No i poczułaś, to...
Jest Ci w końcu dobrze.
Znaczy nawet inaczej... Tak dobrze, jak teraz
to jeszcze w życiu nie miałaś. Masz męża, z którym masz czucie, że możesz wszystko
i wystarcza tak, że nie myślisz ciągle o łataniu wielkich dziur w budżecie.
Wspaniały mąż, dzieci, domek, własnoręcznie
naprawiany i sytuacja finansowa taka, że w końcu od 10 lat masz pierwszą,
całkiem nową kurtkę i buty na zimę...
W końcu robisz to, co lubisz. Masz więcej
czasu. Stawiasz pierwsze kroki w biznesie. Już jest tak, że masz w końcu
zdrowie, ukochane olejki terapeutyczne i od lat wymarzony kolagen (który jest
Ci teraz ogromnie potrzebny dla odbudowania organizmu) za rabaty. Znaczy, nie
musisz w końcu dopłacać...
I się szkolisz, by doskonalić swoje
umiejętności.
No i pewnego pięknego dnia wpadasz a zoom, ma
być o bogactwie. Więc, z nadzieją w sercu stajesz do kolejnego w życiu etapu.
Tego jeszcze nie udało ci się doświadczyć w tym życiu, więc szukasz rozwiązań
ciągle i ciągle....
Zaczyna się super, przekonania, traumy,
schody... Kamień z serca... Bo to już odkrywasz w sobie od kilku dobrych lat,
to myślisz - będzie dobrze...
Aż tu pewnego dnia... Zoom o dochodzie netto,
oszczędzaniu i inwestowaniu. Tak na marginesie, zoom pojawia się w czasie, gdy
ceny wszystkiego szybują w górę jak głupie, inflacja rośnie, a pieniądz, który
jeszcze rok temu coś był wart, dziś leci na łeb na szyję.
Ale co tam, myślisz. Dochód netto to dochód
netto. Dodasz wszystkie zarobki, zasoby, odejmiesz długi i wydatki i zobaczysz,
co tak naprawdę masz...
Do tego słyszysz magiczne słowo bogatych:
Chcesz mieć majątek, upraszczaj... Wydawaj
mniej niż zarabiasz i jeszcze odkładaj, by oszczędzać i inwestować.
Pierwsze twoje wrażenie... z czego ja mam
oszczędzać, jak pierwszy raz w życiu mam tak, że mi wystarcza...
Wystarcza, ale... Na podstawy podstaw
funkcjonowania i to bez żadnych szaleństw…
Ideał sięgnął bruku, myślisz, zaczynasz łapać
doła i mieć wyrzuty, że za dużo wydajesz....
Po chwili zastanowienia postanawiasz się
podzielić swoimi przemyśleniami z twoją mentorką.
- Kasia, jeśli cię to pocieszy, to ja też tak
mam, słyszysz....
Szybka analiza twego wspaniałego mózgu i dochodzisz to tego, że to
cię wcale nie pocieszyło. Super by było, jakbyśmy jednak obie miały lepiej...
- Kasia, trzeba do tego stanąć. Po prostu
zobacz gdzie jesteś i podstawa to upraszczać...
(Upraszczać znaczy, zapewnić sobie minimum na
życie, a resztę inwestować.)
No i stajesz do tego... Dzielnie, jak to Ty.
Co nie staniesz... Kto jak nie ty....
Żeby było mało dla tego czucia, przychodzi ci
jeszcze streszczenie zoom, w którym pierwsze, co czytasz, to: zobacz, czy
potrzebna ci kawka na mieście...
Jak to zobaczyłam, mój mózg od razu zawołał:
Kawka na mieście... Kiedy ja ostatnio piłam
kawkę na mieście? Prawie dwa lata temu...
Jakie ja miałam fanaberie wydatkowe ostatniego
roku?
I od razu widzisz, swoją pierwszą, nową
kurtkę, kupioną po raz pierwszy od 10 lat i buty na zimę…
Myślisz, czy była konieczna?
Byłaś w ciąży, więc w te stare ze szmateksu
powoli się nie mieściłaś. Jednak dzieciątko nie zdecydowało się narodzić, więc
na dobrą sprawę już nie jest ci ona konieczna, a i pewnie w ciąży mogłabyś
czasem w zimie na spacer chodzić w dwóch swetrach.
Buty: po co ci buty na zimę i to jeszcze
nowe…? Masz przecież tanisówki… jak nie będzie bardzo mokro, to obskoczysz….
Kawka na mieście raz na dwa lata? No to
zdecydowana fanaberia. Ale nagle przypominasz sobie, że taka kawka zdarzała ci
się tylko w momentach, kiedy miałaś takiego doła, że czułaś, że jak w końcu nie
zrobisz czegoś dla siebie, to eksplodujesz…
Inne fanaberie????
-
Remont w domu, który się już
sypał, czego już ominać się nie dało, bo Jaśko (twój drugi syn) był na pokładzie i trza było jakoś rozciągnąć
możliwości naszego domu. Remont oczywiście, po raz kolejny robiony od początku
do końca własnymi ręcyma. Kuchnia po remoncie jeszcze do dziś czeka na meble, w
związku z czym, rolę szafek, póki co
pełni stara, plastikowa półka z czasów PRL do łazienki, dostana od rodziców i miejsce na podłodze pod
stołem.
-
Szafa na ubrania dla dzieci - czy
konieczna? No może nie, można przecież ubrania trzymać w kartonowych pudłach….
-
Łóżko dla Wiktora - starszej
latorośli, bo wyrósł z łóżeczka, które zresztą przejął po nim już Jaśko i
wersalka, pierwsza nowa, bo stare, bardzo wiekowe i wysłużone, odziedziczone po poprzednich właścicielach
naszego domu już się całkiem rozleciały… No możnaby ostatecznie spać na
podłodze, Wiktoru nawet lubi… Ale ty dochodzisz do wniosku, że jednak zdecydowanie
wolisz sypiać w łóżku…
Pozostałe meble,
pościel, garnki, talerze, firanki, kapy, zasłony i inne rzeczy wyposażające
nasz dom są jeszcze “po poprzednich właścicielach” albo dostane… To samo się
tyczy ubrań i butów dzieci i większości twojej garderoby… Albo “szmateksowe”,
albo “dostane”
-
Dwa jednodniowe wyjazdy z dziećmi
na wakacje w większości sfinansowane z bona turystycznego, bo czułaś z mężem,
że dzieciom też się w końcu coś należy od życia.
-
No i klu programu - fanaberia na
całej linii, 2 książki o biznesie, biblia olejkowa i 4 tomy “Wędrówki dusz” -
które okazały się dla Ciebie zbawienne po tym, jak poroniłaś i szukałaś
odpowiedzi dlaczego????
Aaa i jeszcze fanaberie dla dzieci: 2 razy w
tygodniu jazda konna Wiktorka po 30 min każda, która się okazała dla niego
zbawienna i naturalne wspomagacze zdrowia dla naszej rodziny w postaci olejków
terapeutycznych i suplementacji, dzięki którym jesteśmy w zdrowiu, w ilości też
takiej, by zapewniać sobie odbiór rabatów i gratisów z działania biznesowego.
Czyli to co musisz, by dostać wypłatę, bez szaleństw. Resztę zaś nadganiasz
ziołami.
O eureko… uświadamiasz sobie też, że ziołami
też nadganiasz posiłki… Czyli jak nie masz pomysłu na obiad, idź na łąke,
nazbieraj ziół i zrób sos albo zupę.
I tak patrzysz na to i myślisz… nosz kurwa…
fanaberie na całej linii…
I jak mnie to pociągnęło w dół….
Znów myśli:
-
nie zasługujesz
-
po co ci buty
-
jak ty możesz mówić o biznesie,
jak sama jesteś w jakiejś gównianiej depresji
itd…
Ale po kilku chwilach przyszło światełko.
Przecież godzinę temu, byłaś z siebie dumna.
Dumna z tego co przeszłaś, co osiągnęłaś, co poukładałaś.
Uświadamiasz sobie, że nawet nie masz już
chęci wracać do jedzenia najtańszych
parówek i sosu koperkowego każdego dnia,
schorowanego organizmu, stresu, wyrzutów sumienia za każdą małą rzecz dla
siebie, oszczędzać w momencie, gdy wartość pieniądza leci na łeb na szyję, a
nawet sytuacja ekonomiczna na świecie nie da się przewidzieć dalej niż na pół
roku….
Co zatem możesz zrobić z miejsca w którym
jesteś, by jednak wzrastać a nie znów ciągnąć się w dół.
I wymyśliłam…
-
Jestem tu gdzie jestem.
-
Mogę robić małe kroki, małe rzeczy
każdego dnia, na które jestem gotowa
-
Mogę się cieszyć tym co robię, tym
co mam.
-
Mogę być sobie wdzięczna za każde
moje doświadczenie, które wiele razy było dla mnie mega skokiem.
-
Jak nie mam póki co przestrzeni
na jeszcze większe upraszczanie, bom
całe życie upraszczała na maksa, by przetrwać, to to też jest ok.
-
Zasługuję na buty i nową kurtkę, a nawet na kawkę na
mieście.
-
Cieszyć się każdym krokiem to jest
wielka moc.
-
Może moje finanse są dalej na
depresji, biorąc pod uwagę dochód netto, ale tak dobrze, jak jest mi teraz, nie
było mi jeszcze nigdy. A to oznacza, że wykonałam już kawał dobrej roboty i jestem z tego cholernie
dumna!!!
-
Moje doświadczenia są tak mocarne,
że pewnie niejednego już wesprzeć mogą.
Jestem BOGATA!!!! Bogata w moje doświadczenia,
bogata w szacunku do siebie, bogata w tym co mam, tu i teraz. Bo odwaliłam już
kawał dobrej roboty, a to dopiero początek bogactwa coś czuję.
Dedykuję ten tekst każdemu, kto myśli, że “nie
zasługuje” . Każdemu, kto ma dla siebie jakieś “ale”. Zobaczcie, tak jak ja to
uczyniłam, jaki kawał dobrej roboty już zrobiliście. I jaki krok możecie zrobić
tu i teraz z tym, co macie, tak, by zawsze potrafić się docenić.