czwartek, 15 października 2015

Wiara w siebie czasem się gubi, co nie znaczy, że mamy jej nie szukać na nowo… (część 1)

fot. Luka Kwiatkowsky


„Wasz czas jest ograniczony, więc nie marnujcie go na życie cudzym życiem. Nie dajcie się schwytać w pułapkę dogmatu, która oznacza życie według wskazówek innych ludzi. Nie pozwólcie, by szum opinii innych zagłuszył wasz wewnętrzny głos. I co najważniejsze, miejcie odwagę iść za głosem swojego serca i intuicji.”

Jobs Steve

Życie na obczyźnie okazało się mega trudne. Piękne rzeczy dziejące się na początku tej nieznanej drogi z czasem zaczęły się rozmywać. Rozmywać w trudnościach wiązania końca z końcem. Koniec z końcem… tak łatwo to powiedzieć, ale jak związać do kupy te cholerne dwa przykrótkawe sznureczki. Ciągnąć siłą, naprężać? A jak się urwą? Co zrobić, żeby wydłużyć te przeklęte końce? Sznurki nie bardzo chciały się naciągać. Napięte do granic możliwości wiązać się nie dawały…
Wypłata Roberta na wszystko nie chciała starczać. Parę groszy zarobionych przez Julię nieco poprawiało sytuację, ale wystarczające to nie było. Amelka rosła. Potrzebowała zabawek, książek, nowych ubrań, pożywienia. Niewiadomo skąd Jula czuła w kościach, że nadchodzi jakaś wielka burza. Nie wiedziała jeszcze jaka, ale powiew wiatru nie wróżył nic dobrego. Jej wrażliwa dusza wyczuwała każdą najmniejszą zmianę kierunku tego wiatru. Wiatru życia i problemów. Chłód przenikał jej ciało i mroził aż do kości.
- Co się wydarzy? Czemu mam w sobie ten nieokreślony lęk? Co znowu los nam szykuje? Dopiero wydawało się, że wszystko zaczyna się układać.
I zaczęło się od problemów z mieszkaniem. To które zamieszkiwali, musieli opuścić. Właściciel sprzedawał posesję. A nowego znaleźć nie mogli. Nikt nie chciał wynająć nawet najmniejszego zakątka dla małżeństwa z dzieckiem. Dziecko brudzi i krzyczy, powtarzali im. Wszyscy wokół nagle nie wiedzieć czemu, potrzebowali świętego spokoju, z dala od dziecięcej kreatywności. Julka z Robertem nie mogli się z tym pogodzić. Przecież Amelka jest najspokojniejszym dzieckiem na świecie, nigdy nikomu do tej pory nie wadziła. Dlaczego nagle przeszkadza komuś, kto nawet jej na oczy nie widział. Nie potrafili sobie tego wytłumaczyć. To bolało, ale nie poddawali się. Przecież gdzieś mieszkać muszą. Nie pójdą z Amelką spać pod most. Zresztą nawet porządnego mostu w okolicy nie było.
- Wrócić do Polski? Po co? Zastać tutaj? Jak? Co dalej począć?
I wizja lepszego życia zaczęła pryskać jak bańka mydlana.
- Czy kolejny raz zmiana nas prześladuje? Po co to robi? Sprawdza naszą wytrzymałość?
Jak zaczynali wątpić w to, że kiedykolwiek zdobędą mieszkanie zadzwoniła Emma- koleżanka Roberta.
- Słuchaj, mówiłeś, że szukacie mieszania. Mój brat się właśnie wyprowadza z miasta. Ma do wynajęcia dwa pokoje z kuchnią. Zależy mu na tym, żeby zamieszkał tam ktoś, kto zadba o mieszkanie. Nie chce wielkiego odstępnego. Pomyślałam sobie o was. Jesteście zainteresowani?
- Emma z nieba nam spadłaś. Myślałem, że już nic nie znajdziemy. Pewnie że jesteśmy zainteresowani! Krzyknął z radości Robert.
- Super. Jutro możecie obejrzeć mieszkanie i załatwić wszystkie formalności, jak się oczywiście zdecydujecie na wynajem.
- Świetnie! O której możemy się spotkać?
- Powiedzmy, że koło siedemnastej. Odpowiada wam.
- Oczywiście!
- To do zobaczenia jutro.
Kamień spadł im z serca. Jutro obejrzą mieszkanie. Jak da się tam zamieszkać, to jeden problem z głowy. Cudownie. Byle do jutra…
Nazajutrz wyruszyli w podróż do nowego azylu. Swoimi ukochanymi rowerami. Mieszkanko było w pięknej okolicy. Wszędzie kwiaty, mnóstwo zieleni, w pobliżu piękny park. Julkę ujęło to magiczne miejsce.
- Robert, musimy tu zostać,. Czuje, że to miejsce jakimś sposobem nas przyciągnęło. To na pewno jest jakiś znak. Powiedziała zachwycona.
Przyciąganie miejsca? Coś w tym jest. Zaczarowany ogród otworzył przed nimi swe podwoja. Mieszkanie wynajęli. Właścicielowi bardzo przypadli do gustu. Pokochał ich rodzinę od pierwszego wejrzenia. Wynajął im kwiatowo – zielony zakątek w bardzo dobrej cenie. Kilka dni później tam zamieszkali. Nie mogli uwierzyć, w to co się dzieje. Z pasją poznawali nową dla nich okolicę.
Okazało się, że w pobliżu mieszkają Polacy – Agnieszka i Marek. Też młode małżeństwo z dzieckiem. Jula poznała ich na placu zabaw. Jakoś szybko nawiązała kontakt z Agnieszką. Były w podobnym wieku. Często się spotykały. Odwiedzali się wzajemnie. Dzieciaki się polubiły.
- Julka, wiesz, muszę dziś coś załatwić. Zajęłabyś się moim Jaśkiem na chwilę? Zapytała nowa znajoma pewnego dnia.
- Oczywiście Agnieszka. Trzeba sobie pomagać. Przyprowadź Jasia do nas, chętnie się nim zajmę.
Chwilka wydłużyła się wtedy do kilku godzin, ale czasem tak bywa. Jula nie podejrzewała nic złego. Zaufała tej kobiecie. Zawsze ufała ludziom.
Prośba Agnieszki o zajęcie się dzieckiem nie była jednorazowa. Z czasem zostawiała u nich syna kilka razy w tygodniu. Julka nie potrafiła jej odmówić. Agnieszka była taka zabiegana i taka roztrzepana. Wszędzie jej było pełno. Miała silną osobowość i wielki dar manipulowania ludźmi. Jula to wyczuwała. Wiedziała, że w tej osobie jest jakaś fałszywa nuta. Z jednej strony ogromnie była miła, z drugiej wymuszała na Julce wszystko, co tylko chciała. Nowa znajomość zaczęła przytłaczać.
- Wiesz Julka, tak mi przykro, ale nie wiem co mam zrobić. Znów muszę wyjść. Wiesz… interesy. Ale znów nie mam z kim zostawić Jasia. Tak bardzo mi głupio, ale wiem, że ty jesteś tak dobra, że na pewno mi nie odmówisz.
Po takim wstępie Jula traciła wszystkie argumenty do obrony.
- Agnieszka, ale… to już czwarty raz w tym tygodniu…
- No wiesz, zdaję sobie z tego sprawę, ale ja muszę to załatwić, a ty masz tyle czasu…
- Ale dziś nie bardzo mogę. Amelka coś źle się czuje. Muszę się nią zająć.
- Nie daj się prosić Julka. Poradzisz sobie. Amelka jest grzeczna. A Jasiek też. Jak będą razem, na pewno jej się poprawi samopoczucie. Przecież uwielbiają się razem bawić. Nie będą ci przeszkadzać. Będziesz miała ich z głowy.
Agnieszka tak świetnie potrafiła manipulować. Jula zawsze jej ustępowała. Nie miała takiej siły jak jej znajoma. Wrażliwość czasem zabiera umiejętność asertywności. Chęć pomagania i empatia spychała racjonalną troskę o siebie, rodzinę i własne interesy na drugi plan.
- No dobrze, przyprowadź Jasia.
- Dzięki, wiedziałam, że równa z ciebie babka i zawsze można na ciebie liczyć. Tylko zawsze musisz sobie trochę pomarudzić. Ale cóż wybaczam ci…
Rzuciła na koniec i pogoniła załatwiać swoje sprawy, zostawiając zamurowaną ze zdziwienia Julkę na środku ulicy.
- Ja marudzę? Ona mi ma wybaczać? To już lekka przesada. Pomyślała wściekła Jula.
Nie wiedzieć czemu znów zaczęła przez skórę wyczuwać, że nadchodzą jakieś kłopoty. Gęsia skórka kolejny raz ostrzegała. Ostrzegała, ale Julka nie wiedziała jeszcze przed czym….


Cdn…

1 komentarz:

  1. Hmm..znowu wyczuwam wątek wykorzystywania innych xD Ale trudno się dziwić, skoro dziś tego pełno w rzeczywistości...A ta gęsia skórka to może przeczucie, że to jeszcze nie koniec tej "zabawy"?

    OdpowiedzUsuń