fot. Ewa Kawalec |
„Co jest najśmieszniejsze w ludziach:
Zawsze myślą na odwrót: spieszy im się do dorosłości, a potem wzdychają za utraconym dzieciństwem. Tracą zdrowie by zdobyć pieniądze, potem tracą pieniądze by odzyskać zdrowie. Z troską myślą o przyszłości, zapominając o chwili obecnej i w ten sposób nie przeżywają ani teraźniejszości ani przyszłości. Żyją jakby nigdy nie mieli umrzeć, a umierają, jakby nigdy nie żyli.”
Paulo Coelho
Ile razy
myśleliście o tym, by zatrzymać pęd życia. Stanąć na chwilę i pomyśleć, co
dalej. Gdy czuliście, że coś mówiło: „Nie tędy, mój drogi. Stój! Rozejrzyj się
wokoło i może… zmień kierunek.” Co rodziło się wtedy w głowie?
- Co ty gadasz głosie? Jak mam
stanąć, gdy tyle rzeczy jest do zrobienia!
- Muszę z czegoś żyć.
- Muszę utrzymać siebie i swoich
bliskich.
- Zmień kierunek? Wolne żarty.
Przecież już teraz, na to co robię nie mam już sił.
Jak często
wstawaliście rano z potwornym bólem głowy i bólem istnienia. Jak często noc
była bardziej męcząca niż dzień. Wstawaliście i na dzień dobry wszystko bolało.
Ciało, życie, nasze puste cele. Energia już o poranku była na poziomie
depresji, a trzeba było wstać, by walczyć dalej, by mieć co do garnka włożyć.
Jak często
mieliście poczucie, że wasze życie traci sens, bo nie macie sił witalnych, by
sprostać nawet codzienności, a co dopiero myśleć o zmianach!
- Przecież i tak nie dam rady!
Myślenie
siadało, twórczość spadała, a aktywność z dnia na dzień stawała się mniejsza.
Czy kiedykolwiek stało się tak,
że nagle zaczynaliście chorować. Z waszym ciałem działo się coś dziwnego. Niby
zwykłe przeziębienie, a leżeliście plackiem dwa tygodnie. Dostaliście leki, a
zamiast pomagać, czuliście się coraz gorzej. A za kilka tygodni, kiedy niby
pozornie stawaliście na nogi, byliście tak słabi, że nic się nie chciało. Każdy
krok sprawiał ból. Czuliście każdy mięsieniek, każdą komórkę swego ciała, która
mówiła: Siedź, nie ruszaj się! Lepiej się połóż, bo i tak już nie masz na nic energii!
Zaczynaliście się bać, nie
wiedzieliście, co się z wami dzieje. Ciało wyprawiało coraz to większe
wariacje. Jakieś dziwne bóle głowy, problemy z serduchem i oddychaniem, bóle
mięśni, dziwne wysypki, przybieranie na wadze (nie wiadomo z jakiego powodu...).
Brakowało wam sił na normalne,
codzienne funkcjonowanie. Problemy ze snem i porannym wstawaniem. Totalne wyczerpanie…
Stres, myśleliście… Wiek pewnie swoje robi… Ale trzeba się jakoś ratować…
Jak często trafialiście wówczas
do lekarza, który was zbadał i rozkładał ręce.
- Nie wiem, co pani jest.
Wszystkie badania prawie w porządku. Drobne odchylenia, ale kto by się takimi
zmianami przejmował. Wyspać się i przestać się stresować.
A może inaczej, trafiliście do
lekarza, a on stwierdził po prostu:
- Czego pan oczekuje, w tym wieku
przecież już tak jest. Musi boleć.
Albo… dostawaliście po prostu
kolejną tabletkę na dzień dobry, bez żadnych badań, ze stwierdzeniem: „może
pomoże” lub „powinno pomóc”.
Wychodziliście za drzwi i
myśleliście:
- Cholera! Przecież ja mam
dopiero trzydzieści kilka lat! A czuję się gorzej niż moja własna babcia, która
szczęśliwa biega po podwórku… Co ze mną jest nie tak?
No i zaczynaliście szukać. I co
dowiadywaliście się?
- Teraz wszyscy są słabi. Takie
pokolenie. Wszędzie jest chemia. Nic się nie da z tym zrobić. Może spróbuj się
zdrowo odżywiać i więcej się ruszać.
I co? Próbowaliście to zmienić? W
sklepach teraz tak wiele produktów „Light”, soków owocowych, przetworów z
warzyw, super suplementów i witaminek na kilka złotych. Watro spróbować, nie? Czemu nie, przecież nic
nie tracę. Tylko… zamiast lepiej się czuć, tyliście dalej, aktywność jak była
mała, tak była, a coraz to nowe wysypki nawiedzały was jak szalone. I znów
kolejna choroba, tym razem mocniej przechodzona. Kolejny antybiotyk. Nie
działa… Dostajecie kolejny. Dalej to samo. W końcu stawało na jakiejś końskiej
dawce, która niby pomogła.
Ale, po jakimś czasie, nagle
jakieś dziwne objawy… Dziwna flegma w ustach, poranny kaszel, nieustanny katar,
zwłaszcza, jak napiliście się lub zjedliście coś ciepłego. Kolejna dziwna
wysypka. Zaczynały się robić jakieś rany w nosie, pękały paznokcie, wypadały
włosy.
I jak tu myśleć o własnym
rozwoju?
Zaczynały przychodzić czarne
myśli…
- Ja się do niczego nie nadaję.
- Na nic nie mam sił.
- Jak w tym wieku ma tak być, to
co będzie za parę lat?
- Po co się rozwijać dalej, jak
muszę teraz myśleć, jak znaleźć fundusze na kolejnego lekarza i kolejne „super
specyfiki”. Musze mieć stałą pracę. Jakoś wytrzymam. Jakoś przepracuję te osiem
godzin, a potem wrócę do domu i się położę… Żeby tylko była taka możliwość… Nie
zawsze była… Coraz częściej pojawiało się podenerwowanie, wszystko wokół
wkurzało.
I tak funkcjonowaliście, bez
większego sensu, bez planów na przyszłość, bez żadnych rozrywek (bo o tym, by
wyjść z domu, zwyczajnie nie chciało się wam nawet myśleć).
Zastanawialiście
się kiedyś, dlaczego tak się dzieje? Czy można to zmienić? Czy jest możliwe, by
znów stanąć na nogi i odzyskać siły? Siły, a tym samym wiarę w życie? Pozbyć
się czarnych myśli, strachu przed nieznanym i zacząć znowu żyć?
Tak!!! To jest
możliwe! Wszystko może się stać. Dużo da się naprawić, tylko trzeba wiedzieć
jak… I nie jest to o dziwo żadna magia.
Ale o tym
będzie niebawem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz