sobota, 22 października 2016

Kilka słów o tym, jak to w życiu nie ma przypadków…

fot. Ewa Kawalec

Dziś po raz pierwszy dogłębnie sama o sobie, w pierwszej osobie, inaczej już dotychczas…


„Celem nie jest bycie lepszym od kogoś innego, lecz bycie lepszym od tego, kim samemu było się wcześniej.”

Dalajlama


            Ostatnio mam wrażenie, że dzieją się wokół mnie niesamowite rzeczy. Wszystko dzieje się po coś…
Coś, co kiedyś było w głowie, miało jakiś obrany w myślach kształt, nagle zaczęło się dziać. Może nie dokładnie w takim samym kształcie, ale z ludźmi, którzy we wcześniejszych planach byli w głowie i z rzeczami, które ciągnęły, już dużo wcześniej, ale nie zdawałam sobie z tego sprawy…. Ach… ale do rzeczy.
            Bardzo kręcą mnie ludzie z pasją. Zawsze, jak jakiś cholernie mocny magnes, przyciągało mnie do osób, którzy nie byli tłumem. Mieli w sobie „to coś”. Swoje zdanie, swoją misję, swoją piękną twórczość, ogromną wiedzę i miłość do drugiego człowieka. Zawsze chciałam znaleźć jakieś miejsce obok nich. Zbliżyć się choćby na chwilę i zarazić się ich cudną energią. Nie zawsze łatwą. Ale jakoś tak zawsze wychodziło, że moja skóra wyczuwała ciekawe osobistości, nawet jeśli te osobistości głęboko swe piękno chowali. Chowali, bądź nie dostrzegali, bądź nie wierzyli, że mają w sobie „to coś”.
Marzyłam, by kiedyś połączyć siły, stanąć w zwartym szeregu i zacząć zmieniać świat. Zawsze jednak stało coś na przeszkodzie. Czułam, że stoję w miejscu, walę głową w mur i od tego walenia mam co najwyżej tylko guzy na głowie. Ale coś mi w środku mówiło: „Tak trzeba. Jak pomożesz choć jednej osobie zmienić myślenie, to jesteś już o jeden kroczek do przodu. Zawsze to jedna osoba więcej, która uwierzyła w siebie i zaczęła sama zmieniać świat wokół siebie.”

Zawsze marzyła mi się praca, która da mi satysfakcję i poczucie, że to, co robię, ma sens. Że ma sens dla mnie, a przy okazji pomaga innym. Nieraz słuchałam trudnych życiowych ludzkich historii i starałam się przekazać innym dobrą energię, żeby... po prostu mieli siłę do walki…

Ale…
Zawsze musi być jakieś ale, prawda? Niesamowite…
Im więcej ludzi poznawałam, im więcej pracowałam, im więcej dawałam z siebie, tym bardziej czułam się eksploatowana.
Mimo sensu, mimo misji, mimo tego, że czułam, że tak trzeba, traciłam energię… Najpierw energię, a potem cała zaczęłam sromotnie zdrowotnie padać.
Zastanawiałam się: Dlaczego? Czemu ja? Po co to wszystko? Czy to ma sens? Czemu mam innym dawać wiele, tracąc siebie?

I okazało się kolejny raz, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko jest po coś. Spotykani ludzie, nasze wewnętrzne, życiowe trudności, też wiele uczą. Do tego, nic w przyrodzie nie ginie…

Moje zdrowie i to, co do tej pory do was pisałam połączyło się w jedną całość. Stare znajomości dziwnym trafem odżyły. Nie dość, że one odżyły to, to samo stało się nagle ze mną… ech…

Mając sypiące się zdrowie, nagle się okazało, że zaczęłam szukać. Szukać czegoś, co da mi poczucie sensu, co da mi poczucie, że nawet jak kiedyś sama nie dam rady, to może uda mi się coś przekazać innym. Dodatkowo, szperałam, szusowałam po necie, słuchałam różnych mądrych ludzi, by znaleźć pomoc dla samej siebie, bo nic normalnego już mi nie pomagało.
I co się stało? Poszukiwania dały rezultat. Nie od razu. Nie z wielką pompą. Ale efekt po czasie. Wszystko, co do tej pory czyniłam, doprowadziło mnie do tego miejsca, w którym jestem teraz. Wiele „przypadków”, wiele pozornie niepołączonych ze sobą spraw, skierowało mnie na inną drogę. Drogę innego myślenia, drogę poszukiwania, na nowe wyzwania. Udało mi się w sobie odkryć to, co naprawdę kocham robić. Udało mi się znaleźć odpowiedź na pytanie: Dlaczego tak wiele energii zgubiłam po drodze i dlaczego tak się stało? Dlaczego to, że nie posiadałam długi czas tej energii, przełożyło się na moje zdrowie? Co to ze mną zrobiło?
Dzięki temu wszystkiemu w końcu poznałam sama siebie. Odkryłam, że codzienne poszukiwanie i uczenie się nowych rzeczy bardzo otwiera, że ludzie wokół mnie są po coś. Że każdy z nich czegoś mnie uczy i do czegoś prowadzi. Choć często, w danym momencie, w ogóle nie zdawałam sobie z tego sprawy. Wartością dodaną stało się to, że w końcu spojrzałam na siebie przez pryzmat swojego własnego zdrowia, które było w opłakanym stanie. I okazało się, że to był początek nowej drogi… Jak się zamykają drzwi, zawsze otwiera się jakieś okno hihi. Tak często już o tym pisałam. Ciągle ten cytat mam w głowie i ciągle to się dzieje w moim życiu.
Czuję się, jakbym nagle wjechała w jakiś nieznany zakręt, jakiejś tajemniczej ścieżki, która jeszcze nie wiem gdzie mnie doprowadzi. Od jakiegoś czasu czułam, że coś się szykuje…
Może wczorajszy dzień sprawi, że moje myślenie pójdzie w dotychczas mi nieznanym kierunku. Wiem jedno, odżywam, mam w głowie znów tysiące pomysłów i podejmuję dalsze wyzwania.
Wszechświecie uważaj, nadchodzę… z nową siłą i energią, więc może być ciekawie.

Jak ja kocham poznawać!!!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz