczy i do czegoś prowadzi. Choć często, w danym momencie, w ogóle nie zdawałam
sobie z tego sprawy. Wartością dodaną stało się to, że w końcu spojrzałam na siebie
przez pryzmat swojego własnego zdrowia, które było w opłakanym stanie. I
okazało się, że to był początek nowej drogi… Jak się zamykają drzwi, zawsze
otwiera się jakieś okno hihi. Tak często już o tym pisałam. Ciągle ten cytat
mam w głowie i ciągle to się dzieje w moim życiu.
Czuję się, jakbym nagle wjechała
w jakiś nieznany zakręt, jakiejś tajemniczej ścieżki, która jeszcze nie wiem
gdzie mnie doprowadzi. Od jakiegoś czasu czułam, że coś się szykuje…
Może
wczorajszy dzień sprawi, że moje myślenie pójdzie w dotychczas mi nieznanym
kierunku. Wiem jedno, odżywam, mam w głowie znów tysiące pomysłów i podejmuję
dalsze wyzwania.
Wszechświecie uważaj, nadchodzę…
z nową siłą i energią, więc może być ciekawie.
Jak ja kocham poznawać!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz